piątek, 18 września 2009

Mayo - jeden z ostatnich bastionów prawdziwej irlandzkości

Przezdługi czas hrabstwo Mayo było dla mnie swego rodzaju niewiadomą.Może nie aż tak wielką, bo wiedziałam, gdzie go szukać i cooferuje. Od czasu do czasu docierały do mnie głosy wychwalającejego piękno, nigdy jednak empirycznie nie skonfrontowałam tychopowieści ze stanem rzeczywistym.


  


Wiedzaksiążkowa, mimo że dobra, nie jest jednak wystarczająca. Poznaćdany zakątek, to postawić stopę na jego ziemi. Przyjechać,zaczerpnąć w płuca haust lokalnego powietrza, zobaczyć, dotknąći poczuć. Poznać, to chłonąć miejscową kulturę całym sobą -wszystkimi zmysłami.


  


Mayomnie nie rozczarowało. Dało mi się poznać jako wyjątkowospecyficzny kawałek Irlandii, rządzący się swoimi prawami. Tozakątek niewątpliwej urody, o kapryśnej aurze i uroczej liniibrzegowej. Nie ma tu zbyt wielu pamiątek z odległej przeszłości,są jednak urocze widoki w pełni rekompensujące brak zabytków.


  


Tensmagany wiatrem i obficie nawadniany deszczem region nie chce daćsię zaszufladkować jako monotonny i nieciekawy. Tutejszy klimatjest ciężki do okiełznania – nawet jeśli według prognozypogody powinno być tutaj bardzo słonecznie i bezchmurnie, wcale takbyć nie musi. Dla turystów nie powinien to być swego rodzajuaksjomat, bo na północnym zachodzie Irlandii pada i wiejeczęsto. Częściej niż w pozostałych stronach wyspy. Dużoczęściej.


  


Mayojest piękne, ale słabiutko zaludnione. Bo życie jest brutalne, aczłowiek nie samym pięknem żyje. Tutejsza ludność nigdy niemiała łatwej egzystencji. Wystarczy zbadać wzrokiem miejscowykrajobraz, by zauważyć, że to w zasadzie jedno wielkie odludzie.Samotne pagórki, kilometrami ciągnące się pustkowia,stonowane barwy pobliskich pól i tylko gdzieniegdzie domy isłabe ślady cywilizacji. Ale czy jest to ta sama cywilizacja co wgłębi Irlandii? Czasem wątpię.


  


Niekiedyodnoszę wrażenie, że ci ludzie żyjący na obrzeżach SzmaragdowejWyspy są jakby z innej hemisfery. Żyją, pracują, są uwzględnianiw statystykach, ale to ich życie jest… no właśnie? Jakie onojest? Inne, bardziej pierwotne, pozbawione wygód współczesnegoświata, bardziej dokuczliwe. A oni sami? Zahartowani odwiecznymtrudem, biedą i surowym klimatem. Czasem tworzący ostatnie bastionyprawdziwej irlandzkości: to u nich najczęściej usłyszeć możnaojczysty irlandzki język i natrafić na – będące jednakrzadkością – tablice i znaki drogowe tylko i wyłącznie pogaelicku.


  


KrajobrazMayo, choć potrafi zauroczyć, może też przemienić życietamtejszego mieszkańca w piekło. A przynajmniej w jego przedsionek.Bagnista ziemia, poprzecinana licznymi skałami i pagórkaminigdy nie stwarzała farmerom idealnych warunków do uprawyroli.


  


Ichoć obszar Mayo należy do największych hrabstw Irlandii, jest tumało ludzi. Jeszcze jakieś 160 lat temu mieszkało ich tu prawiecztery razy więcej. Wielki głód jednak skutecznie zredukowałliczbę tubylców. Spora część umarła, spora wyemigrowała– o tym już chyba zawsze będą przypominać smutne ruiny DesertedVillage na należącej do Mayo wyspie Achill.