sobota, 5 września 2009

Oko w oko z atrakcjami Easky

Easkyto mała nadmorska miejscowość ulokowana na zachodnim wybrzeżuIrlandii w hrabstwie Sligo. Kiedyś była to niewielka osadaklasztorna o dość strategicznym znaczeniu w łańcuchu umocnieńprzeciw atakowi wojsk Napoleona. Dziś wioska zamiast pełnićfunkcje obronne, dostarcza rozrywki.


  


Jejmalownicze położenie przyciąga nie tylko amatorówirlandzkiego piękna, lecz przede wszystkim miłośnikówsportów wodnych. Dla tych, którzy uwielbiająkajakarstwo i surfing, Easky z pewnością będzie wymarzonymmiejscem. Masowo ściągają tu także zwolennicy pieszych wędróweki wędkarze. Bo ryb w tej małej wiosce zawsze było pod dostatkiem.Warto wspomnieć, że nazwa miejscowości wywodzi się z językairlandzkiego i oznacza właśnie miejsce obfitujące w ryby. Płynącaprzez wioskę Easky River obfituje głównie w cenionegołososia i pstrąga. Ponoć swoją wędkę zarzucał tu nawetosławiony Sean Connery.


  


Wletnim okresie mnóstwo tutaj amatorów snu pod gołymniebem. Przybywają tu z przeróżnych zakątków,parkują swe samochody i przyczepy kempingowe na polance nieopodalwyrastającego nad Atlantykiem zamku Roslee.


  


Turyścikorzystają z dobrodziejstw okolicy. Palą ogniska przy świetleksiężyca, ogrzewają się procentami, odpoczywają. Część z nichnie pozostawia po sobie nawet śladu. Druga część nie dba o to.Wokół zamku można zatem potknąć się o niedopalone patyki,puszki po piwach i inne śmieci. Znajdujące się obok zamku toaletydamskie zarastają brudem i straszą koloniami bakterii. Pozapychanesedesy przyprawiają o mdłości, a w pustych i zniszczonychrezerwuarach brakuje wody.


  


Kiedywiększość wczasowiczów odsypia nocne uciechy, my parkujemyauto koło zamku, niemalże klasycznego domu-wieży. I choć napierwszy rzut oka wydaje nam się, iż będziemy musieli zadowolićsię przyjrzeniem mu się z zewnątrz, bliższa perspektywa ukazujewejście do jego wnętrza. Podobnie zdezelowane, jak pobliskietoalety.


  


Powyginanepręty zamkowej kraty stoją otworem. Może nie dla wszystkich, aledla tych, którzy mają odpowiednie rozmiary. I dla tych,którym nie straszne pobrudzone ubranie. Bo jak się okazujechwilę później - we wnętrzu zamku trzeba miejscami niemalżeczołgać się.


  


Schodysą sprytnie zamaskowane i ciągną się przez stosunkowo wąskikorytarzyk. Tu - w przeciwieństwie do innych zamków –klatka schodowa nie jest zwyczajną klatką schodową. Jest czymś nakształt schodów ukrytych w ścianie. A w zasadzie pomiędzydwoma wąskimi ścianami.


  


Brawurana pewno nie pomoże w dotarciu na szczyt. Wspinanie się pozamkowych stopniach wymaga i czasu i rozwagi. Żeby dotrzeć w jednymkawałku na ostatnią kondygnację, trzeba patrzeć pod nogi.Patrzenie przed siebie lepiej zarezerwować sobie na sam szczyt. Botu panorama jest naprawdę ładna. A w kontemplowaniu sceneriiprzeszkadzać może jedynie morska bryza.


  


Miejskieopowieści przekazywane z ust do ust, mówią o pomysłowościówczesnych właścicieli zamku Roslee. Na stół władcytrafiały zawsze świeżo złowione ryby. A wszystko to za sprawąsprytnego drutu łączącego sieć w rzece z dzwonkiem w zamkowejkuchni. Za każdym razem, kiedy ławice łososia wpadały w pułapkę,dzwonek był znakiem dla służących, iż czas udać się nadrzeczkę po świeżą dostawę ryb.


  


NiedalekoEasky znajduje się inna atrakcja. Tuż przy drodze leży ciekawy ipotężny głaz z epoki polodowcowej. To Split Rock, nietypowa,pokaźna skała przecięta na pół. Dla naukowców jejpochodzenie jest jasne. Ale nie dla miłujących się w legendachIrlandczyków. Oni pieczołowicie otulają kamień zasłonątajemniczości i romantyzmu. Bo dla tubylców to nie jest jakiśtam polodowcowy głaz. To głaz rzucony przez samego Fionna MacCumhailla, irlandzkiego olbrzyma, któremu przypisuje sięm.in. utworzenie oryginalnej Ścieżki Giganta, o którejpisałam już wcześniej.


  


Aco mówi legenda? Było to tak… Finn wraz z innym olbrzymemCicsatóinemznalazł się na szczycie gór Ox, gdzie doszło do zakładu.Za cel postawili sobie dorzucenie głazu do morza obmywającegobrzegi Easky. Finn nie podołał zadaniu. Mimo że olbrzym dysponowałpotężną siłą, jego myśli ciągle rozpraszała niedoszła żona,która czmychnęła z jednym z jego wojowników. Więcejszczęścia miał drugi strong man. Jego głaz z hukiem wylądował wmorzu. Mówi się, iż spowodowało to olbrzymie fale. Ponoćod tego momentu morze już nigdy nie było takie samo.


  


To jednak nie koniec: zdenerwowany porażką Finn w szale zbiegł zgóry i za pomocą miecza rozłupał głaz na dwie części.Całej legendzie dodaje pikantnego smaczku inny przesąd. Ponoć ten,kto odważy się przecisnąć [ciężko mówić w tym wypadku oprzejściu] przez szczelinę trzykrotnie, zostanie zatrzaśnięty wśrodku głazu.


  


Ichoć te irlandzkie legendy najprawdopodobniej nie mają nicwspólnego z prawdą, lubię je. Irlandczycy uwielbiają światlegend, podań i mitów. A ja uwielbiam je odkrywać iprzenosić się w świat mitologicznych irlandzkich bohaterów.