niedziela, 3 marca 2013

Przy drodze: School Children, Tyrrellspass


Trzy małe, kruche istoty stoją sobie pod jednym z drzew na rozległym skwerku w niewielkiej mieścinie Tyrrellspass w hrabstwie Westmeath. Nieopodal nich przebiega dość ruchliwa droga. I choć codziennie – pieszo lub w samochodach – mija je mnóstwo osób, prawdopodobnie wiele z nich ich nie zauważa. Bo te postacie niezbyt się wyróżniają. Są nieruchome, kamienne i, w przeciwieństwie do wielu innych rzeźb, nie krzyczą całą swoją formą, którą im nadano. Wręcz przeciwnie – można nawet odnieść wrażenie, że te trzy drobne figurki nieświadomie, zupełnie przypadkowo chowają się w otaczającym je środowisku. Stają się mało widocznym elementem krajobrazu Tyrrellspass.



Odziane w proste szaty, łudząco do siebie podobne figury dwóch dziewczynek i chłopca (rodzeństwo?) niewiele zdradzają na swój temat. Wystarczy jednak szybki rzut okiem na plecak i torbę à la neseser, by zorientować się, że grupka zmierza do szkoły. Od docelowego miejsca dzieci dzieli niewielki dystans. Budynek znajduje się po przeciwnej stronie drogi.




Domyślam się, że rzeźbę można było bardziej wyeksponować. Rzecz jasna, z racji swojej specyfiki nie można było zbytnio powiększyć figur. Mamy przecież do czynienia z dziećmi w wieku szkolnym. Ale gdyby tak umieścić je w mniej więcej centralnym punkcie zielonego placu? Byłoby to zbyt banalne? Doszukiwać się tu ukrytego znaczenia takiego a nie innego położenia, czy zwyczajnie przyjąć, że dzieci umiejscowiono pod drzewem, bo środek placu był już zajęty? Co było najpierw: wzniesiona w 1970 roku rzeźba grupki dzieci, czy niezbyt urodziwa pompa w centrum placu i otaczające ją ławki?



Monument niewiele mówi na swój temat, a ręka twórcy uczyniła go wyjątkowo prostym i surowym: całkowity brak dekoracyjnych elementów ubioru, prostota i umiar w każdym calu. Miałam wiele pytań na temat tej intrygującej mnie rzeźby, ale wokół nie było nikogo, kto mógłby mi na nie odpowiedzieć. Mojej ciekawości nie zaspokoiła sama rzeźba, bo choć obok dzieci znajdują się w ziemi dwie kamienne tablice, wyryte na nich napisy są bardzo mało czytelne. Odszyfrować można pojedyncze słowa, nie całość zapisu.



Odpowiedzi na moje pytanie nie udzieliła mi nawet moja ulubiona książka poświęcona setkom rzeźb usytuowanych przy drogach Irlandii. Jest fantastyczna pod względem ilości zamieszczonych fotografii, jednak od strony merytorycznej sporo brakuje jej do ideału. Odpowiedź nadeszła w najmniej oczekiwanym przeze mnie momencie. W Wigilię - wtedy, kiedy niemalże wyparłam już z pamięci tajemniczą trójkę dzieci z Westmeath. Może nie powinno mnie to zbytnio dziwić, przecież Wigilia uchodzi za noc cudów.



Siedziałam na pasterce w jednej z wielu, pełnych kościelnych ławek i prawdę powiedziawszy nie poświęcałam słowom księdza 100% mojej uwagi. Aż do momentu, kiedy dotarły do mnie magiczne słowa klucze wypowiedziane na początku homilii: rzeźba, Tyrrellspass, dzieci. I w tym momencie duchowny miał już całą moją uwagę.



Pomnik dzieci jest symbolem nadziei i wolności Irlandczyków. Tej wolności, którą naród cieszy się stosunkowo od niedawna. Wzniesiono je tam ku pamięci wszystkich poległych bojowników IRA z Westmeath i sąsiedniego hrabstwa Offaly walczących o niepodległość swego kraju. I tylko dzięki Imogen Stuart, Niemce żyjącej na wyspie, pomysłodawczyni projektu, stoi w tym miejscu grupka dzieci, a nie kolejny pomnik poległego żołnierza. Wydawać, by się mogło, że z irlandzkiej wojny o niepodległość najbardziej skorzystały dzieci. Dzięki odwadze, waleczności i patriotyzmowi żołnierzy mogą rodzić się, żyć i umierać w wolnym kraju. I nie muszą przechodzić przez horror okupacji.