niedziela, 2 grudnia 2018

Wanna czyni mnie lepszym człowiekiem


Ale mi brakowało takiego niskolotnego popisania sobie, nawet sobie nie wyobrażacie!
Ja wiem, że na blogu bieda i nędza, przez co mogę Wam niechcący wysyłać sprzeczne sygnały [że niby nie mam weny/czasu, że blog mnie znudził i tym podobnie], ale nic bardziej mylnego. W przeciągu dwóch ostatnich tygodni myślałam o nowym wpisie częściej niż faceci o seksie!
Początek grudnia, wow! Teraz to już pójdzie z górki. Nim się obejrzymy, będziemy siedzieć przy świątecznym stole, poluzowywać gumki w majtkach i popuszczać pasa - a co niektórzy gazy, ale wiadomo, tylko mężczyźni, bo kobiety tego nie robią ;) - stękać jak nam ciężko, zarzekać się, że od poniedziałku to już na bank dieta, obmyślać zemstę na wrednej teściowej, która znów sprezentowała nam obciachowe skarpetki/sweterek świąteczny i zastanawiać się, komu można by przekazać w przyszłości nasz nieudany upominek.
A tak całkiem poważnie, to mamy już za sobą listopad, a co za tym idzie - Narodowe Święto Niepodległości, Święto Dziękczynienia, Black Friday, a nawet Cyber Monday. To z kolei teoretycznie oznacza, że żer skner już się zakończył, a ich tajne skrytki pękają w szwach od łupów upolowanych na okazyjnych przecenach. Nie jestem zakupoholiczką, prywatnie hołduję idei rozsądnego minimalizmu, ciągle mam w pamięci dantejskie sceny z kanadyjskiego "Consumed", który można obecnie oglądać dzięki uprzejmości Netfliksa w Irlandii, nie cierpię zagraconych przestrzeni, ale umiem mądrze omijać marketingowe pułapki i korzystać z tych promocji, które faktycznie są okazyjne i prawdziwe. Dlatego udało mi się kupić trochę rzeczy, głównie drobnych prezentów, żadnych tam szaleństw; sześćdziesięciocalowych telewizorów, jacuzzi, basenów itp., itd.
Daleka jestem od bezmyślnego naśladowania innych i choć lubię owce, to nie chcę mieć nic wspólnego z owczym pędem. Bardzo, ale to bardzo podoba mi się jednak idea Dnia Dziękczynienia i uważam, że fajnie by było, gdybyśmy spróbowali zainspirować się tym amerykańskim [i nie tylko] zwyczajem  i zaszczepić go także na  naszym rodzinnym gruncie. Nic innego nie wydaje mi się tak godne naśladownictwa jak właśnie to.
Wdzięczność to w ogóle jest przepiękna cecha, ale trochę jakby traktowana po macoszemu. Trochę jakby nie z tego pokolenia, trochę jakby na wymarciu. Trochę jak UFO. Wszyscy słyszeli, mało kto widział i doświadczył na własnej skórze.
Nawet teraz, gdybym poprosiła Was o szybkie wypunktowanie pięciu sytuacji, w których spotkaliście się z a) wdzięcznością, b) niewdzięcznością wobec siebie, to jestem niemal pewna, że łatwiej byłoby Wam wywiązać się z tego drugiego zadania. Bo jednak z niewdzięcznością spotykamy się tak często i pod tak różnymi formami, że nie ma chyba człowieka, który by jej nie doświadczył. To może być wszystko: pożyczenie książki/pewnej kwoty pieniędzy przez kogoś i nieoddanie jej, wystawienie do wiatru przez kogoś, kogo się wspierało długie lata, niedocenianie rodziców za wszystko, co dla nas zrobili, niepodziękowanie kierowcy za to, że specjalnie dla nas zatrzymał autobus... Wdzięczność zaś wydaje się być na jej tle czymś, czego dostępują tylko nieliczni. Takim sekretnym portalem tylko dla wtajemniczonych. Ewidentnie mamy do czynienia z zaburzeniem proporcji, z dysonansem w częstotliwości występowania tych dwóch zjawisk. Tak być nie powinno.
Wiem, że na świecie jest mnóstwo biedy, ubóstwa, zła i przemocy, ale mimo wszystko, większość z nas tutaj obecnych i naszych bliskich żyje w niesamowicie komfortowych czasach. W czasach, w których można się zatracić pod wieloma względami. Nikt z nas nie musi oglądać czołgów na ulicach, gwałtu i mordu na naszych bliskich, nikt nie musi martwić się, czy nie spadnie nam na głowę bomba, ani tym, czy będziemy mieć za co wykarmić gromadkę dzieci.
Śpimy w czystej pościeli, na miękkich łóżkach, koło swoich mężów i żon. Korzystamy z dobrodziejstw Internetu, urządzeń sanitarnych w naszych nowoczesnych i ciepłych łazienkach, zamiast szczękać zębami w rachitycznych, drewnianych wychodkach na świeżym powietrzu. Kupujemy, bo mamy pieniądze, podróżujemy, bo możemy. Konsumujemy na potęgę. I co najgorsze - robimy to bezmyślnie, z rzadka tylko poświęcając sprawom wielkiej wagi swoje pięć minut.
Zaśmiecamy i niszczymy planetę, podcinając gałąź na której siedzimy, bo jesteśmy tak egoistyczni i zapatrzeni w siebie, że nie interesuje nas to, jaki świat pozostawimy dla przyszłych pokoleń, ani to, ile gatunków zwierząt wymrze w skutek naszego szkodliwego działania. Nie jesteśmy wdzięczni za to, co mamy i nie staramy się utrzymać - ani tym bardziej poprawić - taki stan rzeczy. Za to nad wyraz często wykazujemy się postawą roszczeniową. Wszystko się nam należy. Bo tak! Bo tacy jesteśmy wspaniali i wyjątkowi!
Większość z nas wychowała się w dobrych czasach, w których mieliśmy prawie wszystko, co było nam niezbędne do godnego życia, ale tylko mniejszość nauczyła się wdzięczności za to. Tylko garstka z nas urodziła się, mając ją we krwi i w genach. Cała reszta musi się jej nauczyć. Tak, jak uczymy się pisania, czytania, chodzenia i mówienia.
Warto uczyć dzieci wdzięczności, bo one z natury mają z tym problem. Wdzięczne dziecko to - z dużym prawdopodobieństwem - wdzięczny dorosły. Warto siebie uczyć wdzięczności i okazywać ją szczególnie tym, których kochamy. Tak łatwo jest przejść do porządku dziennego nad tym wszystkim, co jest w naszym życiu dobre. Tak łatwo zapomnieć, że wcale nie zawsze tak musi być.
Cały czas uczę się wdzięczności.
Jako dziecko miewałam z nią problemy. Potrafiłam być wdzięczna za każdy, nawet najmniejszy podarunek, za dwa złote otrzymane od babci, ale nie potrafiłam wyrażać wdzięczności za troskę, miłość, opiekę. Wtedy nie do końca wiedziałam, ile trudu i znoju kosztuje mamę moje wychowanie. Ile łez ja ją kosztuję, bo nie ukrywajmy, bywały takie sytuacje, w których powiedziałam jej trochę gorzkich słów. Pomimo tego, że byłam dobrym dzieckiem i nie sprawiałam wielkich problemów wychowawczych, nie piłam, nie ćpałam, nie paliłam, nie kradłam, a do tego dobrze się uczyłam, to jednak moja niewyparzona gęba i nieposkromiony temperament robiły swoje i te gorzkie, obrazoburcze słowa czasem padały. Nie było ich zbyt dużo, ale każde było niepotrzebne. Dostałam za to swoją nauczkę - do dziś pamiętam te wstydliwe momenty i te słowa, które nie powinny paść. Dwie dekady później nadal parzą mnie jak cholera. Jak płonąca suknia, która zabiła córkę Kreona. I tak jak ona trochę zabijają od środka, co wydaje się być uczciwą ceną za płacenie komuś w tak paskudny sposób za jego bezwarunkową miłość.
Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Moje dzieciństwo, mimo że nie do końca usłane różami, pozwoliło mi doświadczyć wielu stanów. Nie da się zaprzeczyć, że znacząco wpłynęło też na to, jakim człowiekiem jestem dzisiaj. Dało mi podwaliny, na których mogłam powoli zacząć budować dzieło zwane wdzięcznością. Łatwo nie jest, bo nadal mam takie dni, kiedy więcej rzeczy jest na "nie" i nic nie wydaje się być na "tak", ale pracuję nad tym i to jest najważniejsze. To orka na ugorze, ale grunt, to się nie poddawać. Słodką nagrodą jest dla mnie satysfakcja za odczuwanie wdzięczności, okazywanie jej i czynienie dobra.
A kiedy najczęściej ją odczuwam? W zimne, mokre i ponure dni. Jesienno-zimową porą.  Kiedy po męczącym dniu w pracy wracam do domu, zapalam świeczki w łazience, odpalam audiobooka i zanurzam się w gorącej wodzie. Jedno z lepszych doznań. Emocjonalne i fizyczne katharsis. Cudowna, błoga nirwana.
Wtedy też często wracam pamięcią do czasów dzieciństwa, kiedy to tylko mogłam pomarzyć o takiej luksusowej kąpieli, jako że w rodzinnym domu mieliśmy problem z bieżącą, gorącą wodą. W efekcie tego na co dzień dbałość o higienę sprowadzała się do korzystania z miednicy. Z wanny korzystało się od wielkiego dzwonu, głównie w sobotę, po uprzednim nagrzaniu wody w wielkim garze, który dzięki swoim gabarytom spokojnie mógłby służyć za kocioł czarownicy albo kanibali, a i wtedy można było zapomnieć o napełnieniu jej do pełna wodą.
Dziś wanna już nie jest dla mnie luksusem, ale nadal doskonale pamiętam czasy, kiedy była. I jestem wdzięczna, tak bardzo jestem wdzięczna, za to, że żyję w takich a nie innych warunkach. To właśnie w czasie tych relaksujących, gorących kąpieli rozmyślam nad tym, co było i jest, planuję najbliższe czynności, układam w myślach posty i dziękuję Bogu w myślach za wszystko, co mam. Wanna czyni mnie lepszym, bardziej wdzięcznym człowiekiem.
A jak jest w Waszym przypadku? Za co jesteście wdzięczni? Bo mam szczerą nadzieję, że macie takie momenty, w których "pochylacie" się nad swoim życiem i wyrażacie stwierdzenie, że tak naprawdę to jesteście niebywałymi szczęściarzami, bo macie to i tamto, i że nie zamienilibyście swojej egzystencji w cieniu na tę w świetle jupiterów, jaką prowadzi wiele celebrytów i gwiazd.
Tak na zakończenie - wiecie, że w Polsce też obchodzi się Święto Dziękczynienia? Wszystko za sprawą arcybiskupa Kazimierza Nycza, który ustanowił pierwszą niedzielę czerwca Świętem Dziękczynienia w archidiecezji warszawskiej. Pierwsze obchody odbyły się 1 czerwca 2008 roku pod hasłem, które bardzo przypadło mi do gustu:  "Dziękuje nie kłuje". Na razie jest to tylko święto lokalne, ale być może dożyjemy czasów, kiedy będzie ogólnonarodowe? A z haseł, które chciałabym, abyśmy my wszyscy wzięli sobie do serca jest nie tylko to powyższe, ale także sparafrazowane słowa prezydenta Kennedy'ego: "nie pytaj, co świat może zrobić dla ciebie, zapytaj, co ty możesz zrobić dla świata".

12 komentarzy:

  1. Ho, ho, ho!

    Czekałam tu cierpliwie na Ciebie, wiesz? Tyle ostatnio o Tobie myślałam, że w końcu telepatia sprawiła, że napisałaś nowy w post. W każdym razie tak sobie wierzę;)

    I ja nie dałam się zwieść na manowce Black Friday czy Cyber Monday. No prawie. Sprawiłam sobie całkiem miły, odroczony w czasie prezent, ale o tym w przyszłym roku.

    Myślę, że brakuje nam wdzięczności na co dzień. Szczególnie w Polsce. Tak niewiele trzeba na przykład, aby komuś zrobić dobry dzień, a w codziennym życiu-w piekarni, w pracy, urzędzie mam wrażenie szczekamy i burczymy na siebie.

    W większości przypadków zdaje się nie mam problemów z wdzięcznością. Od pewnego momentu (sama już nie pamiętam od którego) w życiu staram się mówić ludziom dobre rzeczy, dziękować. Mam znajomą, która tego nienawidzi i kiedy ją odwiedzam w Bratysławie, idziemy do knajpy, a ja mówię kelnerowi jak bardzo mi smakowało, ona mówi: ogarnij się, tyle razy Ci mówiłam, że tutaj wszyscy mają to w nosie czy Ci smakuje czy nie:D
    Przywykłam, że wielu ludzi na co dzień nie słyszy o sobie dobrego słowa, więc tym bardziej trzeba im to zmieniać. Pamiętam wiele takich fajnych sytuacji: kiedyś biegłam z kawą do autobusu, który prawie już odjeżdżał. Kierowała nim kobieta, zatrzymała się, otworzyła drzwi, ja wbiegam, a ona na to: a dla mnie gdzie kawa? Miałam dobry humor przez cały dzień. Albo pani z Lidla, która poprosiła mnie o dowód. Większość jednak takich sytuacji spotyka mnie w podróży, a nie na co dzień. Na pożegnanie ściskam ludzi u których śpię dziękując im po stokroć. Myślę, że to po prostu ważne i za rzadko mówimy dobre rzeczy, których zdarza się tak wiele, a za bardzo skupiamy na tych złych. Wystarczy popatrzeć na naszą historię kraju, gdzie ciągle rozdrapuje się stare rany.
    Jakiś czas temu miałam postanowienie, że będę wypisywać w kalendarzu dobre rzeczy z danego dnia.

    Znam to uczucie o którym piszesz. Ciepła herbata, kiedy wrócisz zmarznięta i zmoknięta, czy ciepła zupa, kocyk, miłe światło...Strasznie Ci zazdroszczę tej wanny, wiesz? Kiedy tylko mogę na wyjazdach proszę o wannę.

    Co do miednicy zaś to pamiętam mycie się w miednicy u babci. Wodę grzało się na piecu węglowym, wlewało do miski razem z zimną i człowiek sobie jakoś radził.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wierzę własnym oczom! Zmartwychwstała Rose! ;) Ale mnie nabrałaś, myślałam, że przez te Twoje życiowe zawirowania zapomniałaś o mnie, albo że zwyczajnie zabrakło Ci czasu i siły. Miło jednak wiedzieć, że było zupełnie odwrotnie.

      Nosiłam się z tym wpisem o wdzięczności chyba od drugiego tygodnia listopada. Wreszcie się udało - brawo, ja!

      Black Friday, Cyber Monday i im podobne nie są same w sobie złe. Czasem jednak ludzie bezmyślnie rzucają się na wszystkie promocje, bo... no właśnie, jest promocja. Sama korzystam z promocyjnych cen i kupuję na zapas [głównie kosmetyki i chemię], ale tylko to, co faktycznie regularnie zużywam i wiem, że na pewno będzie mi potrzebne.

      A Ty znowu się droczysz i rozbudzasz moją wyobraźnię, wiesz, że tego nie lubię ;) Stawiam na wykupiony lot albo bilet na jakiś koncert.

      Całkowicie się zgadzam ze stwierdzeniem, że naprawdę niewiele potrzeba, aby komuś zrobić przyjemność i dobrze nastawić go na resztę dnia. Dlatego lubię i praktykuję komplementowanie innych - jeśli ktoś zrobił coś pożytecznego, jeśli dobrze wygląda, to ja nie mam problemu, by mu o tym powiedzieć. Oczywiście nie biegnę na ulicy za obcymi ludźmi, by skomplementować ich wygląd ;) Mówię raczej o bliskim środowisku, choć czasami warto też "ujarzmić" w ten sposób nieznaną nam osobę.

      Bardzo fajny tekst z tą kawą :) Mnie kiedyś z kolei uradowała kobieta z piekarni w Tesco. Przechodziła koło mnie i stwierdziła, że ładnie pachnę. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się, by obca mi osoba wypowiedziała się na temat moich perfum, i przyznam szczerze, że było to bardzo miłe. Wielokrotnie też zastanawiałam się, spryskując się jakimś zapachem, czy jest on wyczuwalny dla otoczenia, a jeśli tak to, co sądzą o nim inni - czy nie jest zbyt inwazyjny, migrenogenny, uciążliwy etc. Końcowy wniosek z naszych historii jest taki: komplementujmy się! To naprawdę nie boli! A dziękuje nie kłuje :)

      Zupełnie nie zgadzam się z tą Twoją znajomą. Nie wierzę, że nie ma ani jednego barmana, kelnera, ani kucharza, który nie jest zainteresowany tym, czy jego praca przypadła do gustu klientom. Byłam w restauracji, w której wręcz szef kuchni sam podchodził i pytał, czy wszystko było smaczne. Problem polega na tym, że wiele osób nie jest po prostu nauczonych wyrażania wdzięczności i nie jest obeznanych z kulturą komplementowania bliskich/obcych. To z kolei często rodzi różne nieporozumienia, bo np. kobieta, która "siedzi w domu", nie pracuje zawodowo, by móc w całości poświęcić się rodzinie i ognisku domowemu, może czuć się wykorzystywana i niedoceniana, jeśli nikt nie okazuje jej wdzięczności i nigdy nie słyszy słowa "dziękuję". Przecież dziękuję dosłownie nic nie kosztuje!

      Mnie rozbroiła pewna prawie dziewięciolatka, a raczej wpisy w jej "pamiętniku". Już pomijając to, że robiła zabawne błędy ortograficzne, co jest totalnie zrozumiałe i na swój sposób urocze, każdy wpis kończyła chwytającym za serce zdaniem: "I am happy and grateful right now for..." [jestem szczęśliwa i wdzięczna za...]. Po wielokropku wpisywała każdego dnia inną rzecz. Bardzo mi się to spodobało, muszę ją kiedyś zapytać, skąd wzięła pomysł na takie zakończenie wpisu. Czy wypłynęło to z głębi jej duszy, czy może zainspirowała się czymś/kimś.

      Usuń
    2. Nie no, tego jeszcze nie było - po raz pierwszy zdarzyło mi się, że napisałam zbyt długą odpowiedź na komentarz i system nie chciał go przyjąć! :) Tu ciąg dalszy:

      Prawda! Od dłuższego czasu na nowo odkrywam urok gorącej herbaty. Nadal uwielbiam kawę, ale w niektórych sytuacjach to herbata jest milej widziana :) Ostatnio zużywam jej o wiele więcej, ale tak się składa, że jakiś czas temu udało mi się kupić na promocji kilka opakowań mojej ulubionej, więc nie muszę się ograniczać :)

      Normalnie to jestem #teamshower, ale wanna jesienią i zimą to jest to! Gorący prysznic o poranku to mój ulubiony sposób na rozpoczęcie dnia, ale teraz świetnym ukoronowaniem dnia jest relaksująca kąpiel.

      Tak! Tak to właśnie wyglądało. Też mieliśmy kiedyś kuchenny piec węglowy, ale wodę jednak grzaliśmy na kuchence gazowej. Gorącą wodę wlewało się do miednicy i zimną wodą regulowało temperaturę do mycia.

      A na koniec, tak w duchu tematyki posta: dziękuję bardzo, że się odezwałaś i zostawiłaś długi i ciekawy komentarz :) Dobrego tygodnia życzę! Ja już odliczam dni do przerwy świątecznej - to jedynie 15 dni roboczych! [coraz bardziej doceniam moją pracę, ale jednak zawsze się cieszę, kiedy mam od niej wolne] :)

      Usuń
    3. Dziękuję za tak entuzjastyczne powitanie:)O Tobie zapomnieć? Nigdy w życiu! Kochana, ja o Tobie myślałam w ostatnich tygodniach cały czas!

      Masz rację. Ostatnio wybrałam się do jednej z drogerii, ponieważ miało być minus 60 procent na wszystkie zapachy. Pech chciał, że byłam w tejże tydzień wcześniej i kupiłam sobie perfum. Patrzyłam na te ceny i stałam jak wryta, ponieważ one nie tylko nie były niższe niż tydzień wcześniej, były nawet wyższe, ale co tam-promocja minus 60 procent i przy stoisku ludzi masa;)

      Myślę, że takim cichym porozumieniem między ludźmi jest zwykły uśmiech. Możesz czasami kogoś nie rozumieć, ponieważ mówi w innym języku, ale jak jest uśmiech zawsze jakoś pójdzie.

      Też mi się zdarzało, ale że ktoś mnie zapytał gdzie coś kupiłam. Jak mieszkałam w Krakowie często kupowałam dopiero co zmieloną kawę, ile razy mnie ktoś po drodze zaczepił i o tą kawę pytał, bo tak pachniałam kawą;)

      Prawdę mówisz. Myślę, że to ważne, aby dziękować. Ludzie są teraz tak roszczeniowi, uważają, że im się wszystko należy, ale to wcale nie tak. Każdy pracuje i ma wynagrodzenie za pracę, ale może być przecież milej!

      A jaka jest Twoja ulubiona? Zdradzisz mi ten sekret?

      No już, już. Nic nie mów o wannie. Nie znęcaj się nade mna;)

      Tydzień minął. Mam nadzieję, że dla Ciebie był dobry. Zostało nam jeszcze 10 dni pracy, a potem ja idę do pracy dopiero w Sylwestra:D

      Usuń
    4. Wybacz, że tak późno odpowiadam na Twój komentarz. Życie za bardzo mnie pochłonęło, ale już na szczęście jest z górki. Jak mawiali starożytni mędrcy: byle do piątku! ;)

      O kurczę, ale wyznanie - spłonęłam rumieńcem jak pensjonarka ;)

      O to, to! Dokładnie o tym pisałam, o tych sztucznych i nieprawdziwych promocjach i przecenach mających na celu złapanie naiwnego klienta w swoje sidła.

      Zgadzam się, ale oczy też muszą się wtedy uśmiechać. Bo taki wymuszony uśmiech to jednak nie to samo. Za to taki szczery potrafi łamać bariery.

      Uwielbiam zapach kawy, jest przepiękny! Prawie tak piękny jak zapach koni ;) Dla zwykłej przyjemności wącham nie tylko zaparzoną kawę, ale czasem nawet zmielone ziarna w pojemniku. Co poradzić - naprawdę lubię! :) Kiedyś nawet postanowiłam wypróbować kawowy peeling domowej roboty - fajny, ale takiego syfu narobiłam w łazience, że w przyszłości już tego nie praktykowałam. Za dużo zachodu ;)

      Nawet nie wiesz, jak mi działają na nerwy ludzie z roszczeniową postawą...

      Nie jestem ekspertką i raczej nie bywam w herbaciarniach, zaopatruję się w herbaty z supermarketu i z tych, które wypróbowałam zdecydowanie najbardziej polubiłam się z niebieskim Lyonsem, czyli Rich Earl Grey o zapachu cytrusów - wspaniały smak i zapach bergamotki. Zaserwowałam ją kilka miesięcy temu znajomym Irlandczykom i byli zachwyceni nią. Z zielonych lubię Barry's green tea o smaku cytrusów. A Twoje ulubione to...?

      Nie miałam zamiaru pastwić się nad Tobą :)

      Cztery dni pracy, sama w to nie wierzę! :)

      Usuń
    5. Byle do świąt!

      Chciałabym to zobaczyć:-)

      I ja lubię zapach kawy. Uwielbiam też zapach druku, gdy przychodzi do mnie nowa książka. Ups. To chyba będziesz mieć troszkę syfu w łazience :D

      Mi również wyobraź sobie...

      Zdaje się, że piłam tego Lyonsa;) Widzisz, coś jest z tą bergamotką na rzeczy, ponieważ i moja ulubiona herbata zawiera bergamotkę. Moja najbardziej ulubiona to Ahmad Tea London English Tea No.1 lub Ahmad Tea London Peach and passion fruit.

      Usuń
    6. Sama nie wierzę, że to już! Ta sobota zleciała mi w tempie ekspresowym, umęczyłam się jak koń w kieracie, ale świąteczne smakołyki zostały już przygotowane - alleluja! Oh wait, to nie te święta! ;)

      W ogóle nie kojarzę tej herbaty. Można ją nabyć w zwykłym sklepie typu Tesco? Jak wspomniałam, raczej nie bywam w herbaciarniach [z braku możliwości], ale dobrą herbatą nie pogardzę. Zwłaszcza jesienią i zimą.

      Mam nadzieję, że i Ty masz już za sobą świąteczne przygotowania i teraz możesz na luzie oczekiwać Wigilii. Życzę dobrej nocy i lecę pod prysznic :)

      Usuń
    7. Teraz to już naprawdę już!;) Daj spokój, jestem wyrąbana jak koń po westernie!

      U nas w tesco jest-ta zwykła, ponieważ z owocową jest większy problem, jednak dziś byłam w sklepie, gdzie udało mi się kupić herbatki owocowe :)

      :-)

      No co Ty kobito! Zerknij do mnie to zobaczysz jaka jestem urobiona! Jutro pewnie ciąg dalszy;)

      Prysznic? Po takich przygotowaniach powinna być wanna! :D Dobrej nocki Taito.

      Usuń
    8. Było, minęło. Trochę za szybko :(

      W czasie ostatniej wizyty w Tesco specjalnie przejrzałam półki z herbatą, ale nigdzie nie było tej, o której piszesz. Wasz sklep musi być lepiej zaopatrzony.

      Na wannę muszę mieć nastrój i czas. Wczoraj z niej niespodziewanie skorzystałam - użyłam kuli do kąpieli o boskim zapachu guavy. Muszę powiedzieć, że przypadła mi do gustu. Po kąpieli czułam jej zapach na skórze, a co więcej - na drugi dzień rano w łazience nadal unosił się jej zapach [ale to pewnie dlatego, że zapomniałam spuścić wodę po kąpieli] ;)

      Usuń
  2. Tak na sxybko tylko wpisuje, że polskie dożynki to takie swieto dziękczynienia. Obchodzone przeważnie w końcu sierpnia bylo podziekowaniem za dobry rok,zbiory... Tradycja inna nieco niż amerykańska, ale majaca pubkty styczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie! Dzięki za przypomnienie, Hrabino. Jak byłam mała, to ta nazwa dość często obijała mi się o uszy. Ciekawa jestem, jak wygląda praktykowanie tej tradycji w obecnych czasach.

      Usuń
  3. Już wieki nie byłam na dożynkach ale moja rodzina co roku praktycznie udaje się na tą imprezę.
    Są na pewno jakieś konkursy, między innymi na najpiekniejszy wieniec że zboz, kwiatów, i innych płodów ziemi.
    Jest muzyka, artyści, rękodzieło...

    OdpowiedzUsuń