środa, 14 października 2009

W krainie spokoju i wytchnienia

Po każdej nocy nadchodzi dzień, a po każdymrozczarowaniu miła niespodzianka. W poprzednim poście mieliście okazję poczytaćo tym, co mnie rozczarowało. Dziś z kolei przedstawię Wam to, co mnie chybanajbardziej urzekło w Mayo. Coś, czego urody po prostu nie sposób nie dostrzec– Achill, największą przybrzeżną wyspę Irlandii.

 

           

W przypadku wyspy Achill jest kilkaniewiadomych. Główną niewiadomą jest aura. Jeśli nie uda nam się trafić nasłoneczny dzień, prawdopodobnie nie dostrzeżemy całego uroku tej wyspy. Nie uda nam się zdobyć wyniosłych szczytów,ani dotrzeć do zakątków, które osiągalne są tylko podczas pięknych i suchychdni. Jest jednak jeden pewnik. Bez względu na to, czy jest się młodym, starym,czy przemierza się wyspę pieszo, rowerem, bądź samochodem, Achill Cię urzeknie.

 


Jeśli jesteś miłośnikiem nieskalanejprzyrody, to ta niewielka wyspa prawdopodobnie podbije Twoje serce. Bo tu jestwszystko, co budzi podziw i zniewala. Są wspaniałe wzniesienia, z którychroztaczają się piękne widoki. Jest olśniewająca i poszarpana linia brzegowa. Sązłociste plaże i malownicze scenerie.

Jeśli dodatkowo aura będzie dla naswyjątkowo łaskawa, prawdopodobieństwo, że poczujemy się tu, jak w raju izapragniemy pozostać tu na dłużej, jest naprawdę wysokie. Achill jest dobra wzasadzie dla każdego. To bez znaczenia, czy jesteś wytrawnym podróżnikiem, czydopiero rozpoczynasz swoją przygodę z pięknem Szmaragdowej Wyspy.

  

Tu na pewno odpoczniesz, wciągniesz w płucaczyste i orzeźwiające morskie powietrze, a także zapomnisz o męczącym rytmiemiast. Choć wyspa jest stosunkowo niewielka, oferuje dość szeroki wachlarzatrakcji. Na tych najbardziej wysportowanych czekają niebosiężne klify iwierzchołki gór, a także kusi opcja nurkowania z akwalungiem. Dla nieco mniejaktywnych zawsze pozostaje golf, wędkowanie i rower. Z kolei dla tych bardziejbiernych otworem stoją drzwi pubu, a także złote połacie piasku.

  

Przyjechać na Achill, to tak jakbyprzenieść się chwilowo w przeszłość i zatrzymać czas. Wskazówki szaleńczopędzącego zegara wielkich miast tu poruszają się dość opieszale. Nie ma tupośpiechu, gwaru i tłumu. Łagodny szum morza koi poszarpane nerwy, a dźwięki zlunaparku przypominają, że jest to czas zabawy i relaksu. Że nasze problemyzostały daleko w tyle – gdzieś za granicą wyspy.

  

Białe, skromne, aczkolwiek zadbane domostwatubylców przypominają z kolei o tym, że region ten nie jest tak bogaty jakbardziej cywilizowane zakątki Irlandii. Tu jeszcze do niedawna panoszyła siębieda, bezlitośnie zbierając smutne pokłosie głodu i chorób. Wystarczy rzucićokiem na Deserted Village [Opuszczoną Wioskę], by zrozumieć, że tutejsza ziemianie była przychylna zamieszkującym ją ludziom. Choć mury tej wioski są nieme,mówią bardzo dużo. Przemawiają głosem tych, którzy kiedyś tutaj konali z głodu,a także tych, którzy zmuszeni ubóstwem wkroczyli na emigrancką ścieżkę.

  

Krajobraz Achill, choć piękny, jestniezwykle surowy. To, co mnie uderzyło w zasadzie już od pierwszych minut mojegopobytu, to to, że nie ma tam tak dobrze znanej mi zieleni z mojego hrabstwa.Kolorem Achill nie jest soczysta zieleń. Ani nawet złoto pól jęczmienia,pszenicy i żyta.  Achill pławi się wciepłych barwach ziemi. Dominuje tu lekko wypłowiała barwa zieleni, królująwszelkie odcienie brązu. Ziemia nie sprzyja uprawom, a piękno Achill taknaprawdę sprzyja głównie turystom. Miejscowej ludności jest tu mało – jakzresztą na innych ziemiach hrabstwa Mayo.

 

Zwiedziłam już spory kawałek ZielonejWyspy. Zobaczyłam wiele niezapomnianych widoków, odcieni zieleni łąk i błękituirlandzkiego nieba.  A im częściejdocieram do uroczych miejsc, tym gorzej jest mnie urzec kolejnym widokom. Tujednak bywały takie miejsca, które - pomimo wysoko ustawionej poprzeczki – robiłyna mnie duże wrażenie.  Miejsca, na widokktórych, jak najszybciej chciałam wyrwać się z samochodu, by móc jepokontemplować. Nawet pomimo tego, że tafla morza była niczym oślepiającelustro, wzrok i tak sam podążał w kierunku tego niezwykle pięknego zjawiska.

  

Do dziś, kiedy zamykam oczy, widzę krętątrasę widokową, Atlantic Drive, z poszczególnymi elementami jej oszałamiającychpejzaży: srogo najeżonymi klifami, owcami leniwie pochłaniającymi trawę i wylegującymisię tuż przy drodze, jak również wodami Atlantyku rozbijającymi się o skały.

  Kraina spokoju i wytchnienia, mówię Wam.