Chociaż zdecydowanie można określić mnie mianem mola książkowego, nigdy nie brałam udziału w żadnych wyzwaniach czytelniczych. Nie miałam takiej potrzeby, nie widziałam w tym większego sensu.
Odkąd bowiem pamiętam, czytałam tylko dla siebie i swojej przyjemności. Nie jestem jak bohaterka "Marzycielki z Ostendy" Érica-Emmanuela Schmitta, która czyta tylko nieżyjących pisarzy. Nigdy też nie stylizowałam się na książkowego snoba sięgającego wyłącznie po klasyków literatury. W moich czytelniczych stosach z powodzeniem można było znaleźć osławionego Balzaka czy Dostojewskiego, ale też "obciachową" Danielle Steel czy często wyśmiewanego Paulo Coelho.
Nigdy nie ograniczałam się do jednego gatunku i autora. Moje serce, pałające gorącym uczuciem do książek, wydawało się na tyle pojemne, by zmieścić w nim wszystkich literatów: tych znanych i cenionych, jak również tych, którzy nigdy nie dostąpili chwały i zaszczytów.
Oczywiście, kiedy byłam w szkole czy na studiach, część lektur była mi niejako narzucona odgórnie, mimo to zawsze udawało mi się wpleść między nie moje prywatne wybory.
Książki od zawsze mnie uszczęśliwiały, czytanie ich było więc dla mnie tak naturalną czynnością jak oddychanie.
Nie brałam więc udziału w żadnych konkursach czy wyzwaniach. Nie czytałam na czas, z nikim nie konkurowałam, bo po co? Jak w wielu dziedzinach życia, tu też znalazłby się sposób na oszustwa ‒ można przecież postawić na ilość, nie jakość, i przeczytać 100 książek liczących nie więcej niż 50 stron. A można przeczytać 20 obszernych "cegieł", z których żadna nie schodzi poniżej 600-800 stron.
Lubiłam za to zapisywać wszystko, co przeczytałam w każdym roku. Taką ewidencję prowadzę w swoim dzienniczku już od dobrych kilkunastu lat. Na początku notowałam jedynie autorów i tytuły, w ostatnich latach wzbogaciłam te zapiski o ocenę.
Na samym początku 2024 roku trafiłam jednak na wyzwanie czytelnicze na Goodreads.com. Pomyślałam sobie wtedy to, co milion razy myśleli przede mną autorzy zarówno fajnych, jak i poronionych pomysłów: why not? A dlaczego by nie?
Istotną częścią tego wyzwania było oczywiście ustalenie sobie celu ‒ liczby książek, które planuje się przeczytać w 2024 roku. Niewiele myśląc, zawiesiłam swoją poprzeczkę na 60 pozycjach.
Jako że od wielu lat prowadziłam wspomniane wyżej zapiski, doskonale wiedziałam, że mój roczny wynik plasuje się gdzieś między 37-86, przy czym to 86 było raczej ewenementem ‒ niecodziennym zjawiskiem, bo taki rezultat osiągnęłam jedynie w 2010 roku, kiedy czytałam pokaźną sagę Margit Sandemo, a to nie były grube tomy. Zazwyczaj mój roczny wynik był znacznie niższy, a średnia z minionej dekady (właśnie obliczona) to 57,7.
Końcowy wynik moich książkowych poczynań zawsze był dla mnie niespodzianką ‒ nie ustalałam sobie celów, zapisywałam to, co przeczytałam, ale te zapiski nie tworzyły jednego ciągu, obejmowały jedynie pozycje w danym miesiącu. Jeśli w styczniu przeczytałam np. pięć książek, to lutowych zapisków nie zaczynałam od szóstki, tylko ponownie od jedynki. Chciałam bowiem, żeby finalny wynik przyszedł mi naturalnie, nie był zaś wymuszony.
Wyzwania książkowe, jak to na Goodreads, są zapewne dobre dla osób, które potrzebują dodatkowej motywacji, delikatnego pchnięcia ich w stronę kolejnej książki. Za każdym razem, kiedy uzupełniałam je o to, co właśnie przeczytałam, miałam informację, że jestem o kilka pozycji w plecy. W domyśle: czytaj więcej, popraw się! Tyle, że ja nie lubię, kiedy ktoś mnie pogania. I kiedy coś, co było dla mnie przyjemnością, nagle staje się obowiązkiem.
Nim się obejrzałam, nadeszła końcówka roku, a ja uzmysłowiłam sobie, że chyba właśnie poległam. W sylwestra bowiem wskaźnik zatrzymał się na 58/60. Imponujący wynik? Dla niektórych pewnie tak. Mnie jednak to niewykonane zadanie zaczęło uwierać jak kamyk w bucie. Poczucie zawodu było o tyle większe, że do sukcesu tak niewiele brakowało! Już przecież byłam w ogródku, już witałam się z gąską! Niemal mogłam poczuć smak zwycięstwa i ogrzać się w cieple jupiterów oświetlających mnie na podium! A tymczasem wszystko wskazywało, że muszę obejść się smakiem!
Zaiste, faktycznie mogłam tak zrobić. Podkulić ogon i odejść jak zbity pies. Przecież nic by się nie stało. Świat by się nie zawalił. Żadne słodkie kociątko by przeze mnie nie umarło.
Ale nie.
Wtedy do głosu doszła moja wewnętrzna koza. Bo mówiłam Wam, że potrafię być zawziętym osłem i upartą kozą?
A może to słowiańskie, buńczuczne geny? Co, ja nie dam rady?! Ja?! Gena przecież nie wydłubiesz!
Do końca roku miałam jeszcze kilkanaście godzin.
Pomyślałam, podumałam.
Wydłubałam z mojej prywatnej biblioteczki jakieś chucherko (~130 stron), które czytałam już parę lat temu. Nie zaszkodzi odświeżyć sobie pamięć!
Kiedy pożarłam chucherko, a wskaźnik przeskoczył z 58 na 59 zwycięstwo nabrało realniejszych kształtów, wszak dzień jeszcze się nie skończył.
Miałam jednak już tak dość czytania, że autentycznie zaczęłam się obawiać, iż nabawię się awersji do książek. Ostatnie, czego chciałam to to, by moja miłość do nich przerodziła się w nienawiść.
Przez moment nawet się poddałam. Przypomniałam sobie prawdę o świecie, który przecież się nie zawali, jeśli nie podołam temu głupiemu wyzwaniu.
Zajęłam
się więc układaniem puzzli (tak, tak, wiem. Miałam bardzo przebojowego i
wystrzałowego sylwestra. To już chyba ten wiek, kiedy bingo bardziej fascynuje
niż hulanki do samego rana).
Układałam, układałam, ale "kamyk" w bucie nadal mnie uwierał.
A potem mnie oświeciło. Przypomniałam sobie, że Połówek błyskawiczne przeczytał "Rozdroże kruków", najnowszą powieść Sapkowskiego. Skoro on mógł, to ja też!
Na niecałe trzy godziny przed północą zabrałam się za czytanie "nowego Wiedźmina". Na szczęście dla mnie przygody nieopierzonego Geralta okazały się na tyle absorbujące, że kartki niemal same się przewracały. Kiedy nastała ta wiekopomna chwila i 2024 rok przeszedł w 2025, miałam ponad 3/4 książki przeczytane. Uznałam więc, że zaliczyłam swoje wyzwanie, a przeczytanej powieści oczywiście nie omieszkałam dodać do tych pozostałych.
Czy oszukałam? Powiedziałabym, że TROCHĘ. Mędrcy jednak powiadają, że nie można być trochę w ciąży. Albo się w niej jest, albo nie.
Jaki jest morał tej przypowieści?
Nie dla mnie żadne wyzwania czytelnicze! Wydobywają ze mnie oszusta i moją mroczą stronę.
To był pierwszy i ostatni raz!

Ha! Ja na Lubimy Czytać dołączyłam do wyzwania 52 książki w roku (czyli mniej więcej jedna na tydzień), a że poprzeczka niezbyt wysoko, na końcu się okazało, że weszły 62 książki. Oczywiście mówimy o pozycjach różnej grubości (Claire Keegan wydaje np. opowiadania, które mogą mieć 100 stron).
OdpowiedzUsuńGratuluję pięknego wyniku, Moniko! Dla Ciebie (i wielu innych miłośników literatury) może nie była to wysoko zawieszona poprzeczka, ale dla wielu osób jest pewnie nieosiągalna.
UsuńCo do Claire Keegan, to dużo szumu wokół niej ostatnio. Chciałam przeczytać "Small Things Like These", ale jest dużo mniej woluminów niż chętnych na nią. Pewnie musiałabym czekać pół roku w kolejce. W zamian złożyłam zamówienie na "Antarticę" i "Foster". Jestem ciekawa, czy się polubimy :)
Nie ma mnie na Lubimy Czytać, zastanawiam się jednak, czy... nie wziąć ponownie udziału w wyzwaniu Goodreads - podoba mi się to ich końcowe zestawienie, które zamieściłam na blogu. Mój wewnętrzny statystyk/analityk ochoczo przytakuję głową na taki pomysł.
Jeśli jednak to zrobię, to celowo ustawię jakiś mało wymagający cel - absolutnie nie chcę się zarzynać! Ja czytam wyłącznie w tradycyjnym znaczeniu tego słowa, nie korzystam z audiobooków ani e-booków. Może kiedyś się przemogę...
Twoją wewnętrzną kozę zdecydowanie rozumiem, bo ja też nie lubię takich niedokończonych założeń, tym bardziej kiedy do mety jest tak bardzo blisko :)
OdpowiedzUsuńA i tak gratuluję Ci wyniku, poprzeczka postawiona była dosyć wysoko. Ja jednak bym się do tego nie nadawała... czytam codziennie, nooo... prawie codziennie. To znaczy mam takie przyzwyczajenie, że czytam codziennie wieczorem przed snem. I jest to różna rozpiętość czasowa i ilościowa, która zależy od wielu czynników. Zakładam sobie zawsze, że przeczytam jeden rozdział, ale przecież w różnych książkach rozdział rozdziałowi jest nierówny. Poza tym dzień dniu również nierówny i książka książce. Czasem tak mnie wciągnie, że przedłużam to czytanie, a czasem świadomie rezygnuję z różnych powodów. Ale mam tak jak Ty... książka to dla mnie papier, zapach druku i moje oczy, w żadnej innej postaci nie lubię, a właściwie to nawet nie wiem czy nie lubię, bo innego sposobu nie próbowałam :)
Buziole!!!
Masz świetny nawyk, Iwonko, wielkie dzięki za podzielenie się ze mną tymi ciekawostkami. Przyznam szczerze, że nie znałam Cię od tej strony - zdecydowanie bardziej kojarzyłaś mi się z ogrodem i roślinami niż z książkami.
UsuńMoja polonistka z liceum gorąco zachęcała nas do czytania książek przez jedną godzinę dziennie. Szlachetna inicjatywa i super pomysł, ale nie zrobiłam z tego codziennego rytuału. Różnie to ze mną bywa. Choć czytanie porządnej powieści niesamowicie mnie relaksuje, to jednak są takie dni, kiedy w ogóle nie sięgam po książkę, co zapewne doskonale rozumiesz, jako że sama nie jesteś rygorystyczna w czytaniu tych swoich rozdziałów :) Innymi razy z kolei potrafię spędzić kilka godzin z książką, nie obce mi też zarywanie nocy z powodu wciągającej lektury. Nie umiem się przekonać ani do e-booków i czytników, ani do audiobooków. To nie to samo.
Najważniejsze, że czytasz - nawet nie będę się rozwodzić na temat plusów obcowania ze słowem pisanym.
Pozdrawiam Cię serdecznie w małej przerwie od czytania wciągającej powieści :)
Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz, ha ha ha :) :) :)
UsuńNa pewno! Powiem Ci jednak, że miło jest odkrywać te ciekawostki :)
Usuńha ha ha leże i kwiczę. No jasne, że oszukałaś i to bezczelnie. To miało być naturalnie przeczytane a nie "dopchane" na szybko do założonego odgórnie wyniku. No zaskoczyłaś mnie :) nie spodziewałam się, że tak postąpisz.
OdpowiedzUsuńJa spisuje książki od 2016 roku i w sumie tylko dlatego, że zaczęłam się łapać na tym, że coś brałam z biblioteki co mi się wydawało nie znane a po kilkunastu stronach okazywało się, że już to czytałam. Z tego powodu zaczęłam robić spisy ale ilościowo nigdy sobie nic nie narzucałam ani nie brałam udziału w wyzwaniach. Zresztą widać po tych spisach, że raz pożerałam więcej raz mniej. Ostatnie 2 lata ewidentnie mniej bo czas książkowy przeznaczam teraz na rękodzieło.
Natomiast w tym roku czuję, że w ogóle będzie u mnie marnie z czytaniem więc pomyślałam, że zamast spisu książek zrobię spis oglądanych seriali :D
Oj tam, oj tam, takie malutkie przegięcie ;) Żyjemy? Żyjemy. Świat się nie skończył, nikomu nie stała się krzywda, no może jedynie kilku osobom światopogląd legł w gruzach, bo mieli mnie za św. Teresę z Kalkuty ;) (ona ponoć też nie była taka święta) Bliżej mi do śniętej (ryby) niż świętej ;)
UsuńZdarzyło mi się może ze dwa-trzy razy przez przypadek wypożyczyć coś, co już czytałam, jednak na świecie jest takie zatrzęsienie przeróżnych książek, że do końca życia będę mieć co robić :) Ciągle odkrywam nowych autorów, poszerzam zainteresowania i tematykę...
Haha :) Ale oglądanie seriali to strata czasu w przeciwieństwie do czytania książek! A próbowałaś audiobooków albo jakichś ciekawych podcastów? Ręce masz zajęte szydełkowaniem, ale uszy wolne :)
tłumaczysz się jak wszyscy naginacze zasad :D
UsuńPróbowałam ale jestem wzrokowcem. Nie przyswajam nic słuchowego zupełnie po chwili się wyłączam. Dlatego odpada niestety.
Haha :)
UsuńCierpię na identyczną przypadłość jako że też jestem wzrokowcem! Jeśli nie mam tekstu przed oczami, to zaraz łapię się na tym, że zaczynam rozmyślać o niebieskich migdałach ;) Moje myśli od razu rozbiegają się na wszystkie strony świata i potem muszę za nimi gonić ;)
Ponadto jestem dość wybredna w stosunku do lektorów i często przeszkadza mi czyiś głos/akcent bądź maniera mówienia. Z tego powodu od razu odrzucam wiele podcastów.
ja się nie skupiam niezależnie od lektora. Niestety w szkole już miałam problem jak były słuchowiska i potem trzeba było o nich opowiadać. Ale u mnie to ponoć związane z moją oburęcznością. Nie działa mi całkiem prawidłowo któraś tam półkula. Teraz pewnie dali by mi na to jakiś papier kiedyś sie mówiło, że sie łatwo rozpraszam :)
UsuńW szkole miałam trochę inaczej. Tam musiałam się skupić. Czasami udawało mi się osiągnąć tak idealny stan skupienia, że nadal pamiętam, co nauczycielka mówiła :D Ale to bardziej dotyczyło tych lubianych przedmiotów. Na nielubianych przeważnie byłam zbyt pochłonięta truchleniem ze strachu i modlitwą o to, aby lekcja wreszcie się skończyła :) Na takiej fizyce czy matematyce gorliwiej się modliłam niż na religii!
UsuńMoże masz ADHD tylko sama o tym nie wiesz? ;) W sumie to... nawet by trochę do Ciebie pasowało ;)
dodałaś zdjęcia książek czy mam jakieś zwidy ?
UsuńCzytałam o tym trochę. ADHD może nie ale faktycznie piszą o nadpobudliwości, trudności w skupieniu uwagi itp. Pewnie teraz bym musiała z tym iść do lekarza jako dziecko po jakąś opinię psychologiczną czy coś.
Jakieś omamy masz ;) A tak serio, to tak, dorzuciłam parę zdjęć tych przeczytanych książek :)
UsuńCiekawa jestem, jak by Cię zdiagnozowali ;)
Czyli jednak nie mam 😀
UsuńTeż jestem ciekawa. Myślałam że to taka super moc a tu się okazuje że nie koniecznie 🤣
No nie, absolutnie nie nazwałabym tego supermocą. Jednak podziękuję za takie wyróżnienie ;)
UsuńNo i zobacz znowu liczysz a nie lubisz matematyki 😃 i wzięłaś udział w czytelniczym konkursie, podziwiam że aż 60 książek zadałaś sobie do przeczytania.
OdpowiedzUsuńU mnie zupełnie inaczej, oczywiście czytam, kocham książki, zawsze tak miałam, od dziecka. Inaczej bo nawet nie przyszło mi do głowy żeby liczyć, wiec pojęcia nie mam ile przeczytałam w ostatnim roku, łatwiej mi wiedzieć co przeczytałam czyli mogłabym na upartego policzyć. Czytam wolno, bywało że spieszyłam się z czytaniem żeby wiedzieć co dalej, ale ostatnio nie robię nic w pośpiechu. Inaczej też niż znane mi blogerki, bo nie czytam polskich wydań, a tym samym nie czytam polskich pisarzy, wiec nie mogę porównywać się z ciekawymi pozycjami które one przeczytały. Mam dużo książek, które przypłynęły do mnie z Polski, ale już nie wracam do nich, chyba że jest to “Mały Książę” albo Muminki.
Czytam tylko po angielsku to co wychodzi tutaj, te dwie pozycje “It Ends With Us” “It Start With Us” też po angielsku. Zdecydowanie czytam dla przyjemności, kilkanaście lat temu przez przypadek zaczęłam czytać kryminały i mam swoich ulubionych pisarzy, przeczytałam chyba wszystko co napisał Michael Connelly, teraz czytam kryminał Patrycji Cornwell, też ulubiona.
Gdybym miała jakoś policzyć, to tak średnio 2 książki na miesiąc, może czasami 3, myślę że na rok nie więcej jak 30. A i mam z Twojej listy “The Madness Of Crowds” ale druk jest taki mały, dosłownie jak maczek, że czytam po kilka stron, to czytanie tak lubię traktować dodatkowo do głównego czytania.
Jeszcze trochę i pomyślę, że rozminęłam się z powołaniem ;)
UsuńJak miło dowiedzieć się, że i Ty, Tereso, podzielasz moje zamiłowanie do książek :) Ja również od dziecka za nimi przepadałam. Jedne z moich najprzyjemniejszych wspomnień z dzieciństwa to te, kiedy mama pozwalała mi usiąść do katalogu z książkami i zamówić z niego, co tylko chcę. Jestem jej ogromnie wdzięczna za to, że pozwalała mi rozwijać moje zainteresowania i nigdy nie żałowała pieniędzy na moje książki :)
Pośpiech skraca życie i jest wskazany tylko przy ucieczce przed rozwścieczonym zwierzakiem albo bandziorem ;) Bardzo dobrze robisz, że się nie spieszysz ani z czytaniem ani z innymi czynnościami. No i pamiętajmy, że kiedy człowiek się spieszy, to się diabeł cieszy ;) A wtedy niewiele brakuje do jakiegoś nieprzyjemnego zdarzenia, upadku etc.
Skoro nie czytasz polskich autorów, to pewnie nie znasz ani Bondy ani Mroza. Ja lubię czasami poczytać Camillę Lackberg, Stiega Larssona, Tess Gerritsen albo Harlana Cobena. Ich thrillery/kryminały przeważnie wciągają. Chociaż Tess jest bardzo nierówna, tak samo zresztą jak James Patterson (i chyba większość bardzo płodnych pisarzy, którzy nałogowo publikują), Coben z kolei po czasie się nudzi, bo większość jego książek powiela ten sam schemat. U mnie na Netfliksie akurat jest kilka zekranizowanych pozycji Cobena, np. "Missing you" (obejrzałam ostatnio, trzymało w napięciu!). Nie bardzo kojarzę Patricię Cornwell...
Najbardziej lubię czytać po polsku, bo to mój ukochany język :) A książek napisanych drobną czcionką, maczkiem, to nawet nie ruszam - szanuję moje oczy :) Całkowicie odbierają mi przyjemność obcowania z nimi, podziwiam więc Twój upór i zaangażowanie.
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie, a także dziękuję za czas poświęcony na przeczytanie mojego wpisu i napisanie tego obszernego komentarza :)
Ja jakoś ogólnie nie robię konkretnych planów na żaden rok. W moich postanowieniach prędzej znajdzie się coś o odpoczywaniu, relaksie, odpuszczaniu, niż konkretach typu 30 książek, 12 seriali itp. Tym bardziej, że czytam falami - jak mi coś "siądzie" to zarywam noce, ale potem muszę nabrać do książki dystansu i ją pookładać sobie w głowie. Niestety co się ostatnio wezmę za czytanie, to dobrych kilkaset stron ...
OdpowiedzUsuńWczoraj właśnie skończyłam niesamowitą książkę - coś dla miłośników gatunku science fiction i/lub fizyki i astrofizyki, powieść chińskiego pisarza Cixin Liu "Problem Trzech Ciał". Na razie skończyłam pierwszy tom. jest też serial na Netfliksie i jest niezły, choć bardziej sensacji niż nauka. A w zeszłym rankingu zdecydowane podium zajęły "Chłopki. Opowieść o naszych babkach" - reportaż Joanny Kuciel-Frydryszak i biografia "Maria Curie". Obie polecam!
Nawet nie wiedziałam, że jest książkowy pierwowzór tego serialu! Zaczęłam go oglądać kilka miesięcy temu, obejrzałam bodajże dwa odcinki i od tamtego momentu nie zrobiłam żadnego progresu. Niby intrygujący, niby inny, ale jednocześnie jakiś taki... sama nie wiem. Przytłaczający? Ciężki? Zbyt wolno się rozkręcający? Niestety, jakoś mnie do niego nie ciągnie. Może jeszcze kiedyś dam mu szansę.
UsuńWyobraź sobie, że "Chłopki" dostałam pod choinkę, mimo że o nią nie prosiłam :) Na pewno ją przeczytam, tylko trochę później, bo teraz znowu zawaliłam się bibliotecznymi książkami, mam sześć wypożyczonych powieści, siódma czeka do odbioru, a to jeszcze nie koniec moich zamówień... Moje prywatne książki zawsze traktuję po macoszemu - są na dole mojej hierarchii, w myśl zasady "nie zając - nie uciekną". A na te z biblioteki mam konkretny termin.
Jest i nieco inny od serialu. W książce inaczej rozwiązani są bohaterowie (nie ma tylu co w serialu), jest inne miejsce akcji, bo wszystko dzieje się w Chinach i jest dużo więcej zagadnień fizycznych. Mi się podobała.
UsuńTo ja książek z biblioteki już nie wypożyczam. Mieliśmy świetnego bibliotekarza, tylko przeniósł się do innej biblioteki w naszej gminie, a do nas przyszła tak nieprzyjemna i opryskliwa pani, że przestałam tam chodzić, a na nią nawet skargę złożyłam, jak na 6-letnie dziecko nawrzeszczała!
Dlatego, żeby nie kupować ton książek, częściowo przerzuciłam się na e-booki.
Ojejku, współczuję, co za antypatyczny babsztyl ;) Tylko ludzi zniechęci do czytania, a przecież biblioteki są wspaniałymi skarbnicami wiedzy, ale też jaskiniami rozpusty dla moli książkowych. Przynajmniej moja taka jest, nie wiem, co bym bez niej zrobiła! Na pewno drastycznie spadłaby mi liczba przeczytanych pozycji!
UsuńE-booków nie lubię, nie mam czytnika, bardzo lubię za to kupować książki, ale rozsądek podpowiada mi, by zbyt często tego nie robić, bardzo mocno się więc ograniczam.
Taito! Książka wprowadza wiele koloru w Twoje życie! 😀
OdpowiedzUsuńZgadza się, życie bez książek byłoby niezwykle szare i nudne!
UsuńBardzo ładnie prezntuje się Twoje tegoroczne zestawienie. Pochodzi z Goodreads? Też takie chce na przyszły rok. Jeszcze raz gratuluję i będę podpatrywać na przyszłość co polecasz i co czytasz.
UsuńTak, właśnie stamtąd je wzięłam, też mi się podoba - fajne podsumowanie.
UsuńTaito, jestem pod wrażeniem Twoich czytelniczych dokonań - gratuluję. To imponująca ilość przeczytanych książek. Wyobrażasz to sobie, że niektórzy w ciągu roku nie przeczytali ani jednej książki? Mój wynik sporo skromniejszy, ale jestem w pełni z niego zadowolona. Inne pozycje książkowe grzecznie czekają w bibliotece i wciąż ich przybywa.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)
To bardzo miłe, co piszesz, mimo że nie napisałam tego wpisu po to, by robić na kimkolwiek wrażenie, bardziej po to, by pokazać, że nie nadaję się do takich wyzwań, bo wyzwalają ze mnie oszusta, a czytanie przestaje być przyjemnością i staje się obowiązkiem :) Nadal będę czytać, za bardzo to lubię, by porzucić, ale już nie będę tak wysoko wieszać poprzeczki, bo to całkowicie mija się z celem. Nie o to przecież w tym wszystkim chodzi :)
UsuńNawet jeśli przeczytałaś tylko pięć książek, to i tak jest to o pięć sztuk więcej w porównaniu do tych, którzy nie przeczytali żadnej :) Najważniejsze, że czujesz się usatysfakcjonowana osiągniętym wynikiem :) Tak trzymać :)
Dobrego tygodnia Ci życzę :)
Tak jak w wielu kwestiach tak i w czytaniu każdego zadowoli co innego, zarówno w kwestii gatunku jak i ilości. Dla mnie 60 to spoko wynik bo to przecież średnio jedna książka na tydzień. Co prawda sama przeczytałam ponad dziesięć więcej ale nie wiem jak ja to zrobiłam. Bo powiem Ci, że dużo większe wrażenie robi na mnie to Twoje sześć dyszek niż jak słyszę, że ktoś w ciągu roku przeczytał prawie dwieście.
OdpowiedzUsuńPodobnie jak Ty czytam różne książki, niemal wszystko z wyjątkiem fantastyki, erotyków i romansów. Zawsze sobie mieszam gatunki i np. po mrocznym thrillerze ( albo dwóch ) czytam obyczajówkę albo jakąś komedię. I zdarza mi się, że potrafię czytać przez większość dnia niemal bez przerwy ale również są weekendy kiedy ledwo co przeczytam kilka stron. Życie.
Poniedziałkowe pozdrowionka, fajnego tygodnia.
Gratuluję imponującego wyniku! :)
UsuńZawsze czytałam dla siebie i z nikim się pod tym względem nie porównywałam, bo to nie miałoby żadnego sensu. A żeby więcej nie dopuścić do sytuacji, którą opisałam w tym poście, to w tym roku zawiesiłam poprzeczkę wyjątkowo nisko :) Co prawda zarzekałam się, że już nie wezmę udziału w takim wyzwaniu, ale bardzo podoba mi się to zestawienie na koniec roku, w którym jest liczba przeczytanych stron, średnia ocen etc.
Też tak mam - jak natrafię na dobrą lekturę, to potrafię pół dnia spędzić na czytaniu (albo zarwać noc), a są też takie dni, kiedy w ogóle nie dotykam książek.
Dzięki i wzajemnie! :)
Myślę, że osiągnęłaś naprawdę dobry wynik czytelniczy :) nie oceniam, czy oszukałaś czy nie, sama wiesz najlepiej, w tym wyzwaniu wydaje mi się, że kryteria są zbyt ogólne, bo porównanie książki mającej 700 stron do książki o 500 stron cieńszej już jest naciągane, moim zdaniem trzeba byłoby ustalić bardziej obiektywne kryteria :) w każdym razie zawsze możesz cieszyć się z wyniku czytelniczego w Nowym Roku i życzę Ci sukcesu, ale też przyjemności z czytania :)
OdpowiedzUsuńTo wyzwanie ma na celu głównie motywować do częstszego sięgania po książkę. Wielu ludzi lubi bajery tego typu, to faktycznie na nich działa. Mnie motywować nie trzeba, bo obiektywnie rzecz ujmując i tak czytam dużo, ale podoba mi się to końcowe zestawienie wszystkich przeczytanych pozycji, więc chyba jednak zrobię z tego tradycję i będę tam skrupulatnie notować wszystko, co przeczytałam :)
UsuńDziękuję za miłe słowa, Magdo - niech ten nowy rok będzie pomyślny dla nas :)
Wspaniały wynik czytelniczy :) Nigdy nie brałam udziału w żadnym czytelniczym wyzwaniu z kilku powodów, m.in. mój wynik byłby tak śmieszny, że aż nie nadawałby się do publikacji gdziekolwiek. Nigdy nie byłam molem książkowym, lektury szkolne były dla mnie utrapieniem. Dopiero teraz, po latach, odkrywam książki na nowo. Polubiłam czytanie i pozycje jak Lalka, Zbrodnia i Kara, Przedwiośnie. Teraz znów nie czytam... nie no czytam, ale wyłącznie literaturę dziecięcą, a wręcz niemowlęcą :D Książki są piękne, ale nie warto ani siebie do nich zmuszać ani zmuszać innych. Według mojego doświadczenia, może to zniechęcić.
OdpowiedzUsuńW tym roku życzę Ci samych wspaniałych książek a sobie, by i książki które czytam miały to coraz ciekawsze i bardziej złożone historie :D Bardzo bym chciała, by mój synek polubił czytanie a nie czuł presji np. szkoły do czytania. Pozdrawiam Cię serdecznie i gorące uściski śle!
Szczęśliwego nowego roku, Klaudio, bo to chyba Twoja pierwsza wizyta w 2025 roku :)
UsuńNie powinnaś tak myśleć - nie ma w tym żadnego wstydu. Nie każdy jest molem książkowym, nie każdy też ma możliwość częstego czytania, do tego trzeba mieć czas, chęci, ale też odpowiednie warunki - kiedy człowiek jest np. zbyt rozproszony, to czyta, a i tak nic z tego nie wie.
"Lalka" to mój wielki wyrzut sumienia. Nie podobała mi się, kiedy byłam w liceum, czytanie jej było udręką, chciałabym więc kiedyś do niej wrócić, aby przekonać się, czy teraz, kiedy już jestem dojrzałą osobą, zmieni się sposób, w jaki ją wtedy odebrałam. "Zbrodnia i kara" za to od razu przypadła mi do gustu. Była jedną z moich ulubionych lektur :) Co ciekawe, Żeromskiego sama chętnie czytałam jako nastolatka. Mama zresztą sama mnie do tego zachęcała, dostałam od niej "Wierną rzekę".
A zatem życzę Ci, by połączyła Was pasja do czytania :) Cieszę się, że czytasz Piotrusiowi :)
Czasem takie wyzwania właśnie demotywują do działania lub sprawiają, że robimy coś na siłę z gorszym rezultatem. Dla mnie również niekoniecznie są one pisane, choć zależy jakie. Niektórych one rzeczywiście pozytywnie motywują, ale ja osobiście również wolę nie mieć nic narzucone. :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, po prostu nieco za wysoko zawiesiłam poprzeczkę, a później nie potrafiłam odpuścić i głupio było mi nie wywiązać się z tego zadania :) Dlatego w tym roku celowo nisko ją wieszam, nie chcę czuć żadnej presji :)
UsuńOd kilku lat ustalam sobie jakąś poprzeczkę, ale nie mam presji, by ten cel osiągnąć. Czytam bo lubię, czytam dla rozrywki, a nie dla pobicia rekordów. A 60 książek w ciągu roku to naprawdę świetny wynik. Mnie się udało przeczytać 52 i w tych granicach zawsze oscyluję, myślę, że jedna książka tygodniowo to dość zdrowe i realne podejście do tego wyzwania.
OdpowiedzUsuńWow, to świetny wynik, Jula! Nie znałam Cię od tej strony ;) Cieszę się jednak, że Ty również zaliczasz się do moli książkowych :)
UsuńTak trzymaj, czytanie zawsze powinno być przyjemnością, nigdy przykrym obowiązkiem.
Wielu ciekawych powieści życzę na ten 2025 rok!