czwartek, 1 listopada 2007

Dzień smutku i refleksji

Dzień Wszystkich Świętych, to zdecydowanie dzień smutku i żałoby. To czas refleksji nad naszą egzystencją, nad śmiercią, nad tymi, których kochaliśmy, a których już niestety nie ma z nami.  Dzień zupełnie odmienny od irlandzkiego Halloween, które tak poważny temat, jakim jest życie po śmierci i sama śmierć, obraca w żart i w zabawę. Nie trudno jest zauważyć, że mieszkańcy Zielonej Wyspy nie przeżywają tego dnia tak głęboko jak zwykli to  czynić nasi rodacy. Dla nas, Polaków, ten dzień ma zazwyczaj głęboki wymiar duchowy. Polega on głównie na intensywnych modlitwach, na godzinach spędzonych na cmentarzach, gdzie spoczywają nasi bliscy. W ten dzień przemierzamy nieraz dziesiątki, a nawet setki kilometrów, by dotrzeć na „rodzinny” cmentarz. Nie zrażamy się odległością, korkami drogowymi, złą pogodą, czy samopoczuciem. Jedziemy tam, bo czujemy, że mamy misję do wypełnienia. Bo czujemy, że nasi bliscy liczą na nas i z niecierpliwością oczekują naszej wizyty. I wreszcie: jedziemy, bo chcemy pokazać, że nasza pamięć i miłość jest ciągle żywa. Że nie umarła wraz z bliską osobą. Piękne świadectwo naszego uczucia.

W Irlandii dzień ten ma zdecydowanie bardziej spłycony wymiar duchowy. Większą wagę przywiązuje się do wcześniej wspomnianego Halloween. To ono obchodzone jest z pompą. Dzień Wszystkich Świętych- nie. Rozmawiałam dziś na ten temat z moją znajomą Irlandką. Powiedziała mi, że rok temu miała okazję przebywać w tym czasie w Polsce (jej mąż pracuje dla polskiej firmy komputerowej w Warszawie i często gości w naszym kraju). Sarah, bo takie jest jej imię, była pod wrażeniem polskich cmentarzy i ogólnie naszej tradycji związanej z tym dniem. Wyznała, że nie sądziła, iż cmentarze mogą być tak piękne i tak zadbane. A jednak mogą. To prawda, że nocne spojrzenie na nasze polskie cmentarze, udekorowane  setkami mieniących się światełek, robi wrażenie. Takich widoków się nie zapomina. One są namacalnym dowodem naszej pamięci, troski, i poświecenia.

A jak ten dzień wygląda na tej pięknej irlandzkiej wyspie? Powiedziałabym, że zwyczajnie. Z opowiadań mojej znajomej wynika, iż jest to dzień niezbyt różniący się od pozostałych. Nie jest na pewno dniem wolnym od pracy. Ci, którzy chcą mogą się udać na mszę i na cmentarz. I to w zasadzie wszystko. I o ile w Polsce frekwencja na cmentarzach jest naprawdę imponująca, o tyle Irlandczycy nie mają w tej kwestii powodów do dumy. Trzeba zaznaczyć, że nie każdy poczuwa się do moralnego, czy duchowego obowiązku udania się w miejsce pochówku jego bliskich. Stąd też na irlandzkich cmentarzach nie ma takich tłumów, jak na polskich.

Wiem, że wielu ludzi nie lubi tego dnia, bo uważa iż to lekka przesada, że ono jest zbyt skomercjalizowane, itd... Owszem, to dzień niezbyt radosny, ale w moim mniemaniu  potrzebny. Raz do roku możemy się poświęcić i udać na cmentarz, by tam wspólnie z rodziną pomodlić się za tych, którzy odeszli.  Na co dzień jesteśmy zbyt zagonieni, zajęci pracą, i obowiązkami, dlatego też nie zawsze pamiętamy, by zrobić coś pożytecznego dla naszych bliskich, którzy zmarli. Pierwszy listopada jest doskonałą okazją ku temu.  

A jak wyglądał mój plan dnia dzisiaj? Nie był taki, jak to miało miejsce w Polsce. Od rana do wieczora byłam pochłonięta pracą.   Nie udałam się na cmentarz, ale z pewnością poświęcę wieczorem chwilę, by pomodlić się za zmarłych. Przyznaję, że od samego momentu pobudki, moje myśli oscylują wokół tematów: Polska, rodzina, cmentarz. Wspominam, tęsknię, wyobrażam sobie dzień moich bliskich w Polsce… Łączę się duchowo z nimi. Moje myśli są dziś zdecydowanie zdominowane przez temat Wszystkich Świętych…