niedziela, 30 września 2007

Skomplikowana męska natura :)

Dzisiaj, Moi Drodzy, nie będzie relacji z wycieczki, bo po prostu jej nie było. Doszliśmy do wniosku, że dzisiejszą niedzielę spędzamy razem, w domu. Ranek, jak to zazwyczaj bywa w niedzielę, zaczął się niezbyt zachęcająco. Słoneczko musiało zaspać, bo do rządów dobrał się deszcz. A trzeba przyznać, że nie próżnował. Już zaczęłam się obawiać, że cała niedziela będzie deszczowa. Na szczęście myliłam się. Wkrótce deszcz przestał padać i pojawiło się piękne słoneczko.  

Niedzielę zaczęliśmy dość nietypowo, bo wybraliśmy się na zakupy. Musieliśmy kupić kilka rzeczy. W sumie, to ja musiałam, nie my ;) Nie wiem, czy wspominałam, ale moja druga połówka ma w sobie coś z typowego faceta: nie cierpi zakupów. Często też stosuje przeróżne taktyki, żeby mnie zniechęcić do wyprawy do sklepu. A że jest bardzo inteligentny i pomysłowy, to owych taktyk i zagrań, jest mnóstwo! Kiedy nie uda mu się, zniechęcić mnie do zakupów, nie poddaje się. Walczy dzielnie, tym razem robiąc wszystko, by maksymalnie skrócić czas spędzony w sklepie. Wykrzywia usta w podkówkę, marudzi, narzeka, ciągnie  mnie za ubranie, czasem ucieka się nawet do szantażu ;) No doprawdy, mam nieraz wrażenie, że mam do czynienia z dzieckiem ;) I jak tak obserwuję matki robiące zakupy z małymi dzieciakami, to nie widzę wielkiej różnicy między nimi, a moim ukochanym ;) Stosowane taktyki są niemalże identyczne. No, może z małymi wyjątkami. Mój ukochany, w ramach buntu, nie tarza się po podłodze, nie płacze rzewnymi łzami, nie kopie i nie gryzie ;)

I gdyby nie ta malutka skaza, to byłby ideałem. Wiemy jednak, że ideałów nie ma, więc nie musze się łudzić, że ta jego niechęć do sklepów minie. Może co najwyżej pogorszyć się ;) A tego bardzo bym nie chciała!

Muszę przyznać, że zakupy w pełni się udały, efekt jest więc łatwy do przewidzenia :) Szczęśliwa kobieta, to kobieta po udanych zakupach! Mój przypadek to potwierdza.

Tak poza tym, to muszę dodać, że mój ukochany odkrył w sobie nowy talent: pichcenie :) Jest nim tak zachwycony, że postanowił przygotować dzisiejszy obiad. Bez obaw więc oddałam kuchnię w jego ręce. W ostatnim czasie, mój mężczyzna zachwycił mnie swymi potrawami, miałam więc namiastkę jego zdolności kulinarnych. Spokojnie udałam się do pokoju, nie obawiając się, że zaraz dobiegnie do mnie jego przeraźliwy krzyk, który spowodowany będzie odciętym palcem, albo innym członkiem ;) I słusznie. Dzielnie sobie radził, a do mnie dochodziły jedynie hałasy wydobywające się z kuchni i cudowna woń, oznaczająca udany obiadek :) Po zakończonym dziele, zawołał mnie do siebie. Tak jak przypuszczałam: kuchnia nie była pokryta krwią, zastałam go w jednym kawałku, miał się dobrze, a wręcz rósł z dumy ;)  Czym prędzej skosztowaliśmy jego dzieła: pyszne! Po raz kolejny doszłam do wniosku, że najlepszymi kucharzami są mężczyźni! :) Przy okazji, nabawiłam się pewnych wątpliwości. Tak się  teraz zastanawiam, czy on gotuje dla własnej przyjemności, czy po prostu ma dość moich obiadów i w obawie o własny byt, postanowił wziąć sprawę w swoje ręce ;) Bądź tu człowieku mądry i pisz wiersze ;)