Mój pobyt w Polsce dobiegł jużkońca i ponownie jestem w Irlandii. Wiadomo, że rozstania i pożegnania nigdynie są przyjemne, więc i w tym przypadku nie było inaczej. Z żalem pożegnałamsię z ukochanymi osobami i udałam się do odprawy. Nie było łatwo ich zostawić.W samolocie uciekałam pamięcią do świeżo powstałych wspomnień, przypominałamsobie pożegnalny, mocny uścisk mojego ukochanego siostrzeńca, bo to niezawodniewywoływało i nadal wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Jak dobrze jest mieć takiemaleńkie słoneczko w swoim życiu…
Przez cały mój pobyt starałam sięnacieszyć obecnością moich bliskich i nadrobić czas rozłąki. Doskonale zdawałamsobie sprawę, że wiele miesięcy upłynie zanim znów będę mogła ich zobaczyć. Emigracjama swoje plusy, ale niewątpliwie wiąże się też z wieloma negatywnymi aspektami,do których zaliczam m.in. dużą odległość pomiędzy ojczyzną a Irlandia, rzadkiekontakty z rodziną oraz tęsknotę. Może gdybym w Polsce nie miała nikogo na kimmi bardzo zależy, nie byłabym tak sentymentalnie związana z tym krajem. Jestjednak inaczej. Mam tam praktycznie całą moją rodzinę i najbliższe mi osoby.Tam są moje korzenie, a ja nawet nie próbuję się od nich odciąć. Nie widzętakiej potrzeby… Dopóki w Polsce są moi bliscy, zawsze będę niecierpliwie oczekiwaćna podróż do ojczyzny. To głównie myśl o nich sprawia, że martwi mnie sytuacjapanująca w Polsce i warunki w jakich przyszło im żyć.
A w Polsce nie jest wesoło. Nie masię co czarować, ale drugiej Irlandii, tak obiecywanej przez Tuska, to tam niebyło, nie ma i chyba jeszcze długo nie będzie. A jeśli pod jakimś względemPolska już niebawem dorówna Zielonej Wyspie, to obawiam się, że niestety będąto ceny. Bo te są iście wygórowane. I to jest właśnie to, co mnie najbardziejuderzyło po przyjeździe do kraju. I nie były to, tak osławione już, polskiechamstwo i gburowatość, lecz właśnie astronomiczne ceny za wszelkiego rodzajuprodukty i usługi. Kiedy udałam się na zakupy do jednego z zagranicznychhipermarketów, łapałam się na tym, iż w wielu sytuacjach, sięgając po jakiśprodukt i odczytując jego cenę, ze zdumieniem stwierdzałam do samej siebie:„nie no, to już przesada! Tyle to ja za to nie dam!”. I nie chodzi o to, żejestem dusigroszem. Bo wierzcie mi, nie jestem. I chyba nie tylko ja uważałam,że np. 6 złotych to zdecydowanie za dużo za karton soku, bo przekładało się torównież na ilość zakupionych produktów przez innych kupujących. Spora częśćkupujących miała zaledwie parę produktów w swoich koszykach i smętnie snuła sięod jednego działu do drugiego. Może w nadziei, że na następnym stoisku uda imsię coś kupić po przyzwoitej cenie…Z bogato wypełnionym wózkiem, czułam sięniemalże jak przybysz z kosmosu i tak też na mnie patrzyli co niektórzy…
Przykro to mówić, ale ceny wPolsce są często poza zasięgiem wielu ludzi, głównie tych żyjących na niskiej iśredniej stopie życiowej. Owszem, droższe produkty mają zazwyczaj tańszeodpowiedniki, ale co z tego, skoro wiele z nich to - dosadnie mówiąc - badziewnepodróbki. Wśród zakupionych przeze mnie produktów było m.in. kilka rodzajówherbat. I tych tańszych i droższych. Te drogie były w porządku, nie możnanarzekać na nie, natomiast jakość tych tańszych pozostawiała wiele do życzenia.Swoim smakiem, zapachem i barwą w ogóle nie przypominały herbaty z prawdziwegozdarzenia. Po pierwszym łyku tej zaparzonej, taniej herbaty, odruchowospojrzałam do kubka, czy aby na pewno zrobiłam sobie herbatę, a nie nalałam przypadkiem kranówy. Właśnie natakie (i jeszcze gorsze) produkty jest skazana spora część polskich rodzin.Ciężko jest pozwalać sobie na super smaczną i drogą żywność skoro wszelkiegorodzaju rachunki i wydatki pochłaniają prawie całą wypłatę. Wiem, że wieleznanych mi, polskich rodzin oszczędza na jedzeniu, bo przecież trzeba uiścićopłaty za czynsz, rachunki, kupićlekarstwa czy odzież dla dziecka… Szczerze współczuję ubogim rodakom ipodziwiam ich za codzienną walkę, jaką toczą z narastającymi przeciwnościamilosu. Szacunek dla tych ludzi. Nie jest łatwo żyć w Polsce. O, nie.
Owszem, głośno było o podwyżkachpłac, ale jakie one były? Powiedziałabym, że żałosne. Zdecydowanie za małe. Niebyły wystarczające i na pewno nie przyczyniły się do poprawy bytu wielu rodzin.Bo co z tego, że dorzucili do pensji parę złotych skoro, tradycyjnie już, cenyusług i produktów znacznie wzrosły i znów ludzie głowią się jak związać koniecz końcem… A tu przecież nie chodzi tylko i wyłącznie o wyższe ceny żywności,ale o wszystkie ceny. Z salonu fryzjerskiego wyszłam uboższa o ponad 150 zł, nastacji paliw spokojnie trzeba zostawić ponad 50 zł, bo ceny benzyny już dawnowyrównały się z cenami paliwa w Irlandii. Szkoda tylko, że w Polsce nie mairlandzkiej stawki za godzinę pracy… Wiem,że są województwa w których łatwiej jest znaleźć pracę, mające mniejszebezrobocie i wyższy poziom życia, ale przecież tak wiele jest tych biednych. Niemożna o nich zapominać i udawać, że tej biedy nie ma, jeśli ona jest i rzucasię w oczy…
Nie wiem, dokąd zmierza naszaPolska…. Ale kierunek, w którym zmierza nie wydaje mi się właściwy…