niedziela, 5 kwietnia 2009

Carrick-a-rede

Powszechniekrąży opinia, iż Irlandia Północna – mimo że równie piękna jak Republika – niejest tak tłumnie nawiedzana przez turystów. Głęboki zawód czeka jednak tych,którzy udadzą się tam w poszukiwaniu odludnego zakątka. Wybrzeże Antrim zpewnością nie będzie idealnym miejscem dla samotników – o nie! Przybywając tamw letnim okresie, liczyłam się ze sporą grupą turystów, jednak to, cozobaczyłam, przerosło moje oczekiwania.


  


Tłumy, tłumy, tłumy – z tym głównie kojarzymi się Carrick-a-rede. Takiego oblężenia już dawno nie widziałam. Myślę, iż nieprzesadzę stwierdzając, iż miejsce to (pomijając Cliffs of Moher) jest głównymcelem turystów – szczególnie tych z Polski. To taka swoista Mekka Polaków.Polacy są wszędzie. Z pewnością stanowią jakieś 70% wszystkich przybyłych tuturystów. Język polski towarzyszy nam przez wszystkie godziny naszego pobytu wCarrick-a-rede, począwszy od parkingu, poprzez ścieżkę prowadząca do mostulinowego, aż do drugiej strony wyspy. Z trudem wyłapuję obcą mowę. Tylko odczasu do czasu dociera do nas język angielski.


  


Co przyciągnęło tych wszystkich ludzi doCarrick-a-rede? Wśród głównych powodów z pewnością należy wymienić pięknewidoki i jedyny w swym rodzaju irlandzki linowy most łączący ląd stały zeskalną wyspą. Wyspa jest dość specyficzna - leży na szlaku płynących na tarłołososi, stanowiąc przeszkodę dla ławic. W celu jej ominięcia ryby muszą zmienićkurs, co kończy się dla nich niefortunnie – wpadają w sprytnie zastawionesieci.


  


Początkowo mostek służył tylko rybakomudającym się na wyspę w celu połowu łososi. Jako że wędkarze często mielizajęte ręce, taszcząc ze sobą worki z rybami, mostek wyposażony był w tylkojedną linę służącą za poręcz. Druga była po prostu zbędna. Wraz z nadejściemzimowych miesięcy rybacy kończyli swoją działalność. Kładkę zdejmowano, byuchronić ją przed destrukcyjną siłą sztormów. Kiedy po zimie zostało już tylkowspomnienie, ponownie zakładano mostek, a rybacy znów mieli pełne ręce roboty.


  


Z upływem czasu mostek stracił swojepierwotne znaczenie i przekształcił się w jedną z największych atrakcjiturystycznych Irlandii Północnej. Zmienił się także jego wygląd. Owszem, ciąglejest to plątanina lin i desek, ale już nie tak hardcorowa jak w przeszłości.Turyści mają do dyspozycji dwie linowe poręcze. Co niektórych jednak nawet onenie przekonają do wkroczenia na kołyszący się mostek. Rozciągnięta nad morskąkipielą kładka stanowi nie lada wyzwanie dla osób z lękiem przestrzeni.Corocznie przybywa tutaj 100 tysięcy turystów. Każdy z nich chce sprawdzić, ileprawdy kryje się w opowieściach o „linowym mostku mrożącym krew w żyłach”.Jednak nie każdy spośród przybyłych decyduje się przekroczyć kładkę.


  


Nie dziwią mnie ci, którzy stojąc na skrajuprzepaści i spoglądając w morskie głębiny, decydują się zawrócić. Mają za słabenerwy, by przekroczyć kilkunastometrowy huśtający się mostek. Inni zaśrezygnują z przeprawy gdyż nie chcą w drodze powrotnej tkwić w kolejce, któraniczym olbrzymi wąż wije się na skale. Jeszcze inni, niczym rasowy IndianaJones, swobodnie przeprawiają się przez mostek wiszący nad wąwozem. Nie wahająsię nawet sekundy. Dla tych, którzy mieli wystarczająco dużo odwagi, byprzeprawić się na wysepkę, czekają wspaniałe widoki na pobliskie klify. Przydobrych warunkach pogodowych można dojrzeć nawet majaczącą w oddali Szkocję.


  


Rozpościerający się pejzaż robi wrażenie.Zachwyca. Oszałamia. Inspiruje. Imponujące klify wybrzeża Antrim, samotne skałyoblane morskimi wodami, ciemne groty i malownicze zamki już dawno przyczyniłysię do zrodzenia wielu mitów i legend celtyckich. Z pobliskim Ballintoy wiążesię jedna z nich, mówiąca o niezbyt urodziwym potworze, skrywającym się wprzybrzeżnych jaskiniach. Jeśli wierzyć w słowa legendy, bestia zwąca sięLig-na-baste, przybrała formę ogromnego węża.


  


Problem w tym, że przyjemniaczek nie jesttakim sobie zwykłym wężem. Oczy ma większe od głazów, a zęby potężniejsze niżstalaktyty. Jako że lubi je zatopić w ludzkim mięsie, kreatura ta budzipostrach wśród miejscowej ludności. Ponoć można go jedynie pokonać, ale niezabić. Może dokonać tego tylko mężczyzna o nazwisku McCurdy. Żeby wygrać walkę,musi porządnie się do niej przygotować m.in. odziewając się w specjalny płaszczz cielęcej skóry. Jak podaje legenda – potwór powraca do Ballintoy co 100 lat.Ostatnią walkę stoczył z nim John McCurdy w 1904 roku. Czy w 2004 roku doszłodo kolejnego starcia? Nie wiem :)


  


Ku naszemu szczęściu nie natrafiliśmy napięknisia o wdzięcznym imieniu Lig-na-baste. Złapała nas za to potworna ulewa.Nigdy w życiu tak nie zmokłam! Doświadczyliśmy kaprysu słynnej irlandzkiejpogody. Piękne, błękitne niebo w ułamku sekundy pokryło się deszczowymichmurami i zaserwowało nam sceny z apokalipsy. Znajdując się pod gołym niebem,nie mieliśmy najmniejszych szans na ucieczkę. Letnie i zwiewne ciuchymomentalnie przerodziły się w mokre łachmany ciasno przylegające do naszychciał. Wiedziałam, że jestem przemoczona do przysłowiowej suchej nitki.


  


Wracając w mokrym i chlupoczącym ubraniu,czułam się jak jedna z uczestniczek konkursu na Miss Mokrego Podkoszulka. Jakprzymusowa uczestniczka! Nie wiedziałam, czy powinnam płakać, czy też śmiaćsię. Początkowo skłaniałam się ku temu pierwszemu, z czasem jednak zaczęło mnieto bawić. Szczególnie kiedy po drodze mijałam równie przemoczony tłum, któryjak gdyby na komendę miarowo chlupotał tym, co pozostało z jego suchych jeszczedo niedawna ubrań.

39 komentarzy:

  1. ~Ola - Mama Adasia5 kwietnia 2009 05:09

    Taito, wiem ze nie bierzesz udzialu w internetowych zabawach -- to chyba u ciebie widzialam kiedys jaka wiadomosc na gorze?! Ale mianowalam cie do kreativ bloggera (szczegoly u mnie :) --- dlatego po prostu, ze mi sie tu z przyjemnoscia zaglada. Buziaki, Ola

    OdpowiedzUsuń
  2. O,i bardzo ladne miejsce.Nie musi byc duzo kamieni i ruin,aby spodobalo mi sie;)Tylko po tym moscie,to raczej bym nie poszla ze wzgledu na ten lek wysokosci nieszczesny:(bo moglabym stanac w polowie i ani w tyl ani w przod.ps.mam nadzieje,ze bawisz sie dobrze;)Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudne te widoki! Zazdroszczę ci ich, jak zwykle :-) Mam nadzieję, że kiedyś sama je w końcu zobaczę na własne oczy :DBuziaki!

    OdpowiedzUsuń
  4. A na ten mostek, to na pewno nie weszlabym :) Widoki przepiekne :)Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Piekne miejsce!!! Jakby tylko jeszcze dodac nasza polska piekna pogode i zrobic taka mieszkanke, to nic tylko rozplynac sie ze szczescia... Mam nadzieje, ze nie zlapalas kataru!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem fanka Twojego bloga.Czytam...ogladam...W niedziele nie wytrzymalam :(.Postanowilam,ze MUSZE to miejsce zobaczyc!Zwerbowalam znajomego (nie jestem mobilna) i...pojechalismy na polnoc (mieszkamy w Dublinie.Gdzies po godzinie dotarlo do mnie...nie zapisalam nazwy miejsca w ktore mamy jechac ;(. Ale....skoro to tak atrakcja.....znajdziemy!Na pewno...znajdziemy!Nie znalezlismy...buuuu!Powtorka podrozy niedlugo-licze na szczegoly lokalizacji na gg.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Prrrr, Elizo, przystopuj ;) Przed podróżą najlepiej zrobić porządny rekonesans. Zwłaszcza w przypadku Carrick-a-rede, bo mostek zdejmowany jest na zimę. Z tego co wiem, to zakładają go ponownie w połowie marca. Teoretycznie powinien już być na miejscu. Jak jest w praktyce - nie wiem. Co więcej? Dobrze znać dokładną nazwę, bo Carricków Ci w Irlandii dostatek ;) Kierujcie się więc na Północ Irlandii: hrabstwo Antrim, 8 km na zachód od Ballycastle. Mostek znajduje się niedaleko Ballintoy. Jak już dotrzecie na miejsce, to możecie przy okazji zaliczyć dwie inne atrakcje Północej Irlandii: Giant's Causeway (Grobla Olbrzyma) [11 km za Carrick-a-rede, dobrze oznakowana] i zamek Dunluce [znajduje się na granicy z hrabstwem Londonderry, 4,8 km na wschód od Portrush]. W okolicy Giant's Causeway jest też ciekawa, najstarsza na świecie licencjonowana gorzelnia - Old Bushmills Distillery. Warta zwiedzenia!Podróż może Wam zabrać nawet około trzech godzin. My byliśmy w lecie i tyle właśnie trwała nasza droga. Elizo, miłych wrażeń i szerokiej drogi.Ps. Dziękuję bardzo za miłe słowa :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Miejsce w istocie godne uwagi :) A pogodę mieliśmy naprawdę piękną: dopóki nie pojawiła się ulewa, był upał! A wiesz, że chyba faktycznie złapałam wtedy jakiegoś syfa, ale dokładnie nie pamiętam, to było w zeszłoroczne wakacje.Generalnie zabawnie było - zwłaszcza wtedy, kiedy wszyscy przemoczeni turyści urządzili sobie z parkingu przebieralnię. Półnagich ciał było mnóstwo :] Szczęśliwym trafem mieliśmy suchą odzież w bagażniku, jako że byliśmy wtedy na kilkudniowym urlopie w Irlandii Północnej. Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja miałam baaardzo poważne obawy i palpitacje serca, jako że mam lęk wysokości ;) Widoki wynagradzają jednak cały trud! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. W czasach tanich linii lotniczych wszystko jest możliwe! :) Porzuć kiedyś choć na parę dni swoją Norwegię i przyleć do Irlandii. Jeśli trafisz na piękną pogodę [rosyjska ruletka, hehe], będziesz mieć niepowtarzalny urlop ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Zgadza się, Olu, to u mnie było to obwieszczenie ;) Za nominację do Kreativ Blogger bardzo Ci dziękuję i cieszę się, że w znalazłam uznanie w Twoich oczach :) Nominacji chyba jednak nie będę dalej przekazywać, gdyż wszystkie blogi, które z chęcią bym wyróżniła zostały już wcześniej nominowane.Anyway, dziękuję jeszcze raz :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Jestem, jestem ;) U mnie dziś pada, ale wierz mi, wcale mi to nie przeszkadza. Ważne, że znów jestem w mojej ukochanej Irlandii :) Bawiłam się w miarę ok, choć bywało lepiej, nie ukrywam :) Odczucia mam podobne do Twoich po powrocie z Hiszpanii. Jak tylko ochłonę, napiszę maila :) Ps. Też mam lęk wysokości, ale wszelkie lęki są po to, by je przezwyciężać :)

    OdpowiedzUsuń
  13. No to widze,ze radosc z powrotu taka sama jak i byla u mnie:)Czekam na maila w takim razie i opisz troszke tej Italy na blogu;)chetnie zobacze i poczytam.Zbieram sie,aby tez to zrobic,tylko wiosenny len mnie dopadl i spaceruje,biegam,zamiast siedziec na kompie.Fajnie,ze wrocilas:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Taito, zaczyna mi brakować slow aby opisywać to, co dzięki Tobie ujrzałam .. dziękuję :-)

    OdpowiedzUsuń
  15. Właśnie, właśnie, Ty leniwa koleżanko :) Gdzie moje fotki z Hiszpanii? :) Ktoś mi tu coś obiecywał ;) Relacja z Włoch będzie, jakżeby inaczej, z tym, że potrzebuję na to trochę czasu. Może w czwartek uda mi się coś napisać, powinnam mieć wtedy więcej luzu. A powrót do Irlandii to chyba był najprzyjemniejszy moment z całego tego mojego wypadu ;) Nie ma to jak w domu. I to zdanie doskonale oddaje moje odczucia :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Ależ nie ma za co, Aniu. Celem tego bloga jest ukazywanie Wam Irlandii widzianej moimi oczami, czyli naprawdę godnego uwagi kraju. Chcę pokazać, że Zielona Wyspa to nie tylko ten deszczowy i szary kraj z opowiadań wielu rodaków. Będąc w Polsce, spotkałam się właśnie z takim nieciekawym stereotypem Irlandii. Moim celem jest walka z nim.Pozdrawiam Cię cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  17. Przyznaje leniwam.Wiesz jak ze zdjeciami jest,trzeba objetosc zmieniac na bloga.Do tego wiosna,co nie znaczy ze nie pada;),ale czuc w powietrzu.Interview za interview,az mi mdlo od tego.I jeszcze inne prywatne zawirowania,ale to nie publicznie:)Ale bedzie wszystko.Obiecuje.

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie wiedziałam, że jesteś w trakcie poszukiwania czegoś nowego. Jakoś tak wydawało mi się, że jesteś gdzieś dobrze zahaczona na jakimś pewnym stanowisku :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Jestem,ale mi tak obrzydlo,ze o rety.Jesli pracuje sie dla goverement,to nie wiem,co trzeba robic,aby wyrzucili.Ale czas na zmiany,tak czuje.Nawet niech bedzie niepewnie,ale nowe:)

    OdpowiedzUsuń
  20. W takim wypadku to faktycznie zmiana jest wskazana. Trzeba robić to, co się lubi i dobrze czuć się w swoim miejscu pracy. Zatem powodzenia w szukaniu nowej pracy!

    OdpowiedzUsuń
  21. och, ale tęsknię za morzem:-0Ale tym mostkiem to bym nie przeszła brrrrr mam lęk wysokości:-)

    OdpowiedzUsuń
  22. Co za cudowności nam pokazałaś, wszystko przepiękne jak w baśni. A ten most linowy to coś fantastycznego. Chociaż boję się takich niestabilnych powierzchni, jednak poszłabym, a w razie strachu oczy bym zamknęła. :)))Pozdrawiam serdecznie. :)))

    OdpowiedzUsuń
  23. Jeny jak tam pieknie....zazdroszcze Caluski Ella

    OdpowiedzUsuń
  24. Rozyno, cieszę się, że wróciłaś!

    OdpowiedzUsuń
  25. Wkrótce będziesz mieć morze na wyciągniecie ręki. I pewnie po jakimś czasie będziesz mieć go dość ;)

    OdpowiedzUsuń
  26. Pięknie, to fakt. Ale nie ma czego zazdrościć ;) Pozdrawiam Was ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  27. promyczek83@op.pl9 kwietnia 2009 18:37

    Haha wszystko możliwe:-) cos czuje , że bede go miała dość jak wyjde 29 na peron i chluśnie we mnie zimne lodowate powietrze.Rok temu taką pogodę jaka mam tutaj teraz w kwietniu to tam miałam w lipcu :-)

    OdpowiedzUsuń
  28. Jeszcze żadna z twoich wypraw, żadne z opublikowanych zdjęć nie wywarło na mnie takiego wrażenia. Tam jest jak w niebie! Naprawdę, piękny zakątek świata.

    OdpowiedzUsuń
  29. A ja wczoraj obejrzalam koncowke programu"Coast" i bylo o poludniu Irlandii.Sa tam jakies baaaardzo stare kamienne domki na wzgorzu,blisko morza,gdzie chyba mnisi kontemplowali,przepisywali ksiegi.Nie wiem co to za miejsce,bo mi sie program skonczyl,ale wygladalo bardzo imponujaco.Moze wiesz dyrektorko;)?

    OdpowiedzUsuń
  30. Hmm, jedyne co mi przychodzi do głowy to Skellig Michael i Gallarus Oratory. Możesz zajrzeć do Google Grafika i sprawdzić, czy to któreś z tych wyżej wymienionych. A południowo-zachodnia Irlandia jest piękna. To moja ulubione irlandzkie strony. Z przyjemnością powracam tam każdego lata.

    OdpowiedzUsuń
  31. Witaj, Kama :) Ładny zakątek Irlandii, to fakt, ale nie mój ulubiony ;) A tak na marginesie to dziękuję bardzo za maila i życzenia! :) Pozdrawiam Was serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  32. Sprawdzilam.To jest to pierwsze,bo bylo duzo tych kamiennych domkow.Dziekuje:)Cos wspanialego jak dla mnie.Surowoscia porownalabym tylko do Maes Howe na Orkadach,ale i tak sie rozni i nie jest to zbyt trafne porownanie.Ja MUSZE to miejsce kiedys zobaczyc.

    OdpowiedzUsuń
  33. My również dziękujemy. A który zakamarek jest twoim ulubionym?

    OdpowiedzUsuń
  34. A ja obstawiałam, że to będzie Gallarus Oratory ;) Czemu nie, wpadnij kiedyś na Zieloną Wyspę, tamtejsze okolice są piękne. Uwielbiam hrabstwo Kerry, ma w sobie coś magicznego.

    OdpowiedzUsuń
  35. Jest ich kilka, ale tak się składa, że ich nie opisywałam. To takie moje ukochane zakątki. Wszystkie znajdują się w południowo-zachodniej części Irlandii. Uwielbiam tamtejsze strony :)

    OdpowiedzUsuń
  36. ~ktaj trolli i zagubionych polakow16 kwietnia 2009 17:47

    WSZEDZIE TAK SAMO...KAMIEN PONURY I JESZCZE RAZ PONURY KRAJOBRAZ RODEM Z FILMU" NIESMIERTELNY" NA TYDZIEN TO ATRAKCJA NA DLUZEJ TO MECZARNIA!!!! ZWIEDZILAM CALA IRLANDIE W DLUZ I W SZERZ I WYGLADA CALA TAK SAMO...JUZ NASZE MORZE JEST PIEKNIEJSZE I NASZE PLAZE Z TYM ZOLCIUTKIM PIASECZKIEM:-)) OGOLNIE MOWIAC IRLANDIA TO KRAJ DLA CZAROWNIC I SADOMASO!!! I DLA LUDZI OGRANICZONYCH!!!! BO JAK MOZNA JEZDZIC W KOLKO TYM AUTEM NON STOP PO TYCH SAMYCH MIEJSCACH..NO JAK DLUGO??

    OdpowiedzUsuń
  37. SUPER FOTY!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  38. Swietne miejsce. Widzialam je kilka razy i pewnie jeszcze nie raz tam wroce:) Az wstyd sie przyznac ale zwiedzilam cala Irlandie Polnocna a w Polsce nawet w gorach nie bylam:( Coz poradzic skoro "tutejsze" widoki zapieraja mi dech w piersi :>

    OdpowiedzUsuń
  39. To jakies gazobetony czy co, te kamienie?

    OdpowiedzUsuń