Byłam niedawno w stolicy Irlandii, zrobiłam trochę fotek i doszłam do wniosku, że czas pokazać Wam Dublin. Bo tak się składa, że przez blisko trzy lata prowadzenia tego bloga nie ukazał się na nim żaden wpis w całości poświęcony Dublinowi. Jak się co niektórzy domyślają, oczywiście nie jest to przypadek.
Dublin. Jedno słowo. Kilkadziesiąt skojarzeń i mnóstwo przeróżnych opinii. Jakie jest to miasto? Chcecie poznać odpowiedź na to pytanie? Zapytajcie kogoś, kto żył w nim przez jakiś czas, kogoś, kto tam bywał, zwiedzał, przemierzał jego ulice. Dostaniecie przeróżne odpowiedzi. Od tych pozytywnych, zachwalających stolicę niemalże pod każdym względem, poprzez zupełnie neutralne, aż do tych negatywnych. Bo Dublin, jak każde większe miasto, ma swoich miłośników i przeciwników.
Nigdy nie należałam - i szczerze mówiąc, wątpię, by to się zmieniło - do grupy zwolenników irlandzkiej stolicy. Dublin jest dla mnie miastem niezbyt ładnym i niezbyt ciekawym pod względem architektonicznym.
Za każdym razem, kiedy tam przebywam, marzę tylko o tym, by jak najszybciej się z niego wydostać. To zdecydowanie nie jest moje miasto, to nie są moje klimaty. A sama stolica będąca międzynarodowym tyglem, koktajlem przeróżnych narodowości i osobowości wydaje mi się jakaś taka obca. Mało irlandzka.
Kiedy myślę o Irlandii, nie myślę o Dublinie. Oczami wyobraźni widzę tych wszystkich sympatycznych tubylców, których spotkałam na swojej drodze: przypominam sobie ich serdeczność i emanującą od nich pogodę ducha. Widzę też urocze irlandzkie scenerie. W tych moich wizualizacjach nigdy jednak nie ma Dublina, który w porównaniu z całym krajem, szczególnie z małymi miastami i wioskami, wydaje mi się być zepsuty i nijaki.
Brendan Behan, irlandzki powieściopisarz i poeta, nazwał kiedyś Dublin „największą wioską Europy”. Z kolei inny tutejszy pisarz, Keith Ridgway, bardzo trafnie scharakteryzował to miasto: „Dublin robotniczy, Dublin cudaczny, Dublin śmieciowaty, Dublin medialny, Dublin imprezowy, Dublin władczy, Dublin bezdomny, Dublin podmiejski, Dublin gangsterski…” i chyba to właśnie jego słowa najdokładniej określają stolicę Zielonej Wyspy.
Nie jestem miłośniczką wielkich miast, jednakże nigdy wcześniej, zwiedzając na przykład Lwów, Paryż, Glasgow, czy Mediolan, nie miałam tak mocnego pragnienia opuszczenia granic tych miast, jak to zawsze ma miejsce w przypadku Dublina.
Czasem chciałabym spojrzeć na stolicę innym okiem – okiem miłośników tego miasta. To jednak przewyższa moje umiejętności. W czasie ostatniej mojej wizyty w Dublinie siedziałam w samochodzie, obserwowałam zmieniające się za szybą obrazy i nie potrafiłam powstrzymać się od głośnego komentarza: „Boże… ale to miasto jest brzydkie!”.
Odsuwając na bok moje odczucia względem Dublina, muszę jednak uczciwie przyznać, że jest w tym mieście garstka obiektów wartych zobaczenia. Jest tu kilka ładnych i naprawdę imponujących budowli, dla których warto pojawić się w stolicy Irlandii.
Nie można zapomnieć o Trinity College i o Christ Church Cathedral. Warto zajrzeć do National Museum, warto zobaczyć na własne oczy symbol Dublina: ogromną, stalową szpilę, jeden z najwyższych na świecie obelisków [znajdujący się w ogromnym, również wartym uwagi, Phoenix Park], czy zwiedzić Dublin Castle.
Dużego uroku dodaje miastu rzeka Liffey dzieląca Dublin na dwie części o zupełnie odmiennym charakterze: robotniczą dzielnicę północną [okrytą raczej złą sławą] i południową, bardziej nowoczesną i bogatszą.
Wody Liffey nie są co prawda najczystsze, nadają jednak miastu nieco romantyczny charakter. Wizerunek stolicy kształtują także mniej lub bardziej ciekawe mosty. Spośród nich zdecydowanie wyróżnia się słynny Ha’penny Bridge, którego nazwa pochodzi od półpensówki, wysokości dawnego myta.
Będąc w Dublinie warto też zwrócić uwagę na cechę charakterystyczną tego miasta – ciekawą georgiańską urbanistykę: szeregowe budynki z czerwonej cegły, czteropoziomowe domy z bardzo ładnymi nieraz drzwiami w kolorach tęczy z ozdobnymi szybami i kolumnami.
Przede wszystkim warto jednak wychylić się poza granice samej stolicy i bliżej zapoznać się z całym hrabstwem Dublin, które ma naprawdę dużo ciekawych widoków do zaoferowania i miejsc do odwiedzenia.
Kto wie, może Wam uda się odnaleźć w tym mieście to, czego ja nie znalazłam?
PS. Macie swoje ukochane zakątki na świecie? Swoje ulubione miasta? Miasta, do których już nigdy więcej byście nie wrócili? Jeśli tak, nie bądźcie egoistami, podzielcie się wrażeniami. Komentowanie naprawdę nie boli! :)
Zdecydowanie miejsce do mieszkania od zaraz:- Cusco w peruwianskich Andach i najlepiej dzielnice San Blas - za niesamowita, magiczna atmosfere, ktora nie zmienila sie od czasu Inkow (minus - zimno)- male, schowane miasteczko w Toskanii - za koloryt i malownicze krajobrazy (minus - mentalnosc)- kolumbijski region kawy - za jego doskonaly klimat, temperature, roslinnosc, zielonosc i spokoj (minus - gastronomia regionu)- kolonialna Candelaria w Bogocie - za jej kolorowe domki, pachnace najlepsza kawa kawiarenki, monstrualne i zielone Andy (minus - wysokosc n.p.m.).
OdpowiedzUsuńCzyli coś tak jakby i u nas było podobnego. Jest Polska i jest Warszawa. Dwa niby takie same ale rózne światy
OdpowiedzUsuńna pewno nie zamienilabym Edynburga na zadne inne miasto w tej chwili. to jest miasto z dusza i z charakterem. miasto, ktorego nie da sie poznac przez kilka lat. poznaje sie je na nowo kazdego dnia i kazdego dnia tak samo zaskakuje. tutaj jest moje serce i nawet jesli kiedys wyjade, to tutaj je zostawie.inna "dziura", ktora bardzo lubie jest Warszawa. tam studiowalam, spedzilam 5 lat zycia i zarowno Praga Polnoc ( bo tam mieszkalam) jak i kiedys smierdzace moczem centrum, bo w tamtym roku bedac stwierdzilam, ze o dziwo jest czysto, zachwycaja mnie swoimi przedwojennymi podworkami, odrapanymi, zapyzialymi z malenkimi kapliczkami wbudowanymi w sciany kamienic.ale mieszkac bym tam nie chciala, bo moje miejsce tutaj. jest kilka innych zadupi w Szkocji, gdzie moglabym mieszkac, tylko milosci by juz nie bylo, bo kochac wielu miejsc jednoczesnie nie potrafie. natomiast nigdy, przenigdy nie zamieszkalabym w Lizbonie, Maladze. z Malagi przynajmniej blisko na wioski andaluzyjskie, a z Lizbony donikad.jesli kiedykolwiek zmuszona bym byla wrocic do Pl, a to sie nie zdarzy, bo zycie rezyserujemy sobie przeciez sami, to zakotwiczylabym gdzies w Bieszczadach. jesli tylko moge to wracam tam, aby poczuc zapach starego, impregnowanego drewna. uwielbiam i to uczucie dotyku drewna pod palcami i poczucie lacznosci z historia, ktorego niestety przy dotyku kamienia nie czuje.a Dublin nie wiem, bo nie bylam. moze jeszcze kiedys mnie tam zawieje. pozdrawiam i milego weekendu zycze.
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim dzięki za te fotki :) Przecież ja te miejsca znam jak własną kieszeń. O'Connell Bridge przemierzałam codziennie w drodze do pracy, przejeżdzałam też koło Dublinii i koło tego małego sklepiku z odkurzaczami w ktorym rozgrywa sie fragment "Once". Jak sama najlepiej wiesz, nie znosilam Dublina, ale teraz po roku czasu wspominam go z fascynacją. Tak, to jest OCHYDNE miejsce, ale to jest taka ochyda, która po jakimś czasie zaczyna się kochac. Jak nie znosiłam Dublina, tak teraz moge powiedzieć, że to moje miejsce. Mam takich pare ;) I tęsknię trochę za tymi kolorowymi drzwiami, za piętrowymi, wiecznie spóźniającymi sie autobusami, za monokulturowością, za swoim biurem które kiedyś nazwałam ochydną norą. Cieszę się, że było mi tam dane spędzić 3.5 roku życia. Kocham to miasto,ale tam nie wrócę ;)
OdpowiedzUsuńDokładnie tak, Alku. Uważam, że jeśli ktoś chce zobaczyć i poznać prawdziwą Irlandię, powinien koniecznie udać się gdzieś poza stolicę, bo Dublin to nie Irlandia - i to nie tylko moje zdanie.
OdpowiedzUsuńAch, Peru, Kolumbia... Dla mnie to ciągle terra incognita. Wydają się być poza moim zasięgiem. Pozostaje mi oglądanie fotek w necie ;) Serdecznie pozdrawiam, Ewo :)
OdpowiedzUsuńHehe, wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma? ;) Ja staram się polubić Dublin. Doceniam jego zalety - szczególnie duży wybór przybytków rozrywki intelektualnej [czego niestety często brakuje mi w moim mieście], ale strasznie męczy mnie to miasto. Dla mnie ono jest naprawdę mało irlandzkie. Pewnie gdybym w nim od początku mieszkała, inaczej bym je postrzegała. Nie wiedziałabym co tracę mieszkając w stolicy. Ale mieszkam na prowincji już blisko cztery lata, [wcale się tego nie wstydzę] i dostrzegam kolosalną różnicę pomiędzy tą rustykalną Irlandią a jej wersją miejską. I co najważniejsze: pomiędzy samymi Irlandczykami. Na wsi i w małych miastach życie płynie inaczej, a ludzie są bardziej przyjaźni i otwarci. I to jest dla mnie święta prawda.
OdpowiedzUsuńMożesz się w nim pojawić już pod koniec roku :) A nawet jeśli nie, to będziesz mieć mnóstwo innych okazji - w końcu to rzut beretem od Ciebie. Chyba godzina lotu. Z tego co pamiętam, to my z Dublina do Glasgow lecieliśmy 45 minut. Zawsze można się wybrać na weekend na sąsiednią wyspę :) Myślałam, że może w tym roku uda nam się wyskoczyć do Szkocji na objazdową wycieczkę, ale chyba nie zrealizujemy tego planu. Póki co skupiam się na Irlandii - nadchodzą wakacje, urlopy i bank holidaye, będzie się działo. Mimo że byłam praktycznie w każdym irlandzkim hrabstwie, mam jeszcze kilka zakątków, do których chciałabym się udać. Pogoda póki co wyjątkowo zachęca do wycieczek.
OdpowiedzUsuńPewnie ze Dublin jest raczej brzydki ale nie o to chodzi bo w koncu nie kocha sie tylko za wyglad ;) JA mam swoje miejsca ktore uwielbiam ale mieszkam tu bo jestem big city girl a wiekszego juz tu nie znajde. I nawet jak nie korzystam z przybytkow przeroznych dostepnych w STOLYCY to lubie wiedziec ze jakbym chciala to sa na wyciagniecie reki. Za to mieszkam na obrzezach, niby 20 min to centrum samochodem ale inna bajka - spokoj, cisza, ptaszki spiewaja, zapach skoszonej trawy za oknem, samochod stoi otwarty i nic nie zginie, czasem tylko sie konie z pobliskiej stadniny zaplataja przed budynek :)
OdpowiedzUsuńMam podobne wrażenie-miasto strasznie przygnębiające i brudne. Jak na stolicę europejskiego kraju kompletnie nie ma tam co oglądać. Trzy w miarę ciekawe rzeczy - Trinity College, Zamek i więzienie (warto zobaczyć!) zbudowali zresztą Anglicy. Nie jest ładniejsze nawet po wypiciu pięciu piw na Temple Bar, zresztą nawet wtedy byłem tam chyba najtrzeźwiejszym człowiekiem w okolicy. Warto je jednak obejrzeć, by sobie pewne rzeczy w głowie odczarować.
OdpowiedzUsuńWitaj Taitko.Podoba mi się ta gregoriańska zabudowa. Może dlatego, że przypomina mi Londyn, którym jestem zachwycona. Może dlatego, że bardzo lubię czytać książki, gdzie akcja toczy się w czasach epoki gregoriańskiej i wiktoriańskiej, może dlatego, że ma swój niepowtarzalny klimat.Pozdrawiam ciepło Kochana :))
OdpowiedzUsuńWracając do Dublina, myślę ze właśnie w jego brzydocie tkwi urok :-) bo coś w nim jednak jest (choć przyznaje brzydki). Wiele miejsc, które widziałam w Europie nie przypadło mi do gustu np.. Belfast, Dortmund, Wałbrzych... ale ani jedno z nich nie ma porównania do SOSNOWCA... to miasto zdecydowanie NIGDY więcej nie przyciągnie mnie do siebie.. zresztą Wałbrzych chyba tez :-)
OdpowiedzUsuńCo do Dublina i sympatii bądź antypatii w jego stronę to powiem szczerze, że mnie to miasto się podoba. Może nie jakoś bardzo ale na pewno mnie nie odrzuca. Generalnie jest tak, ze wielkie miasta i aglomeracje zawsze będą kogoś razić, gdy ten ktoś całe życie mieszkał w jakimś mniejszym miasteczku aż tu nagle przyszło przeprowadzić się do większego. Ja mieszkałem w Katowicach, teraz mieszkam w kilkunastotysięcznym Longford i też jestem zadowolony. Czy mógłbym zamieszkać w Dublinie? Myślę, że tak. Chociaż pewnie mógłbym mieć inne zdanie gdybym już wszedł w tę codzienną, zwariowaną, wielkomiejską gonitwę.Miasta godne polecenia? Zawsze marzyłem o Madrycie. Udało mi się go uszczknąć w pewien grudniowy weekend 2007 roku i ... pewien aspekt mnie zmartwił. Mianowicie, tłumy ludzi przemieszczające się dziennie ulicami/podobnie ma Dublin i okolice O'Connel Street. Miejsc do oglądania w stolicy Hiszpanii jest mnóstwo i gdyby dane mi było mieszkać gdzieś na obrzeżach czy też poza ścisłym centrum miasta to mógłbym być szczęśliwym.pozdrawiam!-----------------------------------------------------------------------------------www.wrobels.pl - zapraszam!
OdpowiedzUsuńJa mam podobne zdanie o Mediolanie. Jezdze tam tylko wtedy kiedy musze i mecze sie tam przeokrutnie :)Pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńTo fakt, dobrze jest mieć świadomość, że w razie potrzeby ma się "pod ręką" różnego rodzaju przybytki rozrywki :)Ja generalnie nie znoszę tłumów, dlatego unikam dużych miast. Tłok, hałas - to wszystko działa na mnie negatywnie i strasznie mnie męczy. Lubię kontakt z naturą, najłatwiej nawiązuję go w małych miastach, gdzie nie ma zbyt dużego zaludnienia i gdzie nie brakuje oaz zieleni, ciszy i spokoju. Odpowiednie obrzeża to podstawa. Bezpieczeństwo jest najważniejsze.
OdpowiedzUsuńDublin wieczorową porą, szczególnie w weekend to już oddzielna historia. Temat rzeka... Czasem lepiej nie wiedzieć, co tam się dzieje.Jako miłośniczka harmonii i porządku negatywnie patrzę na to miasto m.in właśnie ze względu na brud i ogromne ilości śmieci. Do więzienia wybieram się już od dłuższego czasu... Jakkolwiek by to nie zabrzmiało :)
OdpowiedzUsuńPamiętam, pamiętam :) Mediolan nie jest moim ulubionym miastem, mimo wszystko czuję jednak do niego pewien sentyment i zapewne jeszcze nie raz się tam pojawię. Zresztą pomimo dwukrotnej wizyty nie udało mi się zwiedzić wszystkich tamtejszych zabytków!
OdpowiedzUsuńWelcome back, Cwirku :) Jak dobrze znów Cie tutaj widzieć :)Tłumy to bolączka wszystkich metropolii i coś czego naprawdę nie znoszę. Mój Połówek był w Madrycie całkiem niedawno i też narzekał na masę ludzi. Samo miasto natomiast podobało mu się i z chęcią by je odwiedził ponownie. Ja zdecydowanie nie jestem "zwierzęciem miejskim", stąd po części wynika moja niechęć do Dublina. Podróże zazwyczaj działają na mnie relaksująco, jednak każda wizyta w stolicy bardziej mnie męczy niż odpręża. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńChyba nawet najbrzydsze miasto może mieć dla kogoś swój urok :) Ja również mam takie miasta, które nie są najpiękniejsze, a mimo to z chęcią do nich powracam - głównie dlatego że z pewnych powodów czuję do nich sentyment. Byłam w Sosnowcu jako nastolatka i jedyne co zapamiętałam z tego miasta, to jego brzydota... Zresztą Śląsk nie jest moim ulubionym regionem Polski..Pozdrawiam serdecznie :) Ps. Widziałam Twój nowy image i muszę przyznać, że podoba mi się!
OdpowiedzUsuńU mnie Londyn ciągle znajduje się w sferze planów, zatem nie mogę się podzielić z Tobą moimi wrażeniami. Jeśli kiedyś tam pojadę, z pewnością dam Ci znać, Miledo! :) Wtedy będziemy mogły skonfrontować swoje odczucia. Przyznam, że jestem bardzo ciekawa mojej reakcji, bo tyle zupełnie odmiennych opinii słyszałam o tym mieście... Trzymaj się ciepło :)
OdpowiedzUsuńPodobnie jak Ty Taito, najbardziej lubię zakątki w których można podziwiać naturę, spokojne i sielskie. Dublin, po Twojej relacji, nie specjalnie mnie zachęca. Moim marzeniem jest znaleźć się w Nowym Jorku, a miastem które bardzo mi się podobało jest Amsterdam. Niewątpliwie podróżowanie to wielka frajda. Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńMnie Nowy Jork nigdy nie pociągał, podobnie zresztą jak całe Stany Zjednoczone. Jeśli już miałabym się tam udać, to z przyjemnością zobaczyłabym Golden Gate w San Francisco i odwiedziłabym Miami. Stany Zjednoczone są dla mnie krajem zbyt przeludnionym, może dlatego mnie tam nie ciągnie. Ja ciągle szukam spokoju i ciszy. W wielkich miastach nie można ich znaleźć. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńsuper wycieczka do Dubh Linn-a :) też tak chcę! piękne zdjecia. street art mi sie podoba, fabryka guinessa oraz zdjecia z drzwiami :) w ogole podobaja mi sie drzwi w brytyjskim stylu, mimo iż sa takie wąskie :0
OdpowiedzUsuńDublin był bardzo fajnym miastem do maja 2004 - do czasu kiedy nie było tam stad wiejskich polaczków, litwinów, łotyszów, słowaków i innych nacji typowo poradzieckich. Teraz czysto polski język na k...., ch...., p..... itp. jest częsciej słyszany na ulicy niż angielski.Nie mówię, że każdy Polak się tak zachowuje ale co najmniej 50% i to wystarczy. niestety.
OdpowiedzUsuńDublin jest przepiękny! Jako osoba spoza Dublina może myślisz że te kilka ulic, które widzisz w centrum to Dublin. Przede wszystkim Dublin jest bardzo kompaktowy - wszędzie w centrum można przejść się na nogach. Nie wspomnisz nic o pięknych zielonych zakątkach jak Merrion Square, Stephens Green. Zapominasz o okolicy Liffey od mniej więcej SIPTU do końca portu. A byłaś kiedyś w parku St Anne's, na wyspie Bull, w Malahide, Howth czy Dún Laoghaire lub Killiney? Przejechałaś się samochodem wzdłuż lini brzegowej od Clontarfu do Malahide lub Dartem od Tary do Bray??? Taita wracaj i obejrzyj Dublin porządnie. PS. Chętnie oprowadzę!
OdpowiedzUsuńPiękne to może być hrabstwo Dublin, ale nie sama stolica. Co do tego nikt mnie nie przekona, bo to miasto po prostu do mnie nie przemawia. Owszem, są tu ładne zakątki, nie przeczę, ale całość i tak wypada kiepsko w moich oczach. Nie mieszkam z Dublinie, ale często w nim bywam. To, że nie jestem jego mieszkanką absolutnie nie oznacza, że nie znam tego miasta, ani tym bardziej Killiney, Dalkey, Dun Laoghaire, Malahide...
OdpowiedzUsuńNie zamierzam cię przekonywać słowem, tak jak mówiłam w poprzednim poście chętnie oprowadzę cię po Dublinie, po jego pięknej części której uroku być może nie udało ci się jeszcze odkryć. PS. A które części hrabstwa Dublin są piękne według ciebie?
OdpowiedzUsuńDużo jest takich zakątków. Większość nadmorskich miasteczek ma swój urok i fajny klimat - Skerries, Dalkey, Sandycove, Ardgillan, Malahide, Portmarnock... Mówiąc, że Dublin jest brzydkim miastem mam na myśli stricte stolicę - nie jego przedmieścia. Mam nadzieję, że rozumiesz, o co mi chodzi :)
OdpowiedzUsuńMieszkam w Dublinie od 10 lat. Zwiedzilam wiele miejsc na swiecie, ale tylko w Dublinie czuje sie jak w domu. Kocham to miejsce. Kazdy lubi co innego ;)
OdpowiedzUsuńWitaj, Magdo, na moim blogu :) Dzięki za komentarz. Ja nie jestem miłośniczką dużych miast, zdecydowanie lepiej czuję się w tych mniejszych, dlatego średnio przepadam za Dublinem. Najważniejsze, że znalazłaś swoje miejsce na świecie! Nie każdy ma to szczęście.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się ciepło w tę kapryśną, irlandzką pogodę :)