Pokazywanie postów oznaczonych etykietą park miniatur. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą park miniatur. Pokaż wszystkie posty

piątek, 6 grudnia 2013

Larry's Old Time Village - powrót do przeszłości w starodawnej wiosce Larry'ego


Wrota prowadzące do wioski z dawnych czasów stoją otworem. Odbieram to jako zaproszenie i wchodzę do pierwszej chatki – małego, białego domku z intensywnie żółtym dachem i dwoma miniaturowymi wręcz oknami.



Czuję się jak Gulliver w Krainie Liliputów, kiedy wchodzę do domku przez niskie czerwone drzwi złożone z dwóch niezależnie zamykających i otwierających się części. To przykład tak zwanych drzwi holenderskich, bardzo popularnego rozwiązania w dawnych czasach, kiedy Irlandczycy zmuszeni byli płacić czynsz w zależności od wielkości i ilości okien. Zastosowanie drzwi holenderskich było bardzo praktycznym rozwiązaniem, pozwalającym lokatorom uzyskać większą ilość światła bez konieczności wydawania majątku. Zamykana dolna część doskonale sprawdzała się także jako zapora przed nieproszonymi gośćmi w postaci kaczek, kur i innych boskich stworzeń pałętających się po podwórku.




Weszłam do środka i niemalże podskoczyłam ze strachu, kiedy mój wzrok padł na znajdujące się po lewej stronie łóżko i siedzącą obok niego kobietę. Wyjątkowo szpetną staruszkę przywodzącą na myśl upiory z tanich horrorów. Widać Geralt z Rivii jeszcze nie dotarł na irlandzką wyspę, skoro uchowała się tu taka strzyga.



strzeż się strzygi!


Jak się szybko okazało, starsza pani miała też niezbyt urodziwego sąsiada, Paddy’ego. Ten miał jednak na tyle samokrytyki, że zamiast z uśmiechem na twarzy obnażać swe szpetne oblicze, litościwie spoglądał w ziemię.



Paddy - największe ciacho we wsi



Paddy ma 45 lat i jest lokalnym farmerem. Samotnym, a do tego wstydliwym. Zamieszczona obok niego informacja mówi, że Paddy szuka wybranki serca – wdowy z traktorem. Zainteresowane panie prosi o przesłanie fotki traktora.



Kiedy minęły mi palpitacje serca spowodowane wizytą w pierwszej chatce, mogłam na spokojnie zapoznać się z wnętrzem kolejnej. I jak zwykle w takich sytuacjach – kiedy otacza mnie nadmiar rzeczy – nie wiedziałam na co patrzeć i czemu poświęcić moją uwagę. Tym razem przynajmniej nie wystraszyłam się lokatorów.




Z chatki strzygi trafiłam do rezydencji znanych polityków, rodziców dziecka umieszczonego w tym, co wydawało mi się być końskim chomątem. Nie wiedziałam, czy to sen na jawie, czy też mara nocna, na wszelki wypadek jednak postanowiłam zapić wszystkie koszmary w znajdującym się obok pubie.



Pub okazał się miejscem z historią – oblepionym mnóstwem dokumentów, zdjęć i wycinków z gazet – i nie tylko sceną socjalną, lecz także polityczną. Barmanka polewała piwo z czego niewątpliwie korzystał palący fajkę Reagan i wyluzowana Hillary Clinton, nieudolnie próbująca schować się za lenonkami.




Larry Egan, emerytowany kierowca autobusowy, zdecydowanie ma poczucie humoru i fantazję. Wioska, którą zwiedzałam, powstała z jego inicjatywy, przy ogromnym trudzie pracy. To jego „dziecko”, któremu poświęcił niemalże 20 lat swojego życia. W imię czego? Swojego hobby.




Przez te wszystkie minione lata Larry pracował niczym mrówka: zbudował szkołę, pub, kościół, policyjny budynek, kuźnię, wiatrak, trzy chatki kryte strzechą o realnych rozmiarach, do których spokojnie można wejść. Tak powstała Larry’s Old Time Village, starodawna wioska Larry’ego, zaopatrzona w kilkadziesiąt figur zwierząt i ludzi. Część z nich powstała rękami mężczyzny, część została wynaleziona w sklepach lub zdobyta na aukcjach.





Umęczeni robotą czy po prostu upici? ;)


Budowa miniaturowych chatek ze strzechy z uwzględnieniem najdrobniejszych szczegółów – tak na zewnątrz jak i wewnątrz – to jedyne hobby sędziwego Irlandczyka. Hobby dla Larry’ego, a dla hrabstwa Offaly, gdzie znajduje się wioska, ważny element dziedzictwa narodowego i kulturalnego wyspy. Wioska Irlandczyka daje bowiem wgląd w dawne życie mieszkańców wyspy przypadające głównie na lata 1900-1950.



:)




Larry, wychowany w zupełnie innych czasach, „cierpi” na przypadłość wielu zaawansowanych wiekowo ludzi. Z niesamowitymi detalami potrafi opowiadać o wydarzeniach, które miały miejsce kilkadziesiąt lat temu. O czasach, w których dominującymi powozami były końskie lub ośle zaprzęgi, a w wiosce były tylko trzy samochody – zazwyczaj księdza, nauczyciela i jakiegoś bogatego farmera. O paczkach przysyłanych z Ameryki, o znajdujących się w nich perfumach o zapachu więdliny, o datkach zbieranych na kościół – ciągle pamięta nazwiska i kwoty! – o czasach, w których zabraniano odprawiania i brania udziału w mszach i o zrodzonej z tego tradycji „pełnienia straży” przed świątynią. O skromnych chatkach ze składanymi łóżkami umieszczonymi w kuchni, o dezynfekowaniu ich rozpowszechnionym w czasie II wojny światowej azotoxem.





Zwiedzenie wioski Larry’ego jest darmowe dla dzieci i wszystkich tych, którzy mają ponad 90 lat i są w towarzystwie obojga rodziców. Każda inna osoba pragnąca zapoznać się z tą nietuzinkową wioską powinna zapłacić 2 euro za zwiedzanie. Nawet jeśli nie ma tam nikogo, kto przyjąłby od nas pieniądze. W tym celu tuż przy wejściu Larry umieścił specjalną zieloną skrzynkę. Większe datki są bardzo mile widziane. Jak łatwo się domyślić, hobby Larry’ego pochłania nie tylko sporo energii i czasu, lecz także pieniędzy. Wraz ze starzejącym się właścicielem starzeje się też jego „dziecko” i to widać. Niestety.




Różne opinie można mieć o dziełu życia Larry’ego. Dla jednych być może będzie to niesamowicie oryginalny wgląd w przeszłość, dla innych rupieciarnia z tandetnymi eksponatami, ale nie można nie zgodzić się w jednym: Larry jest ogromnie cenną skarbnicą wiedzy. Takim łącznikiem między przeszłością i przyszłością.



czwartek, 1 marca 2012

Bruksela część trzecia - w jeden dzień dookoła Europy

Nowy Port, Kopenhaga, Dania




Siedziałam w restauracji malowniczo usytuowanej na najwyższym poziomie Atomium i uśmiechałam się do siebie na żartobliwą myśl o tym, że w tym momencie mam Brukselę u swoich stóp. Elegancko podane i aromatyczne cappuccino może nie było warte swojej ceny, ale dołączony do niego widok z pewnością tak. W tamtym momencie mój największy dylemat sprowadzał się do pytania: co z Mini-Europą? Iść czy nie iść?


  Bazylika Sacre-Coeur, Paryż, Francja




Mini-Europa leży tuż obok Atomium. To jedna z większych atrakcji brukselskiego parku rekreacyjnego kryjącego się pod nazwą Bruparck. Prawda jest taka, że Mini-Europy nie było na mojej liście top 5 Brukseli, ani nawet top 10. Jednak im mniej było kawy w mojej filiżance, tym rodziła się we mnie coraz większa chęć obejrzenia sąsiedniej atrakcji.


  Mogosoaia Palace, Rumunia




Dlaczego nie wpisałam Mini-Europy na moją listę? Bo myślałam sobie, że to rozrywka dobra dla dzieci. Bo pewnie znajdujące się tam miniatury zabytków są tandetne, a samo miejsce bardzo komercyjne. Bo miałam ciekawsze rzeczy do zobaczenia. Krótki odpoczynek w restauracji nie tylko zregenerował moje siły witalne, lecz przede wszystkim wpłynął na zmianę mojego zdania. Jakże prawdziwe okazało się powiedzenie „punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”. Z mojego punktu obserwacyjnego Mini-Europa przedstawiała się atrakcyjnie, a do odwiedzenia jej dodatkowo zachęcała mała ilość turystów i piękna pogoda.


  prom pasażerski Pride of Dover




Za €11.90 od osoby [ze zniżką dla osób, które korzystały z autobusów Hop On – Hop Off] pani kasjerka wyposażyła nas w bilety. Jeszcze dobrze nie przekroczyłam progu tego obiektu, kiedy ze zwinnością typową dla wojowników ninja zakradła się do nas maskotka Mini-Europy. Taki tamtejszy Wielki Ptak z Ulicy Sezamkowej.


  Katedra w Santiago de Compostela, Hiszpania




Pluszak sprawnym ruchem ustawił mnie po swojej lewej stronie, Połówka po prawej i nim cokolwiek zdążyłam powiedzieć, oślepił mnie blask flesza. Akurat w tym momencie, kiedy nadszedł wyjątkowo silny podmuch powietrza. Nic dziwnego, że kiedy przy wyjściu z Mini-Europy zobaczyłam na zdjęciach swoje oblicze, byłam skłonna zapłacić fotografowi więcej niż konieczne, aby tylko zniszczył kompromitujące mnie dowody. Miałam fryzurę niczym Marge Simpson, a moje ciuchy zbyt mocno przyklejone do ciała sugerowały, że w momencie pstrykania fotki ktoś zrobił mi żart, ustawiając za mną ogromną rurę odkurzacza, która – wydawać by się mogło - skutecznie wsysała mnie do środka.


  katedra w Spirze, Niemcy - port w Kopenhadze, Dania - Veves Castle, Celles, Belgia




Otworzyliśmy całkiem sporych rozmiarów książeczkowe przewodniki, w które zostaliśmy zaopatrzeni i rozpoczęliśmy podróż po Unii Europejskiej. Park zawiera jakieś 350 miniatur z 80 miast Starego Kontynentu, a każdy miniaturowy zabytek opisany jest w przewodniku. Wszystko okraszone ładnymi fotografiami i ciekawostkami. To takie pożyteczne kompendium wiedzy. Nawet po zakończeniu zwiedzania nie wyrzuciłam go, by w wolnej chwili przeglądać przewodnik i poszerzać wiedzę. 


  Torre de Belem, Lizbona, Portugalia




Bardzo szybko przekonałam się, że nie miałam racji. Mini-Europa nie jest kiepskiej jakości atrakcją, a zgromadzone w niej miniatury absolutnie nie przypominają produktów made in China. Każda replika została starannie i pieczołowicie przygotowana. Nieraz zostało to okupione setkami, a czasem nawet tysiącami (!) godzin pracy i wysokimi kosztami produkcji. Efekt jest naprawdę imponujący. Architektoniczne detale wzbudzają podziw, a zgromadzone tam atrakcje są pod pewnym względem czasami lepsze niż ich pierwowzory. Ze względu na ich rozmiar – repliki zaprezentowane są w skali 1:25 - można dokładnie obejrzeć daną konstrukcję: spojrzeć na nią z bardziej korzystnej perspektywy i dostrzec te elementy budowli, które w przypadku pierwowzorów są czasami niedostępne dla oka.


  Łuk Triumfalny, Paryż, Francja




We wspomnianych modelach urzekła mnie przede wszystkim precyzja, z jaką je wykonano. Wszystko prezentuje się wręcz idealnie – tak jakby prawdziwe atrakcje turystyczne zostały jakimś dziwnym sposobem pomniejszone, a potem w nienaruszonym stanie przetransportowane do brukselskiej Mini-Europy. Widać tę dbałość o szczegóły, dążenie do najwierniejszego odwzorowania oryginału i to jest bez wątpienia duży plus.


  dywan z kwiatów na Wielkim Placu, Bruksela, Belgia




Eksponaty utworzone są z wysokiej jakości materiału, bo w zamierzeniu mają być odporne na zmienne warunki atmosferyczne – park znajduje się pod gołym niebem – i przystosowane do częstej eksploatacji. Podobał mi się „żywy” wymiar eksponatów: pływające statki, pędzące pociągi, poruszający się ludzie, czy proces burzenia muru berlińskiego.




  


El Escorial, Hiszpania - Szecheny i kompleks basenów i term, Budapeszt, Węgry - Potrójny Most, Lublana, Słowenia




W czasie spaceru po Mini-Europie odkryłam też, jak wiele mam z dziecka i jak niewiele potrzeba mi do szczęścia. Wiecie, co należy zrobić, by na kilka godzin zająć blondynkę? Dać jej kartkę z napisem na obu stronach „odwróć!”. Przekonałam się, że przerażająco niewiele różni mnie od tej blondynki z powyższego dowcipu.


  mój ulubieniec: Wezuwiusz, Włochy




W momencie, w którym znalazłam się na wibrującej platformie Wezuwiusza w czasie erupcji, wszystkie inne miniatury przestały dla mnie istnieć, a ja zdążyłam skwitować tylko: "Ooooo,to jest BARDZO przyjemne!" Godzinami mogłabym wchodzić na tę platformę, a do jej opuszczenia mógł mnie zmusić tylko najpodlejszy szantaż. Wezuwiusz dymił, huczał, drżał, a ja byłam w siódmym niebie. Na szczęście wibrująca platforma umieszczona była na końcu trasy – gdyby była na samym początku moja wizyta w parku pewnie trwałaby  całą wieczność.


  reprezentanci z Polski: Dwór Artusa i Pomnik Poległych Stoczniowców




W parku nie mogło zabraknąć polskiego akcentu. Kraj nad Wisłą dumnie reprezentuje nie Warszawa, nie Kraków, lecz Gdańsk. Przed piętnastowiecznym Dworem Artusa znajduje się Fontanna Neptuna z XVII wieku – symbol tego miasta. Jest tu także Pomnik Poległych Stoczniowców nazywany często Trzema Krzyżami. Pod pomnikiem zaś stoi Wałęsa. Tuż obok charakterystyczny biały transparent z czerwonym hasłem Solidarność. 1/06/2004 były prezydent Polski osobiście pojawił się w Mini-Europie.


  Gandawa, Belgia




Mini-Europa zdecydowanie pozytywnie nas zaskoczyła i niespodziewanie okazała się być jedną z najmilej wspominanych przez nas brukselskich atrakcji. Naprawdę przyjemnie spacerowało się wśród tych wszystkich modeli. Wizyta w tym miejscu była niczym podróż Gullivera do Krainy Liliputów. To interesujące miejsce o dużym potencjale edukacyjnym – zarówno dla dzieci jak i dorosłych. Szkoda, że w ramach lekcji geografii nie organizuje się wycieczek do miejsc tego typu. Krótko mówiąc Mini-Europa jest niepowtarzalną okazją do tego, by w ciągu jednego dnia odbyć podróż dookoła całej Europy.