czwartek, 27 listopada 2014

Zamek Athenry - duma i chluba miasta


Średniowiecze już dawno minęło, ale pozostałości po nim jest tutaj całkiem sporo. Nieco ponad dwadzieścia kilometrów na wschód od Galway znajduje się Athenry. Miasteczko nie grzeszy rozmiarami, za to ma mnóstwo średniowiecznych atrakcji do zaoferowania. Warto zjechać z autostrady, by dotrzeć do miasta, które ciągle otoczone jest murami z kilkoma wieżami obronnymi i nadal imponującą North Gate, bramą wjazdową.



Zamek Athenry ma małe rozmiary, ale mimo to ciężko byłoby go przegapić. Góruje nad okolicą i kusi. Niechlubny okres czterystuletniego rozpadu ma już zdecydowanie za sobą. Teraz jest wymuskany i imponujący. Wygląda tak jak prezentował się przed XVI-wiecznym atakiem klanu O’Donnell. Do jego obecnego wyglądu przywróciło go pod koniec XX wieku OPW, organizacja zajmująca się ochroną i konserwacją irlandzkich zabytków, dlatego też jej flaga jak najbardziej ma prawo powiewać teraz dumnie na szczycie twierdzy.




Zamek jest pamiątką po najeździe Normanów na wyspę i powstał w 1235 roku dzięki (nie)uprzejmości niejakiego Meilera de Bermingham. Ów jegomość wpadł na pomysł, by zbudować zamek nad rzeką Clareen, założyć miasto, otoczyć je murem obronnym i fosą zasilaną wodą z pobliskiej rzeki.



Ciężkie to były czasy, o czym zapewne przypominał sobie Meiler wchodząc do swojej twierdzy. Wszystko, co tutaj widzicie, powstało nie dla wygody lecz dla bezpieczeństwa – mówi nasza pani przewodnik. Zamek był zimny, ciemny, ponury i śmierdzący. Suterena, w której się znajdujemy, nie sprawia wrażenia przytulności, choć oczywiście starano się jak najwierniej ją zrekonstruować. Kilka wieków wstecz było w niej zdecydowanie bardziej nieprzyjemnie. Przede wszystkim w pierwotnej wersji – zamek powstawał w trzech fazach – na parterze, gdzie znajduje się wspomniana suterena, nie było drzwi wejściowych. Powstały one dopiero w XV wieku, kiedy to zamek przeszedł sporą modyfikację.




Wcześniej suterena pełniła m.in. funkcję magazynu. Przedmioty umieszczano w niej z poziomu pierwszego piętra, o czym przypomina dziura w suficie, teraz zabezpieczona szkłem. Drzwi być może okazały się koniecznością, jako że w XV wieku zmieniła się rola, jaką pełnił zamek. Mniej więcej w tym okresie familia de Bermingham przeniosła się do wygodniejszej rezydencji w mieście.




Na pierwsze piętro wkraczamy po drewnianych schodach. Tak to mniej więcej wyglądało na początku XIII wieku. Tylko to wejście umożliwiało przedostanie się do środka twierdzy. Portal wejściowy udekorowano ładnymi płaskorzeźbami, co jest elementem wartym odnotowania. Tego typu zdobienia są typowe dla budowli sakralnych, nie dla zamków. Być może Athenry Castle jest ich jedynym zamkowym przykładem.




Wejście wprowadziło nas bezpośrednio do pomieszczenia zwanego great hall, „królestwa” jego właściciela. Znajdziemy tu dwa okna z kolejnymi zdobieniami, nieco schowaną latrynę i w zasadzie nic więcej. Żadnych śladów po kominku, żadnych mebli. Tylko kolejne drewniane schody prowadzące na piętro wyżej.



W swojej oryginalnej postaci zamek był niski – składał się tylko z sutereny i great hallu, „sali bankietowej”. Prawdopodobnie ocieplano go za pomocą paleniska znajdującego się w centralnym punkcie tego pomieszczenia. Dym wydostawał się przez otwór w dachu. Z tego rozwiązania zrezygnowano jednak w XV wieku, kiedy dodano kolejną kondygnację i drewniany sufit. Zamek stał się jeszcze bardziej nieprzyjaznym miejscem do życia – zimnym i ponurym, jako że nowe piętro nie miało żadnych okien. Nic dziwnego, że jego właściciele postanowili poszukać przytulniejszego gniazdka. W zamku zaś, w późniejszym okresie nieużytkowania, gniazda zaczęły wić ptaki. Jednak dzięki interwencji OPW dziś Athenry Castle jest małym, ale imponującym zamkiem, dumą miasta. To skromna twierdza, ale mimo wszystko ciekawa. Warto ją odwiedzić. Koniecznie z przewodnikiem.