czwartek, 30 sierpnia 2007

Hell

Jak ja nienawidzę takich dni, jak ten dzisiejszy! Nie znoszę wprost! Dzień zaczął się opornie. Z trudem zwlokłam się z łóżka. Spało mi się bardzo dobrze, więc dwukrotnie przestawiałam budzik, przeciągając opuszczenie łóżka  do ostatniej minuty… W końcu jednak musiałam to zrobić. Na autopilocie  udałam się do łazienki, by tam doprowadzić się do stanu używalności.  W sumie wszystkie zabiegi upiększające na niewiele się przydały, ale pomińmy ten szczegół...


Liczyłam, że chociaż godziny pracy zlecą mi w miarę szybko, a przede wszystkim w miłej atmosferze. Ale się przeliczyłam! Już pierwsze pięć minut pracy uświadomiło mi, jak bardzo się myliłam... A z każdą następną było jeszcze gorzej. W pewnym momencie, moja cierpliwość prawie się wyczerpała, a złość osiągnęła apogeum. Miałam ochotę zabrać się i wyjść… Tak po prostu. I już nie wracać. Byłam tak wyczerpana fizycznie i psychicznie, z ogromnym bólem głowy, którego właśnie tam się nabawiłam, że zrobiłabym wszystko, byle tylko uwolnić się z tego piekła i jak najszybciej dostać się do domu… Cudem dotrwałam do 18:00. Nie wiem, jak tego dokonałam. Przy życiu podtrzymywała mnie chyba tylko świadomość, że za kilkanaście minut będę w domu… Jedyny plus tego dnia, to to, że wypożyczyłam sobie 2 francuskie książki :) Oby takich dni było jak najmniej…