piątek, 16 kwietnia 2010

Moje dublińskie impresje

Byłam niedawno w stolicy Irlandii, zrobiłam trochę fotek i doszłam do wniosku, że czas pokazać Wam Dublin. Bo tak się składa, że przez blisko trzy lata prowadzenia tego bloga nie ukazał się na nim żaden wpis w całości poświęcony Dublinowi. Jak się co niektórzy domyślają, oczywiście nie jest to przypadek.



 



Dublin. Jedno słowo. Kilkadziesiąt skojarzeń i mnóstwo przeróżnych opinii. Jakie jest to miasto? Chcecie poznać odpowiedź na to pytanie? Zapytajcie kogoś, kto żył w nim przez jakiś czas, kogoś, kto tam bywał, zwiedzał, przemierzał jego ulice. Dostaniecie przeróżne odpowiedzi. Od tych pozytywnych, zachwalających stolicę niemalże pod każdym względem, poprzez zupełnie neutralne, aż do tych negatywnych. Bo Dublin, jak każde większe miasto, ma swoich miłośników i przeciwników.



 



Nigdy nie należałam - i szczerze mówiąc, wątpię, by to się zmieniło - do grupy zwolenników irlandzkiej stolicy. Dublin jest dla mnie miastem niezbyt ładnym i niezbyt ciekawym pod względem architektonicznym.



 



Za każdym razem, kiedy tam przebywam, marzę tylko o tym, by jak najszybciej się z niego wydostać. To zdecydowanie nie jest moje miasto, to nie są moje klimaty. A sama stolica będąca międzynarodowym tyglem, koktajlem przeróżnych narodowości i osobowości wydaje mi się jakaś taka obca. Mało irlandzka.



 



Kiedy myślę o Irlandii, nie myślę o Dublinie. Oczami wyobraźni widzę tych wszystkich sympatycznych tubylców, których spotkałam na swojej drodze: przypominam sobie ich serdeczność i emanującą od nich pogodę ducha. Widzę też urocze irlandzkie scenerie. W tych moich wizualizacjach nigdy jednak nie ma Dublina, który w porównaniu z całym krajem, szczególnie z małymi miastami i wioskami, wydaje mi się być zepsuty i nijaki.



 



Brendan Behan, irlandzki powieściopisarz i poeta, nazwał kiedyś Dublin „największą wioską Europy”. Z kolei inny tutejszy pisarz, Keith Ridgway, bardzo trafnie scharakteryzował to miasto: „Dublin robotniczy, Dublin cudaczny, Dublin śmieciowaty, Dublin medialny, Dublin imprezowy, Dublin władczy, Dublin bezdomny, Dublin podmiejski, Dublin gangsterski…” i chyba to właśnie jego słowa najdokładniej określają stolicę Zielonej Wyspy.



 



Nie jestem miłośniczką wielkich miast, jednakże nigdy wcześniej, zwiedzając na przykład Lwów, Paryż, Glasgow, czy Mediolan, nie miałam tak mocnego pragnienia opuszczenia granic tych miast, jak to zawsze ma miejsce w przypadku Dublina.



 



Czasem chciałabym spojrzeć na stolicę innym okiem – okiem miłośników tego miasta. To jednak przewyższa moje umiejętności. W czasie ostatniej mojej wizyty w Dublinie siedziałam w samochodzie, obserwowałam zmieniające się za szybą obrazy i nie potrafiłam powstrzymać się od głośnego komentarza: „Boże… ale to miasto jest brzydkie!”.



 



Odsuwając na bok moje odczucia względem Dublina, muszę jednak uczciwie przyznać, że jest w tym mieście garstka obiektów wartych zobaczenia. Jest tu kilka ładnych i naprawdę imponujących budowli, dla których warto pojawić się w stolicy Irlandii.



 



Nie można zapomnieć o Trinity College i o Christ Church Cathedral. Warto zajrzeć do National Museum, warto zobaczyć na własne oczy symbol Dublina: ogromną, stalową szpilę, jeden z najwyższych na świecie obelisków [znajdujący się w ogromnym, również wartym uwagi, Phoenix Park], czy zwiedzić Dublin Castle.



 



Dużego uroku dodaje miastu rzeka Liffey dzieląca Dublin na dwie części o zupełnie odmiennym charakterze: robotniczą dzielnicę północną [okrytą raczej złą sławą] i południową, bardziej nowoczesną i bogatszą.



 



Wody Liffey nie są co prawda najczystsze, nadają jednak miastu nieco romantyczny charakter. Wizerunek stolicy kształtują także mniej lub bardziej ciekawe mosty. Spośród nich zdecydowanie wyróżnia się słynny Ha’penny Bridge, którego nazwa pochodzi od półpensówki, wysokości dawnego myta.



 



Będąc w Dublinie warto też zwrócić uwagę na cechę charakterystyczną tego miasta – ciekawą georgiańską urbanistykę: szeregowe budynki z czerwonej cegły, czteropoziomowe domy z bardzo ładnymi nieraz drzwiami w kolorach tęczy z ozdobnymi szybami i kolumnami.



 



Przede wszystkim warto jednak wychylić się poza granice samej stolicy i bliżej zapoznać się z całym hrabstwem Dublin, które ma naprawdę dużo ciekawych widoków do zaoferowania i miejsc do odwiedzenia.



 



Kto wie, może Wam uda się odnaleźć w tym mieście to, czego ja nie znalazłam?



PS. Macie swoje ukochane zakątki na świecie? Swoje ulubione miasta? Miasta, do których już nigdy więcej byście nie wrócili? Jeśli tak, nie bądźcie egoistami, podzielcie się wrażeniami. Komentowanie naprawdę nie boli! :)