poniedziałek, 22 kwietnia 2024

To był piękny weekend!


Ależ cudowny weekend mieliśmy!

Było niemal jak w tej piosence Anny Jantar:

"Tyle słońca w całym mieście
Nie widziałeś tego jeszcze
Popatrz, o popatrz!"

 

Ludzie przecierali oczy ze zdziwienia, małe dzieci z niepokojem chwytały matki za rękawy i dopytywały, co to za wielka i ognista kula tam, hen wysoko na niebie, wszak ich dzieciństwo przebiegało do tej pory pod znakiem 50 odcieni szarości i mokrych kaloszy. Co bardziej przesądni dopatrywali się nieszczęścia wieszczonego przez tę płonącą kometę na niebie...

A nie, wróć! Trochę się zapędziłam!

 

Weekend w rzeczy samej był jednak piękny i zdecydowanie godny odnotowania, co też niniejszym czynię. Choćby z dwóch powodów. Po pierwsze - najcieplejsze dni roku wypadły akurat w sobotę i niedzielę, a wiadomo, że słońce lubi się rozmijać z weekendem. Po drugie - zima w tym roku wykazuje niepokojące cechy dyktatorskie i zamordystyczne. Mocno trzyma wszystkich pod pantoflem, a nam pozostaje jedynie kwilić z bezsilności. I trząść się z zimna.

Jeszcze do niedawna byłam święcie przekonana, że co jak co, ale ja do zmarzluchów się nie zaliczam. Tymczasem przez 3/4 kwietnia było mi przeważnie zimno, i już zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy to hormony mi szwankują, czy to już TEN wiek, czy może zwyczajnie pokarało mnie za podśmiechujki z mojego szefa, któremu zawsze i wszędzie było zimno. Nawet w najgorętszy dzień roku. I mówiąc "najgorętszy dzień roku" w Irlandii nie mam na myśli 15°, tylko co najmniej 10 więcej. 


Jeszcze parę dni temu ogrzewanie hulało jak halny w Zakopanem, ale z nadejściem ostatniego weekendu zostało uroczyście pożegnane z niemałym westchnieniem ulgi.

Przy okazji odkryłam, że mam coś z jaszczurki, bo przez całą sobotę i niedzielę wygrzewałam się w ogródku i udawałam, że jestem na wywczasach w Saint-Tropez. Brakowało mi tylko pasiastego stroju kąpielowego i drineczka z palemką. I morza, oczywiście, ale mniejsza z tym.

Jeszcze parę dni temu mogłam podziwiać fruwające nad głową mewy, które zapuściły się tu z Dublina (słabo je tam dokarmiacie, poprawcie się!), jednak przez sobotę i niedzielę było cicho jak makiem zasiał - najwidoczniej wyjechały na weekend. Dziś za to widziałam (i słyszałam) jedną.

Niestety dzisiejsza aura nie była już tak przyjemna jak ta wczorajsza, kiedy było słonecznie od świtu do zmroku, a temperatura osiągnęła 18°. Więcej chmur, nieco chłodniej, ale po tak ciepłym weekendzie nawet spadek o dwa stopnie wydaje się być drastyczny! Szoku termicznego można dostać. A to tylko początek, bo z nastaniem czwartku ma się pojawić dobrze znana szarzyzna. 


Wreszcie udało się skosić trawnik przed domem, niestety na ten z tyłu domu nie wystarczyło już miejsca w kompostowniku - trawa będzie musiała poczekać na swoją kolej. Jakoś specjalnie się tym nie przejęłam, bo dzięki temu, że w ogródku mam chaszcze jak miło, to pszczoły harcowały w mleczach. To z kolei przypomniało mi, że już czas zadbać o ogródek i posadzić jakieś kwiaty doniczkowe. To proste zadanie może się okazać trudne w praktyce, bo mój ukochany sklep ogrodniczy zamknął się w zeszłym roku, nie bacząc na to, że zostawiają mnie niepocieszoną z ręką w nocniku. 


Siedząc pod parasolem słonecznym i wygrzewając stare kości, czytałam "Secrets of the Lighthouse", książkę Santy Montefiore. Ponoć bestseller. Tymczasem męczę ją już od... poprzedniego roku, kiedy to zabrałam ją ze sobą na urlop. A właśnie, to kolejne moje dziwactwo -  za każdym razem, jak jestem w latarni, staram się czytać jakąś książkę o tej tematyce. Zapowiadało się fajnie, bo akcja toczy się w Irlandii, a konkretnie w pięknej Connemarze, w tle jest latarnia, są jakieś sekrety, ale całość mnie jakoś nie porwała. Z urlopu już dawno wróciłam, książkę odłożyłam, w międzyczasie przeczytałam kilkanaście innych, a co do tytułowych sekretów, to chyba się domyślam, co nimi będzie, mimo że do końca powieści zostało mi około 200 stron. Ciekawa jestem, czy dobrze wywęszyłam.


Kolejna rzecz warta odnotowania to niespodziewany powrót Pana Jerzego! Już zapomniałam o nim, bo dawno mnie nie odwiedzał, tymczasem w sobotę późnym wieczorem, kręcąc się po kuchni jak smród po gaciach (te kilka ostatnich minut, kiedy pralka kończy wirowanie zawsze ciągnie się w nieskończoność!), podeszłam z nudów do okna, odsunęłam zasłonę, zaświeciłam światło w ogródku, a tam w kociej misce... jeżyk dojadający resztki karmy, którą nieco wcześniej nasypałam Kudłaczowi, przesympatycznemu kotu któregoś z sąsiadów. Niestety, Pan Jerzy trochę się speszył, że go przyłapałam na gorącym uczynku, i szybkim krokiem oddalił się w świetle jupiterów w sobie tylko znanym kierunku. Oczywiście dosypałam mu więcej karmy, licząc, że jeszcze uda mi się poczynić jego obserwacje, ale nie miałam szczęścia w tej materii. Niemniej, planuję na niego nadal polować (wyposażona w łakocie, nie dubeltówkę!). Jedni lubują się w krasnalach ogrodowych, ja lubię jeże ogrodowe.

I tym pozytywnym akcentem kończę ten wpis. Dodam jeszcze tylko, że piękna pogoda trzymała mnie z daleka od komputera, więc mam zaległości w czytaniu blogów, a także w odpowiadaniu na komentarze i maile. Postaram się to jutro nadrobić!

A Wam jak minął weekend?

26 komentarzy:

  1. ooo to słonko i pogoda dotarły do Was po tym jak były u nas w zeszły weekend bo w tym mieliśmy przymrozki i skrobanie szyb ! w nocy było ponoć -1 stopień u mnie.

    Co robiliśmy no my nic szczególnego z powodu właśnie gównianej pogody, deszczu i wilgoci. Ale za to w kolejny chyba skoczymy do Krakowa i może kawałek majówki też gdzieś wyruszymy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lekko opóźnione, ale dotarły! Prawie cały tydzień słońca, uwierzysz? Ale jako że wszystko co dobre szybko się kończy, to od jutra ma być już szaro i lekko mokro.

      Do Krakowa na weekend? To jak nie Wy ;)

      Usuń
    2. tylko na jeden dzień ;) do Krakowa mam godzinę drogi :D

      Usuń
    3. Ale mówiłaś, że nie lubisz jeździć na weekendy ;P

      Usuń
    4. no bo to nie jest wyjazd na weekend bo nie będzie z noclegiem. Jedziemy rano i na noc wracamy czyli ja to traktuję jak jednodniowy wypad a takie robimy :)

      Usuń
    5. chyba się coś odblokowało i przychodzą powiadomienia o komciach więc

      Usuń
    6. aaaa działa !!! naprawili

      Usuń
    7. Nie chwal dnia przed zachodem słońca ;)

      Usuń
    8. aaaaa chwale chwale bo działa nie zapeszaj

      Usuń
  2. No proszę, jaka różnica w pogodzie. U mnie w marcu upały, kwiecień chłodny, a teraz nie dość, że przymrozki, to u mnie wczoraj mróz totalny był, bo -6 na zewnątrz i tenże mróz zniszczył mi prawie połowę ogrodu :( Tak że nie mam dzisiaj weny do pisania, bo cała się koncentruję na tym, żeby nie ryczeć, a może jednak sobie poryczę i dam ujście złym emocjom?...
    Dlatego wybacz, kochana... moje pisanie jest dzisiaj tam pesymistyczne, że na tym skończę.
    Jeszcze tylko na koniec pozdrowię Cię serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okropne są te skoki, nikomu i niczemu to dobrze nie służy! Mam nadzieję, że Twoje rośliny pozbierają się do kupy i przez kolejne miesiące będą cieszyć Twoje oczy. Oby temperatura się ustabilizowała!

      Usuń
  3. Mój weekend jest zazwyczaj bardzo pracowity, więc w poniedziałek robię sobie detoks i odpoczywam czynnie (zazwyczaj w ogrodzie i ogarniam dom). Pogoda
    u nas jest zmienna, jakby nie mogła się zdecydować, jaka ma być. Jeśli jest pięknie u Ciebie, to bardzo mnie to cieszy. I oby było jak najwięcej takich pozytywnych dni. Serdecznie pozdrawiam 🤗

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale jak to tak? Weekend powinien być przeznaczony na relaks i przyjemności ;) Jeśli nie w całości, to chociaż w dużej mierze. Wiem, że to brzmi dobrze tylko w teorii, a życie sobie... Fajnie, że chociaż w poniedziałki możesz nadrobić.
      Zaskakująco dużo słońca jest ostatnio - oj, korzystam, ile wlezie ;) Codziennie siedzę w ogródku, nawet lekko mnie słońce spiekło wczoraj, bo oczywiście nie nałożyłam żadnego filtra ochronnego!

      Usuń
    2. Kremy z filtrem tak, ale gdy słońca jest nadmiar. W normalnych warunkach i na co dzień, trzeba chwytać witaminę D dla zdrowia i dla lepszego samopoczucia. Niech Ci służy słoneczko, pozdrawiam 🤗

      Usuń
    3. Oj, nie znasz "irlandzkiego" słońca, MaB ;) Raz w życiu poparzyły mnie promienie UV, i to do tego stopnia, że miałam pęcherze. To było pewnego POCHMURNEGO dnia nad oceanem w Irlandii. Miałam ze sobą jakiś kosmetyk przeciwsłoneczny, bo cały dzień spędzaliśmy na plaży, ale doszłam do wniosku, że skoro nie ma słońca, to nie ma sensu go nakładać. Bardzo boleśnie się pomyliłam!

      Usuń
  4. It sounds like your weekend was filled with sunshine and surprises! Those rare moments of unexpected warmth can truly lift spirits and create lasting memories. Here's to more sunny days ahead! Read my new blog post.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yes, absolutely! As usual, your comment reflects the true essence of my feelings ;)

      Usuń
  5. Tak, weekend był śliczny. Rzekłbym nawet, że pierwszy TAKI w tym roku. I można było przewietrzyć Rosynanta, tylko dopadła mnie jakaś niemoc z gardłem i dreszczami, więc od południa w piątek do poranku poniedziałkowego kurowałem się wylegując w łóżku. Jak nie urok to sr... przemarsz wojsk. Pozwoliłem sobie tylko na skoszenie trawnika w niedzielne popołudnie. Aż nie chce się wierzyć, że mamy taką pogodę od minionego września, aby trochę słońca opisywać w blogach i omawiać z przypadkowymi ludźmi jak, nie przymierzając, erupcję wulkanu za miedzą. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nie, co za parszywa złośliwość losu! A ja zastanawiałam się przez weekend, dokąd pojechałeś, bo byłam święcie przekonana, że nie odpuściłeś takim sprzyjającym warunkom pogodowym! Straszny pech, ale hej, to dopiero końcówka kwietnia. Przed nami jeszcze maj i całe lato. Na pewno będą nowe okazje :)

      U mnie słońce było też wcześniej, ale niekoniecznie szło w parze z odpowiednio przyjemnymi temperaturami, tak żeby wygrzewać się w ogródku i bez obaw suszyć pranie. Dziś też jest zaskakująco ładnie. Myślałam, że od rana będzie padało, zgodnie z zapowiedziami, a tymczasem jest sucho, i słońce uparcie próbuje przebić się przez chmury. No, ale pranie wysuszone i to się liczy! :)

      Nie przez przypadek niemal każdy small talk zaczyna się od tematu pogody ;) Pozwala przełamać lody. Nie dalej jak wczoraj "zaczepił" mnie pewien Irlandczyk, o wdzięcznym imieniu Bernie, i tak - padło stwierdzenie, że mamy przepiękną pogodę :)
      I może Cię zaskoczę, ale posty takie jak ten, o niczym szczególnym/pogodzie, zadziwiająco cieszą się popularnością. Czytelnicy jakoś chętniej je komentują - w przeciwieństwie do tych zdecydowanie bardziej ambitnych, którym poświęciłam znacznie więcej czasu. Wtedy przeważnie mało kto się odzywa.

      Usuń
    2. Nie jestem pewny, czy zostałem dobrze zrozumiany, więc spieszę z wyjaśnieniem. Nawet jeśli zbędnym. Pogoda jest idealnym wstępem do smoltoków i uważam, że zawsze się sprawdza. Równie dobrze na weselu jak i pogrzebie czy na wakacjach.Po prostu chciałem zauważyć, że nawet autochtoni odebrali trzy dni z rzędu bez deszczu, jak ewenement. Zbyt długo mieliśmy pogodę jak w krainie Tajemniczego Don Pedro (carramba!)
      Ambitne wpisy też są w porządku, tylko czasem poruszasz takie tematy, że same przemyślenia na temat posta przyprawiają o dreszcze lub depresję a cóż dopiero próba zabrania głosu. Ale nie pomijaj ich. Jeśli czujesz potrzebę napisania o czymś ważnym, kontrowersyjnym czy strasznym, to poddaj się jej. Tylko ze świadomością, że czasem czytelników może "zatkać".

      Usuń
    3. Hahaha :) Nigdy nie odbierałam tego w taki sposób - brzmi to co najmniej, jakbym z lubością pisała tu o odzieraniu ludzi żywcem ze skóry, albo o poczynaniach Czikatiło ;) - dzięki więc za Twój punkt widzenia :) Mimo wszystko chyba nie do końca się z tym zgadzam, bo posty o ciężkiej tematyce rzadko publikuję, w poprzednim komentarzu chodziło mi bardziej o artykuły podróżnicze, przy których człowiek nieraz się "namęczy", a przechodzą bez echa. A że człowiek (ja) to leniwa istota, to szybko dochodzi do wniosku, że po co się męczyć, skoro można łatwiej i szybciej zrobić coś innego ;)

      Świat nie jest różowym i bajkowym miejscem, a to, co się na nim dzieje absolutnie nie przyprawia o optymizm. Mam więc mnóstwo różnych strasznych spostrzeżeń, ale mimo wszystko zachowuję je dla siebie. Czasem napiszę o czymś poważniejszym jak np. interesująca książka, bo uważam, że trzeba ludzi edukować, a chowanie głowy w piasek tak naprawdę niczego dobrego nie daje.
      Jeśli uważasz niektóre moje posty za straszne pod względem tematyki, to pozostaje mi się cieszyć, że nie masz dostępu do mojego umysłu, Zielaku, bo wtedy wystraszyłbyś się nie na żarty ;)

      Nie martw się, zostałeś dobrze zrozumiany, tylko chyba źle odebrałeś mój ostatni akapit (jako defensywny?) albo to ja źle dobrałam słowa :) No i żeby wszystko było jasne, to ten komentarz nie jest absolutnie żadnym atakiem na Ciebie - to tylko takie moje różne przemyślenia, sam doskonale wiesz, że mam tendencję do rozpisywania się, mimo że nie jestem gadułą na co dzień. Chyba tak to sobie rekompensuję ;)

      Usuń
  6. HAHAHAHAH dobry wstęp :D
    Sobota minęła w pracy. ;) A z niedzieli relacja na łódzkim blogu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      Czyli 50/50, był czas na obowiązki, ale były też przyjemności - całkiem nieźle!

      Usuń
    2. Teraz też tak będzie. Sobota wolna, niedziela pracująca.

      Usuń
  7. Piękna wiosna, uwielbiam kwitnące drzewa i soczyście zielone listki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również uwielbiam widok kwitnących drzew i krzewów, a im ich więcej, tym lepiej. Szkoda tylko, że tak krótko kwitną.

      Usuń