piątek, 9 sierpnia 2013

W rezerwacie osłów


Są ciekawskie, łagodne, przyjazne i inteligentne, choć zwykło określać się je mianem durnych, głupich i upartych. Niesprawiedliwą i krzywdzącą łatkę tępych zwierząt nadano im w dużej mierze z powodu niezrozumienia ich natury. Bo dla wielu ludzi zwierzę, które nie wykonuje ich poleceń i zachcianek, jest tylko głupim stworzeniem niewartym nawet splunięcia. Tymczasem prawda bywa okrutna. Często bowiem okazuje się, że to nie zwierzę zasługuje na przydomek głupiego, lecz jego właściciel. Osły – w przeciwieństwie do wielu ludzi codziennie flirtujących ze śmiercią – mają wysoko rozwinięte poczucie bezpieczeństwa. Mają silny instynkt samozachowawczy i cenią sobie swoje proste, ośle życie.



Osioł, który z jakiegoś powodu poczuł się zagrożony, po prostu zastygnie w bezruchu, zamieni się w żywy posąg. Nie pomogą nalegania, prośby ani groźby. Przemoc też niewiele pomoże. Osły pozostaną nieruchomo tak długo, jak będą uważać to za konieczne. W tym czasie będą główkować nad niebezpieczeństwem i starać się znaleźć wyjście z zagrażającej im sytuacji. To odróżnia je od ich kuzynów, koni. Bo choć pochodzą z rodziny koniowatych i mają z nimi wiele cech wspólnych, to jednak nie można ich ze sobą utożsamiać. Wyczuwający niebezpieczeństwo koń ucieknie. Osioł pozostanie i będzie starał się znaleźć bezpieczne rozwiązanie.



Są stadne. Nie znoszą samotności i jedną z największych przykrości, jaką można im zrobić, to pozbawić towarzystwa. Jakiegokolwiek. Tego ludzkiego lub zwierzęcego. Nawet najzwyklejsza, poczciwa koza jest dla nich lepszym kompanem niż złowroga samotność. Lubią ludzką uwagę, pieszczoty i łakocie. Chcą czuć się kochane i oferują korzystną niepisaną umowę: oddanie i wierność za przyjaźń.



Nie chcą wiele: trochę uwagi i troski, trochę miłości. Trochę pożywienia, pastwisko, gdzie mogłyby się wybiegać i zadaszenie, gdzie mogłyby się schować w niekorzystnych warunkach pogodowych. Deszcz ma swoje plusy i jest potrzebny przyrodzie, ale ośle futerko go nie lubi.



Mają niesamowite umiejętności, których mógłby im pozazdrościć niejeden człowiek. Doskonała pamięć jest jedną z nich. Pamiętają miejsca, osoby i swoich oślich towarzyszy nawet do 25 lat. Ich długie uszy nie są niepotrzebną ozdobą – dzięki nim potrafią usłyszeć na pustyni nawoływania innych osłów. I to z imponującej odległości kilkudziesięciu kilometrów.




Potrafią dożyć kilkudziesięciu lat. Jednak ich długość życia uwarunkowana jest wieloma czynnikami i zmienia się m.in. w zależności od stopnia rozwoju danego kraju i stylu życia, jaki prowadzą. Niestety nie zawsze potrafią dożyć sędziwych dni w spokoju, miłości i poczuciu bezpieczeństwa.



Do Donkey Sanctuary, rezerwatu dla osłów, trafiają z przeróżnych powodów i w przeróżnym stanie. Nierzadko w takim, który potrafi może nie tyle złamać serce, co po prostu przyprawić człowieka o jego nieznośny ból.




Porzucone, wygłodniałe i zaniedbane. Takie były Sinead, Keera i Sidney, dwie samice i kilkumiesięczne oślątko, kiedy pracownicy The Donkey Sanctuary przybyli im na ratunek. Stały nad zwłokami dwóch osłów, którym do przeżycia zabrakło trochę szczęścia. Tego samego uśmiechu losu zabrakło także Sinead. Niedługo później jej organizm przegrał walkę o życie.



Nollaig gdyby umiał mówić, opowiedziałby historie, które poddałyby w wątpliwość człowieczeństwo niektórych ludzi. Znaleziono go na pięć dni przed Bożym Narodzeniem. Był w okropnym stanie. Potwornie zaniedbane kopyta przypominały karykaturalnie zakręcone ciżemki.  Przede wszystkim jednak sprawiały mu ogromny ból. Jego beztroski właściciel prawdopodobnie nigdy nie zadbał o to, by podkuwacz zajął się kopytami zwierzęcia. Jakby tego było mało, Nollaig był żywcem zjadany przez pchły.



Richie stracił mamę, kiedy miał zaledwie dziesięć dni. Umarła z powodu zakażenia krwi. Róisín z kolei prawie została sierotą. Trafiła do ośrodka, kiedy miała dwa dni, a jej mama była poważnie chora. Dzięki fachowej opiece teraz obydwie samiczki czują się dobrze. Lorcan na zawsze pozostał okaleczony, co widać po jego nietypowych, krótkich uszach. Drut kolczasty bardzo rani.



Gandi zdecydowanie nie urodził się w czepku. Przyszedł na świat niewidomy. Jest jednak dzielnym osiołkiem, który potrafi sobie radzić nawet w kryzysowych sytuacjach. Zazwyczaj przebywa na tym samym, doskonale znanym sobie terenie. Kiedy jednak zdarzy mu się zgubić, na ratunek przychodzi mu inny osiołek. Wtedy Gandi kładzie mu głowę na zadku i daje się poprowadzić na znajomy grunt, do swej zagrody.



John C trafił do ośrodka ze swoim tatą i rodzeństwem. Ich właściciel nie był w stanie dłużej się nimi zajmować - sam wymagał szpitalnej troski. Polityka rezerwatu na szczęście nie pozwala na rozdzielanie zwierząt, które razem do niego przybyły. Osły bardzo się do siebie przywiązują, dlatego wszystkim tym, którzy chcieliby przygarnąć osiołka, nie oddaje się jednego zwierzaka. Muszą być minimum dwa.




Kiedy patrzy się na zwierzęta na pastwiskach, widzi się tylko anonimową grupę osłów. Nie zna się ich przeszłości, bo kolorowe paski na szyjach, które każdy z nich nosi, zdradzają tylko podstawowe informacje: imię, wiek, płeć, ale nie historię. Czerwony kolor zarezerwowany jest dla wykastrowanych samców, żółty dla samic, biały dla ogierów [jeśli stan zwierzęcia na to nie pozwala, nie wykonuje się kastracji]. Niebieski oznacza, że zwierzę przyjmuje leki, a zielony, że potrzebuje dodatkowej porcji jedzenia. Kiedy jednak czyta się informacje zamieszczone na ogrodzeniu, zwierzęta przestają być anonimową grupą. Nabierają bardziej wyrazistych kształtów. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że stają się bardziej ludzkie. Może to też zasługa ich ludzkich imion? Może nadano im je tak dla przypomnienia innym, że te zwierzęta też mają uczucia i tak samo jak my odczuwają głód, cierpienie i ból?




Dokarmianie pozostawmy jednak personelowi rezerwatu. Zwierzęta nie powinny być tuczone, ani niepotrzebnie rozpieszczane przez odwiedzających. Smakołyki dla osiołków są bardzo mile widziane i można je wrzucać do specjalnego koszyka w centrum informacyjnym. Jeszcze bardziej potrzebna jest pomoc finansowa, bo The Donkey Sanctuary to organizacja charytatywna bazująca na ludziach dobrej woli. Tych, dzięki Bogu, nie brakuje. Sponsorów upamiętniają drzewka i ławki, które mija się w czasie spacerów po ośrodku. Niestety nie brakuje także osłów, które wymagają fachowej opieki i troski. Wraz z recesją zwiększyła się liczba porzuconych i zaniedbanych zwierząt. Ośrodki takie jak ten są teraz tym bardziej potrzebne.



Wizyta w tym miejscu wiele mi dała. Nie była najłatwiejsza, bo smutek wielokrotnie wkradał mi się do serca, a historie zwierząt tylko potwierdziły to, co już dawno wiedziałam: człowiek jest okrutną bestią. W tym miejscu można zapewne stracić wiarę w ludzi, ale można też ją odzyskać. Radość miesza się tu ze smutkiem – człowiek porzucił te zwierzęta, ale inny człowiek je przygarnął. Człowiek człowiekowi nierówny. A za wielkie serce i miłość do zwierząt, która dała początek rezerwatom dla osiołków, należało dziękować założycielce, dr Elisabeth Svendsen.



visitor centre



The Donkey Sanctuary, Liscarroll, County Cork – adres, który warto zapamiętać.