niedziela, 17 listopada 2019

Niesamowite zamki króla Edwarda I: Harlech Castle



Nikt mnie w tym zamku nie oczekuje, nikt mnie tu nie zapraszał, a mimo to mam zapewnione bezpieczne przejście. Jakże inaczej mogłyby się potoczyć sprawy, gdybym spróbowała dostać się na jego teren ponad siedemset lat temu. Nikt by mnie tu raczej nie wpuścił "na piękne oczy", a łucznicy zrobiliby ze mnie sito, zanim skończyłabym mówić "hi". Te czasy jednak szczęśliwie przeminęły. Nikomu nie wylewa się tutaj gorących cieczy na głowę, nie sypie rozżarzonym piaskiem za zbroję, z nikogo nie robi ruchomego celu. 

Niegdyś złowrogi i odstraszający, dziś - przyjazny i zapraszający. Taki jest zamek Harlech na północnym-zachodzie Walii. Jego wrota, ongiś tak pieczołowicie chronione i zabezpieczone, że do kompletu brakowało tam już tylko Cerbera, dziś  stoją szerokim otworem dla każdego, kto zechce zapłacić prawie siedem funtów.   


Jego ówcześni mieszkańcy byliby nieco skołowani, gdyby zobaczyli zamek w obecnych czasach. Sporo się od tego czasu zmieniło. Przede wszystkim otoczenie. Nie mówię tutaj nawet o współczesnych budynkach i architekturze. Samo morze mocno się wycofało. Pod koniec XIII wieku obmywało sześćdziesięciometrowe skalne wzniesienie, na którym budowano zamek. Dziś od warowni dzieli je ponad kilometr. To dobitny dowód na to, że natura nie tylko nie lubi próżni, ale także constansu. 


Nie ma tu już żadnego śladu po zwodzonym moście. Ba, nie ma nawet żadnych pozostałości po kilkudziesięciu drewnianych schodkach, które jeszcze kilka lat temu pozwalały odwiedzającym pokonać fosę i dostać się na teren zamku. Pewnie były obiektem narzekań turystów, albo zwyczajnie okazały się niepraktyczne, a dodatkowo stwarzały za duże zagrożenie dla odwiedzających. Dlatego wąskie, drewniane schody zastąpiono stalowo-drewnianą, na wskroś współczesną kładką. Choć schody były zdecydowanie bardziej klimatyczne i adekwatne do wyglądu zamku, teraz niewątpliwie jest łatwiej, bo pomost jest szeroki i "prosty". Osoby poruszające się na wózku inwalidzkim bez problemu się tu teraz dostaną. A w ramach bonusu nie będą musiały płacić za wstęp. 


Zamek wchodzi w skład "żelaznego kręgu", czyli zespołu twierdz wybudowanych w XIII wieku na polecenie króla Edwarda I w celu umocnienia jego pozycji w podbitej Walii. O królu piszę Wam tak wiele w ostatnim czasie, że pewnie wiecie już o nim wszystko i czujecie się tak, jakby był Waszym najlepszym przyjacielem ;) 

Edward nie był kowalem, ale lubił kuć żelazo póki gorące. Świeżo po pokonaniu wrogów wydał rozkaz zbudowania czterech potężnych zamków i podreperowania trzech innych, którym się oberwało w czasie ostrych starć Anglików z Walijczykami. I tym razem powierzył to zadanie swojemu militarnemu architektowi, któremu był tak samo wierny jak swojej żonie. 


Do roboty zabrano się tak ostro, że imponującą twierdzę postawiono w przeciągu sześciu lat, co było doprawdy zacnym wynikiem. Częściowo to nie dziwi, jako że w szczycie robót uwijało się tutaj prawie tysiąc pracowitych mróweczek, a król "grosza" nie szczędził. Koszty budowy przekroczyły nieco ponad £8000, co z kolei stanowiło prawie 10% całej sumy wydanej przez niego na budowę zamków w Walii. Nie był to ani najdroższy, ani największy zamek Edwarda I, ale mimo to stanowił całkiem przyjemne miejsce do życia jak na ówczesne czasy. 


Jego mieszkańcy musieli czuć się tu całkiem bezpiecznie - mieli po swojej stronie dzieła matki natury. A jakby tego było mało, z tyłu zamku znajdowały się schodki prowadzące do morza. Tak w razie "w". Bardzo przydatna rzecz, zwłaszcza w czasie oblężenia, kiedy wsparcie jest na wagę złota. W 1294 roku schodki uratowały tyłek trzydziestu siedmiu żołnierzom zaatakowanym przez walijskich rebeliantów.  


Co ciekawe bilans porażek i zwycięstw nie prezentuje się zbyt dobrze dla obrońców zamku. Trudne warunki geograficzne nie powstrzymały atakujących, i jak pokazuje historia - ich upór się opłacił. Pięciokrotnie poddawano Harlech Castle oblężeniu, aż czterokrotnie z sukcesem! Jednym ze szczęśliwców, którym udało się zdobyć zamek, był książę Owain Glyndŵr. Tak mu się tu spodobało, że w 1404 rok uczynił twierdzę swoim centrum dowodzenia na długie pięć lat, oszczędzając ją tym samym od okrutnego losu, który zgotował "sąsiedniemu" zamkowi Criccieth. 


Praktycznie nic nie pozostało po dawnych budynkach. Dziedziniec porasta trawa i tylko rachityczne, kamienne kikuty przypominają, że Harlech Castle był kiedyś czymś więcej niż tylko wieżami zamkniętymi w objęciach muru z krenelażem. Dziś kluczowym punktem wizyty jest nie tyle spacer po murach, choć rozciągają się stąd naprawdę ładne widoki, co wizyta na szczycie południowo-zachodniej wieżyczki w strażnicy. 


Choćby z tego powodu warto tu zajrzeć. Uprzednio jednak trzeba się solidnie odziać, bo Harlech to miasteczko górzyste i nawet latem wiatr może nas mocno wychłostać, kiedy będziemy paradować po kamiennym wybiegu. Na rozgrzewkę polecam pobliską restaurację. Nie zjadłam tam najlepszej zupy pomidorowej z bazylią, ale już panini z tuńczykiem i serem było bardzo smaczne i pożywne. 


Jedyne, czego mogę żałować to to, że nie zostałam w miasteczku choćby godziny dłużej.   


14 komentarzy:

  1. Dobry Wieczór Taito!

    To ja Twoja marnotrawna córka:P Ostatnio znikam na coraz dłużej...Wstyd mi. Całkiem ładnie utrzymany ten zamek. Zastanawiam się jedynie nad jednym-czy nie znudziły Ci się po Irlandii te szare, kamienne zamki? Widzę aurę mieliście mało sprzyjającą.

    Zamek w górach! Cudo!

    Jak się miewasz kochana tej późnej jesieni? Ciepłe buziaki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawiałam się, kiedy do mnie dotrzesz, Zakochany Gołąbku! I co Ty zrobiłaś z tyloma dniami wolnego? ;)

      Jaka znowu córka? W poprzednim poście wspominałaś, że jesteś moją duchową siostrą - zdecyduj się, bo już sama nie wiem, z kim mam do czynienia! Zaczynam się też obawiać, że możesz mieć rozdwojenie jaźni ;)

      Walijskie zamki były dla mnie przemiłą odmianą, głównie z uwagi na swój rozmiar - a ponoć nie ma znaczenia ;) Te irlandzkie trochę już mi się znudziły, znakomita większość to zwykłe zamki-wieże mieszkalne, do złudzenia podobne do siebie. Chyba zwiedziłam już te wszystkie duże jak Kilkenny Castle, Cahir, Trim...

      Fakt, niebo było szare tego dnia, ale nie padało, a to najważniejsze. Tego dnia pogoda była zdecydowanie najgorsza. W dniu przyjazdu leżeliśmy na plaży i się wygrzewaliśmy.

      Bywało lepiej, ale jakoś się trzymam. Mam nadzieję, że samopoczucie Ci dopisuje :) Miłego tygodnia Ci życzę, Rose.

      Usuń
    2. Czekaj, czekaj. O jakie wolne dni chodzi?:P

      Ojej, ojej. To się porobiło. Zważywszy na nasz wiek to pozostaje mi być duchową siostrą bliźniaczką:-)

      Nie liczy się rozmiar, ale jakość Taito;) To irlandzkie zamki mogą się znudzić? Jak to możliwe?

      Leżenie na plaży i wygrzewanie się....brzmi...bardzo dobrze...

      Trzymaj się dzielnie, jakby co to jestem, chociaż wyrąbana jak koń po westernie;) Miłego weekendu Taito.

      P.S. Spłodziłam maila.

      Usuń
    3. O tak - o tej porze roku wizja odrobiny słońca i plaży jest niezwykle kusząca. Brakuje mi w ostatnim czasie naturalnego światła. Wstaję rano - ciemno, wracam do domu - ciemno. Wiem jednak, że nim się obejrzę, znów będziemy mieć wiosnę i lato, czas niesamowicie szybko pędzi, a ostatnio to chyba w ogóle przyspieszył. Święta tuż za rogiem, a ja jestem totalnie w proszku!

      Chyba brałyśmy udział w tym samym westernie, bo i ja się tak czuję ;) Chociaż, chociaż... powiem Ci, że wczoraj byłam na cotygodniowej wizycie u "moich" koni i zdecydowanie lepiej się prezentowały niż ja ;) Weekend to to, czego właśnie mi trzeba. W czwartek spędziłam bowiem... szesnaście godzin w pracy, wczoraj dziewięć. Na szczęście przede mną dwa całe dni wolnego! :) Cieszmy się nimi, tak szybko odchodzą! ;)

      PS. Przeczytałam i dziękuję!

      Usuń
    4. Wiem co czujesz, mam podobnie. Z tą różnicą, że po dwunastu godzinach wpatrywania się w monitor, nie mam siły wpatrywać się w kolejny...Ja również jestem w proszku, ale pewnie Cię to nie pociesza.

      Czekaj, czekaj, jaką rolę grałaś w tym westernie?;-) Mi potrzeba dłuższego wolnego z dala od życia i ludzi. Kochana! Dbaj o siebie proszę Cię. Ile można pracować?

      Będziesz bardzo zła jeśli Ci napiszę, że ja w grudniu pracuję całe dziewięć dni?:D

      Usuń
    5. Jak to mnie nie pociesza? ;) Przecież jestem stuprocentową Polką, a od dawna wiadomo, że nic tak nie poprawia Polakowi humoru jak świadomość, że ktoś inny ma jeszcze gorzej :)

      Sama nie jestem pewna, ale strasznie mnie w nim sponiewierali i od teraz będę się trzymać z daleka od wszystkich westernów, ale nie od koni i... kowbojów ;)

      Może Cię tutaj zdziwię, ale w tym wypadku praca akurat ma dobry wpływ na mnie, bo zmusza mnie do tego, by oderwać myśli od innych "rzeczy". I tak, zamierzam o siebie zadbać, bo nikt tego poza mną samą nie zrobi. Dlatego niedługo wyjeżdżam! :)

      No co Ty, nie będę! :) I to nie dlatego, że sama pracuję tylko niewiele dłużej :)

      Dziękuję bardzo za komentarze :)

      Usuń
  2. Sokole Oko

    Wypada nadrobić ominięte wpisy z powodu zaczytania inną lekturą ostatnio.

    Fajny opis jak zawsze ;) masz wyobraźnię i wysnuwasz zawsze te historyczne fakty i wplatasz w historyjkę aż się miło czyta a ja za historycznymi książkami nie przepadam :)

    Tam się morze cofnęło a patrz co się dzieje z Wenecją ... ależ się wszystko zmienia w tym naszym klimacie.

    Fajny ten pomost. Niby nowoczesny a jakoś tak pasuje optycznie i bardzo mnie nie gryzie w oczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sokole Oko! Witaj! Muszę czym prędzej skontaktować się z fundacją ITAKA, żeby jednak usunęli Cię z bazy zaginionych osób, bo to już nieaktualne ;)

      Zazdroszczę czytania dla samej przyjemności, na razie nie mogę sobie na to pozwolić, ale jeszcze dobiorę się Chmielarzowi do tyłka, skoro tak Cię urzekł ;)

      Gdzieżby tam historyczne książki mogły się równać z kryminałami, co? ;)

      Kładka faktycznie nie najgorsza, zdarzają się gorsze koszmarki architektoniczne, a teraz przynajmniej osoby na wózkach inwalidzkich mogą się dostać na teren zamku, choć jednak nie na piętra.

      Dzięki za odwiedziny - pomimo napiętego harmonogramu - i miłe słowa.

      Usuń
    2. Sokole Oko

      O rany ale mnie rozbawiłaś tą ITAKĄ ;D

      Mam już w kolejce kolejnego zwyrodnialca Pana Stefana Ahnhema lecę z tymi książkami jak szalona.

      Gdybyś Ty pisała historyczne to myślę, że śmiało by mogły :)

      Lecę do nowszego wpisu bo znów mam tyły....

      Usuń
    3. Bardzo mnie to cieszy! :)

      Stefana Ahn... Anh... kogo?! ;) Przecież język można sobie złamać w czasie próby wymówienia jego nazwiska ;) Aż musiałam go "wyguglować", bo zupełnie nie kojarzyłam tego autora. W pierwszej chwili pomyślałam, że to Matthew McConaughey, coś z niego ma ;)

      No co Ty, szalona! Ja i pisanie książek! Nigdy w życiu! Teraz to Ty mnie rozbawiłaś! :)

      Usuń
    4. Sokole Oko

      jest bardziej mroczny i skrzywiony niż Mróz do kwadratu. Jeszcze się na coś jego rzucę ale nie wiem czy aż tak mroczne książki to moja bajka.

      Tyle lat blogowania czyni nas potencjalnymi pisarkami od dawna. Choćbyśmy zaprzeczały poniekąd nimi jesteśmy tylko żeśmy tego nie wydrukowały i nie spięły w całość ...

      Usuń
    5. Ach, teraz doskonale rozumiem, dlaczego określiłaś go jako "zwyrodnialca". Chciałam jednak nieśmiało zauważyć, że chyba sobie nie zasłużył na taki przydomek, bo od myśli do działania długa droga ;) On tylko opisuje te rzeczy, a nie robi je. Chyba ;) Taką mam nadzieję ;)

      I nie powiedziałabym, że Mróz jest mroczny. "Mroźny" - może tak, ale nie mroczny ;) Ja to już chyba faktycznie mam kawałek lodu zamiast serca ;)

      Niby tak, ale nie do końca ;) Ja nie mam pisarskich ambicji, poza tym, żeby napisać naprawdę dobrą książkę, to trzeba mieć na nią ciekawy pomysł. "Jakąś" książkę pewnie bym napisała, wątpię jednak, by była ona dobra. Zbyt dobrze wiem, ile kosztuje mnie pisanie postów na bloga, i oczekiwanie na wenę.

      Usuń
    6. Sokole Oko

      Czasem jak czytam te opisy wyrafinowanych tortur to zastanawiam się czy Ci którzy je opisują faktycznie zmyślają. Mnie by coś takiego nie przyszło do głowy więc ... kto ich tam wie ;)

      W dzisiejszych czasach to można napisać i samemu nawet sobie ją wydać. Chyba mamy ograniczne jednak myślenie trochę :)

      Usuń
    7. Myślę, że odpowiedzią na Twoje pytanie może być "research" :) Z pewnością dobrze się do tego przygotowują :)

      Usuń