poniedziałek, 3 listopada 2025

Port Erin – wspomnienie lata


Kalendarzowa jesień dopiero się rozkręca, ale jeśli ktoś z Was już teraz ma jej serdecznie dość i tęskni za latem, to mam dla Was pozytywną wiadomość – trafiliście pod dobry adres, wszak dzisiaj u mnie pod dostatkiem letnich pejzaży.


Przez te minione tygodnie dałam Wam trochę odpocząć od Wyspy Man, ale to absolutnie nie oznacza, że skończyłam swoje opowieści o niej. Zachwyt tym małym skrawkiem świata nadal mi nie minął, dziś zatem zaprezentuję Wam miasteczko, które mnie urzekło – Port Erin – i mam nadzieję, że podobnie jak Castletown (dawna stolica Wyspy Man), które niedawno Wam pokazywałam, spotka się ono z Waszym uznaniem. 



Port Erin znajduje się na południowym zachodzie kraju, a jego nazwa w dosłownym tłumaczeniu to Irlandzki Port – port, z którego wypływało się do Irlandii. 

Być może dawnych mieszkańców Port Erin ekscytowała wizja podróży do sąsiedniego kraju. Niewykluczone, że wielu z nich fantazjowało o emigracji i nie mogło doczekać się opuszczenia swojej ojczyzny. 



Z przylądka Bradda Head, na którym znajduje się charakterystyczna wieża wybudowana w 1871 roku na cześć lokalnego dobroczyńcy, Williama Milnera, można nawet przy dobrej widoczności dopatrzeć się konturów Irlandii Północnej, gór Mourne i wschodniego wybrzeża Irlandii. Sama wieża zaś, Milner's Tower, a konkretnie jej kształt, nie jest dziełem przypadku. Widziana z góry ma przypominać klucz umieszczony w zamku, jako że Milner był również ślusarzem i producentem ognioodpornych sejfów. 



Ja natomiast daleka byłam od ekscytacji na myśl o rejsie na Zieloną Wyspę. W zasadzie przez cały pobyt tutaj odpychałam od siebie myśl o powrocie do Irlandii – Wyspa Man szybko skradła moje serce i nie zamierzała go oddawać. 



Niczym Kalibabka, bezlitosny uwodziciel, roztaczała przede mną kuszące wizje i ekscytujące perspektywy, podczas gdy stara, poczciwa Irlandia mogła zaoferować mi jedynie powrót do rutyny i szarej codzienności. Szarej i to w dosłownym znaczeniu, wszak wakacje powoli dobiegały końca, jesień zaś zbliżała się wielkimi krokami. Wrzesień zdawał się być "w siedmiomilowe buty obuty" niczym Michał, bohater wiersza Jana Brzechwy. Szare niebo jest niejako symbolem tego jesienno-zimowego okresu. Nawet jeśli nie jest mokro, to na pewno jest szaro. 



W Port Erin po raz kolejny pożałowałam, że nie mieszkam w tak uroczym miejscu. Miasto, przez niektórych zwane też "wioską", ma nieco większą populację niż Castletown, była stolica wyspy – niecałe cztery tysiące mieszkańców. 



Spis powszechny pokazuje, że tutejsza populacja ma raczej tendencję wzrostową, co oczywiście wcale mnie nie dziwi. Port Erin jest bowiem rozkoszną hybrydą: małomiasteczkowy klimat przeplata się tutaj z duchem nadmorskiego resortu. 


Złota, szeroka i bezpieczna plaża obiecuje godziny dobrej zabawy, a także mami wakacyjnym klimatem – w słoneczne i ciepłe dni właśnie tu kumulują się promienie słoneczne, a także gromadzą mieszkańcy i turyści. To ich prywatny kawałek nieba, z którego również my postanowiliśmy co nieco dla siebie uszczknąć. 



Zanim jednak tego dokonaliśmy, skierowaliśmy swoje kroki w stronę pobliskiej lodziarni "Scoops". Ten błogi klimat chyba udzielił się również załodze, która okazała się być wyjątkowo hojna. Zamówiliśmy po dwie gałki lodów – Połówek, miłośnik kokosów i batona Bounty, zdecydował się oczywiście na mieszankę kokosa i limonki, a także na malinę. Ja wybrałam słony karmel i banoffee. Każdy z lodów kosztował £4.80, i całe szczęście, że poprzestaliśmy tylko na dwóch smakach, bo to, co dostaliśmy, przypominało raczej piłki futbolowe niż normalne gałki lodów. 



Choć plaża była tuż obok, to jednak zanim do niej dotarliśmy, już byliśmy upaćkani w tych lodach niczym maluchy w żłobku, które dopiero uczą się samodzielnie jeść. Lody spływały nam po palcach i ściekały na ubranie, więc tak naprawdę nawet nie mogliśmy się nimi w spokoju nacieszyć, bo ich konsumpcja przypominała raczej przymusowy udział w mistrzostwach jedzenia na czas. Tylko tutaj nie mogliśmy liczyć na żadne nagrody ani na fanfary. 




Woda w zatoce upstrzona była licznymi łódkami, plaża – malutkimi i kolorowymi domkami-szopami, tuż obok zaś prężyła się dostojna i piękna latarnia, a z góry wszystkiemu przyglądały się urodziwe pastelowe kamieniczki. Widok był iście pocztówkowy i sielankowy, toteż nie dziwi fakt, że miasteczko jest "gwiazdą filmową" i od czasu do czasu występuje w różnych produkcjach telewizyjnych. Piękno powinno być opiewane, a w Port Erin piękno można sprzedawać w kilogramach. 

 
 

Jeśli ktoś zapyta, co mi się tutaj podobało, odpowiem: wszystko! Latarnia i światła w porcie, wrzosowiska, wzgórza w oliwkowym kolorze i domki wetknięte w tę gęstwinę, złoty piasek przesypujący się między palcami, te plażowe domki niczym apetyczne, kolorowe cukierki, estetyczne kamienice i ulice, przestrzeń, morska bryza i brak tłumów.


 

I nawet ta wieża Milnera na wzgórzu, do którego nie dotarliśmy. Jednak szczęście, jak każde lekarstwo, powinno się dawkować, liczę więc, że kiedyś jeszcze to nadrobię i będzie mi dane upajać się w Port Erin życiem w zwolnionym tempie. 





 


44 komentarze:

  1. Ale tam pięknie i klimatycznie - uwielbiam takie miejsca. Wycięte niczym z filmu.
    cieplutko pozdrawiam
    Karo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Port Erin przypadło Ci do gustu. To naprawdę urocze miasteczko :)

      Usuń
    2. o tak bardzo przypadło mi do gustu- uwielbiam takie miejscowości- mają swój klimat oraz ten rodzaj uroku.

      Usuń
  2. Nie dziwię się, że to miejsce Cię oczarowało, na zdjęciach wygląda pięknie, a w rzeczywistości zapewne jeszcze bardziej zachwyca :) połączenie klimatu małomiasteczkowego i kurortowego, to musi się podobać :) pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mieliśmy szczęście, bo przez cały pobyt na Wyspie Man dopisywała nam pogoda, a przecież wiadomo, że w słońcu wszystko prezentuje się znacznie lepiej. Dzięki temu mogliśmy zaznać tej relaksującej, kurortowej atmosfery w uroczym Port Erin :)

      Usuń
  3. Brzmi sielankowo, idyllicznie. Piękne, zadbane rejony. Moją uwagę jednak najbardziej przykuł Book shop i piękna ruda dziewczynka o kręconych włosach. Mam nadzieję, że w następnym wcieleniu będę rudą Anią z Zielonego Wzgórza 😉

    Okoliczności z całkowitą pewnością napawały szczęściem.

    Mnie natomiast uszczęśliwiło jeszcze to, że nie tylko ja jadam jak świnka 😉 Lody zwykle jem powoli i zawsze mi ściekają. Z burgerami zaś mam taki problem, że nie mieszczą się do mojej małej buzi, zatem jak mawia mój mąż: jesz całą sobą, jakie to pocieszne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobre odczucie, bo ten opisany dzień taki właśnie był :) W zasadzie to nawet nie jeden dzień, lecz cały urlop. Z wielkim rozrzewnieniem wspominam tamte błogie czasy i z wielką przyjemnością wróciłabym na Wyspę Man, bo choć "całą" zjeździliśmy, to jednak są tam nadal atrakcje i zakątki, które na nas czekają. To mały, ale bardzo ciekawy zakątek świata.

      Cieszę się, że nie tylko moją uwagę przykuła księgarnia (urocza!) jak i rudowłosa dziewczynka :) Piękne włosy miała! Nie musisz czekać do następnego wcielenia – możesz być "marchewkową" Anią jeszcze za tego życia ;) Już kiedyś chyba byłaś, więc może czas powrócić do swoich młodzieńczych korzeni? ;)

      Z reguły mam więcej gracji w trakcie jedzenia, ale te gałki lodów były ogromne (pracownice lodziarni chciały dobrze, ale zdecydowanie przedobrzyły), spokojnie można by było zrobić z dwóch cztery, więc bardzo szybko się topiły. W efekcie nie miałam z tych lodów prawie żadnej przyjemności ;)
      Nie jest to mój ulubiony deser, ale sporadycznie sobie na nie pozwalamy, głównie wtedy gdy jest bardzo ciepło. Nasze ulubione to tutejsze lody 99, czyli po polsku chyba "włoskie lody". Wyobraź sobie, że taka ze mnie niezguła, że dwa razy wylądowały mi na ziemi :D Podjechaliśmy do pobliskiego sklepu po nie, kupiliśmy, wsiedliśmy do samochodu, żeby wrócić do domu, pójść do ogródka i je zjeść, podjechaliśmy pod dom, wysiadłam z auta, niechcący przechyliłam rękę i... klops! Lody z plaskiem uderzyły o beton na podjeździe i zamieniły się w malowniczą plamę! :)
      Nie wiem, jaki otwór gębowy trzeba mieć, żeby zapakować sobie do niego całego burgera ;) A niektóre potrafią być naprawdę ogromne ;)

      Usuń
  4. Przepiękny post na jesienne słotne dni. Jestem zachwycona Portem Erin, z cudowną, szeroką, złotą plażą. Z pewnością już wiesz, że lubię obiekty sakralne. Ten od razu przykuł moją uwagę. Kościół świętej Katarzyny z łupka i ciosanego kamienia. Prosta ale jakże piękna budowla.
    Przesyłam Ci moc uścisków i serdecznych pozdrowień:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak przyjemnie czytać takie słowa! Dziękuję serdecznie za tak miły komentarz, Łucjo :) Mam nadzieję, że wygrzałaś się nieco w promieniach słonecznych w Port Erin ;) Świątynia faktycznie przykuwa uwagę, jest dość oryginalna.
      Przesyłam moc pozdrowień i dobrych życzeń na resztę tego tygodnia :)

      Usuń
  5. No nie dziwi mnie twój zachwyt, ładnie tam i wręcz przytulnie, a na te lody na pewno dałabym się skusić.
    Z sercem piszesz o tej wyspie, jakbyś chciała tam zamieszkać:-)
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak są wakacje, to przynajmniej raz powinny być też lody – zwłaszcza w słoneczny i ciepły dzień :)
      Nic Ci nie umknie, Jotko – dobre spostrzeżenie, w istocie tak właśnie jest :) Mieszkam w Irlandii blisko 20 lat, trochę już mi się "przejadła" (to nie ten sam kraj, co na początku mojej irlandzkiej przygody) i nie miałabym nic przeciwko, by zmienić swoje otoczenie. Choć pewnie tęskniłabym za nią, gdybym zamieszkałą w innym państwie. Wiesz, jak jest – wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma!

      Usuń
    2. Wiem doskonale, miałam się przeprowadzić do Poznania, ale projekt upadł, dobrze nam tu gdzie mieszkamy, a pociągiem wszędzie blisko:-)

      Usuń
    3. Jak Wam dobrze, to... dobrze :) Chyba nie ma co kombinować z przeprowadzką (ale pofantazjować czasami można, to nic nie kosztuje), zwłaszcza teraz, kiedy zmodernizowaliście mieszkanie :)

      Usuń
  6. Jeszcze nie zatęskniłam za latem. Gdy jesień jest złota, kolorowa i ciepła to wcale mi nie przeszkadza. Powiem nawet, że wtedy lepiej funkcjonuje jak latem. Nie dziwię się że to miejsce stało się gwiazdą dzisiejszego wpisu. Jest naprawdę wspaniałe. Rozmarzyłam się i zaczęłam myśleć o naszym urlopie. W przyszłym roku będzie on w lipcu i mamy w planie pojechać nad morze. Oby tylko dopisała pogoda. Żeby było upalnie to można tylko pomarzyć. Ta historia z rozpływającymi się lodami trochę mnie rozbawiła choć przyznam że ja też nie lubię gdy kapią mi wszędzie gdzie popadnie 😂 wspaniały wpis! Życzę samych serdeczności ❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A zatem cieszy mnie fakt, że nie zdążyłaś jeszcze zatęsknić za latem – chyba jesteś w mniejszości, bo coraz częściej czytam narzekania na jesień, a mamy dopiero listopad ;) Masz rację, złota, kolorowa i ciepła jesień jest piękna, a mnie od zawsze urzekała jej malowniczość. Jesienny deszcz też ma swój urok – zwłaszcza wtedy, gdy człowiek może sobie pozwolić na siedzenie w domu i rozkoszowanie się ciepłem, kocem, herbatą, dobrą książką/serialem, czy innymi fajnymi czynnościami. Mnie czasami doskwiera brak naturalnego światła i to szare, złowrogie i "zawiesiste" niebo, przez które jest jeszcze ciemniej.
      Wspaniałe plany macie i mam nadzieję, że uda się Wam wprowadzić je w życie, no i świetnie się bawić, bo przecież o to chodzi w urlopie, żeby wypocząć i oderwać się od problemów, trudów i smutków codzienności :)
      Trzymaj się ciepło i zdrowo :)

      Usuń
  7. Ach, co sliczna i urokliwa nadmorska miejcowosc , dokladnie taka po moim sercu... Kiedys bedac w Liverpool'u ( godzina jazdy od nas ) patrzylam na rozklad promow odplywajacych na wyspe Man... I nigdy nie zrealizowalismy tego marzenia , a ono ciagle odplywa w sina dal. Teraz wiem dokad sie kierowac , gdyby przypadkiem udalo nam sie tam przeprawic , prosto do Port Erin . Uzmyslowilas mi , ze przeciez znam tez kilka kobiet o imieniu Erin ( w tym Erin Brockovich , genialny film BTW:) :)) Rozumiem, ze ta wyprawa miala miejsce jakos w sierpniu, pod koniec lata ? Szkoda, ze ten rok byl dla mnie taki kiepski i unieruchomiony przez cala ostatnia polowe , ale moze moze w przyszlym roku uda mi sie odbyc chociaz pare takich pieknych wycieczek. Trzeba zrobic mape marzen, wtedy sie sprawdza. Nie wiem czemu, ale momentami ta zatoczka przypomina mi Kornwalie ... Usciski Kitty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że będąc na wyspie, miałam nawet szalony pomysł, by któregoś dnia urządzić sobie jednodniową wycieczkę do Liverpoolu, bo z Douglas to chyba tylko 3 godziny rejsu? Nic jednak z tego nie wyszło, bo i bez wyprawy do Anglii mieliśmy "ręce pełne roboty" i nie narzekaliśmy na brak zajęć. Ostatecznie wybrałam kameralną i swojską Wyspę Man niż tłok dużego angielskiego miasta. Nie żałuję – tym bardziej, że i tak nie odwiedziłam wszystkich miejsc na wyspie, do których chciałam dotrzeć (np. wysepki Calf of Man).
      Mnie się tam wszystko podobało: Niarbyl, Cregenash, Peel, Castletown, Port Erin, Port St. Mary, a nawet Douglas, stolica wyspy, bo jest bardzo ładnie położona i ma jakże malowniczą latarnię :) Długo by wymieniać.
      Tak, Erin to dość popularne imię, co ciekawe nie tylko kobiece, bo zdarza się również, że noszą je mężczyźni, a oznacza właśnie "Irlandię". "Erin Brockovich" oczywiście obejrzałam i bardzo mi się podobał. Julia Roberts świetnie wypadła w tej roli!
      Zgadza się, to był sierpniowy wyjazd (od pierwszego do ósmego), ale nie tegoroczny – to wspomnienia z zaległego urlopu. Ten obecny rok uważam za zmarnowany i, podobnie jak dla Ciebie, był on dla mnie dość kiepski pod pewnymi aspektami (na szczęście nie wszystkimi). Ogólnie jednak jestem nim zawiedziona i zniesmaczona, muszę złożyć jakąś reklamację, tylko nie wiem, gdzie się załatwia takie sprawy ;) Chociaż w sumie nie powinnam narzekać, bo przecież zawsze może być jeszcze gorzej, prawda?
      A Kornwalia nadal leży w strefie moich marzeń! Jak o niej wspomniałaś, to faktycznie zaczęłam ją dostrzegać w niektórych ujęciach, haha – ach ta siła perswazji!

      Usuń
    2. Taito, tez jestem lekko zawiedziona tym rokiem, ale najwazniejsze , ze jakos powoli sie poprawia, a nie pogarsza, wiec jest nadzieja. Smutne wiesci za to dochodza mnie od przyjaciol i to nimi sie martwie, a pomoc nie moge. Byly tez jasne momenty w tym roku, np. odwiedzilam Hel , na ktorym nie bylam ponad 30 lat? To bylo moje ciche marzenie, aby powrocic w tamte strony i bylo cudownie, choc kustykalam na kulach. Z jednej strony wszystko bylo takie jak pamietalam z dziecinstwa, a z drugiej bylo to sto razy piekniejsze :) Hel zadbany, pomalowany, jasny, blekitny , cudnie sloneczny i pelen cudnych kawiarenek , plaz , laskow i miejsc widokowych - taki nasz polski Port Erin :) A jakie lody tam pochlonelam , po prostu bajkowe...I wrocilam z podstawkami pod kubek z muszelek ( zaluje, ze kupilam tylko dwie ! ) , kaszubska tabakierka z rogu ( mialam taka w dziecinstwie, ale przepadla , a teraz to cymes ) i wspomnieniami cudnego letniego dnia. Nawet pozniejsze stanie w 3-godzinnym korku nie zaklocilo mi tego obrazu , przynajmniej nagadalismy sie z kuzynami do wypeku. Och Kornwalia na pewno warto zobaczenia, ale mocno nadwyreza kieszenie. Bylam kiedys z przyjaciolka na 3 dni , na wikend, ale powiem ci , ze mam wielki niedosyt, bo przejechalam 1200 km i glownie pamietam tylko jazde i jazde... I taki cudowny wielki klif, z ktorego rozciagal sie niebianski widok na szmaragdowa zatoke. Trzymam kciuki , zeby i Tobie to marzenie sie zrealizowalo. No i zobaczylam w tym roku Rzym, choc okazal sie dla mnie wielkim rozczarowaniem. Tak wiem, niemozliwe, a jednak. Warto bylo , na pewno, ale bylo zupelnie inaczej od moich wyobrazen... Usciski Kitty

      Usuń
    3. Otóż to, Kitty, tego się trzymam – oby się tylko nie pogarszało.
      Co do Twoich przyjaciół i złych wieści, to znam to niefajne poczucie bezsilności. Niejako jest ono na stałe wpisane w życie emigranta, bo przecież nie zawsze da się zdalnie pomóc, a same słowa otuchy często nie są wystarczające. Czasami jednak ta fizyczna obecność jest ważniejsza. Miejmy nadzieję, że im się wszystko ładnie naprostuje wkrótce.
      Twoje wspomnienia z Helu wywołały mój uśmiech :) Cieszę się, że udało Ci się zrealizować to małe marzenie, no i że rzeczywistość okazała się nawet lepsza od oczekiwań :) Zdradzę Ci, że i mnie się on marzy, bo jeszcze nigdy tam nie byłam (niesamowicie daleko od moich rodzinnych stron). Koniecznie musisz to powtórzyć i dokupić te brakujące podstawki – to się nie godzi! ;) Tę kaszubską tabakierkę z rogu to musiałam sobie wyszukać w Internecie, żeby wiedzieć o co chodzi :)
      No właśnie to jest ten problem z Kornwalią. Droga i daleko do niej do tego ;) Od nas też nie ma łatwego i dogodnego dojazdu. Że też nikt jeszcze nie wpadł na pomysł połączenia mostem południa Irlandii z południem Anglii ;)) Nawet jakiś bezpośredni rejs byłby ogromnym udogodnieniem! Różnie kombinowałam, próbowałam to połączyć z pobytem w Walii, ale, cholerka, długa droga i sporo jazdy. Nijak się to miało do relatywnie krótkiego urlopu. Wielki szacun za przejechanie tych 1200 km! Wow!

      Usuń
    4. No tak, z jednej strony jestem wdzieczna kolezance, ze zaplanowala cala trase po Korwalii w trzy dni ( reszte spedzilysmy w mojej okolicy czyli North- West), ale jednak przerabialam 400 km dziennie , caly czas tylko dalej i dalej , na krotkie postoje i zwiedzanie malych miasteczek, wdrapanie sie na klif i odwiedzenie antycznego teatru nad samym morzem. Zneczenie jazda i stres daly mi sie we znaki, musialam lawirowac po nieslychanie kretych, waskich , zarosnietych w gore po obu stronach drogach , glownie pod gorke i doszlo do paru takich sytuacji, ze serce mialam w gardle. Raz bardzo stromy podjazd , ktory byl tylko dla jednego auta, z gory zaczal zjezdzac autobus , musialam zjechac tylem ze stromej gorki pomiedzy dwoma rzedami innych aut , koszmar! Dwa, wjechalysmy w tak ciasne uliczki, ze moje lusterko dotykalo sciany domu, przed nami slepa uliczka, nie bylo jak zawrocic, i znow musialam wycofywac sie tylem z drzeniem rak , i trzy - to bylo najstrszniejsze przezycie : wg rozpiski kolezanki mialysmy zjechac z gory w dol do samej zatoki , zobaczyc jakas tam atrakcje. Znajdowalysmy sie na szczycie ze 150- 200 m nad zatoka , w dol prowadzila stroma waska droga i zaczelam nia juz zjezdzac , kiedy dotarla do mnie swiadomosc , Boze co ja robie? Nawet jak zjade nie rozwaliwszy sie z rozpedu, to jak ja wjade z powrotem pod taka stroma waska gorke, z przepascia z obu stron? A jak mi wysiadzie auto i hamulce i zlecimy w przepasc?? Zatrzymalam sie bedac juz jakies 5-6 m w dol i chcialam zawrocic, oczywiscie tylem. Auto zaczelo wyc, trzymalam sprzeglo i hamulce, gumy zaczely sie smalic , az dym poszedl , co puscilam to staczalysmy sie nizej i nizej. Nie masz pojecia co ja przezylam Taito! Swiadomosc, ze za chwile moge sie stoczyc i zabic siebie i ja byla porazajaca. W koncu jakims nadludzkim wysilkiem i determinacja wyciagnelam auto na gore na plaska powierzchnie ... i sie poplakalam. 😓 Stres byl zbyt wielki. A kolezanka zupelnie niewzruszona zalowala , ze nie zjechalysmy do konca ... Thank you very much . Chyba mam dosc Kornwalii na cale zycie :)) Wole Hel ;)) Kitty

      Usuń
    5. Jezus Maria, Kitty, zinternalizowałaś jedną z moich największych obaw! ;) Gdybym miała włosy na plecach, to właśnie stanęłyby mi dęba! Ta mrożąca krew w żyłach historia będzie zapewne wracać do mnie w niejednym koszmarze nocnym! ;) Właśnie tego się obawiam, ilekroć widzę takie niemal pionowe wzniesienia – nawet jeśli jadę z bardzo dobrym kierowcą, do którego mam ogromne zaufanie. W końcu zawieść może nie tylko czynnik ludzki, ale także martwa rzecz, a wszyscy wiemy, co o tym mówią prawa Murphy'ego ;)
      Jest w Szkocji taka malownicza latarnia, Mull of Kintyre, którą mam od dawna na oku. Prowadzi do niej właśnie taka długa, wąska, stroma i kręta jak cholera droga. Serce by chciało, ale rozsądek podpowiada, że umrę tam na zawał ;) Twojej koleżance zazdroszczę stalowych nerwów!
      Bardzo wymagająca i męcząca była ta Wasza wycieczka, a Kornwalię trzeba powoli smakować :)

      Usuń
    6. Otoz to! Mull of Kintyre znam z piosenki The Beatles , ale nie wiedzialam ze to tez taka pulapka! i tu znow wrocilo wspomnienie jak pojechalam z synem do Walii nad gorski wodospad ( wielkim ciezkim autem) i o malo nie stoczylam sie w przepasc i na zakonczenie tegoroczna wycieczka do Wloch i podjazd pod Monte Cassino😴Juz tu sie nie bede rozpisywac, moze napisze ksiazke :)) Przygod tego typu mam na skladzie jeszcze troszke :)) Usciski - i dzieki za ostrzezenie o tej latarni,bo moglam sie niechcacy skusic 🙏🏻😉

      Usuń
    7. Zastanawiałam się, czy pokojarzysz fakty, widzę jednak, że znasz tę piosenkę :)
      Jeśli tylko się zdecydujesz, to ja oczywiście pierwsza ustawiam się w kolejce po tę wspomnianą książkę grozy :) To może być bestsellerowy dreszczowiec dla takich ludzi jak ja!
      A co do latarni, to być może kiedyś zobaczysz ją u mnie na blogu, bo jeszcze nie powiedziałam swojego ostatniego słowa ;)

      Usuń
    8. Swietnie Taito, wydaje mi sie ( bo obejrzalam na guglu) , ze podjazd tam nie jest taki zly, bo owszem droga waska na jedno auto i kreta , ale chyba nie nad przepascia 😅 Zastanawiam sie tylko jak oni sie na niej wymijaja , bo ci co wjechali pod latarnie musza jakos zjechac? :)) Moja " rzeczona " ksiazka odplywa w sina dal , bo z roku na rok wspomnienia bledna i sie zacieraja , a bylo tego troche i moze moglabym napisac jakas lekka ksiazke w stylu Chmielewskiej :)) Czas moze znajde na emeryturze , ale obawiam sie , ze wtedy w glowie bedzie kasza z ryzem 😁 No to Mull of Kintyre here we come 💪 P.S. I ciagle siedzi mi w glowie ta melodia , jak tylko wspomnialas te nazwe 🙈Kitty

      Usuń
  8. Cudowna miejscówka na letnie dni! Urokliwe kamienice, kameralna i kusząca plaża oraz jej okolice. Zadbana zabudowa na wzgórzu, latarnia i cudne, kolorowe domki na plaży sprawiają wrażenie idealnego, wakacyjnego kurortu, a tłumów brak, więc podzielam Twoje zachwyty nad Port Erin 🤗
    I pozdrawiam Cię Kochana w ten słoneczny i piękny, listopadowy dzień 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi się tam podobało, bo lubię takie leniwe, małomiasteczkowe klimaty – duże miasta szybko mnie męczą i przytłaczają. W takich uroczych mieścinkach jak Port Erin czuję się natomiast jak ryba w wodzie :) Jak miło, że i Tobie się tam spodobało :) Wszystkiego dobrego na te listopadowe dni i noce – trzymaj się ciepło i zdrowo, Anitko! Nie daj jesiennej chandrze!

      Usuń
  9. I’ve really been enjoying your stories about the Isle of Man! 🌿 It’s such a charming and underrated place. Port Erin looks absolutely lovely — I can see why it captured your heart just like Castletown did. Can’t wait to read more of your adventures there! 💙

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh yeah? No spamming, please, as I do not appreciate links in comments.

      Usuń
  10. Za latem to ja nie tęsknię, ale za słoneczkiem, brakiem deszczu i wiatru i owszem. Morze to dla mnie jedno z najmilszych miejsc wypoczynku. Nie siedzę co prawda na kocyku, nie opalam się, ale spacery nad brzegiem morza, pustą lub prawie pustą plażą bardzo lubię. Stąd częściej bywam nad morzem wiosną, jesienią, a nawet zimą, niż w sezonie. Choć jeśli uda się wstać dość wcześniej rano taki letni spacer jest bardzo przyjemny. Ale na zdjęciach o dziwo nie morze zwróciło moją uwagę, a kamienna świątynka (?) oraz błękitna kamieniczka - cudo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę Ci zatem, aby deszcz i wiatr ustały, a w ich miejscu pojawiło się słońce na niebieskim niebie :)
      Doskonale rozumiem Twoje odczucia względem nadmorskich spacerów. Ubolewam nad tym, że nie mam plaży w pobliżu, ani takich uroczych widoków jak te w Port Erin.
      Bardzo lubię, kiedy piszecie mi, co przykuło Waszą uwagę na zdjęciach, albo które z nich najbardziej się podobało. Błękitna kamieniczka to hotel "The Bay" (fantastyczna lokalizacja, goście mają piękny widok na zatokę), a świątynia to (jak wyżej słusznie zauważyła Łucja-Maria) kościół świętej Katarzyna, z łupka i kamienia.

      Usuń
  11. Faktycznie urocze miejsce, a te małe domki na plaży - słodkie :) Składam tylko reklamację, a gdzie zdjęcia tych gigantycznych lodów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słodkie, to prawda – również wpadły mi w oko. Ładne kolory.
      Co do lodów, to nie było czasu na fotografowanie, trzeba było ekspresowo brać się do "roboty" ;)

      Usuń
  12. Zabrałaś mnie w naprawdę piękne miejsce i umiliłaś czas oczekiwania na wizytę u hematologa. Lubię czytać Twoje relacje z podróży, bo są takie prawdziwe. W Twoich słowach od razu czuć czy dane miejsce podoba Ci się czy nie, a o wyspie Man i Porcie Erin piszesz jak zakochana kobieta:-) I nie dziwię Ci się, że darzysz je tak silnym uczuciem i trwasz w nieustającym zachwycie bo jest tam naprawdę pięknie. Przyznaję to, chociaż nie przepadam za rejonami leżącymi na północ od Polski;-) Dziękuję za letnie wakacje tej jesieni:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cała przyjemność po mojej stronie :) Lubię czytać u innych o ich osobistych wrażeniach i przemyśleniach z podróży (zamiast suchych historycznych faktów, które sama mogę sobie wyszukać w sieci), i w takim stylu staram się pisać swoje relacje.
      Wyspa Man ugościła nas z ogromną czułością, pokazała od najlepszej strony, więc nie mam żadnych powodów, by narzekać. No może jedynie na za krótki pobyt ;)
      Trzymaj się ciepło i zdrowie :) Niech moc będzie z Tobą!

      Usuń
  13. Mnie też bardzo podobają się te tereny!
    Ciekawa, różnorodna architektura...i ta plaża!!!
    A cudny roztrzepany rudzielec podbił me serce!😊
    A lody wybrałabym miętowe z czekoladą😊
    Fajny czas spędziliście...Bardzo dziękuję za tę wycieczkę!
    Pozdrawiam serdecznie!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak miło :) Przede wszystkim jest tam bardzo estetycznie i czysto, a to dla mnie ważne, jako że jestem wzrokowcem i estetką w jednym ;) Tak, ta mała miała piękną burzę loków na głowie – prawie tak ładną jak Twoja :)
      Dobrego weekendu, a najlepiej to dobrego całego listopada, a co ;)

      Usuń
  14. Nie wiem dlaczego, ale podczas oglądania zdjęć pomyślałam sobie, że to miejsce wygląda miniaturowo, jak na makiecie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewniam Cię, że to autentyczne miasteczko, nie makieta ;)

      Usuń
  15. Im brzydsza i bardziej jesienna pogoda, tym częściej wracam pamięcią ku najpiękniejszym letnim dniom. Te kolory, ten klimat, który idzie wyczuć nawet po samych zdjęciach... dla mnie wiosna i lato mogłyby trwać 365 dni w roku. Ta laterenka wygląda dość komicznie, ale jednocześnie niezwykle uroczo. Ileż bym dał za spacer w takich okolicznościach przyrody i co najmniej dwudziestką na termometrze! No nic, trzeba liczyć, że do kwietnia zleci szybko.
    Pozdrawiam i proszę o kontakt w sprawie nagrody za zabawę! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam, że jesteś wielkim miłośnikiem lata, domyślam się więc, że te jesienno-zimowe miesiące nieźle dają Ci popalić. Na pocieszenie dodam, że wiosna nadejdzie szybciej, niż myślisz, więc trzymaj się tam ciepło i zdrowo.
      Faktycznie, wyleciało mi to z głowy! Wybacz, nosiłam się z zamiarem napisania tego e-maila, tak jak sójka wybierała się za morze ;)

      Usuń
  16. Ale tam ładnie! Piękne kadry! Mile zaskoczyło mnie zdjęcie księgarni... Dlaczego? W moim mieści pozamykano praktycznie wszystkie sklepy z książkami w centrum. Dramat! Została tylko jedna, jedyna księgarnia, która z tego co wiem słabo przędzie. Nawet zbierano podpisy, aby zmniejszyć czynsz dla tego sklepu, bo miasto uniwersyteckie (jakim jest Bydgoszcz) straci kolejne wartościowe miejsce. Może to polska tendencja?

    OdpowiedzUsuń
  17. Trochę przypomina mi Aberystwyth w Walii. Ja również jak tam byłam to żałowałam, że nie mieszkam w tak uroczym miejscu :)

    OdpowiedzUsuń
  18. o mamuniu tyle fajnych zdjęć że nie wiem do czego się najpierw odnieść.

    1. Dziewczyna rudowłosa .... mam podobne zdjęcie ale znienacka zrobione z buzią (jak rodo nie było jeszcze obecne) małej włoszki. Miałam kręcone brązowe włosy i bosssskie dołeczki.

    2. Samochód butelka wygląda jak mrówkojad ... nigdy takiego pomysłu na reklamę nie widziałam :D

    3. Mała latarnia morska z kolorowymi domeczkami na plaży cudna. Kojarzy mi się z tymi kilkoma kolorowymi domkami na wzgórzu San Francisco które były na rozbiegówce "Pełnej chaty".

    4. Stare budki telefoniczne to już jest takie vintage, że łza się w oku kręci

    OdpowiedzUsuń
  19. I could almost taste that salted caramel and feel the sea breeze on my face. Port Erin sounds like a hidden gem where every detail, from the lighthouse to the tiny beach huts, is perfectly postcard-worthy. Honestly, it makes me want to pack a bag, forget the calendar, and just wander through those pastel streets.

    OdpowiedzUsuń