piątek, 17 maja 2024

Mało brakowało, czyli jak prawie nie pojechałam na urlop


Ten wyjazd stał pod znakiem zapytania. Wielkim jak stodoła.

Nocleg, na myśl o którym śliniłam się jak ząbkujące dziecko, zarezerwowałam na jakieś 9 miesięcy przed wyjazdem. Był koniec roku, panowała zima, a ja umilałam ją sobie fantazjując o wakacjach. Wiedziałam, że to trochę ryzykowne, miałam jednak nadzieję, że do tego czasu nic się nie urodzi. Jednak 3/4 roku to szmat czas, a im bliżej było wyjazdu, tym bardziej zaczęłam się zastanawiać, czy faktycznie do niego dojdzie. 


Najpierw mój szef zaczął przebąkiwać o zamknięciu swojej działalności gospodarczej. Wiele rzeczy sobie wyobrażałam myśląc o tym urlopie, w tym między innymi spotkanie z potencjalną klientką naszej firmy, ale w najśmielszych scenariuszach nie przypuszczałam, że mogę w tym czasie szukać nowej pracy, bo moja pozycja będzie zagrożona.

Tu automatycznie uruchomił mi się tryb oszczędnościowy. Wychowana byłam w duchu rozsądnego podejścia do pieniędzy, i choć absolutnie nie jestem dusigroszem, coraz częściej łapałam się na myślach, że tak kosztowny wyjazd to tak naprawdę niepotrzebny wydatek. Moja fanaberia, nie zaś konieczność. 


Najlepsze jednak nadeszło nieco później, kiedy pewnego dnia ‒ tknięta jakimś dziwnym przeczuciem ‒ postanowiłam sprawdzić datę ważności mojego paszportu. Paszport to taki dokument, do którego bardzo rzadko zaglądam, i sporadycznie z niego korzystam. Kiedy jednak już zajrzałam, dupa zmarszczyła mi się ze strachu! Jego ważność wygasała na niecały miesiąc przed wyjazdem! 


Mając w głowie straszne opowieści o tym, ile czasu zajmuje wyrobienie nowego dokumentu, rzuciłam się do komputera, by czym prędzej zarezerwować wizytę w polskiej ambasadzie w Dublinie, w której oczywiście trzeba stawić się osobiście, aby złożyć wniosek paszportowy. 


Był początek maja, a moja wizyta została wyznaczona na... koniec lipca! Wszystko byłoby cacy, gdyby nie to, że mój zagraniczny urlop zaczynał się dokładnie parę dni później!

Rzecz jasna istnieje możliwość złożenia w ambasadzie prośby o wydanie dokumentu w specjalnym przyspieszonym trybie, jednak absolutnie nie działa ona w przypadku takich osób jak ja: oszołomów, którzy najpierw zarezerwowali sobie urlop, a dopiero potem łaskawie przypomnieli sobie, że tak jakby ich paszport wygasa. 


Paszport tymczasowy, ważny przez trzy miesiące, można pilnie uzyskać już w przeciągu dwóch tygodni, a w trybie ekspresowym nawet w ciągu trzech dni roboczych. Na to trzeba mieć jednak kwity. Jak na przykład akt zgonu (wiadomo, że nie swój), dokumentację ze szpitala o pilnej operacji, i inne ważkie papiery, których ja oczywiście nie miałam. Tak samo jak nie miałam w planach uśmiercenia kogoś z rodziny. Ani połamania się ‒ szybko oceniłam, że wszystkie członki ciała są mi bliskie i niezbędne do normalnego funkcjonowania. 


Cała reszta śmiertelników musi grzecznie czekać na swój paszport kilka dobrych  tygodni (chyba nawet do sześciu!). Na szczęście jest jeszcze inna usługa ratująca zapominalskim życie ‒ możliwość zapisania się do kolejki paszportowej. Zdarza się bowiem, że nie ma już wolnych terminów na wizytę w ambasadzie. Wtedy warto codziennie w dni robocze czyhać na stronie e-konsulatu o 10:00 rano i 20:00. Wtedy to udostępniane są kolejne wizyty paszportowe. Jeśli nam przyfarci, uda się przyspieszyć wizytę.  


Koczowałam więc przy komputerze jak sęp. Gotowa, by rzucić się na pierwszy dogodny termin, który dałby mi odpowiedni zapas czasu. W ten oto sposób udało mi się najpierw przesunąć wizytę z końca lipca na połowę czerwca, później ponownie ją przyspieszyć o tydzień. To sprawiło, że wreszcie mogłam głęboko odetchnąć. Nawet gdyby mój paszport okazał się gotowy dopiero po tych sześciu tygodniach (wersja pesymistyczna), i tak by mnie to urządzało. Zdążyłabym go odebrać tuż przed wyjazdem. 


Ostatecznie wyrobiono mi go dość wcześnie, a nieco miesiąc później ponownie jechałam do dublińskiej ambasady. Tym razem po to, by go osobiście odebrać. Można co prawda poprosić o wysyłkę poleconą pocztą, ale ponieważ była to druga połowa lipca, wolałam nie ryzykować. Wiadomo przecież, że licho nie śpi! 


Teraz, kiedy miałam już świeżutki paszport w ręce, mogłam swobodnie się pakować. Na tym etapie wiedziałam już, że bez względu na całą resztę i widmo utraty pracy, pojadę na ten urlop i będę się na nim świetnie bawić. Bo na to zasługuję! I bo raz się żyje! 


(Niniejszym rozpoczynam relację ze swojego zeszłorocznego urlopu)


56 komentarzy:

  1. Lepiej pozno niz nigdy, jak mawiali starozytni gorale, ale refleks to Ty masz imponujacy. Zdazysz chociaz przed tegorocznym urlopem zamknac temat zeszlorocznego? :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? I tak właśnie na to patrzmy :)
      A gdzie tam! Parę dni temu zrobiłam sobie plan wszystkich atrakcji, które chciałabym tu pokazać - wyszło mi jakieś... 15 postów! Nie sądziłam, że aż tyle się tego naskładało!
      Oprócz tych zagranicznych zaległości, mam oczywiście jeszcze sporo irlandzkich. Tak że tak. Do końca roku mam co opisywać ;)

      Usuń
  2. Opowieść z dreszczykiem. Myślałam, że piszesz o tegorocznym urlopie:) Dobrze, że się udało. Muszę złożyć wniosek o wymianę dowodu, co prawda nie jest on niezbędny do wyjazdów, ale jego brak może skutkować karą, no i czasami się przydaje. Dziś króciutko, bo lecę na pociąg (Poznań, Wrocek). Wysłałabym kartkę, ale nie mam adresu. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie, tegoroczny dopiero nadchodzi :) Tytuł faktycznie mógłby na to wskazywać, ale treść już nie bardzo :) Powiedzmy, że po tej przygodzie jestem już znacznie mądrzejsza, więc serdecznie zachęcam Cię do wyrobienia sobie nowego dokumentu tożsamości :) Mój dowód osobisty utracił ważność już dawno temu, a za granicą nie mogę wyrobić sobie nowego, można tego dokonać tylko na terenie Polski, do której zawsze mi nie po drodze. Rozumiesz zatem, skąd ten dreszczyk i presja :)

      Życzę Ci wspaniałego wyjazdu, Guciamal. Jeśli u Was jest tak samo piękna pogoda jak u nas, to na pewno będzie udany :)

      Usuń
  3. No, uśmiałam się jak norka :)
    Książkę powinnaś napisać ze swoich urlopowych przygód. A teraz już się nie mogę doczekać na kontynuację tej zabawnej opowieści, bo mam przeczucie, że to dopiero początek Twoich zwariowanych wakacyjnych przygód :)
    Dawaj, pisz :) Całusy!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że chociaż jednej osobie było do śmiechu, bo mnie wtedy nie bardzo :)

      Ależ, Iwonko, kto by czytał takie głupoty? ;) Szkoda drzew na wycinkę, Internet zaś wszystko przyjmie, bo to studnia bez dna, więc ograniczę się do wirtualnego wystukiwania głupotek :))

      Nie chciałabym Cię rozczarować, ale to chyba tylko początek jest taki "ekscytujący", cała reszta była już "bardzo nudna", ale jak przyjemnie nudna :) Chyba wiesz, o jakim rodzaju "nudy" mówię :) Takiej, która mogłaby trwać w nieskończoność :)

      Nie bój żaby, coś tam sobie klepię, mam już trzy kolejne wpisy gotowe, myślałam, że dzisiaj spłodzę nowy, ale pogoda mnie przerosła i mózg mi się zagotował ;) Ja to jednak powinnam mieszkać z Eskimosami w igloo ;)

      Usuń
    2. Oj, to nie mogłybyśmy mieszkać razem, bo ja nie cierpię zimna, za to uwielbiam wygrzewanko w ciepełku (że tak się wyrażę zdrobnieniami) :)
      Dobra, będę czytać tutaj, tylko nie zwlekaj za długo :)
      Ta "nuda" nie jest nudna, haha :)

      Usuń
    3. Z tymi Eskimosami to taki żart :) Lubię zimę, ma swoje uroki, ale lubię też pozostałe pory roku. Teraz na przykład napawam się latem (no dobra, może nie dokładnie w tym momencie, bo akurat mamy burzę, a chciałam wywiesić pranie w ogródku) i moimi pięknymi kwiatami, których bym nie miała, gdybym mieszkała w igloo ;) Nie lubię jednak dokuczliwych upałów i zbyt wysokich temperatur w domu zimą.

      Usuń
  4. o rany !!! a to ja mam niby zaległości :D no ale lepiej późno niż później. Wydaje mi się a raczej wiem to na pewno, że nigdy nie rezerwowałam żadnego wyjazdu z takim wyprzedzeniem. Chyba najwięcej to było ok 2 miesiące.

    Z paszportami to u nas bardzo podobna sytuacja dlatego ja swój wyrobiłam w zeszłym roku zupełnie w innym mieście jadąc tam godzinę autobusem bo w tym dziurowie nie było kolejek :D

    Kolarz wymiata choć tęczowy domek też niczego sobie :D

    No to czekam na ten opis :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja Ci tam żadnych zaległości nie wypominałam ;) U mnie to akurat normalne, rzadko kiedy występuje u mnie koniunkcja czasu i weny, żebym mogła sprawnie zdać relację z urlopu. Ja to się cieszę, że w ogóle się za nią zabrałam! :) Dla mnie to i tak duży postęp i powód do radości.

      Połówek wyrabiał nowy paszport jakiś rok przede mną, namawiał mnie, byśmy zrobili je razem za jednym zamachem, ale powiedziałam mu, że nie... bo za rok będę lepiej się prezentować na zdjęciu :)) No i o mało co ta prokrastynacja nie ugryzła mnie w tyłek ;)

      Kolarz mnie rozbawił :) Lubię ludzi z dystansem do siebie, a nie kijem w tyłku.

      Usuń
    2. szacun, że po blisko roku jeszcze wracasz do tego urlopu. Ja już bym nie bardzo pamiętała co i jak :)

      Usuń
    3. Mam wszystko dokładnie opisane w swoim podróżniczym dzienniku, bo jak przystało na sumiennego skrybę, zawsze taki prowadzę. Nawet jak jadę na krótki weekendowy wyjazd. Wiesz, jak to się przydaje w blogowym życiu? Wystarczy więc, że przeczytam te notatki, obejrzę tonę zdjęć z danej atrakcji i czuję się tak, jakby to miało miejsce wczoraj :))

      Usuń
    4. też tak robię zawsze na urlopie ale zapisuję bardziej hasłowo i po roku to już nie wszystko skojarzę a na szersze notatki nie mam czasu :D

      Usuń
    5. Ja mam taki zwyczaj, że codziennie przed snem uzupełniam swój podróżniczy dziennik, wtedy zapisuję wrażenia z całego dnia. Choć zdarzało się też, że robiłam je w ciągu dnia, jeśli miałam luźniejszy. Fajna pamiątka i doskonały odświeżacz pamięci :) Hasła raczej by mi nie wystarczyły.

      Usuń
    6. dokładnie taki sam mam zwyczaj ale najczęściej wieczorem jak wracamy do hotelu to już padam i nie mam siły pisać dużo więc tylko hasłowo zapisuję najciekawsze rzeczy.

      Usuń
    7. Jeśli nie masz wieczorem sił pisać, to czy aby na pewno jesteś pewna, że jesteś na urlopie, a nie... w jakimś obozie pracy? ;) Ja z tego zrobiłam sobie priorytet, a poza tym, to moje dni chyba są mniej męczące niż Twoje :)

      Usuń
    8. ja się na urlopie lubię tak nachodzić i zmęczyć. To mnie relaksuje.

      Usuń
    9. Haha :) Można odpoczywać i w ten sposób, dlaczego nie? :)

      Usuń
    10. ano można. Na urlopach odpoczywam oglądają i zwiedzając jak najwięcej a pasywnie np. z książką mogę odpoczywać w domu :)

      Usuń
    11. Ja lubię mieć wszystko: zwiedzanie, nocleg w fajnym miejscu, aby z przyjemnością do niego wracać, przyjemny wysiłek, ale też właśnie książkę wieczorową porą. Zabieramy ze sobą też gry planszowe, na wypadek, gdyby padało. Ale przeważnie nie pada i mamy (bardzo) ładną pogodę :)

      Usuń
    12. Nie bywam tam gdzie pada 😀

      Usuń
    13. Prawie wszędzie pada, tylko z różną częstotliwością ;)

      Usuń
    14. to ja bywam tam gdzie z bardzo małą i bardzo rzadko :D

      Usuń
  5. Takie przygody trzymające w napięciu już przed urlopem to ciekawe co się działo podczas wypoczynku :) pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poza jedną niezbyt miłą przygodą (no dobra, dwoma, ale jedna raczej nie nadaje się na bloga), urlop upłynął już bezproblemowo i zwyczajnie :)

      Usuń
  6. Bo trudności są po to, żeby je przezwyciężyć, a urlopy, żeby dobrze się bawić. Cieszę się, że się udało i że mogę o tym czytać. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Preferujesz odpoczynek aktywny, czy może plażing?

      Usuń
    2. Nie opalam się na plaży leżąc na niej plackiem w bikini. Lubię spędzić na niej trochę czasu, ale raczej siedząc/leżąc, czytając, albo po prostu podziwiając morze. No i jak najbardziej lubię spędzać czas na świeżym powietrzu - spacerować, zwiedzać zamki i inne ciekawe atrakcje. A jak wyglądają Twoje urlopy?

      Usuń
    3. Tak samo aktywnie spędzam czas. Kontakt z naturą daje mi wielką satysfakcję. Lubię zwiedzać. Niestety zamków u nas prawie nie ma. Szukam interesujących miejsc i ciekawostek z nimi związanych, zawsze coś znajdę. 😘

      Usuń
  7. O rany, to rzeczywiście wszystko zaczęło się z przygodami... Jestem bardzo ciekawa, że ostatecznie udało się wyjechać. Byłam kiedyś w podobnym położeniu (utrata pracy męża kontra nasz wakacyjny wyjazd). Długo biliśmy się z myślami, ale w końcu zdecydowaliśmy się pojechać. To była najlepsza decyzja. Mąż po wielkich stresach odreagował na wyjezdzie. Bardzo dużo się działo, bardzo dużo zwiedzaliśmy, więc naprawdę nie było czasu myśleć o tym co będzie. Zresztą, co było niesamowite, miałam wrażenie że nasze problemy zostawiliśmy za granicami kraju. Owszem, czekają na nas, ale tu i teraz, w tej rzeczywistości ich nie ma :) Po powrocie po różnych trudnościach mąż pracę znalazł. Nieprędko był nam dany kolejny taki wyjazd, więc tym bardziej się cieszyliśmy że decyzji nie odkładaliśmy na potem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W podziękowaniu za ten długi i ciekawy komentarz mogę Ci zdradzić, że wszystko dobrze się ułożyło, jak to przeważnie bywa w życiu - strach ma wielkie oczy ;)

      W tym przypadku mój pragmatyzm za bardzo się rozhulał - stać nas było na te i na kilka innych wakacji, ale pod wpływem stresu i niepewności w mojej głowie zaczęły kiełkować różne dziwne myśli, w tym między właśnie ta, że może lepiej odpuścić ten wyjazd. Cieszę się, że ostatecznie ich nie posłuchałam - i Wy również! Wielkie dzięki za podzielenie się swoimi doświadczeniami, bardzo spodobała mi się ta Twoja piękna i optymistyczna "przypowieść" :)) Wszystko dobre, co dobrze się kończy!

      Pozdrawiam Cię serdecznie z deszczowej dziś Irlandii :)

      Usuń
  8. Jakie mega piękne zdjęcia. No cość cudownego :) ale przygody

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki za tak miły komentarz - jest mi tym bardziej miło, że jesteś pierwszą osobą, która to napisała :)

      Usuń
  9. Ta historia uczy, by sprawdzać wszystko, niczego nie pomijać, o niczym nie zapominać. A dobrze jest się uczyć na cudzych błędach. XD
    Gdzieś tam wyżej przeczytałam, że z tego 15 wpisów będzie. XD No to czekam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej się uczyć na cudzych niż na swoich, ale nie każdy to potrafi. Niektórzy po prostu muszą sparzyć się.
      Pięć już nawet napisałam! Niestety nie jestem tak płodna jak Ty (nic zatem dziwnego, że to Ty piszesz książki, a ja je tylko czytam), ale uporem i konsekwencją dotrę do końca listy :)

      Usuń
    2. Gdybym miała na to czas, można by powiedzieć, że piszę książki. Wydałam jedną jak byłam bezrobotna. Teraz jedną mam zaczętą, drugą w całości w głowie, trzecia leży. I wygląda na to, że długo będą musiały czekać na światło dzienne, póki nie zrobię czegoś ze swoim życiem i nie przestanę być sprzedawcą w sklepie.

      Usuń
    3. Pomimo zapracowania jakoś udało Ci się stworzyć (w różnym stopniu) cztery książki, myślę wiec, że spokojnie można tak powiedzieć :)
      Masz na siebie pomysł, masz w sobie upór, działasz w tym kierunku, więc to tylko kwestia czasu. Nie od razu Rzym zbudowano.

      Usuń
    4. Dążę do celu, można powiedzieć już wiele lat. I cały czas wypatruję tego momentu, w którym będę mogła rzucić pracę sprzedawcy. XD

      Usuń
    5. Jeśli się nie poddasz i będziesz uparcie dążyć do celu, to kiedyś nadejdzie. Wielu znanych ludzi sukcesu (i bogaczy) powie Ci, że właśnie to jest kluczem do osiągnięcia tego, czego się chce. Powodzenia :)

      Usuń
    6. Tak, maglowałam ludzi sukcesu, od każdego to słyszałam. A także, że przychodzi taki moment, w którym musisz zaryzykować i skoczyć na głęboką wodę. Mam nadzieję, że nie przegapię tego momentu i będę potrafiła zaryzykować. Że będę mieć odwagę i się uda.

      Usuń
  10. To dobrze że sprawdziłaś ważność tego paszportu :D Sama pewnie bym do niego nie zaglądała, gdybym go miała. Biedna zmarszczona dupka! Ostatecznie, koniec końców, wszystko dobrze się skończyło :) Jest przygoda, będą wspomnienia. Teraz to już pewnie śmiejesz się z tej historii :) Świetne zdjęcia, naprawdę same rewelacyjne kadry! Wszystkiego dobrego życzę i mniej stresu przede wszystkim! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klaudia :) Wszystko dobre, co się dobrze kończy - dupka już się wygładziła, a wyjazd był świetny :) No i masz rację, teraz wspominam to z uśmiechem, choć wtedy niekoniecznie było mi do śmiechu ;)

      Usuń
  11. O to jak moja siostra, w kwietniu zorientowała się, że się dzieciom paszporty w listopadzie skończyły... Na razie wyrobiła dowody... ;) No ciekawa jestem dokąd wyruszyliście skoro paszporty były potrzebne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha :) Mam nadzieję, że nie miała wykupionych wakacji ;) Wyruszyliśmy na wyspę Man, a paszporty były potrzebne, bo nie miałam ważnego dowodu (już dawno, dawno mi się skończył, warto więc mieć paszport)

      Usuń
    2. Na szczęście wykupiła już po odebraniu dowodów ;)

      Usuń
  12. To byłam ja, tylko google mnie nie poznał :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Elso, po długiej nieobecności - czyżby ręka była już sprawna, czy może dorobiłaś się przystojnego osobistego asystenta, który klepie za Ciebie komentarze? ;)

      Usuń
    2. Ręka jeszcze sprawna nie jest, ale jest mi trochę wygodniej pisać, bo już nie mam gipsu ani ortezy (gips miałam od dłoni za łokieć, a ortezę też taką, że nie mogłam ruszać dłonią, na szczęście regulowana w stawie łokciowym) Przede mną wiele godzin rehabilitacji i ćwiczeń, więc klawiatura do ćwiczeń też się przydaje :)

      Usuń
    3. Jeśli nie ma żadnych przeciwwskazań, to pisz jak najczęściej :)

      Usuń
  13. Z tymi paszportami, a raczej terminami w UK też jest parodia. Mnie wpisali na tą listę i dostałam termin, kiedy już miałam nowe paszporty w ręce, bo udało mi się zupełnie przypadkiem zabukować w ciągu dnia (nie o tych ich wyznaczonych godzinach). Takiej adrenalinki przedwyjazdowej to ja nie zazdroszczę, ale nie mogę doczekać się relacji z Twoich zeszłorocznych wakacji :) .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wygląda na to, że przechytrzyłaś system :) Na szczęście mamy paszporty z głowy na jakieś 9 lat, wtedy będziemy się martwić ich odnowieniem. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i dziękuję za komentarz :)

      Usuń
  14. Widziałem motórzystów! Ha! Strasznie jestem zabiegany ostatnio, ale przeczytałem post i skomentuję jeszcze. A teraz muszę się zbierać na wycieczkę. Dziecko trenuje do egzaminu na prawo jazdy i jeszcze chce znaleźć kilka miejscówek na camping dla kolegów z Hiszpanii, którzy przyjadą w sierpniu. W ogóle, to jeżdżę jako full driving licence na miejscu pasażera od marca. Dziś będzie z 400 - 500 km ale też kilka przystanków na fotki i jakąś przekąskę.
    Wczoraj dotarły. Śliczne. Zwłaszcza ta fotografowana od dołu. Dzięki. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. TAK! Brawo! Swój swojego wszędzie znajdzie! Specjalnie dla Ciebie zamieściłam to zdjęcie :) Z tego co zauważyłam po poprzednim urlopie, ale też tym tegorocznym, z którego jestem świeżo po powrocie, to wielu motocyklistów ceni sobie piękne widoki - bardzo często na nich natrafiałam na najbardziej odległych zakątkach.

      Cieszy mnie bardzo Twoja obietnica, Twoje zabieganie już mniej ;) Z takim instruktorem jak Ty na pewno zda śpiewająco! Korzystaj z widoków i miejsca pasażera, mam nadzieję, że masz na nim więcej powodów do relaksu niż do stresu ;) No i wielkie dzięki, że się odezwałeś :)

      Usuń
    2. Była długa przejażdżka a w niedzielę poprawka. I jeszcze oglądanie aut z ogłoszeń na Donedeal.ie. Ostatecznie, po obejrzeniu siedmiu aut, wybór Adama padł na Kia Optima. Nie myślałem, że Basic Trim może tak wyglądać. Lista wyposażenia zdawała się nie mieć końca. Na pierwsze auto? No, nie wiem. A jak później przyjdzie przesiąść się na coś bardziej prozaicznego? Ale nie moje pieniądze i nie moja decyzja. Byle był zadowolony z zakupu i jazdy.
      Wielu ceni sobie widoki i wielu ceni sobie adrenalinę. To jakby dwie różne grupy motocyklistów. Ja zdecydowanie wolę widoki niż adrenalinę. ;)
      W poprzedni weekend wpadłem na Heritage Festival do Timahoe. Cyknąłem kilka fotek ładnym samochodom zabytkowym, dwóm kowalom, jednemu bardowi, jednej Meridzie i kilkorgu innym Wikingom. Bardzo przyjemny, choć dość kameralny event. Według mnie 9/10, gorąco polecam.

      Usuń
    3. Powiem Ci, że całkiem fajne auto! Obczaiłam na zdjęciach i no, no - podoba mi się! Jest eleganckie, ma bardzo ładną sylwetkę, a jednocześnie jakby sportową nutkę w sobie. Adam ma dobry gust :) A skoro ma też na nie swoje pieniądze, to niech bierze. Z czasem pewnie zamieni je na coś innego, ale to jego samochód i najważniejsze, żeby dobrze się w nim czuł (no i miał środki na utrzymanie go ;))

      U Ciebie najwyraźniej mocniej działa instynkt samozachowawczy ;)

      Nawet nie wiedziałam, że taka impreza jest (brzmi fajnie), zresztą nie było mnie wtedy w kraju, więc nawet gdybym wiedziała i chciała, to i tak bym się nie rozdwoiła ;) A z Timahoe najbardziej pamiętam kościółek i okrągłą wieżę - dawno mnie tam nie było, nie podejrzewam jednak, żeby coś się zmieniło w jej przypadku.

      Usuń