czwartek, 18 marca 2010

The Irish craic, czyli obchody Dnia Świętego Patryka

Ostatnie trzy tygodnie były niesamowicie ładne. Słońce raczyło tubylców ciepłymi promieniami, dni znacznie się wydłużały, a na nieco umęczonych nietypową zimą twarzach Irlandczyków coraz częściej pojawiał się szeroki uśmiech. W większych i mniejszych miastach wrzało. Trwały przygotowania do corocznych obchodów siedemnastego marca. Ludzie zaciskali kciuki, licząc, że aura nie zawiedzie. Nie zawiodła.


 


Środowy poranek był kapryśny. Zupełnie tak, jak gdyby matka natura zastanawiała się, czy zesłać tubylcom deszcz, czy uraczyć ich kolejnym pięknym dniem. Wreszcie zdecydowała się na coś pośrodku – lekko zachmurzone niebo, ale jednocześnie pozbawione deszczowych chmur. Ludzie odetchnęli. Wylegli na ulice w kurtkach podszytych wiatrem, w wiosennym obuwiu i głowach osłoniętych jedynie ozdobnymi, trójkolorowymi lub jednobarwnymi, zielonymi kapeluszami, w jakich paradują irlandzkie skrzaty, leprechauny.


 


Main street, główna ulica miasta. Dziwnie pusto i spokojnie. Rzadko gdzie można natrafić na człowieka. Pozamykane sklepy i urzędy. Pustki na placach zabaw i małych skwerkach, gdzie można usiąść i odpocząć. Wszyscy zgromadzili się przy jednej z sąsiednich ulic. Przy barierkach tłoczą się mali i duzi, każdy próbuje znaleźć sobie jak najbardziej dogodne miejsce do obserwacji. W tym celu część osób wspina się na parapety, kubły z odpadkami, ławki i wszelkiego rodzaju podesty.


 


Brzdące spoglądają na świat z perspektywy ramion rodziców. W rękach pomachują narodowe flagi Irlandii, a nierozłączna kolorystyczna trójca: zieleń, biel i pomarańcz gości nie tylko na ubraniach, kapeluszach, lecz także na włosach i twarzy. I wcale nie jest tak zielono, jak być powinno – sporo osób wcale się nie przebrało. Stoją tak, jakby to był jeden ze zwyczajnych dni. A przecież nie jest. Wszyscy zgromadzili się tutaj, bo to Saint Patrick’s Day, Dzień Świętego Patryka, patrona Irlandii.


 


Kim był główny zainteresowany – bohater tej środowej parady? Co ciekawe, nie był on Irlandczykiem a Walijczykiem. Jego pierwszy kontakt z Irlandią był nieco niefortunny. Znalazł się tu nie z własnej woli, a z woli piratów – to oni uprowadzili go w wieku szesnastu lat, a następnie sprzedali do irlandzkiej niewoli. Przez sześć długich lat pasł owce i cierpliwie znosił swój los, zanim udało mu się uciec i powrócić do rodzinnego kraju. Podjął studia teologiczne, przyjął święcenia, poddał się najbardziej surowej ascezie. I… wrócił do Irlandii. Wrócił z misją. Ponoć w swoich snach słyszał błagalne prośby Irlandii, aby nawrócił pogan na chrześcijaństwo.


 


Patryk, dzielny misjonarz, przybył na Zieloną Wyspę, i pewnie włosy mu się na głowie zjeżyły, kiedy zauważył, że królują tu pogańskie wierzenia i rytuały. Był jednak na tyle mądrym i inteligentnym człowiekiem, że udało mu się dokonać niesamowicie ważnej rzeczy – dokonał pokojowej chrystianizacji. Nawrócił Irlandię bez rozlewu krwi. Znalazł złoty środek - to on zapewnił mu sukces, a także „nieśmiertelność”. Mimo że święty zmarł dawno temu, jego pamięć czci się do dzisiaj. Ciągle pamięta się jego delikatne i pomysłowe metody nawracania. Zamiast zwalczać istniejące miejsca kultu i pogańskie praktyki, on podbudował je fundamentem nowej, chrześcijańskiej wiary. Nowa religia respektowała głęboko zakorzenione przekonania, zatem nie było powodów do kłótni i rozlewu krwi. Druidzi zostali przemianowani na biskupów, a – co ciekawe – pogańska bogini płodności, Brigid, stała się świętą Brygidą, by wraz z Patrykiem patronować i chronić Irlandię.


 


Co roku w ostatnią niedzielę lipca tłumy pielgrzymów nie tylko z Irlandii, lecz także z zagranicy przemierzają, często boso, trudny szlak, by dostać się na szczyt Croagh Patrick, „świętą górę” Irlandii leżącą w hrabstwie Mayo. To tutaj święty Patryk spędził 40 dni i 40 nocy, tocząc zaciekłą walkę z legionem złych duchów. Oczywiście odniósł zwycięstwo. Od tego momentu szczyt góry przestał być poświęcony pogańskiemu bożkowi. Miejsce tego bóstwa zajął chrześcijański Bóg.


 


Świętemu Patrykowi przypisuje się inny niezwykły czyn. Mówi się, że to on wypędził z Irlandii wszystkie węże. Czy to prawda, ciężko powiedzieć. Prawdą jest stwierdzenie, że węży tutaj nie ma. Ale… prawdopodobnie nigdy ich tu nie było. Należałoby się raczej dopatrywać symbolicznego znaczenia tego stwierdzenia: wypędzenie węży miałoby oznaczać położenie kresu pogańskim praktykom.


 


Dlaczego właśnie 17 marca? Bo to najprawdopodobniej właśnie wtedy umarł święty Patryk. Odszedł w 460 roku, po prawie trzydziestu latach swojej działalności na irlandzkiej ziemi. Myślę, że umierając, był szczęśliwy. Wykonał swoje zadanie, nawrócił Irlandię, mógł z uśmiechem na twarzy uznać swoją misję za zakończoną.


 


To było kiedyś. Współcześnie jest zupełnie inaczej. Zmieniły się czasy, zmieniły się obyczaje. Zmieniła się też sama Irlandia – napływ różnorakiego rodzaju ludności, nieraz z odległych krajów, nie pozostał obojętny dla tej wyspy. I choć Zielona Wyspa nadal jest krajem chrześcijańskim, wiara i religia mają już nieco inny wymiar. Kościół walczy z mniejszymi i większymi skandalami, a Irlandczycy na swój sposób czczą pamięć o świętym Patryku. Dla jednych to tylko płytkie czynności: parada, dobra zabawa, picie rodzimych trunków. Dla drugich to coś więcej – to msza w kościele, modlitwa w skupieniu, pamięć o misjonarzach, swoich bliskich przebywających za granicą, umiar w zabawie i piciu. I chyba postawa tych drugich byłaby bliższa świętemu Patrykowi.


 

19 komentarzy:

  1. Chyba przesadzasz z tymi tubylcami. To nie jest wyspa Koikoi tylko Irlandia.

    OdpowiedzUsuń
  2. ~pełnoletnia19 marca 2010 03:49

    Witam! A to jednak byłaś na paradzie :) Ja też :) To była moja pierwsza parada, choć mieszkam tu od "pięciu Patryków". Byliśmy na paradzie w naszym miasteczku ale nie mam takich fajnych zdjęć :( Było wesoło i kolorowo ale parada wiecej stała niz poruszała się i w końcu wylądowaliśmy ze znajomymi w parku na spacerze. Misia miała trójkolorowa perukę :) Czasami pożyczyła ją nawet na chwilkę mamie!Żałuję bardzo, ze w polsce ni emamy podobnego, równie patriotycznego swięta! A jakby tak ustanowić święto orła białego 11 listopada, w dzień niepodległości? Już widzę te orły maskotki sprzedawane w kramach ;) PS: Oglądałaś "The Snapper"?

    OdpowiedzUsuń
  3. Taiteczko a my tez bylismy na paradzie i bylo super, fajnie to wszystko opisalas. Nie wiedzilam, ze Patryk nie byl Irolem, pozdrawiam Ciebie serdecznie, aha teraz sie przeprowadzamy wiesz, papapa

    OdpowiedzUsuń
  4. Byłam, byłam. I nie żałuję, że się udałam na paradę. Według mnie było ciekawie, aczkolwiek Połówek burczał mi za uchem i twierdził, że nudy były ;) Na szczęście pogoda dopisała, więc nie trzeba było się chować pod parasolem. U nas nie było zbyt kolorowo - szczerze mówiąc lekko się rozczarowałam. Ja sobie specjalnie zielony kapelusz kupiłam, a mało kto się przebrał! Sporo osób nawet nic zielonego nie miało. Skandal ;) To nie był "The Snapper" [zresztą pierwszy raz o nim słyszę], a "48 angels". Nabyłam go w środę i w ten sam dzień oglądnęłam. Postaram się niedługo wrzucić jakąś recenzję, jeśli Cię to interesuje. Serdeczne pozdrowienia przesyłam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Koleś, to ty ewidentnie przesadzasz. Gdzie rzucić okiem [blog Invitady, Żołnierza, Pendragona] tam Przemądrzały Pshemko i jego inteligentne inaczej komentarze. Zacznij człowieku żyć zamiast trollować... A tubylcy to nie tylko dzikie plemiona i niecywilizowane ludy, ale skąd ty to możesz wiedzieć?

    OdpowiedzUsuń
  6. Kuchareczko, przede wszystkim przepraszam, że jeszcze nie odpowiedziałam Ci na maila. Może wkrótce uda mi się nadrobić e-mailowe zaległości.Ja trochę się spóźniłam na naszą paradę, ale nie żałuję, że się na nią udałam. Zawsze to jakaś rozrywka. Pozdrawiam ciepło i życzę bezproblemowej przeprowadzki :) Przeprowadzacie się do innego domu w tej samej miejscowości, czy to może jakieś większe zmiany?

    OdpowiedzUsuń
  7. ~niewinny czarodziej19 marca 2010 20:28

    Nie byłem ale mam zamiar być . Zresztą gdzie nie mam zamiaru być ! Bardzo mi przybliżyłaś Zieloną Wyspę . Wiedziałem to wszystko ale czytając Twój tekst poczułem się jak w pubie ...takim irlandzkim i zasłuchany w Twoją opowieść .Pozdrawiam .

    OdpowiedzUsuń
  8. Niewinny czarodzieju, dziękuję za miłe słowa, cieszę się, że się podobało i zapraszam ponownie :) Nie tylko na mojego bloga, ale także do Irlandii! Warto, szczególnie w lecie :)Miłego weekendu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak nic święty Patryk zepsuł mi Irlandię :-) Ja uwielbiam stare legendy i irlandzkie wierzenia, a podczas wizyty na Wyspie kupiłam sobie książkę Irish myth and legends i jestem cała szczęśliwa :-) To oczywiście jedna z wielu książek, które nabyłam robiąc najazd na donegalską księgarnię :-)Bardzo żałuję, że miałam tak mało czasu i tyle ograniczeń podczas pobytu w Irlandii, bo nie udało mi się zobaczyć zbyt wiele. Mam jednak nadzieję, że następnym razem to nadrobię :-)Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Ty uparciuchu, żałuj, że przyjechałaś w marcu nie zaś w maju albo czerwcu. Wtedy zobaczyłabyś tę słynną soczystą zieleń - teraz jest szaro i nijako i nawet mnie nie podoba się ta ponura sceneria. Wiosna niby już jest, ale to jeszcze nie jest "Zielona Wyspa". Musisz wrócić latem :) A irlandzkie wierzenia, legendy i mity wprost uwielbiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Podoba mi się Twój post, jak zawsze zresztą :) Na świętego Patryka wybierałam się w tym roku do Irlandii, celem miał być oczywiście Donegal ;p ale nowa praca i związany z tym brak urlopu. Ale co się odwlecze, to nie uciecze... Przyjadę w następnym roku :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Titania_yng_Nghymru20 marca 2010 20:09

    Super swieto, swietna parada i interesująca notka. to juz trzecia o tej tematyce jaka czytam na blogach :P polskie irlandki nie zawiodły mnie pod wzgledem opisu :Pnie wiedzialam ze sw patryk byl walijczykiem! jupieee! wales rules! hi hi hi pozdrawiam z deszczowej Cymru (ochłodziło sie, a tez mielismy wspaniala sloneczna pogodę :?)

    OdpowiedzUsuń
  13. Powinnas staranniej prowadzic bloga. Ja nie popelniam takich razacych bledow. I nie unos sie tak jak ktos Ci zwraca uwage.

    OdpowiedzUsuń
  14. Zainwestuj w słownik wyrazów bliskoznacznych. Wtedy na pewno będziesz pisał bardziej staranne komentarze i nie będziesz popełniał tak rażących błędów.

    OdpowiedzUsuń
  15. Proszę, proszę, czego ja się tutaj dowiaduję? :) Nie wiedziałam, że miałaś tak ambitny plan. Oby w następnym roku wypalił! :) Im większe miasto, tym bardziej barwna i emocjonująca parada, może więc warto by było skoczyć do Dublina?

    OdpowiedzUsuń
  16. Ponoć był :) Na pewno pochodził z Brytanii, co do tego zgadzają się wszystkie źródła z jakimi miałam do czynienia. To fakt, na wielu emigracyjnych blogach można było spotkać okolicznościowe notki :) PS. U nas też się ostatnio ochłodziło, aczkolwiek sobota była piękna.

    OdpowiedzUsuń
  17. Dziękuję Ci Taitko za pokazanie obchodów dnia Świętego Patryka.To musi być wspaniały dzień zwłaszcza, że już wtedy wiosna puka do drzwi.Lubię zielony kolor :))Buziaki i serdeczne pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  18. ~pełnoletnia23 marca 2010 11:48

    Jasne, że interesuje! Jakiś irlandzki film leciał w St. Parick's Day w TV i myślałam, ze to ten miałaś na myśli ;) W sumie to nawet nie pamiętam na 100% tytułu, wydawało mi się, ze The Snapper. ale moge się mylić...

    OdpowiedzUsuń
  19. ~pełnoletnia23 marca 2010 11:52

    O ile mogę się wtrącić, to wyrażenie "tubylcy" użyte zostało przecież ewidentnie w kontekście humorystycznym. Więc o co się tu rzucać?

    OdpowiedzUsuń