Czas płynie szybko. Powiedziałabym nawet, że za szybko.Każdego dnia ubolewam nad tym, a że jest to zjawisko zupełnie niezależne odemnie, to nie pozostaje mi nic innego, jak pogodzenie się z tym przykrym faktem.Oprócz zwyczajowych dobrych i gorszych chwil, smutków i radości, upływ czasuprzyniósł mi coś więcej. Tym razem podarował mi kolejną już, drugą rocznicęmojego pobytu na Zielonej Wyspie. Nadejście wszelkiego rodzaju roczniczazwyczaj wywołuje u mnie szereg refleksji, nie inaczej było tym razem. Siłąrzeczy powróciły do mnie wspomnienia z lipca 2006 roku, kiedy toprzygotowywałam się do opuszczenia Polski i wylotu do Irlandii. Wspomnienia takdalekie, a zarazem tak bliskie – mimo że od tego momentu upłynęły już dwa lata,mogłabym ze szczegółami odtworzyć dzień mojego wylotu. To była przełomowa dataw moim życiorysie – dzień, kiedy zamknęłam pewien rozdział mojego życia iprzystąpiłam do tworzenia kolejnego.
Wyjeżdżając na Zieloną Wyspę nie miałam konkretnego planu.Nie mówiłam, że wrócę za rok, za dwa lata, czy za dziesięć. Kiedy ktoś mniepytał, kiedy planuję powrót, odpowiadałam zgodnie z prawdą, krótko, dwomasłowami: „nie wiem”. Odpowiedź na to pytanie miała pojawić się sama – już wIrlandii. W przeciwieństwie do wielu emigrantów, ja nie zostawiałam w domudzieci, czy męża. Owszem, trzeba było rozstać się z rodzeństwem, z mamą,bliskimi mi ludźmi, których dotychczas miałam praktycznie na co dzień, jednakto rozstanie miało inny wymiar. Mama od kilku lat przyzwyczajona była do faktu,że rzadko bywam w domu – studiowałam w innym województwie, odbywałam praktykiza granicą, lub po prostu przebywałam u mojego narzeczonego w odległym mieście.Musiała się więc liczyć z faktem, że zgodnie z koleją rzeczy, jej dziecipewnego dnia wyfruną z gniazda. Ja postanowiłam opuścić moje rodzinne gniazdowraz z nadejściem lipca. Podjęłam taką decyzję m.in. mając na uwadze sytuacjęfinansową mojej rodziny. Chciałam zrekompensować się bliskim za wsparcie, nietylko to duchowe, ale także finansowe, którego udzielali mi w czasie mojejedukacji. W moim rodzinnym regionie nie miałam zbyt wielu perspektyw, wyjazd doIrlandii miał być więc poszukiwaniem własnego miejsca w świecie, próbąszczęścia i swoistą przygodą. Sprawdzianem z dorosłości. Mogę powiedzieć, iżrozpoczynając życie w nowym kraju praktycznie nic nie ryzykowałam. W Polsce nieczekały na mnie długi, opuściłam kraj z czystym kontem – gdyby nie powiodło misię na wyspie, zawsze mogłam wrócić do kraju i tam próbować ułożyć sobie życie.Nie było jednak takiej potrzeby.
Po dość trudnych początkach na irlandzkiej ziemi nastąpiłylepsze czasy. Szybko zorientowałam się, że stereotypy dotyczące Irlandczyków,egzystujące wśród sporej części polskiej grupy emigrantów, to po prostuzłośliwe wytwory moich rodaków – tych wiecznie niezadowolonych, zawsze„najmądrzejszych” i pozbawionych tak wartościowej umiejętności, jaką jestzdrowy samokrytycyzm. To oni od początku starali się wpoić mi, że „irole togłupki”, bogato ilustrując przykładami opowieści o ich rzekomej wyższości nadtubylcami. Kiedy rozpoczęłam pracę, po raz kolejny przekonałam się, że nienależy wierzyć we wszystko, co się słyszy. „Głupi irole” przyjęli mnie niezwykleciepło, na każdym kroku spotykałam się wręcz z nadzwyczajną serdecznością, conie ukrywam, bardzo mnie zaskakiwało. Nie tego się spodziewałam. Karmionaopowieściami o tępych i wrednych tubylcach, bardziej spodziewałabym sięniechęci niż tak otwartej i sympatycznej postawy. Z czasem przekonałam sięrównież, że życie w Irlandii niekoniecznie wygląda tak, jak to wcześniejsłyszałam z opowieści tych, którzy wyjechali… Ludzie lubią jednak koloryzować.
Wyjeżdżałam z kraju odrobinę sceptycznie nastawiona dotego, co przyniesie mi przyszłość na obcej ziemi. Wielu rzeczy sięspodziewałam, ale nie tego, że w miarę upływu czasu Zielona Wyspa zawładniemoim sercem. Nie sądziłam, że po opuszczeniu jej granic, będę za nią tęsknić iz niecierpliwością odliczać dni, by znów zatopić się w wachlarzu jejszmaragdowych odcieni. Jeszcze parę lat temu marzyłam o życiu we Włoszech bądźwe Francji. Teraz zaś, kiedy mam okazję przebywać tam, często nie mogę wprostdoczekać się powrotu do Irlandii. Tęsknię za jej specyficznymi pejzażami, zajej architekturą, za irlandzką uprzejmością, za jej mieszkańcami, a niekiedynawet za… pogodą!
Dokonując bilansu zysków i strat, wiem, że wyjazd za granicę był jedną z moich najlepszych decyzji. Nie żałuję i chyba tak naprawdę nigdy tego nie żałowałam. Życie emigranta nie zawsze jest łatwe, ale mimo wszystko, gdybym mogła cofnąć czas i jeszcze raz wybierać, dokonałabym tego samego wyboru. Nawet za cenę wielkiej tęsknoty, która szczególnie dokuczała mi w początkowych miesiącach mojego pobytu. Irlandia ukazała mi swoje piękno. Dała mi poczucie szczęścia i bezpieczeństwa. Rozwinęła mój światopogląd i dała szanse na lepsze życie. Dzięki mojej irlandzkiej przygodzie poznałam wspaniałych ludzi, zwiedziłam fascynujące miejsca, znacznie pogłębiłam moją znajomość angielskiego, zrobiłam dwa certyfikaty językowe, które z pewnością okażą się pomocne w przyszłości. Przeżyłam tu wspaniałą przygodę. Ciągle ją przeżywam...
Kiedy myślę o tych dwóch minionych latach, jestemszczęśliwa, że mogłam tu mieszkać przez te 24 miesiące. Dzięki nim udało mi sięzweryfikować powszechnie panujące opinie na temat Irlandii i jej mieszkańców. Żyjąc,pracując, zarabiając i wydając pieniądze w tym kraju, miałam niebywałą okazję odwewnątrz poznać realia panujące na Zielonej Wyspie. Poznałam ten kraj od„najprawdziwszej” strony. Przebywając w Polsce, mogłam jedynie mieć bardzorozmazaną i skrzywioną wizję tego kraju. To nie byłby prawdziwy obraz Irlandii– patrzyłabym na tę wysepkę oczami innych Polaków. Teraz patrzę swoimi. I kumojej radości, widzę, że ta „moja” Irlandia jest piękniejsza i lepsza. Widzę,że to nie tylko deszczowa kraina, ale przede wszystkim kraj o widokachzapierających dech w piersiach, wspaniałych dziełach ludzkiej i Bożej ręki.Kraj bogaty w ruiny zamków i opactw. Kraj utalentowanych artystów, przyjaznychludzi, chwytliwej i ujmującej muzyki. Kraj o imponującym dorobku dziedzictwanarodowego. Kraj mojej ulubionej tomato & basil soup i smakowitego masłaKerrygold. Kraj interesujących tradycji. Kraj Guinnessa, Smithwicksa, Irish Mista, Baileysa i innych wyśmienitych trunków. Kraj Riverdance. I moja drugaojczyzna. To także mój kraj.