sobota, 25 października 2025

Książę z Tindera, który okazał się ropuchą – "Stronger"


Z ponad czterdziestu książek, które przeczytałam w tym roku ta zbulwersowała mnie najbardziej. Najmocniej poruszyła, a w zasadzie to wręcz wstrząsnęła do szpiku kości.

Kilka z tych przeczytanych należało do literatury obozowej, i choć czasem na ich kartach pojawiali się okrutni kapo, postać każdego z nich blaknie wobec antybohatera "Stronger" – człowieka zepsutego do szpiku kości.

Historia przedstawiona w "Stronger" idealnie wpisuje się w halloweenowy klimat, a na jej kanwie z powodzeniem mógłby powstać prawdziwy horror albo chociaż dreszczowiec. Psychopata i sadysta już jest – Paul Moody. Irlandzki "książę" z Tindera, który okazał się nie tyle ropuchą, co po prostu parszywą kreaturą. 


Scenariusz napisało samo życie, Nicola Hanney zaś przelała tę bolesną historię na papier i nadała jej życie.

(delikatne spojlery początku fabuły)

Wyobraź sobie, że masz 36 lat. Przed Tobą jeszcze niemal "całe życie". Ale tak tylko Ci się wydaje, bo pewnego, niezbyt pięknego, dnia lekarz oznajmia Ci, że masz terminalną postać raka.

Jeszcze nie dowierzasz, jeszcze masz nadzieję, że to może jakiś głupi żart, ale nikt się nie śmieje. Wręcz przeciwnie. Lekarz jest śmiertelnie poważny, a na Twoją sugestię kriokonserwacji, czyli zamrożenia komórek jajowych (no bo przecież jesteś jeszcze młoda i nie szykujesz się do trumny) odpowiada z brutalną szczerością, że to mija się z celem, bo nie dożyjesz macierzyństwa.

Straszne prawda? Nie wiesz jednak jeszcze, że to nie jest największy koszmar, jaki spotka Cię w życiu.

Nie przyjmujesz do wiadomości informacji o nadchodzącej śmierci. Niczym tonący brzytwy chwytasz się wszystkiego, co daje Ci nadzieję na uzdrowienie: wiary i modlitwy, obmywasz się świętą wodą z irlandzkiego źródła, przechodzisz na zdrową, bezmięsną dietę, wprowadzasz do niej mnóstwo soków, które mają wyeliminować raka, udajesz się do lokalnego uzdrowiciela i grzecznie poddajesz leczeniu, aż... staje się cud! Rak, który miał Cię zabić w przeciągu kilku miesięcy, całkowicie znika!

Ekstaza! Euforia! Wygrana na loterii! Czujesz, że świat znów leży u Twoich stóp. Że teraz będzie juz tylko pięknie. Bo przecież najgorsze już za Tobą.

Prr, poczekaj z tą radością. Nie tak szybko!

I wtedy wchodzi on. Cały na biało, choć duszę ma na wskroś czarną, ale tego nie widać. Czarujący, romantyczny irlandzki "książę" z bajki, o którym marzy chyba każda użytkowniczka aplikacji randkowej.

Chciałoby się rzec: "run, girl, run!", bo to jego nazwisko ("Moody" – ponury/humorzasty) jest tutaj wymownym omenem. Ale nie można.  I tak byś pewnie nikomu nie uwierzyła, ani nie posłuchała, bo jak śpiewała Małgorzata Ostrowska – "Ale miłość, moi mili, jest nieczuła na mądrości".

Myślę, że historię Nicoli Hanney z powodzeniem można nazwać wstrząsającą kroniką terroru. Mnie najbardziej w "Stronger" poruszył, zasmucił, a zarazem obrzydził fakt, że tym potwornym agresorem nie był zwykły "Ziutek", lecz... członek An Garda Síochána, czyli tutejszej policji. Człowiek, który nosił dumny i odpowiedzialny tytuł "stróża prawa", a okazał się pospolitym bandziorem. Obrzydliwym typem spod ciemnej gwiazdy. Silnym wobec słabych, słabym wobec silnych. To on był tutaj prawdziwym rakiem, którego należałoby usunąć, aby jego toksyczne macki nie dosięgły już nikogo więcej. 


Domyślam się też, że podzielenie się tą historią wiele kosztowało autorkę. Pewnie najwygodniej i najłatwiej byłoby wyprzeć ją z pamięci, zamieść pod dywan i zapomnieć, a jeszcze lepiej – wymieść spod tego dywanu i zwyczajnie wyrzucić na śmietnik historii. Zachować dla siebie. Nikt by wtedy głupio nie komentował, nie docinał, nie obwiniał ofiary (tak, mili państwo, victim blaming ma się świetnie w naszym społeczeństwie). Wiedzieliby o niej tylko najbliżsi Nicoli.

Są jednak w życiu takie sytuacje, kiedy trzeba wykazać się odwagą cywilną. I to też właśnie Nicola uczyniła. Poprzez uzewnętrznienie się, podzielenie ze światem tą swoją wstydliwą i bolesną historią, dała nadzieję innym. Tym, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji "bez wyjścia". 


Nicola stała się jakże potrzebnym światełkiem w tunelu beznadziejności i rozpaczy. Bo jeśli ona pokonała nieprzyjazny jej system, zwyciężyła z funkcjonariuszem prawa – doskonale obeznanym w technikach manipulacji i wyszukanych strategiach mających złamać przeciwnika – to każda inna ofiara przemocy psychicznej i fizycznej też może.

"Stronger" to przejmująca historia na faktach. To opowieść o tym, że co Cię nie zabije, to Cię wzmocni. Może nie jest to arcydzieło, które przejdzie do ponadczasowego kanonu literatury pięknej, jest to za to niezwykle potrzebna książka przełamująca tabu, i dająca innym jakże potrzebną im wiarę i nadzieję, że jeszcze będzie dobrze. Tylko nie można się załamać. 


Zabrzmi banalnie, ale jeśli pod wpływem tej książki choć kilka osób wyłapie czerwone flagi w swoim związku, to choćby dla nich warto było ją napisać.


44 komentarze:

  1. No niestety, wśród mundurowych zdarza się wielu psychopatów albo co najmniej trudnych partnerów, zarówno w policji, jak i w wojsku.
    Sadząc z opisu bohaterki, ona także należała do osób, którymi łatwo manipulować i trafił oprawca na podatny grunt.
    Wyłapać może wyłapią, ale co z tym zrobią? Praktyka pokazuje, że niewiele kobiet zawalczy o swoje...chyba że skorzystają z pomocy osób trzecich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Święta prawda, Jotko. Zdarzają się idealiści, którzy wstępują w policyjne szeregi, by naprawiać świat i robić różnicę, ale zazwyczaj bardzo szybko zderzają się z brutalnymi realiami. Często też mają związane ręce i choćby chcieli, niewiele mogą zmienić, bo system nie pozwala.
      Co się zaś tyczy bohaterki "Stronger", to właśnie nie do końca tak było, bo Paul Moody potrzebował kogoś plastycznego, kogo mógłby ulepić według swoich zachcianek i kim mógłby bezproblemowo manipulować, ona tymczasem nie godziła się na to – nie udało mu się np. odizolować Nicoli od jej przyjaciółek, a była tam taka, której szczerze nienawidził.
      Nie znam dokładnych statystyk, ale wydaje mi się, że kobiety takie jak Nicola należą do mniejszości. Nie jest łatwo wyrwać się z tego błędnego koła.

      Usuń
    2. Statystyk tez nie znam, ale z doniesień medialnych wynika, że to nie tak rzadkie zjawisko, niestety.

      Usuń
    3. Jeszcze jedna ze smutnych prawd.

      Usuń
  2. Ksiazka, w której autorka opisuje swoje własne życie, najpierw walczy z okrutna choroba i wygrywa, i kiedy mogłaby być najszczęśliwsza kobieta zakochuje sie i wiąże z człowiekiem, który robi z jej życia piekło, taką książkę przeżywa się i długo pamięta.
    No i akurat tak się złożyło że on jako członek irlandzkiej Gardy nie dziwi mnie, bywa że tacy okrutni ludzie świadomie wybierają takie zawody, maja możliwości znecania sie nad innymi. Kilka dni temu oglądałam jak to niektórzy z Gardy traktowali zwyczajnych ludzi, do tego starszych, którzy spontanicznie przyszli protestować, po tym co spotkało 10-letnia dziewczynkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, Tereso. Mnóstwo psychopatów i zboczeńców celowo wybiera takie właśnie zawody, w których będą mieć okazję "wykazać się", a do tego mieć stały napływ nowych ofiar.
      Kiedy czytałam "Stronger", nie mogłam przestać myśleć o tym, jak ten prześladowca traktował, albo potraktowałby, w swojej pracy inne ofiary przemocy (i jaką pomoc mogłyby od niego uzyskać), skoro prywatnie sam był sadystą i miał problemy psychiczne.
      Wyobrażasz sobie taką sytuację: jesteś wykończona psychicznie i fizycznie, ale mimo to decydujesz się pójść na policję, aby złożyć doniesienie o przemocy domowej, a tam... funkcjonariusz psychopata, który totalnie bagatelizuje Twoje problemy... Przecież to brzmi jak ponury żart. Po czymś takim ofiara może całkowicie zamknąć się na świat i uwierzyć, że jest skazana na bycie z oprawcą, skoro organy ścigania zawiodły.
      Tak nas tutaj "ubogacili kulturowo", Tereso. Ta dziewczynka i ten jeden przypadek to tylko czubek góry lodowej. Zalali nas zboczeńcami, niewyżytymi seksualnie buhajami, i kryminalistami, którzy kręcą się w krzakach koło szkół z małymi dziećmi, atakują nawet w biały dzień, albo nagrywają filmiki, na których otwarcie mówią, że będą gwałcić i zabijać tutejsze dzieci i kobiety. Ale to my – ludzie chcący czuć się bezpiecznie w swoim kraju – jesteśmy degeneratami i tymi złymi rasistami, nie ten szemrany element (nie no, gdzieżby!). Mieszkam tu prawie 20 lat i widzę niestety, jak na niekorzyść zmieniło się moje miasto, i cała reszta Irlandii.

      Usuń
  3. Wystarczy mi juz sam opis ksiazki i pozniej streszczenie Teresy, aby wiedziec, ze na pewno nie chce jej czytac... Unikam obciazania sie takimi tematami, nie chce pozniej nosic tego ciezaru ze soba ... Obawiam sie tez, ze niestety, ale ksiazki takie wcale nie ucza potencjalnych ofiar przemocy, ofiara czesto nie zdaje sobie sprawy, ze jest ofiara, nie potrafi ujrzec siebie poza tym schematem, a czesto boi sie z niego wyjsc i woli tkwic w czyms co jest okropne, ale dobrze jej znane , liczac na to ze on " sie zmieni", im bardziej ona bedzie mu ulegla. Bledne kolo. A czesto chec niesienia pomocy spotyka sie wrecz z agresja i wrogoscia tejze ofiary... Juz od lat nie czytuje ksiazek o tzw. trudnej tematyce. Jak bardzo potrzebuje sie oderwac od natloku informacji i codziennosci siegam po Agathe Christie lub Joanne Chmielewska i zawsze mam udany wieczor 👌 Kitty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domyślałam się, że to nie będzie książka dla Ciebie (i dla wielu innych osób), ale mimo wszystko chciałam o niej napisać, bo czytam dla siebie, to, co lubię i co mnie interesuje, a nie pod publikę. Wtedy pewnie nie miałabym z tego przyjemności. Może akurat zainteresuje chociaż jedną osobę? Nigdy nie wiadomo :)

      A co do reszty Twojego komentarza, to bardzo dobrze to ujęłaś i zgadzam się z tym, co napisałaś. Większość musi niestety sparzyć się i boleśnie przekonać na własnej skórze – ostrzeżenia często nic nie dają, często wręcz przynoszą odwrotny efekt. Znam niestety opisane przez Ciebie sytuacje. Trudno pomoc komuś, kto tej pomocy nie chce i zamyka się na nią.

      Agathę Christie kiedyś namiętnie czytałam – "pożarłam" chyba ponad 40 pozycji, jeśli dobrze pamiętam. Dzięki, że przypomniałaś mi o Chmielewskiej, bo tak się składa, że nie jestem z nią zbytnio obeznana. Parę lat temu przeczytałam jedną jej książkę "Dwie głowy i jedna noga" i nie przypadła mi do gustu. Dziwna była w moim odczuciu. Chyba nie do końca było to moje poczucie humoru. Bardziej zniechęciła, niż zachęciła do autorki. Zalogowałam się teraz na swoje biblioteczne konto i zamówiłam kilka jej książek na chybił trafił, bo widzę, że jest ich tam zatrzęsienie. Jak już przeczytam kilka opowieści, to może wtedy będę definitywnie wiedzieć, czy to coś dla mnie czy jednak nie.
      U mnie dziś deszczowo i chłodno, więc aura idealna do siedzenia w domu i czytania :)

      Usuń
    2. O rany Taito, pierwsza powiesc Chmielewskiej pt. "Lesio" przeczytalam bedac juz gdzies w polowie studiow. Pamietam, ze moj Tata wrocil akurat z pracy i wbiegl do mojego pokoju lekko przestraszony, bo lezalam na lozku i wydawalam z siebie jakies dziwne ryki , charczenie i piszczenie! Pialam jak kogut! Scenki rodzajowe malowane piorem autorki w polaczeniu z jej specyficznym slownictwem po prostu polozyly mnie na lopatki 🤣Druga ksiazka bylo " Cale zdanie nieboszczyka ", " Krokodyl z Kraju Karoliny" i " Wszystko Czerwone". Moje ulubione . Mysle, ze powinnas zaczac wlasnie od tych najstarszych, moim zdaniem zreszta, najlepszych jej powiesci, pisanych jeszcze za czasow jej mlodosci w PRLu , zeby zrozumiec specyfike humoru autorki. Masz dostep do polskich ksiazek w Irlandii ? W bibliotece? Przez jakies 8 lat bylam tu czlonkiem biblioteki, ale pozniej stracilam zainteresowanie - bo wyczytalam wszystko, co chcialam. Nie mam pojecia co teraz oferuje i czy dziala jeszcze , bo chyba ja gdzies przeniesiono.. Sparafrazuje tu Wodeckiego : " Zacznij od Lesia " ... 👌😉Kitty

      Usuń
    3. Haha, Kitty, nawet nie wiesz, jak mnie rozbawiłaś mnie tą scenką :) Tak się składa, że miałam ostatnio podobną sytuację, tylko wtedy absolutnie nie było mi do śmiechu :) Śpimy i nagle słyszę dziwne charczenie połączone z drgawkami. Budzę się przerażona – Jezus! Maria! Połówek dogorywa w śnie! Potrząsam nim nerwowo, a on odpowiada: "śmieję się!" Kiedy on się doskonale bawił w swoim śnie, dosłownie trząsł ze śmiechu, ja głupia myślałam, że umiera w katuszach ;) No, ale ulga nie do opisania :)
      Tego "Krokodyla z kraju Karoliny" to nawet zamówiłam :) Nieboszczyka i Lesia też widziałam, tylko tytuły niespecjalnie mnie zaciekawiły ;) Przeczytałam jednak Twój komentarz i dokonałam modyfikacji w swoim zamówieniu, więc te dwie ostatnie pozycje też do mnie trafią. Dzięki za rekomendacje. Może właśnie dzięki nim przekonam się do Chmielewskiej? :)

      Mam, mam dostęp do wielu polskich książek, co mnie ogromnie cieszy :) Nie mówiłam Ci? Kocham moją bibliotekę! To prawdziwa skarbnica i jaskinia rozpusty w jednym :)

      Usuń
    4. Hi hi a Polowek pamieta, ze sie smial przez sen? Alez bym sie przerazila slyszac takie charczenie jak nic! :)) Mam nadzieje, ze bedziesz sie dobrze bawic Chmielewska. Byla z zawodu architektem i pracowala w swoim zawodzie , wiele postaci z jej ksiazek to osoby z krwi i kosci. Podziwialam ja za inteligencje, poczucie humoru i niezwykla " resiliance" w zyciu, a oj, przeszla niejedno. Te pozniejsze kasiazki pisala juz w starszym wieku i nie mialy one juz tej lekkosci piora co te wczesniejsze. Ale za to wydala chyba najdluzsza na swiecie Autobiografie ( chyba 6 tomow) , mam ja - przeczytalam od deski do deski :)) Napisala ja sama za zycia, bo stwierdzila , ze przeciez nikt nie wie tyle o jej zyciu co ona sama . Woli nie zdawac sie na innych. A co do bibiloteki , to mam zamiar odnowic karte i isc do naszej nowej biblioteki - moze mnie mile zaskocza? Nie bylam tam 15 lat ! Dziekuje za inspiracje . 🙏🏻Kitty

      Usuń
    5. Jasne, że pamięta, wszak od dawna tak się nie uśmiał, jak właśnie w tym konkretnym śnie :D Oczywiście od razu musiałam się dowiedzieć, z czego tak rubasznie się chichrał, bo też chciałam się pośmiać :) Jednak to tak głupi (i niesmaczny!) sen, że nie śmiałabym go tutaj przytaczać :) Jego jednak z jakiegoś powodu setnie ubawił :) Już kiedyś tak mnie wystraszył, wydając w nocy straszne dźwięki. Wtedy jednak to były prawdziwe jęki. Budzę go, a on mówi, że w śnie morderca z "Dextera" go mordował :D Tak się kończy oglądanie krwawych seriali :D (swoją drogą, serial jak najbardziej polecam, ale nie biorę odpowiedzialności za sny, które ktoś będzie po nim miał ;))

      Widzę, że natrafiłam na prawdziwą miłośniczkę Chmielewskiej :) Dzięki za wszystkie ciekawostki na jej temat, a ta sześciotomowa autobiografia faktycznie piorunuje swoimi rozmiarami. Jeśli jest do tego porządnie napisana i nie zanudziła czytelnika, to autorce zasłużenie należy się hołd :)

      Idź, idź – możesz być przyjemnie zaskoczona. W mojej bibliotece zaszły ogromne zmiany (na plus!) na przestrzeni tych 20 lat. Wcześniej członkostwo były płatne i obowiązywały np. pieniężne kary za spóźniony zwrot książek. Teraz już ich nie ma, nie trzeba za nic płacić. Sam budynek jest ładny i nowoczesny, a czytelnicy mają ogromny wybór literatury, nie tylko anglojęzycznej.

      Usuń
    6. O, jestem zdziwiona Taito, bo w Anglii biblioteki sa bezplatne. Kary jakies tam byly, za zgubienie ksiazki chyba ...W kazdym razie tu tez jest calkiem nowy budynek, z basenem i innymi atrkakcjami i nazywa sie toto szumnie " Town lifestyle center " , ja nigdy w nim nie bylam :!) Wybieram sie 💪Milego dnia Kitty

      Usuń
    7. U nas teraz też już są, co bardzo cieszy, bo jednak dają ogromne możliwości nieuprzywilejowanym (pod tym względem podzielam poglądy Andrew Carnegie): ten, kto chce na własną rękę szkolić się, kształcić i poszerzać swoje horyzonty, ma zdecydowanie ułatwione zadanie. Potrzebuje tylko chęci – finanse już nie są najważniejsze, a wiedzę można zdobywać również poza murami uczelni. Biblioteki nie służą bowiem tylko do wypożyczania książek; organizuje się w nich również wiele warsztatów i kursów.

      Usuń
    8. Taito, poszlam i odnowilam karte! Niestety, z tego co widze biblioteka jest beznadziejnie mala, w sensie ksiegozbioru. Malo tego, teraz mozna wypozyczyc 20 ksiazek na trzy tygodnie ( i przedluzac w nieskonczonosc)! . Czyli bardzo duzo ksiazek w ogole niedostepnych, bo kto przeczyta 20 w trzy tygodnie? Chyba tylko emeryci i niepracujacy. Ale trzymac beda. Poza tym osoba w recepcji nie umiala powiedziec mi NIC. Czy sa jakies zagraniczne? Nie wiem. Czy mozna zamowic? Nie wiem. Jak zamawiac online? Nie wiem. Wiedziala tylko, ze za sprowadzenie ksiazki z innej biblioteki , placi sie £1.50. Bardzo sie rozczarowalam - ale nie zdziwilam. Wg mnie nadal tkwia w tym, jak ich zostawilam 15 lat temu , tyle ze teraz maja elektroniczne czytniki 🤣 Wzielam dwie ksiazki o tematyce Christmasowej i tyle. Jeszcze sie nie pddalam, ale sama widzisz :)) Usciski Kitty

      Usuń
    9. Masz ci los! – jak to zwykła mawiać moja polonistka :) Dobrze zrobiłaś, ale mimo wszystko jest to dość rozczarowujące, a sama biblioteka wydaje się faktycznie "zacofana", bo jak wcześniej wspominałam, u nas już dawno temu znieśli te wszystkie opłaty za wypożyczenia, spóźnione zwroty czy za kartę członkowską. Za to limit 20 książek mnie zaskoczył. Bardzo hojny, nie powiem! U mnie jest to 12 sztuk, a i to wydaje mi się dużo. Przedłużyć można tylko pięć razy, jeśli mnie pamięć nie myli. Są jednak oczywiście takie egzemplarze, które do dziś nie zostały zwrócone, bo ktoś nie raczył tego zrobić! I to akurat takie, gdzie była tylko jedna sztuka danego rodzaju.
      Poszukaj sobie stronę firmową biblioteki i wszystkiego powinnaś się z niej dowiedzieć, skoro nikt nie był w stanie udzielić Ci tych informacji. Obsługa jest dość intuicyjna i prosta, więc na pewno sobie poradzisz z internetowym zamawianiem. U mnie wygląda to tak, że trzeba podać ID karty i PIN, żeby zalogować się do systemu i wejść na swoje biblioteczne konto.
      Ciepłe myśli przesyłam i życzę miłej lektury :) Jak będzie coś ciekawego, to oczywiście możesz spokojnie mi polecić – może i ja przeczytam :)

      Usuń
  4. Nie znam tej historii, na pewno jest bardzo smutna i wstrząsająca, ale rozumiem, że autorka poradziła sobie z traumami i wyszła z nich zwycięsko. Tragiczne jest to, że ludzie powołani do pomocy, walki z przestępczością sami są brutalami, znęcającymi się nad słabszymi i ciężko z tym walczyć ze względu na tzw. solidarność zawodową i zamiatanie pod dywan. Jesień i zima sprzyja czytaniu, ale nie wiem, czy to dobra pora na takie historie, ja raczej szukam wtedy czegoś lżejszego :) pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Historia Nicoli jest niewątpliwie szokująca, ale też słodko-gorzka, bo pomimo tylu przeciwności losu udało jej się wyjść obronną ręką z tych wszystkich opałów. Jak to mawiają: wszystko dobre, co się dobrze kończy.
      Zgadza się – ta solidarność zawodowa, źle pojmowana lojalność, jest doprawdy irytująca! Złe drzewo wydaje złe owoce. Jestem więc za tym, aby jak najszybciej pozbywać się takich czarnych owiec ze stada, a nie chronić je!

      Usuń
  5. Warto, trzeba i należy takie historie opisywać. Ja swoją też opisałam bardzo szczegółowo, nie zdecydowałam się tylko na intymność, choć może powinnam...
    Była o manipulatorze, w którym zakochałam się mocno i prawdziwie. Był despotą i tyranem. I prawie mordercą.
    Niestety treść opowieści zupełnie się nie przyjęła, nikt nie uwierzył, że to się zdarzyło, ponieważ było w tym za dużo ingerencji nadnaturalnej. Za dużo, jakby to powiedzieć, sci-fi. Ale to się zdarzyło. Mam kłamać i to pomijać? Gdyby nie to wszystko, możliwe, że nie byłoby mnie dziś na świecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szokujące jest to, co piszesz. Czy to, o czym wspominasz, to była ta skondensowana historia Edyty i Konrada, którą nam kiedyś przedstawiłaś? Bo trochę znajomo brzmi, no ale być może to tylko zbieg okoliczności.

      Usuń
    2. Tak, napisałam to jako narrator, ale to to. Tylko zakończenie zmieniłam, no bo dalej żyję.

      Usuń
    3. Rozumiem. Może jeszcze kiedyś Twoja historia ujrzy światło dzienne. Niezbadane są nasze losy, a życie potrafi zaskakiwać.

      Usuń
  6. Widzę, że też lubisz jeść przy czytaniu?;)

    A co do książki i tej historii, to wygląda zachęcająco... Lubię też takie wstrząsające powieści...
    Choć lekko ich się nie czyta, szczególnie, gdy są na faktach...
    Często się zdarza, że tyranami są osoby na eksponowanych stanowiskach...
    Kobiety w takich związkach mają jeszcze trudniej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z czymś na ząb lektura jest jeszcze smaczniejsza ;) W zasadzie od zawsze tak miałam – szczególnie w dzieciństwie i młodości, bo rzadko razem jadaliśmy, więc umilałam sobie posiłki w taki sposób. W dorosłym życiu jest inaczej; wspólnie spożywamy posiłki, co bardzo mi się podoba, ale mimo to czasami jem w samotności. Albo inaczej: w towarzystwie książkowym bohaterów :)
      No nareszcie ktoś, kto podziela moje upodobania czytelnicze! :)

      Usuń
    2. Pewnie, że smaczniejsza!
      Ja też od dziecka zawsze lubiłam coś podgryzać przy czytaniu😊
      U mnie było podobnie i nie zawsze jadało się wspólnie...
      Teraz zostałam tylko z mężem, bo syn się wyprowadził, więc znowu przy obiedzie czytam (mąż coś ogląda wtedy). Z synem jak jadamy, to już rozmowa jest😊
      Też się cieszę, że mam tyle wspólnego!
      Pozdrawiam serdecznie!!!

      Usuń
    3. Prawda, miło natrafiać na ludzi, z którymi łączą nas te same fajne upodobania :)
      Dla mnie wspólne posiłki są bardzo ważnym (i jakże przyjemnym!) elementem codzienności :) Cieszę się, że chociaż teraz mogę je praktykować.
      Dobrego listopada, Taro :)

      Usuń
  7. Chyba w najbliższym czasie nie sięgnę po tego typu lekturę, niestety dopadła mnie szarość i beznadziejność jesieni, do tego ten rok jakoś nie jest dla mnie dobry, więc staram się czytać pozycje lżejsze. Ale dzięki za polecenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytam też wspomniane przez Ciebie "Chłopki", które dostałam kiedyś w ramach prezentu, i bardzo mi się podoba ta lektura, choć oczywiście opisane w niej realia kobiet były wstrząsające. No, ale takie były niegdyś czasy i obyczaje. Dobrze, że to już za nami!
      Życzę Ci pogody ducha i przyjaznej pogody na te nadchodzące tygodnie. Jesień faktycznie potrafi mocno dać się we znaki. Mnie pozostaje ekscytacja nadchodzącym Bożym Narodzeniem, które niezmiennie uwielbiam, a Tobie chyba tylko grudniowy wyjazd.
      Trzymaj się ciepło i zdrowo, Elso. Uszy do góry!

      Usuń
  8. Opisujesz kolejną ciekawą książkę!
    To świetnie, że autorka wygrała walkę z rakiem - mój wujek nie miał tyle szczęścia.
    Nicola jest odważną kobietą. Ciężko uwolnić się od toksycznego związku, zwłaszcza jeśli ma się dzieci. Choć słyszałam i takie historie, kiedy właśnie kobieta nie miała sił zawalczyć o siebie, ale chcąc ratować swoją pociechę, odeszła od tyrana.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się – rak to przekleństwo naszych czasów. Pewnie większość z nas będzie miała z nim do czynienia na pewnym etapie życia (ewentualnie już miała). Nie każdy ma niestety szczęście pozbyć się tego dziadostwa i cieszyć długim i dobrym życiem. Historie takie jak ta są warte rozpowszechniania, bo dają nadzieję. Mogą być światełkiem w ciemnym i strasznym tunelu.

      Usuń
  9. Zapowiada się naprawdę ciekawa książka! Chętnie bym ją przeczytała :) I do tego jakie apetyczne ciacho! Aż ślinka leci od samego patrzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie taka właśnie była. A ciasto było smaczne, w dodatku szybkie i proste do wykonania. Dzięki za miłe słowa :)

      Usuń
  10. Wow, your review really captured the intensity of this book. Your reflection on the importance of recognizing red flags and finding hope afterward really gives the review depth and purpose, it’s not just about the story, but the lessons it carries.

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziękuję za recenzję książki, sięgnę po nią ze względu na bohaterkę, która tak dzielnie walczyła o siebie.
    Zasyłam serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że nie będziesz rozczarowana lekturą.
      Dziękuję za komentarz i odwiedziny :)

      Usuń
  12. No co ja na to poradzę, że na równi z treścią książki zainteresowała mnie zawartość pokazanych przez Ciebie talerzyków? :) Wyłazi chyba ze mnie jesienny łasuch :)
    Wbrew zdrowemu rozsądkowi, lubię takie właśnie książki, które powodują, że emocje zaczynają szaleć i nie można się otrząsnąć z wrażenia, jakie robi na mnie czytany tekst. Dlatego myślę, że z chęcią zapoznałabym się z tą pozycją. Poruszona w niej tematyka, choć trudna, daje do myślenia i zmusza do refleksji, a to właśnie jest bardzo pożądane.
    Miłego weekendu, kochana!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, jesienią łasuch częściej daje o sobie znać – doskonale znam to uczucie. Miło mi czytać, Iwonko, że nie odstraszają Cię takie historie. Bardzo je lubię, bo (paradoksalnie!) są podbudowujące. Patrzę na nie przez pryzmat szklanki do połowy pełnej, nie pustej. Jakby nie było, są świadectwem zwycięstwa, nie porażki.
      Dziękuję :) Weekend był miły, tylko jak zwykle zbyt szybko minął!

      Usuń
  13. Od razu zaczęłam szukać polskiego wydania tej książki. Niestety nie znalazłam. Lubię czytać historie prawdziwe. Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nie ma polskiego przekładu, bo też nie znalazłam.
      Cieszę się, że Ty również lubisz czytać historie na faktach. Wszystkiego dobrego, Ula!

      Usuń
  14. Melduję się.

    Nigdy nie rozumiałam fenomenu tindera. Nigdy nie korzystałam i nie mam zbyt dobrego zdania o tej aplikacji.

    Mnie ten bandzior nie dziwi. Znam niestety wiele przykładów z życia jak policjant, sędzia, ktoś pracujący w służbach okazał się o zgrozo oprawcą rodziny nie podlegającym literze prawa. Nigdy bym nie wyszła za kogoś takiego bo to są dzięki znajomościom ludzie nie do ruszenia.

    Coraz częściej wątpię w tą sentencję na końcu posta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi Cię tutaj widzieć! :)

      Tinder ma złą opinię, to prawda. Historii tego typu (a nawet gorszych, bo przecież zdarzali się mordercy!) jest zaskakująco dużo. Trudno jednak winić ludzi za to, że chcą sobie znaleźć tę "drugą połówkę jabłka". Nie każdy dobrze czuje się sam, a poznawanie nowych ludzi i potencjalnych partnerów też nie należy do łatwych zadań. Psychopatów jednak nie brakuje, więc trzeba mieć się na ostrożności. Nagłaśnianie takich historii uważam za pożyteczne.

      Masz rację, takie zawody działają jak muchy na lep na wszelkich socjopatów i psychopatów spragnionych władzy i poklasku. Niestety. Zdaje się, że już kiedyś rozmawiałyśmy na ten temat i doszłyśmy do wniosku, że wysokie stołki niejako wymagają takich psychopatycznych osobowości. Nie bez kozery mówi się, że ktoś po trupach dąży do celu.

      Otóż to! Ręka rękę myje, albo w brzydszej wersji: "ku*wa ku*wie łba nie urwie". Niedawno skończyłam kolejną książkę, w której wysoko postawiony człowiek dokonał paskudnej zbrodni, ale jako że jego praca była postrzegana przez sędziego jako wielce pożyteczna i godna szacunku, to wyrok był drastycznie niski.

      Usuń
  15. Wielkie brawa należą się dla autorki za opisanie swojej historii. Tak jak mówisz, wiele osób najchętniej chciałoby o takich traumatycznych przeżyciach zapomnieć, a nie dzielić się z nimi z całym światem. Warto jest jednak to robić, żeby właśnie mieć świadomość do czego mogą dążyć te niby małe 'red flagi', które często sie ignoruje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się – to wymaga ogromnej odwagi i nie jest łatwe do wykonania. Cieszę się, że Nicola zdecydowała się na ten krok. Wierzę, że jej przejmujące świadectwo komuś doda siły i pomoże w walce o lepsze jutro.

      Usuń