Niecałe 10 km na południe od zamku Peel, który Wam tutaj niedawno pokazywałam, znajduje się zatoka Niarbyl, a nad nią kawiarenka, w której mieliśmy nadzieję przysiąść i wypić kawę z widokiem na Morze Irlandzkie.
Nasze zezowate szczęście dało się nam jednak we znaki, bo lokal okazał się zamknięty na cztery spusty, chyba z powodu renowacji. Zamiast ciasta na osłodę mieliśmy widoki, a te, zaprawdę powiadam Wam, były piękne. Wyszło nam to przy okazji na zdrowie, bo zamiast dostarczyć organizmowi kilkuset kalorii, wzięliśmy się za ich spalanie.
Przy lokalu znajduje się dość szeroki parking, i choć można zjechać z górki do samego morza (autem, nie na tyłku, choć to drugie technicznie też jest możliwe), polecam pozostawić pojazd właśnie przy nim. Dróżka prowadząca do zatoki jest dość wąska i stroma, przez co ci mniej doświadczeni kierowcy mogą tutaj doznać nieprzyjemnych palpitacji serca. Zwłaszcza wtedy, kiedy będą musieli wyminąć się z pojazdem jadącym naprzeciwko.
Po drugie, parking przy samym morzu ma niewielkie rozmiary, a Niarbyl to dość popularne miejsce, może się więc zdarzyć, że zjazd z górki całkowicie poszedł na marne, bo teraz trzeba z powrotem na nią wjechać. Strata czasu i energii ‒ moim skromnym zdaniem ten krótki spacer od kawiarenki do zatoki najlepiej oddaje urok tego miejsca. Wyłania się ono bowiem powoli, powolutku, z tym całym swoim bogactwem: bujną roślinnością, miniaturowymi domkami, łagodnymi pagórkami w oddali.
Wielokrotnie czułam się na Wyspie Man jak w domu, tu jednak to uczucie było spotęgowane. Zatoka bowiem mocno przypominała mi inne, bliskie mojemu sercu zakątki, a mianowicie irlandzką wyspę Achill w hrabstwie Mayo.
Zatoka Niarbyl jest mała, ale ma w sobie mnóstwo uroku. Nie dziwi zatem fakt, że wielokrotnie inspirowała artystów, i że jej piękno uwieczniano także na taśmie filmowej. Widoki są tutaj iście pocztówkowe, a tradycyjna mańska chata kryta strzechą, która znajduje się zaraz po prawej stronie, była filmowym domkiem Neda Divine, bohatera lekkiej i zabawnej komedii (polecam!) "Waking Ned Devine" (1998). Akcja filmu toczy się w Irlandii, jednak zdjęcia do niej powstawały właśnie tu, na Wyspie Man. Wcale jednak nie zdziwiłabym się, gdyby wielu nieświadomych widzów uwierzyło, że faktycznie widziało w filmie Irlandię.
Tutaj niestety po raz drugi umarłam w środku podczas tej krótkiej wizyty w zatoce. Najpierw bowiem okazało się, że nici z kawy z widokiem, później zaś ‒ nici ze zdjęć urokliwej chatki. Domek akurat był remontowany i szpeciło go wielkie rusztowanie! Może znalazłby się jakiś fanatyczny budowlaniec, który byłby w stanie dojrzeć w tym rusztowaniu kunszt i piękno, dla mnie jednak było ono wielkim zawodem, tak chętnie witanym jak korki na drodze.
Niarbyl to też takie miejsce, w którym można "jedną nogą stać w Europie, a drugą w Ameryce". Piszę to trochę z przymrużeniem oka, aczkolwiek prawdą jest, że ten zakątek jest wyjątkowy z geologicznego punktu widzenia, bo to właśnie tu istnieje widoczny gołym okiem tak zwany "szew Japeta", powstały dawno, dawno temu, kiedy nie było na świecie ani Was, ani mnie. Był za to Ocean Japet, który zaniknął po kolizji kontynentów. Dziś szew Japeta jest tą prehistoryczną pamiątką geologiczną, dla której niektórzy turyści specjalnie tu przybywają. Sam Japet zaś był greckim tytanem, ojcem między innymi Prometeusza i Atlasa.
Nie ma tu piaszczystej plaży, na której można by było budować zamki z piasku, można się za to uczyć arytmetyki za pomocą wszechobecnych kamyczków. A jeśli komuś niestraszny spacer klifami, to prowadząca nimi ścieżka zabierze nas do znacznie bardziej imponującej "białej plaży" ‒ White Beach.
Cały film można obejrzeć tutaj:
Pięknie tam, bo zawsze doceniam przestrzeń, ten ogrom porośniętych pagórków robi wrażenie. Chociaż dla mnie krajobraz taki surowy, trudny żeby być w nim na zawsze. Skały jakby przerażają mnie, niepokoją.
OdpowiedzUsuńWszystko to prawda, krajobraz robi ogromne wrażenie, ten ogrom przestrzeni i surowego piękna niemal poraża. Na pewno nie łatwo żyć w takich warunkach, a mimo to ludzie od zawsze się na to decydowali - morza i oceany mają jakąś magiczną moc przyciągania. Nie zawsze oferują komfortowe życie, ale zawsze znajdzie się jakiś śmiałek, który chce takiego żywota zaznać. Sama też bym nie pogardziła taką możliwością. Nie wiem, czy to dla mnie, ale chciałabym spróbować.
UsuńRozumiem też Twój niepokój związany ze skałami, z tą surową, ale piękną naturą. Zdarzało się, że miałam podobne odczucia w miejscach tego typu. Kiedyś nocowałam w latarni na pewnej wyspie. Późnym wieczorem wyszłam przed dom popatrzeć na światło, które rzucała... Wszędzie ciemność że oko wykol. Ani jednej żywej duszy obok, bo do najbliższego domostwa było kilka kilometrów, jako że wioska znajdowała się po zupełnie innej stronie wyspy. Było w tym momencie coś pięknego, ale też przeraźliwie samotnego i niepokojącego. Gdyby działo się coś złego, to nawet nikt nie mógłby człowiekowi przyjść z pomocą...
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i życzę przyjemnego nowego tygodnia :)
Gdy tak patrzę na te wszystkie zdjęcia, przypomina mi się, jakie rajskie były wszystkie podróże po Szwajcarii. Wszystkie takie surowe i dzikie... piękne.
OdpowiedzUsuńI te kręte drogi oczywiście. Szczyty pagórów zasłonięte chmurami.
Mnie bardzo często zdarza się, że obiekt, do którego jadę, by go oglądać i fotografować - stoi w rusztowaniu. Uznałam, że to piękno i pogodziłam się z nim.
Ale ten mały biały domek z czerwonymi drzwiami jest zajebisty. Widzę, że przewala się na zdjęciach co kawałek, więc domniemam, że Ciebie też urzekł.
Ależ mnie rozpracowałaś, oczywiście ta mała biała chatka była moją ulubienicą, musiałam więc upewnić się, że zostanie Wam tu dokładnie przedstawiona z niemal każdej strony ;) Pięknie usytuowany domek i te zielone wzgórza koło niego jakby porośnięte grubą warstwą mchu... wow :) Nie mogłam się napatrzeć :)
UsuńTa większa też pewnie cudnie by się prezentowała, tym bardziej, że lubię takie tradycyjne chaty, ale to rusztowanie całkowicie ją oszpeciło. Może następnym razem będę mieć więcej szczęścia i już go nie będzie. Ach, i dobrze by było, by kawiarenka wreszcie zaczęła działać - sama wiesz, jak dobrze smakuje kawa albo posiłek na świeżym powietrzu, i to jeszcze w takich warunkach :)
Już to ustaliłyśmy, że mamy nieco odmienną definicję piękna ;)
Miałam takie marzenie o własnym małym białym domku, nawet wiersz o nim napisałam. Tyle że ten domek istnieje i stroi w Pasymiu nad jeziorem. :)
UsuńTak, dlatego kawa zawsze jeździ ze mną w termosie. Ale zrobiona w knajpce w takiej lokalizacji, to już szczyt zmysłów.
Piękno jest rozciągliwe. Kiedyś nie podobały mi się góry, teraz zdycham bez nich kolejny rok.
Ja wierszy nie piszę, ale mały własny domek też przewijał się gdzieś w moich marzeniach. Zdecydowanie wolałabym niewielkich rozmiarów dom niż wielki pałac, ale chyba już kiedyś rozmawiałyśmy na ten temat. W ogóle nie przemawiają do mnie te amerykańskie rezydencje z kilkunastoma/kilkudziesięcioma pokojami. Po co to komu? Chyba tylko dla szpanu i zaznaczenia swojego statusu społecznego.
UsuńTo góry mogą się nie podobać? ;) Rozumiem, że nie każdy musi być ich miłośnikiem, lubować się w wędrówkach górskich, ale góry jako element krajobrazu są zwyczajnie piękne.
Mały metraż - mniej sprzątania. ;)
UsuńPoza tym lubię przytulne wnętrza, przestrzenie niekoniecznie. Lecz to się nie zgadza z pałacykiem w centrum Łodzi, który jest moim marzeniem od dziecka. Ten chciałabym mieć na własność i w nim mieszkać, najlepiej sama i dobrze wiem jak bym w środku urządziła. Byłoby przytulnie.
Dosłownie nie znosiłam gór. Przytłaczały mnie. Może gdzieś na zdjęciach były O.K., ale to nie mój świat zupełnie był. Dopóki nie zmusiłam się do pokonania tego uczucia, chodząc po nich samotnie.
Otóż to! Jak na plebejkę przystało, nauczona jestem, że w domu wszystko robię sama. W sensie: nie mam służby, pomocy domowej, kucharki, sprzątaczki... Kiedy więc widzę wielkie domiszcze, to pierwsze, co sobie myślę to właśnie "kto to będzie sprzątał?!". Masz zatem rację - mały metraż, to mniej sprzątania, a im mniej durnostojek, tym to sprzątanie odbywa się sprawniej :) Ja również bardzo lubię przytulność we wnętrzach. Z tego, co zauważyłam po wielkich domach moich znajomych, to mało kto potrafi je sensownie urządzić. Każdy z tych domów jest dla mnie zimny w odczuciu. Dosłownie (weź skutecznie ogrzej taką ogromną przestrzeń...) i w przenośni.
UsuńRozbawiłaś mnie tym marzeniem o samotnym zamieszkaniu w łódzkim pałacyku - może nie mów o tym Adamowi ;)
Często doceniamy coś dopiero wtedy, kiedy to utracimy, to tak a propos gór.
Ja nie mam w ogóle durnostojek, kto to i na cholerę wymyślił?! -_-
UsuńAdam wie o tym marzeniu. Niedawno mu się przypomniało, zapytał, czy teraz go w nim uwzględniam. Nie odpowiedziałam mu na to pytanie. Cóż, raczej wróżę sobie samotność, z pałacykiem czy bez niego.
Nie, mi się polubiło góry jak tam byłam i w sumie jakieś 4 lata się nimi cieszyłam. Teraz mi brakuje, za Tatrami nie przepadam, poza tym daleko są i na jednodniowe wypady nie da rady.
Są jednak tacy, którzy lubują się w takich rzeczach. Jest też kompulsywne zbieractwo (nawet śmieci), ale to już choroba, którą warto leczyć.
UsuńWiem, że czasami rozstania wychodzą ludziom na dobre, ale mimo to zazwyczaj smucą mnie takie wieści. W Waszym przypadku też tak jest. Niestety, czasami zmiany są wręcz konieczne, by odzyskać szczęście albo spokój ducha.
Polskie góry i miejscowości niestety często są "zadeptane" przez turystów, tzw. stonkę turystyczną ;)
Wiesz jak jest z ostatniego maila, nie będę owijać w bawełnę. Musiałoby mi się zrestartować serce i nie wiem co jeszcze wydarzyć, bym odnalazła szczęście w tym co mam.
UsuńStonka to jedno, przez to w Tatrach istnieją szczyty, na które nigdy nie wejdę, bo nie będę jak durna w kolejce stała.
Druga rzecz to brukowanie szlaków. Niebezpieczne jak nie wiem co.
Wybacz, że jeszcze Ci na niego nie odpowiedziałam, postaram się to niebawem naprawić! Potrzebuję tylko troszkę weny ;)
UsuńTakie tłumy również skutecznie zabijają przyjemność obcowania z naturą - mnie przynajmniej zniechęcają, może nie wszystkim to przeszkadza...
Spokojnie, nie pali się. Płonę powoli. 🤣
UsuńMnie przeszkadza, dlatego jeśli pojadę w Tatry ponownie, to na pewno będę mieć solidny powód.
A ten cudowny maleńki biały domeczek bardzo musiał Ci się spodobać Taito :) Naliczyłam aż 7 zdjęć z jego udziałem w tym poście ;) Ale przyznaję - uroczy :)
OdpowiedzUsuńA nieprawda, bo tylko na sześciu ;) No chyba, że wliczymy w to zdjęcie ze skałą na pierwszym planie i domkiem w tle ;) Musiałam jak najdokładniej pokazać Wam jego otoczenie :) A tak naprawdę, to nie potrafiłam wybrać tylko jednego czy dwóch ujęć :) Ten domek doskonale obrazuje powiedzenie "małe jest piękne" :)
UsuńZamieszkać tam to może niekoniecznie, ale pospacerować po tej dzikiej okolicy z miłą chęcią. Nie miałam pojęcia o istnieniu tej wyspy. Wyobrażam sobie rozczarowanie z powodu remontu. Ale spacer myślę choć trochę wynagrodził tę niedogodność. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa to nawet z wielką chęcią bym była skłonna zamieszkać tam na okres próbny :) Tylko może w tej większej, remontowanej chatce, bo ten biały domek - choć słodki i uroczy - mógłby okazać się ciut za mały do codziennego użytku ;) Każdy dzień spędzony na Wyspie Man był dla mnie wielkim błogosławieństwem, przywilejem, a także przygodą i szczęściem w jednym :)
UsuńWspaniałe widoki, rzeczywiście godne upamiętnienia, a nawet jakiegoś wybitnego pędzla.
OdpowiedzUsuńOsobiście z wielką radością pospacerowałabym po tych dróżkach, klifach i stromiznach i myślę, że nawet gdyby wiało (bo przecież nie lubię wiatru), to potrafiłabym czerpać z tego przyjemność.
Takie widoki rekompensują wszelkie niedogodności pogodowe.
A ten miały, biały domek jest uroczy. Mój też miał być biały lecz wyszło trochę inaczej, za to jest mały.
Serdecznie Cię pozdrawiam i dziękuję za polecenie filmu.
Myślę, że każdy, kto umiłował sobie przyrodę, nie byłby w stanie przejść koło tego miejsca obojętnie. Co się zaś tyczy wiatru, to zupełnie nie pamiętam, by tam wiało - przez cały tygodniowy pobyt na Wyspie Man mieliśmy ogromne szczęście, bo pogoda sprzyjała. Tylko jeden dzień, kiedy nieco pokropiło, cała reszta spokojna i słoneczna :) Tęsknię okrutnie za tym miejscem i krajem! Chciałabym tam wrócić jeszcze w tym roku, zwłaszcza, że wiązałoby się to z podróżą promem, którą uwielbiam, zupełnie nie wiem jednak, jak potoczą się moje losy... No nic, w międzyczasie będę wracać pamięcią do fotek i przedstawiać Wam tutaj ten uroczy kraj.
UsuńMałe domki są najlepsze :) Bardzo przytulne, ekonomiczne i urocze :) Rozmiaru już raczej nie zmienicie, ale kolor zawsze możecie ;)
OMG
OdpowiedzUsuńTa piękna zatoczka, z bajecznymi widokami i z tymi cudnymi pagórkami od razu mnie urzekła. Świetne miejsce do odwiedzenia, nawet porywisty wiatr by mi nie przeszkadzał. Ten mały, biały domek toż to prawdziwe cudo. Przyznaję rację komuś, kto kiedyś powiedział: Małe jest piękne. Wielka szkoda, że kawiarenka była nieczynna. Na każdym wyjeździe lubię iść na kawę i jakieś dobre ciacho.
Przesyłam Ci moc uścisków i serdecznych pozdrowień:)
Cieszę się bardzo, Łucjo, że Niarbyl przypadł Ci do gustu - piękne miejsce, jeśli ktoś kocha naturę. No i jakże ciekawe z punktu geologicznego. Mam nadzieję, że przy ponownej wizycie już wszystko będzie tam działać jak należy :)
UsuńWyspa Man ma wyjątkowe, pełne dzikiej natury piękno! Jak ja uwielbiam takie surowe krajobrazy! Ten zakątek z zatoką z cudnym kamiennym domkiem to kadry żywcem wyjęte z filmów. Mimo, że nie znam tego polecanego przez Ciebie, to w wielu produkcjach, których fabuła wpisana była w wyspiarską scenerię chętnie wykorzystywano takie plenery!
OdpowiedzUsuńMogłabym godzinami włóczyć się po tamtejszych ścieżkach tonących w zieleni traw i wsłuchiwać w odgłosy morza. I tylko ten pokryty strzechą dom i mała kamienna chata świadczą o obecności ludzi w tym zakątku, któremu groźne, ciężkie chmury dodają niesamowitą aurę tajemniczości!
Dzięki, że zabrałaś nas na tę wycieczkę, a obecność psów czyni ją jeszcze atrakcyjniejszą ;-))
Pozdrawiam ciepło w ten styczniowy wieczór!
Anita
Nawet nie wiesz, jak bardzo masz rację, kochana: ten kraj wprost został stworzony do obcowania na łonie przyrody, do długich wędrówek porośniętymi wrzosami wzgórzach czy chociażby do spacerów po plaży. Domyślałam się, że będę zadowolona po urlopie na Wyspie Man, nie sądziłam jednak, że tak mnie ona zachwyci :)
UsuńIdealnie rozumiem frustrację z powodu rusztowania. Planujesz coś zobaczyć chcesz być tam tylko raz i na miejscu okazuje się że nic nie widać. Koszmar każdego podróżnika. Nam się niestety często zdarza. Przykładowo byliśmy kilka dni kiedyś w Poznaniu. Daleko i raczej się więcej niż raz nie planowałam tam wybrać ale na miejscu okazało się że jest kompletny remont rynku. Zryty aż do fundamentów nic się nie dało zobaczyć. Byliśmy mega wkurzeni.
OdpowiedzUsuńTen raczej czy krabik to chyba na szydełku zrobiony 😍😍😍
Nie lubię takich niespodzianek, ale cóż począć? Siła wyższa, przecież nie mogę zdemontować tego rusztowania ;) Można jedynie się pocieszać, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło: dzięki temu chatka zostanie podreperowana i dłużej będzie cieszyć oczy. To wspaniały przykład dawnej tradycyjnej chaty w stylu manx, żal by było, gdyby popadła w ruinę.
UsuńNawet pamiętam ten rozkopany rynek w Poznaniu! Za to (chyba) kupiliście sobie wtedy jakieś wypasione rogale na osłodę ;) A może to innym razem było...
To chyba rak jest ;) Wiesz, co? Sprawdziłam teraz na oryginalnym zdjęciu na powiększeniu i wydaje mi się, że raczej nie zrodził się z szydełka ;) Wygląda raczej jak taka typowa maskotka.
dokładnie tak ! jedliśmy tam wielkie Marcińskie rogale brawo za pamięć :D
UsuńOooo a wyglądał na szydełkowy. Może ja już taka skrzywiona że szydełko widzę wszędzie :D
Tak właśnie kojarzyłam, ale pewności nie miałam. A zapamiętałam dlatego, że ja nie jem tu takich smakołyków i napaliłam się na tego rogala jak szczerbaty na suchary. Od zawsze miałam słabość do takich rzeczy.
UsuńWiesz, głowy nie dam uciąć, to Ty jesteś ekspertką od szydełka, musiałabyś sama na żywo ocenić. Tylko nie mów, że chcesz, abym następnym razem go ukradła i podesłała Ci do Polski ;) A czekaj, wyślę Ci mailem, to sobie dokładniej obejrzysz ;)
aaaa łasuch ok :D
UsuńNo jednak nie szydełkowy. Szyty.
Niestety, z tym, że ja najbardziej lubię wypieki, a nie słodycze. Moja mama często robiła jabłecznik na weekend, albo wafle z masą kajmakową, na Tłusty Czwartek zaś przepyszne pączki, i tak mi się to spodobało, że sama lubię coś upiec - dom wtedy cudnie pachnie :)
UsuńA jednak! ;)
Gdybym miała takie widoki, upajałabym się tylko nimi. A tak na przyszłość.
OdpowiedzUsuńPonieważ nauka nie powinna iść w las, wybrałabym się tam po remoncie i wzięłabym ze sobą termosik, albo nawet cały koszyk piknikowy. Uwielbiam popas z dobrym widokiem.
Jasne, jak tylko będę miała taką okazję, to ponownie odwiedzę Niarbyl, by podziwiać tę chatkę - tym razem bez rusztowania. Mam też nadzieje, że kawiarenka była tylko tymczasowo zamknięta, a nie na zawsze.
UsuńPiękne widoki :D
OdpowiedzUsuńTeż tak uważam.
UsuńCóż za urokliwe miejsce. I ta zieleń!
OdpowiedzUsuńPrawie raj na ziemi ;)
UsuńUff! Włażę tu już chyba setny raz, ale zawsze z telefona, któren mnie nie chce zalogować i komentarzy mi też nie puszcza (ochrona rodzicielska czy jak?). Matko kochana, jak dobrze, że jesteś, piszesz i pokazujesz tę zieleń i błękit. Znowu sobie człowiek oczy napasł :D
OdpowiedzUsuńNo i dzięki za film! Właśnie zasiadam doń z herbatką :D
Słyszysz, jak stukam w konfesjonałowe drewno? ;) To znaczy, że odpuszczam Ci Twoje "winy", a nawet szczerze błogosławię ;) Jako że sama nigdy nie komentuję, kiedy odwiedzam kogoś dzięki uprzejmości smartfona, nie oczekuję tego od innych. Te małe guziczki i to powolne pisanie to nie na moje nerwy ;)
UsuńPoza tym warto było czekać na ten komentarz! :) Jesteś chyba pierwszą osobą, która zdecydowała się go obejrzeć - mam nadzieję, że przypadnie Ci do gustu :) Lekki, łatwy i przyjemny - idealny na weekend po całym tygodniu pracy :)
Radam niesamowicie, że napasłaś oczy :D
Obejrzany! Jest super! Jutro powtórka, bo dzisiaj chłop ze mną nie zasiadł a wyraził chęć :)
UsuńLubię irlandzkie kino, a dokładnie komedie, o ile to można komedią nazwać - ten specyficzny humor nie do przebicia :D
Amerykańska papka mnie męczy i nawet prasować przy tym nie umiem. Polskie, angielskie i irlandzkie oraz francuskie komedie sprawiają mi prawdziwą przyjemność. Niestety nie jestem biegła w wyszukiwaniu i wiele z nich trudno znaleźć na YT lub CDA ale zawsze chętnie. Dlatego tym bardziej dziękuję!
Ależ cudne wieści mi przynosisz - nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że przypadł Ci do gustu! :) Zgadzam się z tym, co napisałaś. Irlandzka/wyspiarska kinematografia jest dość nietuzinkowa, między innymi właśnie przez ten specyficzny czarny humor. Kochana, jeśli masz jeszcze czas i chęci, to serdecznie polecam Ci mój ukochany "Mickybo & Me". Zabawny, słodko-gorzkawy w niektórych momentach, ale tak cudowny i ciepły, że nie można się uśmiechnąć pod nosem. Irlandzka muzyka też robi niezły klimat.
UsuńŁap linka:
https://www.youtube.com/watch?v=G8CiONZDN58
Miłego oglądania!
A "Duchy Inisherin" (The Banshees of Inisherin), o którym pisałam tutaj już obejrzane?
Usuńhttps://taita-w-irlandii.blogspot.com/2022/12/the-banshees-of-inisherin.html
Bo jeśli nie, to szybciutko nadrabiamy - super film!
Polecam Ci też "Chłopaka rzeźnika", dzięki uprzejmości YouTube możesz go sobie w całości obejrzeć tutaj:
https://www.youtube.com/watch?v=OLhHwc0tElg
Wspaniała kreacja aktorska Eamonna Owensa! Był wtedy dzieciakiem, a niejednego dorosłego przerósł w tej roli!
Dzięki za linki! Oczywiście, że obejrzę. Niestety Mickybo & Me jest zablokowany na YT na Polskę, ale sobie może sharka zainstaluję i będą mnie mogli cmoknąć ;) Duchy Inisherin będę sobie musiała znaleźć. Ja w sumie mało filmów oglądam, bo bardziej czytająca jestem i o jednej takiej irlandzkiej perełce to mam w planach (będzie od ponad roku....) specjalny post.
UsuńO nie, a to pech! Niedobry YouTube! Takiej przyjemności Cię pozbawił!
UsuńDoskonale Cię rozumiem, bo ja również mało filmów oglądam, zdecydowanie częściej siedzę z nosem w książkach.
Ależ mnie zaintrygowałaś tą irlandzką perełką - będę czekać z utęsknieniem, i pewnie zniosę jajo z niecierpliwości ;)