piątek, 19 października 2007

Intruz

Człowiek chyba niczego nie może być pewien w swoim życiu. Do tej pory byłam święcie przekonana, że w naszym domu mieszkamy tylko my. Mój narzeczony i ja. Bardzo się jednak myliłam! Dziś jednak okazało się, że mamy dzikiego współlokatora, o którym do tej pory nie mieliśmy zielonego pojęcia. Ale od początku. Wróciłam z pracy, zrobiłam sobie gorącą herbatkę i w ramach relaksu weszłam na blogi, by poczytać, co u Was słychać. Wczoraj niestety nie miałam Internetu, więc dziś koniecznie musiałam nadrobić zaległości :) Siedzę przy tym kompie, czytam, aż nagle, kątem oka zauważyłam, że po dywanie coś przebiegło! Z prędkością światła! Wprost pod moje biurko! „Oh fuck!” – wyrwało mi się… Czy to była mysz?! Zamarłam na chwilę. Nienawidzę małych, obleśnych, kudłatych stworzeń. Nawet jeśli są dużo, dużo mniejsze ode mnie i niegroźne. Odwracam głowę, by się upewnić, czy to coś faktycznie miało miejsce, czy to może wymysł mojej bujnej wyobraźni. Rozglądam się na wszystkie strony… I nic. Wstaję  więc, zerkam za stojak na płyty, który znajduje się koło biurka, ruszam nim… Nic. Patrzę pod biurko… Kurde, też nic nie widzę. Pełno kabli i nic więcej. Nie, no… Jestem pewna, że coś przeleciało koło mnie, kiedy czytałam bloga. Więc to coś tam musi być! Nie, nie jestem na tyle odważna by uklęknąć i wsadzić głowę pod biurko. Nie jestem kamikadze ;) Jeszcze to coś wyskoczy na mnie, a ja zejdę na zawał. W wieku 22 lat! Bezpieczniejszą opcją wydaję się być kopnięcie w biurko. Kopię w nie więc... I,  (o zgrozo!), to coś wyleciało i wpadło pod łożko. To coś. Pewna nie jestem, bo jak już wspominałam, stworzenie to przemieszczało się z prędkością światła i ciężko było je zidentyfikować. Wiem, że było małe, ciemne i cholernie szybkie. Domyślam się, że to mysz. Ale skąd u licha, mysz w moim nowym domu? Resztka rozsądku podpowiedziała mi, żebym zamknęła drzwi. Tak też zrobiłam. Zawsze to będzie to coś łatwiej upolować w tym pokoju niż biegając po całym domu… Zadzwoniłam do ukochanego, by go poinformować o nieproszonym przybyszu. Na szczęście nie podzielił on mojej paniki, tylko ze stoickim spokojem oświadczył, że ją złapie, jak tylko wróci (dzięki Boże, że stworzyłeś mężczyznę!) A tymczasem do czasu jego powrotu musiałam wysłuchiwać odgłosów dochodzących spod łóżka. Oczami wyobraźni już widziałam pogryzione walizki, które się tam znajdowały i mnóstwo innych rzeczy…

Mój wybawca przybył szybko i od razu przystąpił do misji. Pokój zamienił się w prawdziwe pobojowisko: poprzestawiane meble, wszystko powywracane do góry nogami, bałagan totalny.. W końcu zobaczyliśmy intruza! Okazało się, że to prawdziwy maluch i w dodatku chyba bardziej wystraszony nas, niż ja jego. Brr! Moja nadzieja na szybkie złapanie tego szkodnika ulotniła się po tym jak zobaczyłam, co potrafi wyprawiać takie małe stworzenie. W ułamku sekundy potrafiło się przemieścić z jednego kąta pokoju do drugiego, sprawnie wspinało się po kablach od komputera, a nawet potrafiło skakać kilkanaście cm do góry! Wojna trwała 1,5 h i mimo że w czasie niej szala zwycięstwa kilka razy przechylała się na stronę małego przebiegłego potwora, to i tak ostatecznie wygrał mój szczurołap ;) Spocony na maksa, wyczerpany, ale jednak zwycięski! Po podstępie numer 246 udało mu się schwytać przeciwnika! Nasza radość nie miała końca :) Półtorej zmarnowanej godziny… Nikomu nie polecam takich wrażeń… Nawet największemu wrogowi ;)

 

Tylko skąd do diabła wzięła się u mnie mysz?!

27 komentarzy:

  1. Ale miałaś wizytę ;) Dobrze, że masz cierpliwego mężczyznę, co gościa złapał :) Miałam podobny przypadek rok temu, ale musiałam poradzić sobie sama :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Dwoje olbrzymów na jedną małą myszeńkę??!! Wstydzilibyście się :P... gratuluję zwycięskiej walki i wytępienia szkodnika, choć jako posiadaczka najcudowniejszego chomika świata- stanowczo protestuję przed prześladowaniem jego angielskich kuzynów!!!! :PDobra, dosyć żartów- myszy potrafią dać nieźle w kość, wiec fajnie, że szybko udało się wam wyeksmitować intruza, a skąd sie tam wziął?? Pewnie szukał lokum na zimę... a u ciebie tak ciepło, miło i przytulnie... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Może w waszym domku tak ciepło i przytulnie, na zewnątrz zimno i myszka chciała się ogrzać ?? A na poważnie - sama byłabym w szoku - pająki zniosę, ale myszy nieee

    OdpowiedzUsuń
  4. 1.5 godziny to i tak niezly czas na zlapanie malego, sprytnego i szybkiego szkodnika ;) Dobrze, ze zamknelas drzwi, bo jakby Wam ta mysz nawiala z pokoju, to moglby byc problem z ponownym namierzeniem jej. A skad sie wziela? Pewnie wsliznela sie niepostrzezenie, gdy na chwile mieliscie otwarte drzwi. Dla pewnosci powinniscie rozstawic kilka pulapek, bo nie wiadomo, czy gryzon nie wprowadzil sie z cala rodzinka ;)Pozdrawiam serdecznie,

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochany, to i tak o jakąś godzinę za dużo zważywszy na fakt, że ten pokój ma wymiary 3x5. Ta bestia była straaaasznie szybka i zwinna. Nie miałam pojęcia, że aż tak szybka może byc mysz ;) Może to adrenalina tak na nią wpłynęła ;) Nie mamy niestety kota, pułapek na myszy tez nie miliśmy. Musieliśmy, poprawka, mój narzeczony musiał się więc sam tym zająć. Mieliśmy zaplanowane pare rzeczy do zrobienia, bo dziś impreza urodzinowa ukochanego, a tymczasem przez tę mysz cały plan się nam rozwalił. Skutek był taki, że trzeba było nadrobić zaległości, co zaoowocowało pojściem do łóżka o godz 2:30! A rano oczywiście pobudka do pracy... Masz rację, że trzeba rozstawić pułapki, bo przecież nie mamy pewności, że to była jedyna sztuka ;) Na szczęście nie spowodowała ona żadnych zniszczeń :) Ale dała niezły wycisk swojemu przeciwnikowi ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Fakt, jest w nim ciepło i przytulnie, ale nie życzę sobie takich przypadkowych gości ;) Mam wstręt do wszelkiego typu robactwa, szkodników, a zwłaszcza do tych włochatych stworzeń, brrr! Miała szczęście, że mam dobre serce, więc nie chciałam, żeby zginęła.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wytępiliśmy ją tylko wyeksmitowaliśmy ;) Nie dokładała się do czynszu więc nie było wyjścia ;) A tak poważnie, to jestem przeciwniczką zabijania zwierząt, wszelakich, nawet tych, które nie lubię, więc przeżyła :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj miałam :) Nie chciałabym, aby to się więcej powtórzyło, bo ja naprawdę boję się takich stworzeń :) Dobrze, że mam faceta w domu, bo w przeciwnym razie nie byłoby wesoło ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. A dziwi mnie to, jak się tu znalazła, bo ten pokój znajduje się na piętrze. Aby do niego dojść trzeba pokonać kilkanaście schodków, nie sądzę, by ona tak przyszła ;) Nigdy nie zostawiam drzwi wejsciowych otwartych. Inne drzwi, jakie mam prowadzą z salonu na ogród, ale tam z kolei też jest wysoki stopień do pokonania. Musiała się więc dostać oknem, bo te, owszem, lubie mieć otwarte :)

    OdpowiedzUsuń
  10. tez nie cierpię małych włochatych stworzeń blee. kiedyś miałam chomika i on zdziczał bo sie bałam go na ręce wziąc fuj. http://mlode-malzenstwo.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  11. Hehe, ale numer :) Też pewno bym go nie wzięła do ręki ;) Za badrzo przypomina mi mysz ;) Tylko taką zmutowaną ;) Lubie futrzaki, ale typu kot, pies, królik ;) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Oknem to raczej nie weszla. Wystarczylo, ze na chwile otworzylas drzwi wejsciowe - nawet wychodzac z domu. A jesli, tak jak ja, masz schody obite czyms dywanopodobnym, to spokojnie mogla sie po tym wspiac bez skakania ;)Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  13. No i wszystko jasne. Myszka chciala sie wcisnac na impreze na krzywy ryj ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Hihihi Taitko , ale się uśmiałam hihihihi ja to mam takie przeboje z pająkami:) nienawidzę tych stworzonek bleeee obrzydzenie mam do nich!!! A zazwyczaj spacerują sobie po ścianie obok mojego łózka:) I tylko słyszę jak pędzi po tapecie brrrrrrr kiedyś w środku nocy mamę budziłam, ja dorosła osoba:) żeby go zabiła, a jak raz jej uciekł, to w moim pokoju 3 dni nie spałam:) Nie cierpię takich nieproszonych gości:)Taitko a może łapki na myszy trzeba ustawić, raz dwa i się złapie:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Zastanawiam sie czy nie lepiej bylo ta biedna myszke zostawic w spokoju? Nie! no zartowalam.:D ale przypomnialas mi moja przygode z mala niewinna myszka ;P musze to opisac, koniecznie! Pozdrawiam ;P

    OdpowiedzUsuń
  16. Hehe, że też sama na to nie wpadłam ;) Mam tylko nadzieję, że nie sprowadziła kumpli ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Bardzo się cieszę, że mamy podobne poglądy :) no a mysz, faktycznie, jak nie płaciła, niech sobie szuka innego lokum :D

    OdpowiedzUsuń
  18. Przemyślałam sprawę i przyznaję Ci rację :) A schody owszem, mam obite dywanem. Poza tym mogła się tam dostać po barierce od schodów. Widziałam ją w akcji, jak zręcznie się wspinała po kablach od komputera więc jestem w stanie uwierzyć we wszystko :) Pozdrawiam Cię gorąco :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Uwielbiam zwierzęta i odkąd pamiętam zawsze byłam przeciwniczką ich katowania i zabijania. Jak byłam mała to nawet żal mi było zabić muchę ;) Teraz z tego wyrosłam i zabijam muchy bez wyrzutów sumienia, ale "normalnego" zwierzaka bym nie potrafiła skrzywdzić, a co dopiero zabić... Strasznie żałuję, że nie mogę mieć tu psa. W Polsce miałam dwa, w tym jednego bardzo dużego, a drugiego małego. A może to lepiej, że nie mam żadnego... Nie miałabym czasu na spacery z nim, bo praktycznie od rana do późnego wieczora nie ma nas w domu. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Hihi, powiem Ci, że ja mam podobnie ;) Niedawno przeżyłam traumę, bo leżąc w łóżku zobaczyłam ogromnego pająka na suficie. Oczywiście wszczęłam alarm, przybiegł mój narzeczony i walnął go czymś. Tylko tak niefortunnie, że leciał z tego sufitu wprost na mnie ;) W ostatniej sekundzie zakryłam głowę kołdrą :) Problem w tym, że jak już się wydostałam spod kołdry, to nigdzie nie mogliśmy znaleźć jego zwłok ;) I do dziś ich nie znalazłam ;) Może jednak przeżył i zwiał? ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Chyba nie mogłabym spać wiedząc, że ona jest w pokoju obok ;) Poza tym trzeba było ją jak najszybciej złapać, by nie narobiła szkód :) Opisz swoją przygodę - z chęcia ją przeczytam :) Pozdrawiam z pięknej Irlandii :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Hihihi chyba przeżył:) a już spisaliście go na straty hihihiAle o matulko jedyna....ja bym już zawał serca przeżyła, gdyby na mnie to pajączysko spadło brrrrr aż dreszcz mnie przeszedł:) A znam pewnego faceta, dorosły facet, mąż mojej koleżanki a na widok pająka truchleje, stoi i się nie rusza:) hihihihi

    OdpowiedzUsuń
  23. A co z nia zrobiliscie?

    OdpowiedzUsuń
  24. Tego się właśnie obawiam ;) Nie znalazłam zwłok więc bardzo prawdopodobne, że zwiał gdzieś w popłopchu ;) Co do tego faceta, to owszem, musi to zabawnie wyglądać, ale niestety ludzie różne fobie mają i absolutnie nie jest im do śmiechu z tego powodu. Ja mam na przykład lęk wysokości.

    OdpowiedzUsuń
  25. Wypuściliśmy ;) Pobiegła do ogródka sąsiadów ;) Hihi.

    OdpowiedzUsuń
  26. A ja lubię myszy! Raz nawet hodowałam sobie dwie!

    OdpowiedzUsuń
  27. A ja tak jakby nie za bardzo ;)

    OdpowiedzUsuń