Pokazywanie postów oznaczonych etykietą refleksje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą refleksje. Pokaż wszystkie posty

sobota, 20 stycznia 2024

Wszystko, co dobre, szybko się kończy

Wszystko, co dobre, szybko się kończy. Po niemal trzytygodniowym styczniowym, jakże zaskakującym, Costa del Sol przyszedł pierwszy porządny deszcz w tym nowym roku. I tak jak jeszcze do niedawna można było odnieść wrażenie, że wiosna stoi już u progu i nieśmiało puka do drzwi (dziś widziałam pierwszego kwitnącego żonkila!), tak ten sobotni styczniowy wieczór można z powodzeniem pomylić z listopadowym albo nawet grudniowym. A grudzień mieliśmy paskudny w minionym roku. Było mokro jak w kanałach i ciemno jak w Hadesie. Tylko wizja Bożego Narodzenia go ratowała. Oczywiście nie spadł ani jeden płatek śniegu, bo po co komu białe święta? Jeszcze by się nam w głowach poprzewracało!

Śnieg, znany w szerszych kręgach jako "to białe gówno", nawiedził Irlandię dopiero niedawno, i wielką krzywdę mi uczynił, bo pojawił się w złych stronach wyspy, przez co mogłam sobie na niego popatrzeć tęsknym wzrokiem jedynie przez szklany ekran telewizora. Ktoś ewidentnie popełnił poważny błąd w obliczeniach i zamówił za małą ilość, bo wystarczyło go jedynie na przyprószenie zachodnich krańców Zielonej Wyspy, przez co znów pożałowałam, że tam nie mieszkam.

Z zainteresowaniem obserwowałam w pracy, jak zmienia się aura, a nad wyspą gromadzą się ciemne chmury. Dziś bowiem mamy w niemal całym kraju drugi stopień zagrożenia meteorologicznego, jako że sztorm Isha dziarsko toruje sobie drogę.

Nie jest to dobry wieczór do socjalizowania się na mieście. Psa szkoda by było wystawić za drzwi, dlatego moje koty smacznie śpią, zupełnie nieświadome, że wylosowały zwycięski kuponik na loterii.

Siedzę w domu, za oknem hula wiatr, z głośników sączy się melancholijna i subtelna muzyka Cigarettes After Sex, a łagodny i marzycielski głos Grega Gonzalesa rozpływa się w eterze niczym aksamitna czekolada Lindora, miękko przy tym otulając, i porywając w świat fantazji. Bez protestu poddaję się temu muzycznemu eskapizmowi. 

Dreszcze przebiegają mi po plecach, mimo że grzejniki niedawno przestały grzać. Sama nie wiem, czy to z powodu aury za oknem, mokrych włosów przyklejonych do pleców, czy muzyki. Z każdą minutą jednak mój relaks się pogłębia. Cel zatem osiągnięty.

Tak musi smakować weekendowa szklaneczka whiskey.

Albo wspomniany papieros po.

Zbieram siły na luty. 

Łatwo nie będzie. 


czwartek, 4 stycznia 2024

Nowy rok, stara ja

Tyle słońca w całym mieście... Dwa razy przecierałam oczy ze zdziwienia, kiedy zobaczyłam długoterminową prognozę pogody na styczeń - całe jedenaście dni słońca! Plus ten dzisiejszy, kiedy to wręcz powiało wiosną. A musicie wiedzieć, że słońca to my tu prawie w ogóle nie oglądaliśmy na oczy w ostatnich tygodniach. Można by pomyśleć, że żyjemy na Svalbardzie, nie zaś na Zielonej Wyspie.

Od samego rana intensywnie świeci słońce, ptaki rozśpiewały się na dobre, a ja z tego wszystkiego zaszalałam i rozwiesiłam pościel w ogródku. Też iście wiosenną, bo w kwiatki. Generalnie to od dłuższego czasu moja bieliźniarka jest mocno ujednolicona, lub nudna - jak kto woli. Królują w niej zestawy śnieżnobiałej pościeli, bo taką lubię najbardziej, i taka wydaje mi się klasyczna i ponadczasowa. Oczywiście bardzo lubię kolory, ale nie przepadam za zbytnią pstrokacizną. Z pstrokacizny to ja chyba najbardziej lubię łaciate zwierzęta.

Jako że zawsze są wyjątki od reguły, to ostatnio buszując w sieci, natrafiłam na kolorowy komplet pościeli, który od razu wpadł mi w oko, i który idealnie pasowałby do mojej sypialni. Nie zastanawiałam się zbytnio, bo akurat był na wyprzedaży w bardzo korzystnej cenie. No i dzisiaj rano pan kurier dostarczył mi go do domu. Nie łudzę się, że posłuży mi przez najbliższe 10 lat, bo to tylko 180 TC (thread count), a im większa gęstość splotu, tym lepsza jakość.

Niecałe dwa lata temu zafundowałam sobie taką o gęstości 1000 TC i mówię Wam, jakość jest niesamowita! Jeśli nie ma się porównania, to nie wie się też, co się traci. Oczywiście im większa gęstość splotu, tym wyższa cena, i ta moja też kosztowała sporo, ale jako że płaciłam za nią kartą podarunkową, którą dostałam z pracy pod choinkę, to nie było mi żal wydanych pieniędzy. Nie od dziś wiadomo, że najlepiej wydaje się cudzą kasę.

Nie łudzę się też, że ta pościel mi wyschnie na świeżym powietrzu, bo choć świeci słońce, to temperatury są nadal relatywnie niskie i nie osiągają nawet dwucyfrowego pułapu. Jednak co świeże powietrze, to świeże powietrze. Suszarka bębnowa to genialny wynalazek, zwłaszcza zimą, jednak staram się jej używać jak najrzadziej, bo mam ją w kuchni i... strasznie pyli. A ja jestem leniwa i nie chce mi się później ścierać kurzu z kuchennych frontów.

A właśnie, w czasie zmieniania pościeli po raz pierwszy użyłam mojego bezprzewodowego dysona do odkurzenia materaca i jego pokrowca. No cóż, jakby to powiedzieć? Dołączyłam do klubu osób, których życie już nigdy nie będzie takie samo. Bo oczywiście byłam pewna, że moje łóżko jest "nieskazitelne" - przecież zmieniam pościel regularnie i codziennie myję się przed snem! Tymczasem przezroczysty pojemnik odkurzacza bezlitośnie objawia prawdę. Jak śpiewał niezapomniany Chester Bennington w mojej ukochanej piosence "One More Light": "just 'cause you can't see it, it doesn't mean it isn't there".

Sweterki świąteczne też już się suszą, a więc sezon świąteczny oficjalnie uznaję za zamknięty. Widziałam na IG sporo filmików, na których choinki rozbierano już w dniu św. Szczepana, ale to dla mnie zdecydowanie za wcześnie. Zresztą, szybko okazywało się, że robiły to osoby, które udekorowały dom i ubrały choinkę już w październiku, a nawet wrześniu! Ja tam nie jestem żadnym choinkowym guru, co najwyżej ch***wym, ale to gruba przesada.

Wiele radości przyniosły mi te żywe choinki i wszystkie inne dekoracje bożonarodzeniowe, ale jednak święta już minęły, a teraz dodatkowo z tym intensywnym słońcem i szóstym stycznia tuż za rogiem wydają się być nie na miejscu. Święto Trzech Króli, zwane tu także "Little Christmas", czyli Małym Bożym Narodzeniem, wyznacza w Irlandii koniec świątecznego okresu. To jest właśnie ten dzień, w którym znikają z domów wszystkie ozdoby i choinki. I choć według przesądów nie powinno się rozbierać choinki przed Objawieniem Pańskim, bo przynosi to pecha, to jednak już dziś się za to zabrałam. Po pierwsze - nie jestem przesądna, a po drugie - szósty stycznia to sobota, a ja jeszcze nie zdecydowałam, czy będę pracować tego dnia czy jednak nie. Jeśli będę, to - jak zwykle - po robocie będę się jedynie nadawać na plan filmowy Apokalipsy Zombie, a nie na duże domowe porządki.

Jako ciekawostkę dla moich zagranicznych czytelników dodam, że szósty stycznia znany jest tu także jako Women's Christmas, co można przetłumaczyć jako Boże Narodzenie Kobiet. Według irlandzkiej tradycji był to dzień, w którym kobiety mogły bez żadnych konsekwencji zrzucić swoje okowy i mieć wychodne. Po długich i żmudnych dniach niewolniczej pracy w kuchni, z jaką wiązały się święta (skąd my to znamy?), wreszcie mogły spotkać się z innymi kobietami (w domu albo na mieście), aby w dobrym towarzystwie wypić herbatkę (bądź wino), zjeść ciastko i odpocząć od całego tego świątecznego zgiełku. Mężczyźni zaś mieli je tego dnia zastępować w ich "kobiecych obowiązkach". Nie wiem dokładnie, w jakim stopniu nadal praktykuje się tę tradycje, bo jednak czasy dość mocno się zmieniły i coraz więcej kobiet nie pozwala sprowadzać się do roli służącej.

Co jeszcze? Tyle szumu związanego z sylwestrem i nadejściem 2024 roku, a wszystko to na nic - nowy rok jest uderzająco podobny do starego, żadnych wielkich zmian nie odnotowałam w swoim środowisku. Tradycyjnie też zbojkotowałam 31 grudnia, choć przyznam, że tym razem z nieco mniejszym żalem żegnałam stary rok. Powiedzmy, że nie zostanie moim ulubionym. Jak na krnąbrnego osobnika przystało, musiał mi jeszcze na koniec powygrażać pięścią, podstawić świnię tu i ówdzie, ale ostatecznie poszedł sobie w siną dal. Nowy rok - stara ja. Oby tylko okazał się znacznie lepszy od poprzedniego!


sobota, 23 grudnia 2023

Chwilo, trwaj!

Deszcz miarowo pada za oknem, czyli święta znów będą zielone (i mokre!), wbrew chwytliwym tytułom artykułów, które widziałam jakiś czas temu w gazecie, i które mamiły takich jak ja wizją białego Bożego Narodzenia. Śnieg nadal jest na wyspie deficytowym towarem, a przynajmniej o tej porze roku. Pewnie pojawi się w lutym albo marcu - rychło w czas. Prognoza na najbliższe dni jest bowiem bezlitosna: deszcz w przeróżnych odmianach.


Ale on też ma swój urok, przyznaję. Najbardziej uwielbiam go wtedy, kiedy - tak jak teraz - mogę zaszyć się w swoim przytulnym i czystym gniazdku, bez konieczności wyściubiania nosa na zewnątrz. Za to z wszystkim, czego mi potrzeba do szczęścia w zasięgu ręki. Moim wygodnym fotelem, musztardowym, puchatym kocem i stosem książek świeżo odebranych z biblioteki. Już drżę z ekscytacji na myśl o tych wspaniałościach.


Rozpoczęłam dwie z nich: "Everything" poruszający memuar Irlandki, której mąż dopuścił się dzieciobójstwa, a także (momentami wstrząsającą) "Flesh & Blood" i od żadnej nie mogę się oderwać! Wiem, że tematyka wybitnie ponura, ale jak już nieraz wspominałam, fascynuje mnie ludzka psychika i jej ciemne zakamarki. To, że wbrew temu, co o sobie myślimy, w zasadzie każdy z nas może stać się potworem pod wpływem pewnych bodźców. Ta druga książka doskonale o tym świadczy.


Wreszcie mogę bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia oddać się przyjemnościom. Wczoraj nareszcie udało mi się zakończyć wszystkie przedświąteczne przygotowania, ze sprzątaniem łącznie. Choć nie wykluczam zrobienia jeszcze jednego ciasta - makowca, którego jestem wielką fanką. Zazwyczaj robię ten klasyczny, ale w tym roku natrafiłam na YT na filmik z obiecującą roladą makową dla ludzi takich jak ja, hołdujących idei "dużo maku, mało ciasta".


Nie do końca pełna wiary we własne umiejętności - bo jednak nie jestem świstakiem i nie specjalizuję się w zawijaniu - zabrałam się za realizowanie receptury. Pierwszą przeszkodę napotkałam dość szybko - głupia piana nie chciała mi się ubić na sztywno, najwidoczniej nie osuszyłam pojemnika zbyt dokładnie, i na dnie pozostało trochę wody z mycia, ale machnęłam na to ręką i taką sflaczałą wymieszałam z twarogiem (tak, z TWAROGIEM, i nie - nie robiłam sernika, tylko makowca) i odrobiną cukru, bo nie miałam erytrolu, który był w oryginalnym przepisie. Na szczęście nie wpłynęło to znacząco na roladę. Może ciasto wyszło przez to nieco niższe niż powinno, ale nie miało to żadnego przełożenia na smak. Dość powiedzieć, że rolada jest spełnieniem moich kulinarnych marzeń - pyszna, wilgotna i ma niewiele ciasta. Poczęstowałam Połówka kawałkiem i to był mój błąd! Tak mu posmakowała, że niedługo później przydybałam go w kuchni na podkradaniu kolejnego kawałka! Teraz mam niepożądaną konkurencję! Na szczęście mam jeszcze puszkę maku na pozbyciu.


Choć chyba jesteśmy kwita, bo Połówek przeszedł samego siebie i zrobił najpyszniejszy bigos ever. Zawsze wychodził mu bardzo smaczny, ale w tym roku to już naprawdę przesadził! W ramach rewanżu też mu wyjadałam, jak nie patrzył, a co! Nie moja wina! Mógł nie robić takiego dobrego. Powiadam Wam: mucha nie siada! Chyba muszę wyrzucić wagę na śmietnik, żeby po świętach nie patrzyła na mnie z wyrzutem.


Gdybym mogła, zatrzymałabym czas, aby wystarczająco nacieszyć się tym wszystkim, tą całą okołoświąteczną atmosferą: cudownymi choinkami, ciepłym światłem lampek, dekoracjami, spowolnionym trybem życia, harmonią w duszy i poczuciem szczęścia. A tu już zaledwie kilka dni grudnia pozostało! Ten tegoroczny będę wyjątkowo miło wspominać - miałam bowiem znacznie więcej wolnego niż w jakimkolwiek innym grudniu w przeciągu kilkunastu minionych lat życia na wyspie, i na nowo odkryłam radość, jaką niesie ze sobą spowolniony tryb życia. Styl życia, który nie jest zdominowany przez pracę.

Im starsza się robię, tym bardziej doceniam proste i małe przyjemności. To wszystko, o czym pisałam na samym wstępie: dom, dobre towarzystwo i książki, koc, mruczące koty zwinięte w kłębek, gorącą kąpiel w zimny i mokry dzień, dach nad głową, święty spokój. Nic z tych rzeczy nie jest nam dane na zawsze, a tak często o tym zapominamy.


Nie oznacza to jednak, że na starość stałam się całkowitą ascetką, która nie potrzebuje do szczęścia żadnych dóbr materialnych. O nie. Co jak co, ale uwielbiam umilać sobie życie. Wczoraj więc dotarł do nas przedwczesny prezent świąteczny - bezprzewodowy odkurzacz pionowy, i po szybkim teście, mogę jedynie stwierdzić, ze tak jak do tej pory żadne z nas nie kwapiło się do odkurzania naszym monstrum, tak teraz chyba będziemy toczyć o to boje! Kruszyć kopie, strzelać z łuku, walczyć wręcz, cokolwiek... Wygrany będzie mógł w nagrodę odkurzyć cały dom, a w bonusie nawet samochód! Od wczoraj odkurzanie stało się przyjemnością i frajdą. Owszem, nowe cudo nie jest idealne, bo opróżnianie pojemnika na kurz miało być "bezdotykowe", ale już teraz widzę, że bez wpychania palców do środka się nie obędzie, ale to głównie dlatego, że ja mam długie kłaki i one niejako blokują swobodny wyrzut śmieci. Gdyby tylko z takim samym ociąganiem się wypadały mi z głowy, jak z odkurzacza...!

A ponieważ mam już wolne od sprzątania i gotowania, i cierpię na nudę, to postanowiłam ponownie zsumować wszystkie tegoroczne komentarze, aby przekonać się, kto w tym roku był najbardziej pracowitą mróweczką, a kto nygusem.

Pracownikiem Roku 2023 zostaje (tu wielkiego zaskoczenia nie ma)... drum roll... Polly! 109 komentarzy! Gratulacje! Cóż, Polly nie da tak łatwo się zdetronizować, po raz kolejny pokazała, że ma w sobie coś z polityka - jak dobierze się do koryta, to już nie odpuści ;) A cały ranking wygląda następująco:

1. Polly - 109 komentarzy

2. Ania - 35

3. Elsa - 32

4. MartaS - 23

5. Mo. - 19

6. Teatralna - 15

7. Zielak - 11

8. Magdalena Brud-Pietrzyk - 7

9. Misza - 6

10. Kalina i Odnowiona Ja - 5

11. Jael - 4

12. Małgorzata i Klaudia - 2

13. Dublinia, Kerryman, Krystyna, Melody Jacob i Monika - 1

Moi drodzy komentatorzy, dziękuję Wam serdecznie za poświęcony czas, za wtrącanie Waszych trzech groszy, co jest oczywiście zawsze tutaj mile widziane. Cieszę się ogromnie, że chciało się Wam marnować na mnie czas, i życzę Wam fantastycznych świąt, szampańskiej zabawy w sylwestra, i pięknego 2024 roku. No i tradycyjnie, żebyśmy się tutaj spotkali za rok. W takim samym, albo nawet powiększonym gronie!

Love you :)