środa, 22 kwietnia 2009

Historia pewnego zauroczenia

Włochy to bardzo specyficzny kraj niejednokrotnie pozostający w sferze marzeń wielu ludzi, zwłaszcza mieszkańców państw o chłodniejszym klimacie. Ten średniej wielkości kraj ma w sobie coś, co nieustannie przyciąga do niego rzesze turystów. Czy jest to łagodny śródziemnomorski klimat? Bogactwo narodowe? Jedna z najsmaczniejszych kuchni na świecie? Piękne pejzaże? Mentalność Włochów i ich sposób życia? Nie wiem, jak brzmiałyby odpowiedzi miłośników tego kraju. Mogę Wam jednak powiedzieć, jak brzmi moja.

  

Wszystko zaczęło się dawno, dawno temu, kiedy byłam jeszcze dzieckiem i mieszkałam w moich rodzinnych polskich stronach. Fascynacja Italią narodziła się u mnie niespodziewanie pod wpływem pewnych wydarzeń i wywarła dość duży wpływ na moje dalsze życie. Moje zamiłowanie do tego kraju określam obecnie mianem fascynacji, choć dawniej nie nazwałabym tego inaczej niż „miłość”. Dziś wiem, że nie jest to właściwe słowo, bo moją miłością stała się Irlandia. I w dniu kiedy pokochałam ten irlandzki kraj o zniewalającej urodzie pejzaży i twardym, kapryśnym klimacie, Włochy zostały bezpowrotnie zdetronizowane.  Odeszły na dalszy plan.

  

Przez długi okres Włochy wraz z Francją były moimi ulubionymi państwami. Takimi moimi marzeniami sennymi. I choć były to tylko dziecięce fascynacje, były na tyle mocne, bym całą swoją ambicję wkładała w naukę wszystkiego, co dotyczyło tych krajów. Ciężko to dzisiaj nazwać „nauką”, jako że słowo to wywołuje u mnie raczej negatywne konotacje. Nauka to trud, wysiłek, nieprzyjemny obowiązek, nawet wyrzeczenia. A poznawanie włoskiej kultury i języka nigdy nie było dla mnie przykrym obowiązkiem. To było dosłownie wchłanianie wszystkich wiadomości.

  

Język włoski był dla mnie mówioną poezją. Na moich półkach królowały włoskie płyty przy dźwiękach, których bardzo często się zatapiałam i odpływałam w świat fantazji i marzeń. Sam włoski był moim ukochanym językiem. Nigdy nie miałam z nim problemów, nigdy nie miałam go dość. Na wakacyjnej szkółce nauki tego języka nie miałam sobie równych, chętnie udzielałam się na lekcjach, budząc przy tym zdziwione spojrzenia uczniów, których umysły przeszły w stan odpoczynku wraz z dniem opuszczenia szkolnych murów. Moja fascynacja do tego języka umocniła się w czasie studiów. Lektorat włoskiego to był mój ukochany przedmiot, na który zawsze szłam z nieskrywaną radością. Nauka włoskiego zawsze była dla mnie przyjemnością. A ta przyjemność doskonale przekładała się na stan mojej wiedzy i moje wysokie noty.

  
Kiedy byłam mała, uległam magii tego kraju. Często marzyłam o podróżach odbywanych na włoskiej ziemi, wyobrażałam sobie siebie wśród tłumu gwarnych i głośnych Włochów. Wszystkie włoskie pamiątki w posiadanie, których weszłam dzięki tacie i przyjaciółce były przeze mnie starannie przechowywane. Miały dla mnie niewyobrażalnie wielką wartość. To były takie moje prywatne włoskie relikwie. Moje skarby.

  

Przyznam, że wielki świat pociągał mnie już od dawna. Od momentu kiedy złapałam podróżniczego bakcyla. A i to ważne dla mnie wydarzenie miało miejsce, kiedy byłam dzieckiem. To właśnie wtedy rozpoczęłam swoją przygodę dzięki tacie, którego praca sprowadzała się do częstych wyjazdów w Polskę. Magiczny świat podróży stanął przede mną otworem. I do dziś stoi, z czego ja oczywiście skwapliwie korzystam.

  

Moje podróżnicze priorytety uległy oczywiście pewnym zmianom. Kiedyś wiązałam swoją przyszłość z Francją bądź Włochami. Teraz nawet nie chcę myśleć o wyprowadzce do któregokolwiek z tych krajów. Owszem, moja sympatia do nich nie wygasła, ciągle istnieje, ciągle się tli, ale to już nie jest ten żywo buchający płomień podsycany przez moją osobę. Lata mieszkania w Irlandii pozwoliły mu przygasnąć, a ja muszę uważać, by całkowicie go nie zgasić.

  

Ciągle zdarza mi się myśleć o tych państwach, ale to myślenie również uległo modyfikacjom. Myślę o Włochach jako o krótkiej odskoczni od mojego irlandzkiego, monotonnego niekiedy życia. Jednak za każdym razem, kiedy udaję się do któregoś z tych państw, do Włoch lub do Francji, zawsze dopada mnie chęć powrotu do Irlandii. I bez względu na to, czy znajduję się w romantycznym i uroczym Paryżu, w przemysłowym i eleganckim Mediolanie, czy też w przesiąkniętym historią Krakowie zawsze odczuwam brak tego, co irlandzkie. Prędzej bądź później łapie mnie za serce tęsknota i każe wracać do tych niemacierzystych irlandzkich stron, gdzie trawa jest tak intensywnie i bajecznie zielona, a moja niespokojna dusza osiąga spokój i zadowolenie.

  

 

Dziwne i niewytłumaczalne jest to moje uczucie do Zielonej Wyspy, ale nie dbam o to. Dzięki niemu dużo lepiej mi się tu żyje.

 

***

Fotki pochodzą z mojego ostatniego wyjazdu do Mediolanu. Ciąg dalszy wkrótce.

17 komentarzy:

  1. Moim za to marzeniem i absolutna fascynacja takiej wczesnej mlodosci byla Norwegia.Zamiast Norwegii mam to co mam.Klimatycznie prawie na jedno wychodzi,widokowo takze:)Jest gdzies jeszcze w podswiadomosci Hiszpania,ale teraz juz niestety spychana na plan dalszy,bo Szkocje pokochalam.

    OdpowiedzUsuń
  2. ela@bukowscy.net22 kwietnia 2009 09:47

    Musze sie przyznac, ze też jestem zauroczona Italią. Uwielbiam tam wracać, i kazda podróż jest dla mnie niesamowitym przeżyciem Zbyt dużo jeszcze nie zwiedziłam i nie wszystko mi się podoba, ale kocham Włochy. Z językiem trochę gorzej - antytalent jestem ;( Ale pilnie się uczę i potrafię sie dogadać :) A co do Irlandii widać, ze znalazłaś swoje miejsce na ziemi. Skoro lubisz tam wracać - to znaczy, ze to jest to ! Buona giornata :)elsa

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyznaję się bez bicia, że weszłam tu przez blog Invitady :) Przeczytałam wszystko; jestem zauroczona, pod wrażeniem i zachwycona.Piękne zdjęcia, mądre posty i wrażliwa osóbka... Zostanę tu z pewnością na dłużej. Już wpisuję Cię do swoich linków, żebym miała szybki dostęp. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. promyczek83@op.pl22 kwietnia 2009 14:57

    Takie swoje miejsce na Ziemi... to jest TO .

    OdpowiedzUsuń
  5. Wielka wada Italii jest to ze zamieszkuja ja Wlosi a ja mam z nimi nieciekawe doswiadczenia. Tak sie przez nich zrazilam do tego kraju ze bedac dwa razy dawno dawno temu w Wenecji i okolicach postanowilam sobie ze juz tam wiecej nie pojade. Rok temu zlamalam obietnice lecac do Rzymu i ponownie mnie narod wloski zniechecil do siebie i kraju. Ale poniewaz na szczescie nie musze tam zyc wiec jako turystka tym razem dam szanse Toskanczykom i Toskanii... na krainie sie na pewno nie zawiode. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Wróciłam :) Mam nadzieję, że tym razem na dobre :) W wolnej chwili zabiorę się za maila. Po tak długiej przerwie, nie wiem, w co włożyć ręce ;) A poza tym, coś mi się wydaje, że nic nie straciłaś, trafiając do Szkocji :) Najważniejsze, że dobrze się tam czujesz. To podstawa szczęścia :) A do Norwegii zawsze możesz skoczyć. Mnie również ona interesuje, ale nie aż w takim stopniu, bym była gotowa porzucić dla niej Irlandię ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. E tam, antytalent. Ważne, że masz w sobie wystarczająco dużo ambicji, chęci i samozaparcia, to bardzo ważne przy nauce języków. Wiem, że dasz radę!

    OdpowiedzUsuń
  8. Bo Invitada jest jak Nokia: connecting people ;) Verito, przeczytałaś wszystko? Masz na myśli CAŁE archiwum?? Jeśli tak, to pozostaje mi tylko powiedzieć: wielki szacun dla Ciebie! Jako autorka tego bloga, chyba nie odważyłabym się na taki sadomasochistyczny krok ;) Zwłaszcza, że początki tego bloga to była taka sobie bezsensowna pisanina. Dopiero później zmieniłam nieco jego charakter. A tak na marginesie, tak się składa, że i ja ostatnio byłam u Ciebie kilka razy. Oczywiście wszystko dzięki Invitadzie :) Zachęciły mnie Twoje komentarze pozostawiane u niej i w ten oto sposób weszłam na Twój blog. Wprawdzie nie zostawiłam śladu, ale wierz mi, jeszcze to nadrobię :) Cóż, pozostaje mi tylko przywitać Cię serdecznie w moich skromnych progach, podziękować za miłe słowa i przesłać serdeczne pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  9. I Ty kiedyś odnajdziesz swój zakątek, zobaczysz. Na pocieszenie [?] dodam, że mnie to zajęło ponad dwadzieścia lat, ale go odnalazłam. I to jest ważne :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Chyba coś w tym jest. Muszę przyznać, że i ja się lekko do nich zniechęciłam, ale nie poddaje się. Jeszcze tam wrócę, ale tylko dlatego, że ewidentnie mam w sobie skłonności sadomasochistyczne. Nie lubię wielkich miast, a mimo to, ciągle do nich wracam. Toskania, ma w sobie pewien urok. Marzy mi się jej zwiedzenie, ale to musi jeszcze poczekać...

    OdpowiedzUsuń
  11. renatad7@poczta.onet.pl23 kwietnia 2009 14:04

    fajnam osoba,nie powiem:)to mi tak wszyscy szperaja w linkach?:)))

    OdpowiedzUsuń
  12. Ha, ha :) Upubliczniłaś "akta", to takie są skutki ;) Szperanie fajne jest, i jak widać, można czasem coś fajnego znaleźć :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Co to za plotki na mój temat za moją nieobecnością(bo jakoś mi tu "za moimi plecami" nie pasowało)? :p Widzę, że Invitada wystawiła mi tu świadectwo. Dobrze, że dobre ;) A coś jest w tym buszowaniu po cudzych linkach, bo najlepsza rekomendacją jest ta pochodzą od ludzi, których blogi się czyta :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Znam to uczucie, tylko do innego kraju. A tego, że mówisz po włosku gratuluję i zadroszczę :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Kiedy byłam młodsza rodzice pokazali mi, czym jest podróżowanie, jak należy do niego podejść, gdzie szukać tego, co najcenniejsze. Na początku podróżowałam z nimi po Polsce, potem wysłali mnie na skraj Europy - do Hiszpanii, następnego roku były Włochy, potem Chorwacja, znów Włochy, a po drodze jeszcze wiele innych. Mniejsza o to. Byłam we Włoszech i na południu i na północy i każdy z tych regionów, tak różniących się od siebie, ma w sobie coś pociągającego. Każdy znajdzie tu coś dla siebie: spokój, ciszę, na południu, a rozrywkę i głośną zabawę na północy. Do tych przyziemnych rozkoszy dochodzą jeszcze wspaniałe zabytki, pradawna kultura, duchowość, religia, historia i sztuka - czyli wszystko dla duszy spragnionej pokarmu. Faktycznie trudno się dziwić twojej fascynacji tym krajem, bo on jest FASCYNUJĄCY.

    OdpowiedzUsuń
  16. hejka. świetny blog!zapraszam na mój : http://strachowe-historie-buu.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  17. Taitko oby mnie to tylko zajęło lat 30...więcej nie zdzierżę :-)

    OdpowiedzUsuń