Siedziałam w fotelu i patrzyłam na promienie słonecznetańczące na dywanie. Przez otwarte okno wpadało orzeźwiające, porannepowietrze, a ja zastanawiałam się, co się stało z pięknymi, ciekawymi obrzędamipraktykowanymi przez Irlandczyków kilkaset, a nawet kilkadziesiąt lat temu.Wymarły wraz z ówczesnym pokoleniem? Zostały zepchnięte do krainy zapomnieniaprzez postęp cywilizacyjny? Zostały wyparte przez lenistwo, nowoczesność inonkonformizm?
Nigdy nie czuję magii świąt wielkanocnych w Irlandii. Niema tutaj tej podniosłej atmosfery, do której byłam przyzwyczajona, mieszkając wPolsce. W moim rodzinnym domu nie sposób było zapomnieć o tych świętach. Byłyprzygotowania, był odpowiedni nastrój. Była piękna tradycja malowania pisanek iświęcenia pokarmów. Szliśmy na kolanach, by ucałować Jezusa wiszącego na krzyżuułożonym na podeście na samym środku kościoła. Odwiedzaliśmy bliskich,spędzaliśmy wspólnie czas, a w poniedziałek wielkanocny wraz z moim rodzeństwemszalałam na podwórku. Śmigus Dyngus. Beztroski śmiech, wesołe pokrzykiwania,fortele mające na celu zmoczenie jak największej liczby „przeciwników” – towszystko nie miało końca. Po wyczerpujących harcach na świeżym powietrzu zawszemożna było przyjść do kuchni. Usiąść przy stole, odpocząć. Nacieszyć sięzapachem domowych wypieków i aromatem świeżo zaparzonej kawy. Bliskościąukochanych osób.
Tamte święta miały w sobie jakąś magię. Te nie mają.Czegoś im brakuje. I żadne próby odtworzenia ówczesnej atmosfery nie mogą siępowieść. I nie zmieni tego zapach żurku wydobywający się z mojej kuchni, smakmakowca, czy białej kiełbasy. Wtedy, kilkanaście lat temu, czułam się bliżejBoga. Mimo że byłam dzieckiem, jakoś bardziej dotykały mnie te święta.Wiedziałam, że są potrzebne i że mają sens.
Ciężko mi tutaj stworzyć wielkanocną atmosferę. Mamwrażenie, że otacza mnie społeczeństwo wielce konsumpcyjne, które nie wie, jakgłęboki jest wymiar tych świąt. Easter – angielska nazwa Wielkanocy – to brzmidźwięcznie i pięknie. Ale co się kryje pod tym hasłem? Kilka dni wolnego odpracy? I tyle? Nic więcej? Smutne.
Ciężko odkryć atmosferę tych świąt, kiedy w zasadzie niema tutaj żadnych szczególnych celebracji i obchodów. Ze święconką w WielkąSobotą idą do kościoła tylko Polacy. I to nie wszyscy, bo ci mieszkający w wioskachi mniejszych miastach raczej nie mogą liczyć na polskie msze. A szkoda, bo topiękny polski zwyczaj.
Dawniej w Wielką Sobotę na ulice wychodzili ludzie, bywziąć udział w tak zwanym „pogrzebie śledzia”. Szli przez całe miasto ześledziem zawieszonym na kiju. Na czele procesji często stał rzeźnik. Rybie urządzanoniezbyt miłe pożegnanie: bito ją, aby na koniec wrzucić ją do rzeki, a na kijnadziać udziec barani. Ta symboliczna procesja pokazywała, że skończył sięczterdziestodniowy post, że znów można zacząć jeść mięso. Była to ciekawapraktyka i z chęcią wzięłabym w niej udział. Spóźniłam się.
Równie ciekawe tradycje wiązały się z wielkanocnąniedzielą. Ludzie wierzyli, że w niedzielny poranek słońce wstaje, by tańczyć zradości, iż Jezus Chrystus zmartwychwstał z grobu. Wstawali więc przed wschodemsłońca i wychodzili na ulice. Często wspinali się na pobliskie wzgórza, lubdocierali do miejsc, gdzie były studnie ze święconą wodą. Oczekiwali na wschódsłońca, by wraz ze słonecznymi promieniami wirować w radosnym tańcu. By nieuszkodzić sobie wzroku od patrzenia na słońce nabierali wody do rąk ipodziwiali słoneczne refleksy odbijające się w wodzie.
Oprócz wspomnianego powyżej rytuału „dance of the Sun atdawn”, był też „cake dance” – konkurs, w którym zwycięzca będący najlepszymtancerzem, otrzymywał nagrodę w postaci upieczonego na tę okazję ciasta.Obchody wielkanocnej niedzieli kończyły się wesołymi pogawędkami przyogniskach.
Obecnie niedzielne obchody sprowadzają się do uroczystegoobiadu w towarzystwie rodziny. Na stole znajdują się głównie ziemniaki, warzywai mięso – często jest to baranina. Niektórzy zjadają wtedy także zupę z pora.Wszystko zależy od kulinarnego gustu domowników. Nie można oczywiście zapomniećo wyczekiwanym przez dzieci rytuale poszukiwania słodkości ukrytych przezwielkanocnego zajączka. Co roku sprzedaje się tutaj kilka milionówczekoladowych jaj.
Nie wiem, czy ktokolwiek z tubylców podtrzymuje przy życiuwspomniane tradycje. Wątpię. Mamniekiedy wrażenie, że Triduum Paschalne nie ma tutaj żadnego znaczenia. Bo jakmożna się wyciszyć i pogrążyć w refleksji, kiedy spędza się czas w pracy lub naostatnich szaleńczych zakupach czekoladowych jaj?
Czy można poczuć, że są święta, kiedy w wielkanocnąniedzielę trzeba iść do pracy? Z niedowierzaniem patrzyłam na informacjęzamieszczoną przed miejscowym hipermarketem Tesco: piątek, sobota - czynne całądobę, niedziela – czynne od 10:00 – 18:00.
No tak, zapomniałam, że żyjemy w epoce konsumpcjonizmu. Czasemtylko zastanawiam się, czy Irlandczykom nie jest żal tego, co było? Czy dobrzeim w świecie, w którym żyją? Czy nie odczuwają czasem tęsknoty za dawnymiobchodami świąt?
To smutne, że na Zielonej Wyspie nie ma takiej tradycji światecznej jak u nas. W Wielkiej Brytanii w Londynie mieszka moja koleżanka. I tam nie ma tradycji Świąt Wielkanocnych. Dla Polaków to bardzo przykre.Pozdrawiam Cię Kochana Taitko gorąco i życzę raz jeszcze wszystkiego co najlepsze. Dziękuję również za śliczną kartkę i życzenia.Buziaki :)))
OdpowiedzUsuńTaitko, przede wszyskim Wesołego Alleluja Ci życzę! Smacznego jaja oraz mokrego Poniedziałku ... no i oczywiscie utrzymywania pieknych polskich tradycji.wiesz, zabawne jest to, ze ja rowniez napisalam podobny artykul na swoim blogu o marnosci brytyjskiej wielkanocy. troche z ogolnego punktu widzenia a troche od siebie. u nas jest podobnie, wiele zwyczajow odeszło i odchodzi, wszystko sprowadza sie do zakupow (wyprzedaż mebli! przeciez to jest teraz najwazniejsze, kupic sofe czy regal po przecenie) oraz jedzenia czekoladowych jajek i tyle.byc moze to ze wielkanoc nie jest az tak celebrowana po czesci ma zwiazek z laicyzacja spoleczenstwa, z odchodzeniem od wiary i religii (u nas z reszta i tak dominuje anglikanizm) a poczesci z tym ze niektore symbole wielkanocne wywodza sie z czasow poganskich a zostaly zaadoptowane przez wierzacych, a skoro czasy poganstwa juz dawno odeszly w niepamiec, to i ich symbole tez zanikaja. na pewno "religia", ktora utrzymuje sie i trwa jest marketing. nie wazne ze spoleczenstwo slabo wierzy w Boga, wazne ze czekolada dobrze sie sprzedaje :Pjesli chodzi o smigusa dyngusa czy swiecenie jajek w koszykach to nie mozemy wymagac tych zwyczajow od brytyjczykow bo sa to typowe zwyczaje pochodzenia slowianskiego i tutaj ich nie ma. nasze polskie sa piekne i gleboko religijne i dlatego wielkanoc w brytanii wypada przy naszych blado.taniec sledzia, olaboga! co za pomysl! biedna ryba! chociaz musze przyznac, ze musialo to ciekawie wygladac z tym sledziem na patyku :Ppozdrawiam wiosennie
OdpowiedzUsuńPiękna notka. Nie miałam pojęcia o tutejszych zwyczajach. W sumie nie dziwota, ze odeszły one już do lamusa. W tych czasach nawet w czasie Wielkiego Postu malutka liczba osób naprawde pości i nie je mięsa. O ile w ogóle ktokolwiek... Więc pochód ze śledziem nie ma już sensu... To samo z obserwacją tanca słońca... Teraz przecież już nawet dziecko wie, że słońce nie może tańczyć. Niestety, takie stare zwyczaje często brały się z ciemnoty i niewiedzy. I choć sa piękne, umierają wraz z rozwojem nauki. Kto wie, czy za tysiac lat nie będzie tak z całą religią? :(A ja nawet czułam tu świąteczny klimat. Wystarczy mi koszyczek poświęconych jajek i tradycyjne wielkanocne śniadanie. A potem spotkanie z przyjaciółmi i kolejne tradycyjne dania. W tym roku naprawdę czułam klimat Świąt :)A co do Tesco - to dziwne! U nas było zamkniete w Wielkanoc. Reopen było dziś o 8 rano. W sobotę było otwarte do 10 w nocy. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńBardzo malownicze są obyczaje, które opisałaś. Niestety, ale ucieczka w konsumpcjonizm, to chyba nie tylko cecha Irlandczyków. To taki znak czasów. Bo czyż w Polsce to nie daje się zauważyć? I ja pamętam Dyngusa, jako wspaniałą zabawę, a w tej chwili ten zwyczaj przekształcił się w chuligańską rozróbę. Czas przedświąteczny, to obłęd zaupów, jakby nic poza jdzeniem się nie liczyło. Na szczęście ostały się nasze polskie święconki, których póki co nic nie jest w stanie wyprzeć. Sfera duchowa tych świąt zanika, a przecież to jest ich sens i z tego płynie prawdziwa radość. No cóż w takich czasach żyjemy, ale sami możemy dbać, na ile się da, o tą atmosferę i nie dawać się ponosić fali kuszącej konsumpcji. Pozdrawiam bardzo gorąco i świątecznie!
OdpowiedzUsuńZgadza się, Pioanko. Wszystko w naszych rękach. Dopóki będziemy kultywować te nasze polskie tradycje, dopóty będą one żywe. Mieszkając w Polsce chyba nie do końca doceniałam te nasze wielkanocne zwyczaje. Kiedy wyjechałam, zorientowałam się, że czegoś mi brak w Wielkanoc. Jest swego rodzaju pustka, dość ciężka do wypełnienia. Nie wiem, jak sytuacja wygląda w Polsce, ale domyślam się, że i tam szerzy się konsumpcjonizm i że coraz więcej osób zapomina, jaki jest sens tych świąt. Lany poniedziałek to już od dawna jest prawdziwą zmorą mieszkańców większych miast. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńTeż się zdziwiłam, ale jak widać zależy to od właściciela. Mniejsze sklepy, chociażby Dunnes Stores były zamknięte. Tesco jednak MUSIAŁO być otwarte. Musiało być lepsze. Nie dali ludziom nawet szansy na spędzenie tych świąt z rodziną. Zastanawiam się, jaki ruch mieli i czy faktycznie była potrzeba otwierania sklepu w niedzielę, skoro w dni poprzedzające Wielkanoc mieli naprawdę duży ruch i to z pewnością wtedy ludzi zaopatrzyli się w świąteczne produkty. Podobnie zresztą było w Wielki Piątek. Teoretycznie powinien być to dzień wolny, a mimo to wiele sklepów było czynnych. Myślałam, że Połówek będzie miał trochę wolnego z okazji świąt, ale się pomyliłam. Jego szef też doszedł do wniosku, że firma będzie otwarta w piątek i sobotę. Oczywiście ruchu nie było praktycznie wcale. Fakt, wiele dawnych praktyk wywodziło się z ciemnoty i zacofania. Zdaję sobie z tego sprawę, a mimo to odczuwam lekki żal, że to wszystko odeszło już do lamusa. Nawet jaj już chyba tutaj nikt nie maluje, a kiedyś przecież to robili. Łatwiej przecież kupić te badziewne z czekolady... Cieszę się, że udało Ci się odtworzyć wielkanocną atmosferę :) Plus dla Ciebie. Trzymaj się dzielnie i głowa do góry :) Zostawiłam Ci komenta na blogu.
OdpowiedzUsuńLany poniedziałek, brrr! Czego Ty mi życzysz, kobieto :) Wczoraj było pięknie, ale dzisiaj jest okropnie wietrznie. Przez całą wczorajszą noc wiatr niemiłosiernie wył za oknem. Gdyby ktoś dzisiaj oblał mnie wiaderkiem wody, chyba bym go własnoręcznie rozszarpała ;) A jak u Was z pogodą? Masz rację i ja również doskonale zdaję sobie z tego sprawę, a mimo to trochę żałuję, że nie ma już tych zwyczajów. Nawet jaj nikt już chyba tutaj nie maluje, a z tego co mi wiadomo, to kiedyś to robili. Idę poczytać o Twoich wielkanocnych przemyśleniach :)
OdpowiedzUsuńNiestety to prawda. Dlatego święta wielkanocne są tutaj często pozbawione uroku. Jeśli ktoś mieszka w miarę dużym mieście, może liczyć na poświęcenie pokarmów. W wielu irlandzkich miastach są polscy księża i polskie msze. Raz w miesiącu albo co tydzień - wszystko zależy do miasta. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńIrlandzki folklor to wspaniała, wielka skarbnica inspiracji dla współczesnych. Szkoda, że właściwie nikt już tam nie praktykuje dawnych tradycji... chociaż może są jakieś organizacje zajmujące się ochroną dawnych płodów kultury? Zachodnia Europa nie przeżywa głęboko duchowo świąt. Niestety, ale zostały one do cna skomercjalizowane i właściwie nie ma w nich nic poza czekoladowymi jajkami i "happy easter". To po prostu kolejne wolne dni w roku. W Polsce mamy to szczęście, że jeszcze jako tako dba się o właściwe przeżywanie duchowego wymiaru świąt kościelnych, że walczy się o to, by to Chrystus był w nich na pierwszym miejscu. Oczywiście to, jak co trafia do serc, to już sprawa indywidualna. Grunt, że tu i jeszcze troszkę na wschód, Kościół ma w miarę mocną pozycję, a wśród nas żyją jeszcze nasze babcie, dziadkowie, rodzice, którzy wspomagają pielęgnację obchodów świąt kościelnych i dbają o to, byśmy potrafili docenić coś więcej poza kiczowatymi, plastikowymi ozdóbkami w oknie.
OdpowiedzUsuńWczoraj opowiadałem znajomemu Irlandczykowi jak u nas obchodzi się Dyngusa. Słusznie chyba stwierdził, że w kraju gdzie pada 372 dni w roku taki zwyczaj mógłby pozostać niezauważonym... :)
OdpowiedzUsuńSama miałam coś o tym napisać, ale śwetnie to ujęłaś, więc nie będę :) Zgadzam się - tu Wielkanoc to tylko kolejny Bank holiday, poprzedzony milionem czekoladowych jaj na sklepowych półkach. Ja ugotowałam jajka w cebuli (piękne wyszły!), i zaprosiłam przyjaciół na obiad - był żurek z białą kiełbasą i jajkiem, zrazy i własnoręcznei upieczone ciasto drożdżowe :) A znajomy Irlandczyk się dziwił, jak mu mówiłam że naszym symbolem są prawdziwe jajka, nie te czekoladowe! Opowiedziałam mu o swięceniu pokarmów, świątecznym śniadaniu i lanym poniedziałku. A obiad bardzo mu smakował :)
OdpowiedzUsuńCałkowicie się z Tobą zgadzam. Uwielbiam irlandzki folklor - jest bardzo barwny i interesujący. Zawsze z przyjemnością zagłębiam się w lokalne legendy, wierzenia i podania. Za każdym razem odkrywam w nich coś fascynującego. Nie wiem, czy uda się nam zachować wielkanocne tradycje, jednak bardzo bym tego chciała. Nasze świąteczne obchody prezentują się naprawdę imponująco na tle dość ubogich tradycji wielkanocnych zachodnich państw.
OdpowiedzUsuńHaha :)
OdpowiedzUsuńNiepotrzebnie zrezygnowałaś z tego pomysłu - z chęcią poczytałabym Twoje przemyślenia. Zaglądałam do Ciebie przed świętami, miałam nadzieję, że spłodzisz okolicznościową notkę, ale niestety się nie doczekałam. Anyway... czas napisać nowego posta, bo publika z nudów zaczyna przebierać nogami ;) Zatem czekam :) U mnie było podobnie: żurek, biała kiełbasa, jaja [100% natural, a nie jakieś tam czekoladowe wynalazki] i makowiec :) Szkoda tylko, że święta tak szybko się skończyły. Teraz tylko pozostaje czekać na majowy bank holiday.
OdpowiedzUsuńfaktycznie szkoda tych zwyczajów i szkoda tak odzierać Święta z ich magii ... generalnie to w większość krajów poza Polską i Włochami chyba jest podobnie kiepsko ze Świętowaniem ....
OdpowiedzUsuńwydaje mi sie, ze troche trudno wymygac od protestantow, aby powielali tradycje kosciola katolickiego w Polsce. pisze o protestantach tutaj, w Szkocji. Tutaj jesli chcesz, mozesz isc do kosciola katolickiego w Wielki Piatek itd. nie ma problemu. ja bylam w szkockim, bo akurat nie pracowalam. odnosnie tego "niepracowania w czasie tych 3 dni, to ja doskonale pamietam, ze do pracy szlam i w piatek i sobote.wolna byla niedziela i poniedzialek. ale sklepy w poniedzialek byly pootwierane bez wyjatkow. tutaj sa otwarte i jakos mi to nie przeszkadza, bo nie znaczy to, ze ja musze do nich isc przeciez. zreszta wszystkie sklepiki na rogach sa otwarte, bo muzulmanie sa wlascicielami, wiec nawet gdyby supermarket zamkneli, to i tak na co drugim zakrecie byloby cos otwarte:)i nienawidzilam lanego poniedzialku, bo z tej tradycji w Polsce zrobila sie zwykla chamowa i niekoniecznie lubilam, kiedy lano wode z wiadra lub worami na glowe z blokow, takze za tym mi wogole nie teskno. ja uwazam, ze to jak swietujesz, zalezy od nas samych. moglam isc i do kosciola i jajka poswiecic, ludzie jechali wiele kilometrow do Edynburga, jesli tylko mogli i chcieli. a ze jajka czekoladowe tutaj popularne, coz...inne obyczaje. moje gotowane z majonezem i szczypiorem wzbudzaly odruch niekontrolowany u Szkotow:)))nie znosza tego. a ja czekoladowych nie jadlam.pozdrawiam slonecznie.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że trudno wymagać tego od protestantów. Jednak w Irlandii dominującą religią jest katolicyzm i trochę mnie dziwi to, co widzę. Z tego co mi wiadomo ich dawne tradycje wielkanocne przypominały nieco te nasze polskie. Też na przykład malowali jaja - teraz już chyba nikt tego nie robi. Wygodniej jest kupić te czekoladowe. Polski lany poniedziałek to już w ogóle temat na odrębnego posta. Ja nigdy nie miałam z nim problemu, bo mieszkałam w małej miejscowości, gdzie wszyscy obchodzili ten dzień w miarę kulturalnie. Była zabawa i wygłupy, ale wszystko w granicach przyzwoitości. Inaczej sprawa wygląda w miastach, gdzie śmigusowo-dyngusowe chamstwo próbuje być tłumaczone tradycją...
OdpowiedzUsuńSzkoda, ale taki widocznie jest już znak naszych czasów. Nie wiem, czy czytasz bloga laury [mieszka we Włoszech], ale z jej przedostatniego posta wynikało, że tam również nie przywiązuje się zbyt dużej wagi do świąt wielkanocnych. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńhmm nie znam Laury :]
OdpowiedzUsuńWłaśnie - te czekoladowe jaja... Co za badziewie... Tak samo jak christmas crackers- za bardzo nie wiem PO CO to w ogóle jest (no wiem, co się z tym robi i że to zabawa dla dzieciaków), chyba tylko po to, żeby kupić i wydac pieniądze... Komercha i tyle... Może za 100 lat ludzie będa tęsknić za czekoladowymi jajami i mówić, że stare tradycje odchodza do lamusa ;)Miłego weekendu!!!
OdpowiedzUsuńOh, jakie ciekawe sa tradycje staroirlandzkie! I jaka szkoda, ze zapomniane odchodza do lamusa. Ja co roku swietuje Wielkanoc po polsku. Zawsze! Jest kolorowanie jajek, zurek, biala kielbasa, pieczenie miesiw, ciasta, bieganie do polskiego kosciola ze swieconka, chodzenie w neidziele na uroczysta msze. Co roku przyjezdza rodzina, przychodza znajomi. W te swieta zrobilam wielki obaid swiateczny na 10 osob. zawsze namecze sie neizle ale warto. Mimo zmeczenia i obslugiwania gosci cieszy mnie swiateczna krzatanina, dekoracje, bazie i swieze tulipany w wazonie, czekoladowe zajace (tak to tez nasza tradycja), dzielenie sie pisanka przed rozpoczeciem niedzielnego sniadania. Polska kultura jest bardzo silna i im dluzej jestem w Kanadzie tym bardziej staram sie ja podtrzytmywac, tym wiecej ja cenie.W tym roku mamy piekna i wczesna wiosne, po raz pierwszy odkad tu jestem. Po raz pierwszys bylo cieplo w swieta, zazielenilo sie wszystko i zakwitly magnolie. To byly najpiekniejsze swieta. bardzo serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWitaj, Imagiku :) Bardzo się cieszę, że tak miło upłynęły Ci święta wielkanocne. Ale najbardziej cieszy mnie fakt, że pomimo upływu czasu nie zapominasz o polskich korzeniach, że ciągle kultywujesz nasze piękne tradycje. Jestem z Ciebie dumna! Naprawdę :) Trzymaj się ciepło :)
OdpowiedzUsuń