Ciężko się czasem żyje człowiekowi, który ma litościwe serce, wrażliwe na krzywdę i cierpienie innych. A ja odkąd pamiętam miałam takie i chyba ciągle mam. Choć wydaje mi się, że wraz z upływającymi latami i zwiększającym się bagażem doświadczeń życiowych, zwiększyło się także moje uodpornienie na zło, na wszelkiego rodzaju krzywdy panujące na świecie. Odnoszę wrażenie, że wytworzyłam swego rodzaju powłokę, która chroni mnie od zbytniego przejmowania się losami świata i innych. Nie chcę absolutnie powiedzieć, że oznacza to, iż stałam się osobą o zimnym, wręcz lodowatym sercu, której nic nie jest w stanie wzruszyć, na którą nie działają żadne obrazy przepełnione ludzkim cierpieniem. Tak nie jest – na moje szczęście.
Mimo że nabrałam dystansu do tego typu spraw, to chyba jednak nigdy nie będę odporna na krzywdę ludzką, na te tysiące ludzkich łez, na obrazy przepełnione bólem. Wydaje mi się, że przyczyniły się do tego moje przeżycia z dzieciństwa, kiedy to niejednokrotnie stawałam twarz w twarz z ludzką krzywdą. Te przeżycia głęboko zapisały się w mojej pamięci i mimo że od ich wydarzenia upłynęło już wiele, wiele lat, to ja ciągle je pamiętam. Jakby to miało miejsce wczoraj… Łzy, ból, krzywdę, strach – tego typu rzeczy ciężko jest zapomnieć. Próbowałam pomóc cierpiącym, być swego rodzaju kojącym okładem na ich obolałe rany. Nie zawsze się to udawało. Ale bywały tez takie momenty, że moje działania odnosiły sukcesy i to było ogromną, chyba najlepszą, nagrodą dla mnie.
Będąc studentką zaangażowałam się w działalność w wolontariacie. Każdy wolontariusz mógł wybrać sekcje w których chciał się udzielać. Ja wybrałam możliwość pracy w domu starców. Zostałam wobec tego przydzielona do grupki starszych kobiet. Moje zadania nie były ciężkie, chodziło głównie o dotrzymywanie towarzystwa tym starszym, niejednokrotnie opuszczonym osobom. Wykonywałam proste zajęcia, pomagałam im w codziennych czynnościach, czasem wyświadczałam drobne usługi typu: zakupu w pobliskim sklepie, wysłanie kartki, czy listu. Byłam powierniczką ich sekretów, historii ich życia, ich smutków i radości. A raczej smutków, bo niejednokrotnie ich egzystencje przepełnione były wieloma strasznymi, smutnymi wydarzeniami… Zdarzało się, że znajdujące się tam osoby nie miały nikogo bliskiego, to ja im zastępowałam ich córki. Ci ludzie nie mieli zbyt wygórowanych pragnień. Jedyne czego pragnęli to poczucie bliskości, bycia potrzebnym i kochanym. Mam nadzieję, że dostarczałam im tego. Nie wiem… Wiem tylko, że było mi ciężko tam pracować, patrzeć na te pomarszczone, zniszczone twarze, które kryły w sobie różne przeżycia, różne historie… Łączyło ich chyba tylko jedno: to miejsce w którym się znajdowali. Bo w pewnym momencie ich życia ktoś zdecydował, że nie potrzebna mu taka stara matka, stary ojciec, który już nie ma tak wielu sił jaki kiedyś. Który już nie jest mu do niczego potrzebny, bo przecież wypełnił swoją rolę: wykarmił, wychował, wykształcił.. Teraz już można się go pozbyć.. Bo taki stary, schorowany człowiek wymaga opieki, bo wymaga towarzystwa, bo przynosi wstyd, bo.. nie pasuje do nowoczesnego wystroju mieszkania. Różne są powody dla których ludzie odsyłają swoich rodziców do miejsc tego typu. Niektórzy czynią to, bo nie mają warunków i środków, by zapewnić im fachową opiekę, godne życie. Bo życie ich do tego zmusza, bo nie mają wyboru. Wobec tego zmuszeni są do tego radykalnego kroku. Tych jestem w stanie zrozumieć. Nie rozumiem jednak tych, którzy pozbyli się swego rodzica, bo on im zawadzał, bo był dla nich tylko starym, niepotrzebnym i przeszkadzającym człowiekiem... To chyba najgorsze, co może spotkać rodzica….
Ja pracowałam w domu starości i wiem dokładnie co masz na myśli. Tutaj w UK to bardzo popularne zjawisko, oddawanie rodziców do takich domów. Jest ich mnóstwo! W każdym mieście, miasteczku czy nawet wiosce. Przynajniej tutaj. I tak naprawdę, każdy bierze pod uwagę, że jak się zestarzeje, trafi do takiego domu. Tutaj to normalne. Ja nie zabardzo potrafię się z czymś takim pogodzić. Wiem, jak wygląda opeika w taki domu i wiem jedno, nigdy nie posłałabym tam rodziców!!!
OdpowiedzUsuńDla mnie taka sytuacja jest nie do pomyslenia, by moi rodzice gdzies w obcym budynku z obcymi ludzmi czekali na smierc. Taka postawa dzieci jest godna pozalowania. Nic wiecej. Przeciez jak bylismy mali to rodzice Nas dogladali, wynosili na rekach, nie przesypiali nocy, trwali przy Nas na dobre i na zle. Pozniej to My mamy ich dogladac by w godnych i pelnych milosci warunkch doczekali sie konca. Taka jest kolej rzeczy i to nie jest jakis przymus to jest wola serca, na tym polega rodzina. Innej rodziny nie rozumiem. wedlug mnie tacy staruszkowie to sieroty- nic wiecej. Pozdrawiam Ella i Jeremy
OdpowiedzUsuńMasz rację, kochana, to nie jest łatwe tak patrzeć na ludzką krzywdę i nie móc nic zrobić, choć ty akurat zrobiłaś dla tych ludzi ogromnie dużo- po prostu byłaś, kiedy cię potrzebowali, słuchałaś, kiedy ich własne dzieci nie miały na to czasu, sił... W tych najprostszych, najzwyklejszych sprawach jest najwięcej pomocy i serca, one dają ciepło i poczucie bliskości i bezpieczeństwa tym, którym je zabrano. Podziwiam twoją determinację i poświęcenie. Jestem dumna. Pozdrawiam. A ten dystans jest bardzo dobry, wiem z autopsji, choć w moim przypadku nie zawsze działa... Trzeba dużo wiary i siły, żeby odsunąć emocje na bok, kiedy są niepotrzebne, kiedy mogą tylko przeszkadzać, i po prostu pomóc.
OdpowiedzUsuńJa myślę że im człowieka los i życia bardziej doświadcza tym staje się bardziej twardszy i silniejszy psychicznie, bardziej odporny. Ty ciągle pamiętasz dzieciństwo - wspomnienia pewnie Ciebie bardzo zahartowały, ale mając też własnie na uwadze te wspomnienia potrafisz postawić się w sytuacji innych... Pozdrawiam :))
OdpowiedzUsuńNie potrafiłabym jednak mimo wszystko oddać rodziców czy dziadków do domu starców, to jest straszne. I nie rozumiem osób które tak robią. Chyba dla powodów o których pisałaś, choćby dlatego że przeszkadzają... I to jest przykre i egoistyczne ze strony tych ludzi...
OdpowiedzUsuńJest to niewątpliwie przykre Aguś i na pewno tym oddanym osobom też jest przykro. Matczyna miłośćjest jednak tak bezbrzeżna, że wiele z tych kobiet mieszkających w domach starców po prostu usprawiedliwia swoje dzieci i ciągle je bardzo kocha. Mimo wszystko... Ta miłość: matki do dziecka jest chyba najpotężniejszym uczuciem.
OdpowiedzUsuńA ja myślę, że masz dużo racji w tym, co napisałaś Słonko :) Życie i wszelkie negatywne doświadczenia umacniają nas. I to jest bezsprzecznie wielki plus tych złych wydarzeń w naszym życiu :) Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńRacja , nie ma chyba nic gorszego, kiedy rodzice zajmują sie nami od maleńkości, wychowują, znosza kaprysy, wybryki, pomagają, a my ich chop siup i w takie miejsce , bo nam przeszkadzają.A wiesz, ja nie potrafiłabym pracować w takim miejscu, tak samo jak nie mogłabym pracować w szpitalu ja płakałbym razem ze wszystkimi chorymi i to ja chyba załamałabym się a nie ci chorzy.
OdpowiedzUsuńJa też w swoim życiu miałam przykre doświadczenia, któe sprawiają, że jestem bardziej odporna. Ale czasami nawet mała pier.doł.a ukazuje moją słabość. :)
OdpowiedzUsuńJa mam tak samo Promyczku, zawsze kiedy widzę starszego, schorowanego i cierpiącego człowieka, to jest mi go po prostu bardzo żal. Nie umiem patrzeć na ludzkie cierpienie, bo takie obrazy najczęściej wywołują u mnie łzy. Jakiś czas temu moja mama miała operację, więc zaraz po jej zakończeniu udałam się do szpitala. Jak tylko znalazłam salę, weszłam do niej i zobaczyłam mamę: bladą, taką "inną", cierpiącą, to się najzwyczajniej na świecie popłakałam... I mimo że starałam się zapanować nad łzami, to nie mogłam. Dopiero jak przyszedł lekarz, zaczał mnie przytulać i pocieszać, to wtedy się uspokoiłam... To było okropne przeżycie...
OdpowiedzUsuńBo to wszystko zasługa naszej wrażliwej natury. Wydaje mi się, że ciężko nad nią zapanować. Wiele razy próbowałam to zrobić, ale rzadko mi to wychodziło...
OdpowiedzUsuńNa pocieszenie dodam, że u mnie też nie zawsze działa ów dystans ;) Ciężko jest zapanować nad emocjami, piekielnie ciężko. Dlatego też tyle złych rzeczy dzieje się w afekcie... Pozdrawiam Cię cieplutko ze słonecznej dziś Irlandii :)
OdpowiedzUsuńRacja Ella, racja. Słusznie ich nazwałaś: to sieroty, bo często są pozbawieni swoich dzieci. Mimo że to potomstwo gdzieś żyje, to jednak jest zaabsorbowane swoim życiem i zdawać by się mogło, że zapomnieli już o swoich rodzicach. No i o tym, co oni dla nich zrobili... Ci ludzie doświadczają niekiedy większej miłości od obcych im osób, od personelu niż od własnych dzieci. Jakie to musi być przykre...
OdpowiedzUsuńA ja, szczerze mówiąc, nie wiem, jak to wygląda w Irlandii i na ile jest to popularne i praktykowane. W moim mieście jest tylko jeden taki dom. Byc może w większych miastach jest ich zdecydowanie więcej... Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńA najgorzej, gdy widzi sie kochaną osobę cierpiącą, wiem jak to jest, moja mama przeszła dwie operacje, i wiem jakie to uczucie. A w ostatnim czasie "oglądałam" mojego dziadka, i najgorsze było to, że widzielismy jak on się meczył i umierał dzień po dniu i nie można było nic zrobić. Ta sytuacja spotęgowała tylko moją depresję( która już się skończyła) .Taka bezsilność, patrzysz na kochanego człowieka, pamiętasz go jako silnego ciągle uśmiechniętego mężczyznę a później widzisz go na szpitalnym łóżku takiego bezbronnego.Ja zdecydowanie za bardzo przeżywam takie sytuacje, i nawet gdy jest to mi obca osoba.
OdpowiedzUsuńMasz rację Promyczku, krzywda obcego człowieka jest przykra, a co dopiero osoby bliskiej, którą bardzo się kocha. To coś potwornego i wyjątkowo ciężkiego do przeżycia.
OdpowiedzUsuńA może lepiej zostawić ta naturę w spokoju... :))
OdpowiedzUsuńTo mnie najbardziej szokuje, że matka dla dziecka zrobi wszystko. Nawet jeśli zostanie źle potraktowana, kocha bezwarunkowo, i czeka... A ci, nieczuli, zostawiają matki jak niepotrzebny przedmiot...
OdpowiedzUsuńPuruszylas Taita bardzo przykry temat, zesto unikany przez wielu..ja nie jestem odwazna, nie niose pomoc innym od razu na zawolanie..to taka smutna moja strona tego co chcialabym robic a czego nie robie. Staram sie powoli to zmieniac i np. przechodzac obok kogos kto prosi Cie o pieniadze nie omijac beznamietnie..jest jesczze cos co chcialabym zrobic w najblizszym czasie..to adopcja serca. Jednka wiesz Taita, to o czym piszesz, o starych rodzicach opuszczonych przez dzieci..ciesze sie, ze maja jednka oni takak mala radosc w postaci np. Ciebie, z ktorymi moga dzielic te swoje drobne troski. Ja czasmai nie mam odwagi spojrzec prawdzie w oczy. Podziwiam za to wlasnie moja tesciowa..wlasciwie tesciow. jacy sa tacy sa, kazdy z nas ma swoje wady i zalety, ale wyobraz sobie, ze majac pod dachem siostre tesciowej, niepelnosrawna w duzym stopniu, ktora zadaje przez swoje kalectwo wiele bolu innym i udreki...podziwiam ich wlasnie za wytrwalosc i serce jakie jej okazuja. Chcialabym byc wlasnie takim czloweikiem jak oni, moze keidys zycie postawi mnie przed takim wyborem..
OdpowiedzUsuńChyba tak :) Nie ma co działać przeciwko naturze :)
OdpowiedzUsuńTeż wielokrotnie ulegam podziwowi ogromu miłości matki do dziecka. Znam parę przypadków, kiedy to dzieci potwornie skrzywdziły swoje matki, a mimo to, one ciagle je kochają, ciągle się o nie martwią, ciągle żywią nadzieję, że pewnego dnia, to dziecko wróci na dobrą drogę, że zrozumie swój błąd...
OdpowiedzUsuńJa też ich podziwiam. Opieka nad osobą niepołnosprawną wymaga wiele troski i poświęcenia, nie każy ma do tego powołania,a le jak widać Twoi teściowie to naprawdę dobrzy ludzi :) A te drobne wady trzeba im po prostu wybaczać, każdy przecież je ma.
OdpowiedzUsuńJa jzu iim dawno wybaczylam i tak naprawde w ogole nie zwracam na nie uwagi..bo nawet jak czasami tak sobie pisze na blogu o nich, to w rzeczywistosci nie czuje zadnej do nich urazy..raczej taka sympatie we mnie wzbudzaja, a wiesz, na codzien sa swietnymi ludzmi pelnymi dobrych checi (czesto te wystarcza) i zyczliwosci. Tak wiec czasami jak sie napatrze, jak w domu owa ciocia Patrizia wrzeszczy bez powodu, placze i wiesz, tak po prostu nie potrafi sie kontrolowac, to tak sobie pomyslalam, ze keidys byc moze my nia bedziemy musieli sie zajac...i nie umyje od tego rak, bo chyba za bardzo ja lubie..ta osoba darzy cie o wiele wieksza miloscia niz osoba pelnosprawna:). Moze keidys sie naucze tej sztuki taita..bede sie starac.). Chce byc dobrym czlowiekiem i nie zapominac o tych, co potrzebuja nas:)
OdpowiedzUsuńOj, ja wiem, że rodzice Vito są bardzo dobrymi ludźmi :) Czasme na nich ponarzekałaś troszkę, ale to głównie brało się z tego, że chcieli Was uszczęśliwić na siłę, a efekt był wprost przeciwny. Tak to właśnie najczęściej bywa w takich przypadkach :) Nic na siłę :) Staraj, się staraj :) Praca nad sobą prowadzi do zmian na lepsze :) A Ty i tak juz jesteś dobrym, serdecznym człowiekiem :) Nie należy jednak na tym poprzestawać ;) Kto wie? Może kiedyś zostaniesz św. matką Marticią z Bari? :P
OdpowiedzUsuńBuhahaha..moze matka, ale nie swieta:). Do swietosci taita to mi jesczze wiele brakuje:). A Ty co sobei dzis tak folgujesz na necie? nie w pracy?
OdpowiedzUsuńNo właśnie nie w pracy! :D Yipee! Myślisz, ze w pracy bym siedziała na necie? Nigdy ;) Ostatnio miałam troszkę wolnego (wt, śr, czw) stąd też piękne owoce w postaci postów ;) Hihi. Ale to już koniec dobrego. Od wtorku zaczyna mi się harówka, taka porządna. Ponad 50 h pracy się zapowiada. Tak więc korzystam póki mogę :)
OdpowiedzUsuń50 h? czy to czasami nie przy duzo uwazaj na siebie Taita i nie przepracowuj sie
OdpowiedzUsuńPlakac sie chce normalnie i juz. Caluski Ella
OdpowiedzUsuń