piątek, 28 marca 2008

Obciachów czar

Obciachów czar, czyli Taita robi wiochę ;)

 

Po raz kolejny zostałam wciągnięta do zabawy łańcuszkowej. A wszystko za sprawą mojej drogiej koleżanki blogowej – Imagika. Zasady gry są proste. Trzeba tylko:

  1. Podać linka osoby, od której otrzymało się klepnięcie.
  2. Zamieścić na swoim blogu reguły gry.
  3. Opisać 6 zabawnych, niezbyt istotnych wydarzeń z życia autora bloga
  4. Wytypować 6 kolejnych ofiar.
  5. Uprzedzić wytypowane osoby, pisząc im o tym na ich blogu.

 

Uprzedzam, że informacje te niekoniecznie mogą być śmieszne, bo mimo iż moje życie bywa bardzo zabawne, a powodów do śmiechu nie brakuje, to jednak w chwili obecnej nie potrafię sobie przypomnieć nic bardziej sensownego.

No więc zaczynamy:

  1. Będąc małym, głupiutkim i naiwnym dzieciakiem, pewnego pięknego dnia dałam się nieźle wkręcić mojemu starszemu bratu i wujkowi. Wpadłam kiedyś do nich do pokoju i na stole zobaczyłam duży, dorodny kawałek czegoś. Na pytanie co to jest, chłopcy szybko udzielili mi odpowiedzi. Otóż, dowiedziałam się, że jest to arcysmaczny przysmak o wdzięcznej nazwie kalafonia i że jak chcę, to mogę skosztować. Powiedzieli, że chętnie się ze mną podzielą, bo oni już się najedli. A to coś wyglądało tak smakowicie no i brzmiało apetycznie. Nie skorzystałam z propozycji, ale przy najbliższej okazji, kiedy pokój był pusty, zakradłam się do niego i ukroiłam spory kawałek kalafonii, aby zakosztować tego niebiańskiego smaku, tak wychwalanego przez brata i wujka. Nie muszę chyba opisywać, jak smakowało to paskudztwo. Przez cały dzień miałam wstrętny posmak w ustach. Jak później się okazało, kalafonia  wcale nie służy do jedzenia, a do lutowania ;) Teraz już wiem, co na ich stole robiła lutownica ;)
  2. Jakiś czas temu, jeszcze będąc w Polsce, wybraliśmy się do kina. Na horror, oczywiście. Mimo że jestem piekielnie strachliwym stworzeniem, które niezwykle łatwo wystraszyć, uwielbiam thrillery i horrory. Film był kapitalny. Trzymał w napięciu, pot człowieka oblewał. Oglądaliśmy z zapartym tchem, aż wreszcie w kulminacyjnym momencie, ciszę w kinie zakłócił potworny wrzask…. mój wrzask ;) Ze wstydu miałam ochotę schować się pod fotel ;)
  3. Pewnego dnia, dostaliśmy napadu głupawki  i zaczęliśmy toczyć ze sobą „walki”, ganiając się po pokojach i stosując przy tym setki głupich i zabawnych chwytów rodem z wrestlingu (którego notabene parę lat temu byłam miłośniczką). W czasie jednej z nich, siłowaliśmy się, przerzucaliśmy, aż wreszcie zmęczeni, w ferworze walki, z impetem przewróciliśmy się na łóżko. Coś trzasnęło, chrupnęło i zaskrzypiało. Wystraszeni, spoglądamy na siebie, a potem na łóżko. Niby nie widać, żeby było złamane. Odetchnęliśmy z ulgą, ale postanowiliśmy zakończyć wygłupy, aby nie wyrządzić więcej szkód. W ramach odpoczynku położyliśmy się na tym łóżku, poleżeliśmy może z 30 sekund, po czym… łóżko pękło i znaleźliśmy się na podłodze. Trzeba było kupić nowy model ;)
  4. Udając się na mecz naszej ukochanej drużyny, byłam bardzo podekscytowana tym wydarzeniem. Przeszliśmy przez bramki, przetrzepali nas ochroniarze, aż wreszcie zaczęliśmy wchodzić po schodach, by dostać się na trybunę. A że stadion ogromny, to trochę tych schodków było. Zaczęłam je pokonywać i już na jednym z pierwszych potknęłam się o coś i wyrżnęłam baranka ;) A wszystko to oczywiście na oczach młodych, przystojnych ochroniarzy. Szybko pozbierałam się do kupy i czym prędzej zniknęłam z ich pola widzenia. Oczywiście, nie muszę pisać, jak się czułam. Kobiety wiedzą, jak wielkim obciachem jest przewrócenie się na oczach mężczyzn(y). Na przyszłość, będę uważnie patrzeć pod nogi!
  5. Już od młodych lat ciągnęło mnie do auta. Brat świetnie jeździł, więc i ja chciałam być tak dobra, jak on. Poprosiłam go, by mnie uczył. Owszem, zgodził się, ale chyba miał złe przeczucia, bo pozwalał mi jeździć jedynie po polnych drogach. Pewnego dnia zasiadłam za kierownicą jego auta, przejechałam kilka metrów i… wylądowaliśmy w burakach sąsiada. Po tym incydencie brat uznał, że kierowcy ze mnie nie będzie i już nigdy więcej nie pozwolił usiąść za kierownicą samochodu :(
  6. Pewnego letniego popołudnia wybrałam się z moim sąsiadem na przejażdżkę rowerową do sąsiedniej wsi. Założyłam czarne, dość dopasowane spodnie. Przejażdżka była dość długa i forsująca. W drodze powrotnej moje spodnie nie wytrzymały i pękły… centralnie na tyłku! Moje oblicze zalał potężny rumieniec, ale potem się opamiętałam. Doszliśmy do wniosku, że sąsiad będzie jechał tuż za mną, by zasłaniać mój nieszczęsny tyłek  przed niepowołanymi widzami. Droga powrotna była dla mnie katorgą, a ja w myślach dziękowałam Bogu, że założyłam czarne majtki i że nie były to stringi, które na chwilę przed wyprawą zamieniłam na bardziej komfortowe figi  ;)

Uff, dobrnęłam do końca. Mam nadzieję, że Wy też. I co? Który wydarzenie, według Was, zasługuję na miano „Obciachu Roku”? Jestem ciekawa Waszych opinii :)

Do zabawy zapraszam każdego, kto ma ochotę wziąć w niej udział. Reguły są jednak regułami i mimo wszystko typuję sześć osób. Są to:

 

  1. Agunia S.
  2. Kamilka O.
  3. Promyczek
  4. Miledka
  5. Kaskasek
  6. Ella

 

Bawcie się dobrze, moje drogie! Oczywiście, od zabawy nie ma ucieczki ;)