Z ponad czterdziestu książek, które przeczytałam w tym roku ta zbulwersowała mnie najbardziej. Najmocniej poruszyła, a w zasadzie to wręcz wstrząsnęła do szpiku kości.
Kilka z tych przeczytanych należało do literatury obozowej, i choć czasem na ich kartach pojawiali się okrutni kapo, postać każdego z nich blaknie wobec antybohatera "Stronger" – człowieka zepsutego do szpiku kości.
Historia przedstawiona w "Stronger" idealnie wpisuje się w halloweenowy klimat, a na jej kanwie z powodzeniem mógłby powstać prawdziwy horror albo chociaż dreszczowiec. Psychopata i sadysta już jest – Paul Moody. Irlandzki "książę" z Tindera, który okazał się nie tyle ropuchą, co po prostu parszywą kreaturą.
Scenariusz napisało samo życie, Nicola Hanney zaś przelała tę bolesną historię na papier i nadała jej życie.
(delikatne spojlery początku fabuły)
Wyobraź sobie, że masz 36 lat. Przed Tobą jeszcze niemal "całe życie". Ale tak tylko Ci się wydaje, bo pewnego, niezbyt pięknego, dnia lekarz oznajmia Ci, że masz terminalną postać raka.
Jeszcze nie dowierzasz, jeszcze masz nadzieję, że to może jakiś głupi żart, ale nikt się nie śmieje. Wręcz przeciwnie. Lekarz jest śmiertelnie poważny, a na Twoją sugestię kriokonserwacji, czyli zamrożenia komórek jajowych (no bo przecież jesteś jeszcze młoda i nie szykujesz się do trumny) odpowiada z brutalną szczerością, że to mija się z celem, bo nie dożyjesz macierzyństwa.
Straszne prawda? Nie wiesz jednak jeszcze, że to nie jest największy koszmar, jaki spotka Cię w życiu.
Nie przyjmujesz do wiadomości informacji o nadchodzącej śmierci. Niczym tonący brzytwy chwytasz się wszystkiego, co daje Ci nadzieję na uzdrowienie: wiary i modlitwy, obmywasz się świętą wodą z irlandzkiego źródła, przechodzisz na zdrową, bezmięsną dietę, wprowadzasz do niej mnóstwo soków, które mają wyeliminować raka, udajesz się do lokalnego uzdrowiciela i grzecznie poddajesz leczeniu, aż... staje się cud! Rak, który miał Cię zabić w przeciągu kilku miesięcy, całkowicie znika!
Ekstaza! Euforia! Wygrana na loterii! Czujesz, że świat znów leży u Twoich stóp. Że teraz będzie juz tylko pięknie. Bo przecież najgorsze już za Tobą.
Prr, poczekaj z tą radością. Nie tak szybko!
I wtedy wchodzi on. Cały na biało, choć duszę ma na wskroś czarną, ale tego nie widać. Czarujący, romantyczny irlandzki "książę" z bajki, o którym marzy chyba każda użytkowniczka aplikacji randkowej.
Chciałoby się rzec: "run, girl, run!", bo to jego nazwisko ("Moody" – ponury/humorzasty) jest tutaj wymownym omenem. Ale nie można. I tak byś pewnie nikomu nie uwierzyła, ani nie posłuchała, bo jak śpiewała Małgorzata Ostrowska – "Ale miłość, moi mili, jest nieczuła na mądrości".
Myślę, że historię Nicoli Hanney z powodzeniem można nazwać wstrząsającą kroniką terroru. Mnie najbardziej w "Stronger" poruszył, zasmucił, a zarazem obrzydził fakt, że tym potwornym agresorem nie był zwykły "Ziutek", lecz... członek An Garda Síochána, czyli tutejszej policji. Człowiek, który nosił dumny i odpowiedzialny tytuł "stróża prawa", a okazał się pospolitym bandziorem. Obrzydliwym typem spod ciemnej gwiazdy. Silnym wobec słabych, słabym wobec silnych. To on był tutaj prawdziwym rakiem, którego należałoby usunąć, aby jego toksyczne macki nie dosięgły już nikogo więcej.
Domyślam się też, że podzielenie się tą historią wiele kosztowało autorkę. Pewnie najwygodniej i najłatwiej byłoby wyprzeć ją z pamięci, zamieść pod dywan i zapomnieć, a jeszcze lepiej – wymieść spod tego dywanu i zwyczajnie wyrzucić na śmietnik historii. Zachować dla siebie. Nikt by wtedy głupio nie komentował, nie docinał, nie obwiniał ofiary (tak, mili państwo, victim blaming ma się świetnie w naszym społeczeństwie). Wiedzieliby o niej tylko najbliżsi Nicoli.
Są jednak w życiu takie sytuacje, kiedy trzeba wykazać się odwagą cywilną. I to też właśnie Nicola uczyniła. Poprzez uzewnętrznienie się, podzielenie ze światem tą swoją wstydliwą i bolesną historią, dała nadzieję innym. Tym, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji "bez wyjścia".
Nicola stała się jakże potrzebnym światełkiem w tunelu beznadziejności i rozpaczy. Bo jeśli ona pokonała nieprzyjazny jej system, zwyciężyła z funkcjonariuszem prawa – doskonale obeznanym w technikach manipulacji i wyszukanych strategiach mających złamać przeciwnika – to każda inna ofiara przemocy psychicznej i fizycznej też może.
"Stronger" to przejmująca historia na faktach. To opowieść o tym, że co Cię nie zabije, to Cię wzmocni. Może nie jest to arcydzieło, które przejdzie do ponadczasowego kanonu literatury pięknej, jest to za to niezwykle potrzebna książka przełamująca tabu, i dająca innym jakże potrzebną im wiarę i nadzieję, że jeszcze będzie dobrze. Tylko nie można się załamać.
Zabrzmi banalnie, ale jeśli pod wpływem tej książki choć kilka osób wyłapie czerwone flagi w swoim związku, to choćby dla nich warto było ją napisać.





Brak komentarzy:
Prześlij komentarz