poniedziałek, 29 marca 2010

48 aniołów

Zaraz po paradzie z okazji dnia świętegoPatryka udałam się do mojego ulubionego sklepu, aby kupić butelkę wodymineralnej. Wyszłam nie tylko z wodą w ręku, ale także z dwoma irlandzkimifilmami. Było święto narodowe, dzień wolny od pracy, a co się robi w takie dni?Różne rzeczy. Ja zdecydowałam się spędzić resztę tego dnia popijając irlandzkiepiwo i oglądając irlandzkie filmy.


  

O „48 Angels” i „Borstal Boy”, zakupionychprzeze mnie filmach, nic wcześniej nie słyszałam. Niezbyt mnie to zdziwiło.Mimo że kraj ten ma w swoim dorobku dużo naprawdę interesujących produkcji,które postaram się tutaj od czasu do czasu przybliżać, są one niestety małoznane. Światowy rynek filmowy ciągle bombardowany jest produkcjamiamerykańskimi, pozostawiającymi nieraz naprawdę wiele do życzenia.


 


Szczerze mówiąc, znudziło mi się oglądaniefilmów made in USA. W dużej mierze są one tendencyjne, przewidywalne ipraktycznie nic nie wnoszące do życia przeciętnego widza. Kinematografiairlandzka – ogólnie rzecz ujmując - taka nie jest. I może dlatego tak szybkosię w niej rozsmakowałam. Korzystam zatem z szans, jakich dostarcza mi lokalnyrynek: kupuję i oglądam te irlandzkie filmy, których pewnie nigdy bym nie miałaokazji zobaczyć, mieszając w Polsce. Bo spora ich część to niskobudżetoweprodukcje, znane wąskiej grupie miłośników kina. Niskobudżetowy nie oznaczajednak mniej ciekawy. 

 

Na korzyść miłośników kina w Irlandii przemawiająniskie ceny filmów. W Polsce coś nie do pomyślenia, tutaj norma. Za kilka euromożna nabyć większość filmów. Nawet te najnowsze nie mają wygórowanych cen. Sąw zasięgu przeciętnego zjadacza chleba. Godzina pracy, półtorej i ma się„dukaty” na kupno filmu.

 

Minus tutejszych filmów to wąski obszardystrybucji kinowej i telewizyjnej - to widać już na pierwszy rzut oka. WydaniaDVD najczęściej nie oferują napisów. Bo i po co? Irlandczycy ich niepotrzebują. Problem pojawia się wtedy, kiedy film jest naprawdę godny uwagi,jednak nie można go podrzucić do oglądnięcia kumplowi lub rodzinie, którajęzyka angielskiego nie zna. Całą sytuację pogarsza nieraz mocny, szczególniepółnocnoirlandzki akcent. Dla osób nie mających do czynienia z mieszkańcamitego kraju może być to nie lada problem. Internetowe zasoby nie zawsze oferująnapisy do każdego filmu. I tak błędne koło się zamyka. Mało znane produkcje [bote zdecydowanie bardziej popularne są zazwyczaj wypuszczane na rynek z napisamiw przeróżnych językach] są albo dla Irlandczyków, albo dla tych obcokrajowców,którzy język angielski mają opanowany na bardzo dobrym poziomie. Szkoda. Wielkaszkoda i dla irlandzkiej kinematografii i dla widzów.

 

Wracając do „48 Angels”. Film jaknajbardziej przypadł mi do gustu. Pewnie dla niektórych, szczególnie dlamiłośników akcji i adrenaliny, byłby zbyt nudny i za bardzo przegadany. Nie dlamnie. Jeszcze w sklepie, czytając krótką recenzję na odwrocie opakowania,wiedziałam, że będę miała do czynienia z kawałkiem ambitnego kina. Lubiędramaty, lubię filmy, które stawiają widzowi przeróżne pytania, filmy wymagającechoćby odrobiny myślenia. „48 Angels” właśnie taki jest. Aż do bólurefleksyjny, poruszający ważny temat wiary i Boga. Jednak co ważne – nie jestciężkostrawny i męczący. Oglądałam go z przyjemnością i zainteresowaniem.

 

Przez półtorej godziny mamy okazję śledzićlosy irlandzkiego dziewięciolatka, Seamusa, cierpiącego na poważną chorobę. Tonie jest jednak film o walce z chorobą, a o poszukiwaniu. Poszukiwaniu Boga icudu. Nie jest to też ckliwy obraz mający na celu zmuszenie widza do wylaniamorza łez.

 

Seamus, główny bohater, zdaje sobie sprawę,że nie zostało mu zbyt wiele czasu. Zainspirowany przez świętego Kolumbę [jegoimię oznacza „dove of the church”, czyli gołąbek kościoła – to informacja namarginesie, która może pomóc w odbiorze filmu], decyduje się na dość ryzykownykrok – samotną podróż łodzią. Beż żagli, bez wioseł. I tu zaczyna się jegoprzygoda, na którą pozwolę sobie zarzucić zasłonę milczenia. Nie chcę psućpotencjalnym widzom przyjemności oglądania. Mogę jedynie powiedzieć, że wraz zpoznanymi przez Seamusa osobami, robi się coraz ciekawiej. Bo każdy z nich maswoją, mniej lub bardziej dramatyczną historię.

 

„48 Angels” to jeden z tych filmów, którekończą się, a widz jeszcze przez dłuższą chwilę siedzi zamyślony i rozważa senstego, co zobaczył. I stara się odpowiedzieć w swoich myślach na pytania, którezrodziły się w jego głowie. Warto też wspomnieć o bardzo dobrej, jak na takąobsadę, grze aktorskiej. Dlaczego? Dlatego, że w filmie oprócz przystojniakaShane’a Brolly, znanego szerszej publice, występują głównie mało znane dzieciaki:młodziutki Ciaran Flynn, który dość dobrze poradził sobie ze swoim zadaniem, atakże znany mi z kilku innych filmów, utalentowany John Travers, któremu niemogę nic zarzucić oprócz… wkurzającego, północnoirlandzkiego akcentu ;)

 

Podsumowując, polecam ten film tym, którzylubią ambitne kino. Nie jest to jedna z wielu banalnych produkcji. Nie ma tuporywającej akcji, jest za to umiejętnie wpleciony wątek polityczny, jestgarstka psychologicznej analizy i religijnych refleksji, a także ciekawafabuła.


A tu mały trailer „48 Angels” – polecam.

10 komentarzy:

  1. ~pełnoletnia29 marca 2010 15:52

    Już bym ściągała, ale niestety, takie filmy rzadko kto udostepnia :( Twój opis brzmi fascynująco, trailer też sugeruje, że mamy tu do czynienia z dobrym kinem. Jakbyś tak dała namiary w jakim sklepie go kupiłas to chyba bym się nawet skusiła ;) Ja też mam dość amerykańskiego kina. Z polskich filmów mogłbym ci polecić Rewers. A ten drugi film jaki? Zjadliwy? ;)PS: Mail wysłany! Przepraszam że tak późno.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chętnie bym zobaczyła "48 aniołów", ale podejrzewam, że nie znajdę go w żadnej wypożyczalni. Twój opis brzmi bardzo zachęcająco.Pozdrawiam cieplutko Taitko :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie zaszkodzi sprawdzić, Miledo, aczkolwiek pewnie masz rację. Pozdrawiam serdecznie z... zaśnieżonej Irlandii :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie szkodzi :) Tak się składa, że też byłam zajęta i nikomu nie odpowiadałam na maile. Mam już niezłe zaległości... Pojutrze będę miała więcej czasu dla siebie, więc wtedy postaram się napisać długiego maila :) Zatem proszę o odrobinę cierpliwości :)Miałam też opisać "Borstal Boy" w tej samej notce, ale za bardzo się rozpisałam i doszłam do wniosku, że nie będę przynudzać. Moim zdaniem warto go obejrzeć - oglądałam go z przyjemnością, jak zresztą większość. Może kiedyś wrzucę jego recenzję - kto wie. A tak w ogóle to postanowiłam regularnie opisywać tutaj irlandzkie filmy :)PS. U mnie śnieżyca! Jeszcze nie wyszłam z szoku. Podejrzewam, że u Ciebie podobna aura :) Ach, ta Irlandia :)

    OdpowiedzUsuń
  5. pioanka@op.pl31 marca 2010 22:25

    Muszę przyznać,że i ja mam dość amerykańskich sztampowych produkcji. Twoja recenzja zaintrygowała mnie. Może uda się gdzieś trafić na ten film... Pozdrawiam wiosennie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Titania_yng_Nghymru31 marca 2010 23:15

    Ten film brzmi ciekawie i intrygujaco. ja tez lubie ogladac filmy o kulturze brytyjczykow, poznawac ich stereotypy społeczne widziane okiem reżysera. niestety u mnie jakos nie widuje sie takich dvd w kioskach, a jesli juz to "amerykanska sieczka" ble...ostatnio ogladałam film "magdalene sisters", ktorego akcja działa sie w irandii w roku 1964. fajny, podobał mi sie, sprawia, ze po obejrzeniu tego filmu na zakonnice patrzy się inaczej...

    OdpowiedzUsuń
  7. W naszych czasach, kiedy rynek filmowy zalewa fala naprawdę głupich i pustych produkcji, ciężko trafić na film, który skłania do myślenia i pozostawia w życiu widza coś więcej niż poczucie straconego czasu. Warto jednak szukać. Trzeba tylko oddzielić ziarno od plew. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja mam to szczęście, że w moim mieście naprawdę łatwo jest dostać irlandzkie filmy. W wielu sklepach są specjalne działy w całości poświęcone rodzimym produkcjom. Nie trudno się domyślić, że to moje ulubione stoiska :) Titanio, a biblioteka? W Twojej bibliotece powinny być nie tylko zasoby książkowe, ale także filmowe. "Siostry Magdalenki" mam w swojej filmotece. To jeden z moich ulubionych filmów irlandzkich. Mocny, prawdziwy i aż do bólu przejmujący. Z pewnością wart obejrzenia. Choć po jego oglądnięciu nie wrzucałabym wszystkich zakonnic do jednego worka. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Titania_yng_Nghymru5 kwietnia 2010 13:55

    masz racje, zajrze do bibliotek, tam tez maja dvd, ksiazki chetnie bym poczytała ale kiedy? juz i tak mam stosy pietrzace sie przede mna... czekajace na przeczytanie

    OdpowiedzUsuń
  10. ~SexyBitch_66631 lipca 2010 22:35

    Kurde chciała bym obejrzeć ten film, ale w internecie chyba go nie ma.. W każdym bądź razie, nie umiem go znaleźć. Znacie jakąś strone na której umieszczony jest ten film?

    OdpowiedzUsuń