wtorek, 23 września 2008

Fota Wildlife Park

Dziś podzielę się z Wami fotkami, które napierwszy rzut oka niezbyt przywodzą na myśl Irlandię. Bardziej kojarzą się zafrykańskim buszem, ale nic bardziej mylnego – zdjęcia wykonane zostały naZielonej Wyspie w Parku Safari.


  


Jako że do tej pory zwiedzaliśmy głównie to,z czego słynie Irlandia, czyli ruiny opactw i zamków, tym razem dla odmianypostanowiliśmy skupić się na innych atrakcjach wyspy. Nadarzyła się świetnaokazja, gdyż akurat przebywaliśmy w okolicach Cork. W jego sąsiedztwie zaś leżywysepka Fota. Mimo że jest mała, ma wiele do zaoferowania. Jedną z jejnajwiększych atrakcji jest wspomniany wcześniej Park Dzikich Zwierząt. FotaWildlife Park nie jest typowym zoo. Od obiektów tego typu wyróżnia ją jejspecyfika.


  


Żyjące tutaj zwierzęta nie są zgromadzone wklatkach – większość z nich ma do dyspozycji sporych rozmiarów teren, po którymmogą się swobodnie poruszać. Małym wyjątkiem są gepardy. Ze względu na ichdrapieżną naturę umieszczono je w zamkniętych wybiegach. Zwiedzający są więcbezpieczni, a gepardy muszę niestety zadowolić się oglądaniem świata zza krat.


  


Twórcy Foty wykazali się bardzo ciekawympomysłem. Miejsce jest fajną rozrywką szczególnie dla rodzin z dziećmi, którychzresztą tutaj nie brakuje. Fota Wildlife Park nie tylko umożliwia przeciętnemuśmiertelnikowi zobaczenie na własne oczy dzikich zwierząt, których być możenigdy by nie zobaczył – jej funkcja jest bardziej wyniosła.


  


Spośród znajdujących się tutajsiedemdziesięciu egzotycznych gatunków stworzeń, wiele z nich nie miałoby szansna przeżycie w normalnych warunkach. Fota poprzez swoją hodowlę chronizagrożone gatunki i stwarza im godne warunki życia.


  


Wiem, że dla niektórych z tych zwierzątsztuczne warunki życia nigdy nie zastąpią im tych prawdziwych, jakie mogłybymieć w naturalnym środowisku. Spacerując, widzę, że część z nich wydaje siępozbawiona życia i smutna, ale czasem dla dobra zwierząt, trzeba pozbawić jenieograniczonej wolności.


  


Fota Wildlife Park stara się zaznajomićludzi z zagadnieniami dotyczącymi zagrożonych gatunków i uwrażliwić ich na loszwierząt. Czasem to jednak nie wystarcza, bo problem tkwi w samej mentalnościludzkiej, co bez problemu można zaobserwować w czasie przechadzek. Mimowyraźnych zakazów dotyczących dokarmiania zwierząt i ingerowania w ichprywatność, nie brakuje pozbawionych rozumu i wyobraźni ludzi, którzy prosząsię o usunięcie z terenu parku.


  


Dzieci szaleńczo gonią za zwierzakami,rodzice oczywiście nie zwracają na to uwagi. Jeszcze inni koniecznie chcązobaczyć jak wygląda przełyk zwierząt. Niektórzy gdyby mogli, rozebralibytakiego futrzaka na części pierwsze – normalny kontakt z nim nie wystarcza im.Pomimo wyraźnej niechęci osaczonego zwierzęcia muszą go dotknąć, pomacać,wepchnąć palec w oko, do nosa, w uszy lub pociągnąć za sierść.


  


Mają niezwykle pomysłowy zestaw tortur.Pchają się za ogrodzenie (którego notabene przekraczać nie można) lub dokonująinnej, jeszcze głupszej rzeczy. W konkursie na najgłupszego zwiedzającegodominują oczywiście przedstawiciele pewnego narodu – normalka… Jak to szło z tąsłomą w butach? Denerwuje mnie to pastwienie się nad zwierzętami, a liczenie dostu w celu uspokojenia nerwów przestało mi wystarczać,  więc czym prędzej oddalam się od osobników zADHD.


  



Spore zainteresowanie zgromadzonych ludziwywołuje przyglądanie się figlom, jakie wyczyniają rodzinki małp. Od razuwidać, że te pomysłowe zwierzaki, wiedzą, jak skupić na sobie uwagęprzechodniów. Wygłupiają się, skaczą i obmyślają kolejne strategie mające nacelu przywłaszczenie jedzenia gapiów. Wystarczy tylko chwila nieuwagi, byśmiały, kudłaty złodziejaszek sprytnie ukradł frytki niczego nieświadomegodziecka. Ułamek sekundy i łup zdobyty!


  


W międzyczasie mijają nas autobusywypełnione turystami. Ludzie z różnych przyczyn zdecydowali się właśnie na tegotypu rozwiązanie. Dobre jest ono przede wszystkim dla tych, którzy chcą wkrótkim czasie zwiedzić całość parku. Jako że Fota Wildlife Park rozpościerasię bodajże na 315 ha,jej dokładna eksploracja może pochłonąć nawet kilka godzin. Nie polecam jednaktakiego rozwiązania – zdecydowanie więcej korzyści czerpie się z pieszegozwiedzania, które m.in. umożliwia robienie fotek i bliższy kontakt zezwierzętami. Przy odrobinie szczęścia można zrobić naprawdę dobre zdjęcia –jeśli tylko dany zwierzak zechce podejść do ogrodzenia.


  


Zbliżając się do wyjścia, wytężamy zmysły wcelu odnalezienia czerwonej pandy i tapirów, których należy się spodziewaćwłaśnie pod koniec zwiedzania. Nie zawsze jest okazja przyjrzenia się wszystkimgatunkom. Część z nich zalicza się najwyraźniej do domatorów – leniwie wylegująsię w swoich domkach i nie przejawiają większej chęci do wychylenia nosa nazewnątrz. Podobnie jest z czerwoną pandą – umiejscowiona gdzieś wysoko, wkoronie soczyście zielonego drzewa, śpi słodko z błogim wyrazem mordki.


  


Niech śpi, nie będziemy jej budzić…