wtorek, 28 stycznia 2025

They don't see his lonely heart break... Do dwóch razy sztuka?

Dziś o tym, że nie wszystko jest takie, jak się wydaje na pierwszy rzut oka.

Żyję sobie w tej "zaściankowej" Irlandii częściowo pod kamieniem i dość późno dotarły do mnie wieści o najnowszym Jokerze. Siedziałam wtedy w kinowym fotelu tuż przed seansem filmu "Deadpool & Wolverine". Pomyślałam wówczas, że za kilkanaście tygodni znów w nim zasiądę, kiedy "Joker: Folie à deux" będzie mieć premierę, ale jednak się pomyliłam. Plany planami, a życie zrobiło swoje. Chwilowo zapomniałam o Jokerze. 


Kiedy więc pewnego grudniowego dnia zauważyłam, że film Todda Philipsa właśnie stał się dostępny dla wszystkich użytkowników platformy streamingowej, niemal przyklasnęłam z radości.

Jako że pierwszy "Joker" z 2019 roku bardzo mi się spodobał, o czym pisałam tutaj, tym razem również liczyłam na filmową ucztę. Niemal błyskawicznie przekonałam się, że były to płonne nadzieje, i że zamiast uczty dostanę co najwyżej niestrawności, bo film jest częściowo musicalem, a te kiepsko trawię.

Już na samym początku na ekranie pojawia się nieapetycznie wychudzony Arthur Fleck (w tej roli ponownie genialny Joaquin Phoenix).

Notatka na marginesie: tak drastyczne wychudzenie widziałam uprzednio w wykonaniu Michaela Fassbendera ‒ jeśli ktoś lubi ambitne kino, irlandzką tematykę i nie boi się mocnych, turpistycznych obrazów, to polecam "Hunger" z 2008 roku.

Życie w niewoli mu nie służy. Arthur wygląda jak uciekinier z Oświęcimia albo gułagu. Jest cieniem człowieka. Wyniszczonym i zrezygnowanym, niczym Jan Baptysta Grenouille z mojego ulubionego "Pachnidła" Patricka Süskinda. I tak samo jak on wydaje się już tylko żyć na przekór innym.

Na wspomnianą niestrawność wpływają bardzo niesmaczne widoki, a im dalej w las, tym gorzej. Nie oglądało mi się tego dobrze: dużo aktów przemocy, nadużywania siły, rzucania Arthurem niczym kukiełką odartą z ludzkiej godności. Dopiero później zauważyłam kategorię wiekową Jokera ‒ słusznie, produkcja zdecydowanie nie dla dzieci. 

Przytłoczył mnie ten film, trochę też skonfundował tą swoją mieszanką gatunkową. W głowie kołatały się myśli typu:

Co to jest? Ni to wydra, ni pies. "A Star is Born: psycho edition"? Ta Lady Gaga przy fortepianie ‒ zdecydowanie déjà vu. Trochę mi się gryzła z moją wizją Jokera. Ni to musical z prawdziwego zdarzenia, ni pełnokrwisty romans...

Uznałam, że film jest ciężki i rozczarowujący, a jego akcja toczy się niezdarnie niczym wóz o kwadratowych kołach. Albo ociężała lokomotywa Tuwima. Tam też zresztą byli palacze i fortepian. Tylko tu, zamiast tłustej oliwy, krew wypływa.

Umęczona filmem poszłam spać. A na drugi dzień po raz pierwszy w życiu obejrzałam recenzję Tomasza Raczka, którego Joker zachwycił.

I zaczęłam się zastanawiać, co mi umknęło. Co poszło nie tak? Może faktycznie czegoś nie zrozumiałam? Może muszę wyzbyć się swoich uprzedzeń?

Nie dawało mi to spokoju, a że jestem upartą kozą, to przy pierwszej nadarzającej się okazji postanowiłam obejrzeć Jokera raz jeszcze.

Tym razem na spokojnie, bez wcześniejszych wyobrażeń, bez emocji. Za to z większą uważnością i dokładnością.

Wiedziałam już, czego się spodziewać, więc pierwotny szok i moje zniesmaczenie zastąpiłam wnikliwą obserwacją.

Wszystko zaczęło mi się ładnie układać w głowie. Sceny, które za pierwszym razem uznałam za piękne, tym razem też takie były. Za to te brutalne straciły nieco na swojej ostrości. Z każdą kolejną minutą seansu coraz bardziej dostrzegałam tragizm głównej postaci.

Mówiąc krótko: w filmie Todda dramat Jokera nadal trwa. Nadal jest niezrozumiany, nadal nie jest szanowany, nadal nie jest prawdziwie kochany. Miłość, której przedsmak poznał za sprawą Harley Quinn (Lady Gaga) okazuje się być tylko smutną wydmuszką. Jego wybranka to tak naprawdę interesowna psychopatka i stalkerka. I najwyraźniej cierpiąca na hybristofilię. Jej podobne zalewały Teda Bundy'ego tysiącami listów miłosnych, wzdychały do braci Menendez, i pożądały Richarda Ramireza. One jednak, w przeciwieństwie do niej, gotowe były przypieczętować tę swoją chorą miłość. Harley tymczasem znika jak kamfora, kiedy Arthur po męsku bierze na klatę odpowiedzialność za wszystkie swoje czyny. Smutne jest to, że jej nie interesuje Arthur, ona chce Jokera.

Uczucie Jokera i Harley Quinn może niekoniecznie nadaje się do harlekina, jest zbyt powierzchowne, ale jako zobrazowanie wiersza Dylana Thomasa "Love in the Asylum" ‒ już bardziej. Tylko w tym ostatnim "szalona ptaszyna" nie odlatuje przy pierwszej nadarzającej się okazji.

Czy warto było drugi raz wchodzić to tej samej rzeki? Tak! Pomiędzy tymi dwiema projekcjami film nie przeszedł cudownej metamorfozy. Z ciężkiego i trudnego nie stał się lekkim i zabawnym, co ciekawe, dostarczył mi jednak innych wrażeń. Tak więc nie tylko zemsta najlepiej smakuje na zimno. Filmy też mogą!

I nie zawsze do trzech razy sztuka!


48 komentarzy:

  1. Obejrzałam Jokera z 2019 roku, przyjęłam scenariusz na spokojnie, choć nie taka jest oryginalna historia powstania tej postaci.
    Film na jeden raz. Podejrzewam, że ten, o którym piszesz, też na jeden raz, chociaż mówisz, że może na dwa... Chciałabym wyrobić sobie własną opinię, ale na razie nie mam czasu, by się zabrać za oglądanie.
    Częściowo musical? O Boże... to nie wiem, czy chcę to w ogóle obejrzeć...

    A propos, "Deadpool & Wolverine" był do bani, cieszę się, że obejrzałam go w domu, a nie wywaliłam krocie na seans w kinie. To było żenujące.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nie chcesz ;) Obejrzałam, żebyś Ty już nie musiała ;)

      Ja tylko mówię, że za drugim razem wywołał u mnie inne emocje i bardziej mi się podobał niż za pierwszym. To tak jak z piosenkami. Z niektórymi też trzeba się osłuchać, by docenić ich wartość. Jest to jednak bardzo specyficzny, mroczny i dość ciężki rodzaj kina, zdecydowanie nie dla każdego. A to, że jest częściowo musicalem też nie pomaga. Lubię tylko jeden musical - "The Phantom in the Opera". Widziałam film, byłam w teatrze i nadal nie mam go dość :)

      Ej, Wolverine'a i Deadpoola to Ty szanuj ;) Dałam się namówić na kino i nie żałowałam - film był rozrywkowy, uśmiałam się w niektórych momentach (nigdy nie twierdziłam, że mam wyrafinowane poczucie humoru, więc może dlatego), no i generalnie warto było. Choćby dla boskich muskułów Logana ;)

      Usuń
    2. Muzyka to zupełnie inna treść. Jednej piosenki można wysłuchać milion razy.

      Są musicale, które lubię, ale tych nowoczesnych nie znoszę.
      "The Phantom in the Opera" mogę oglądać w nieskończoność. "Sweeney Todd" też bardzo lubię.

      Dla Logana było warto, tak zgadzam się z Tobą absolutnie. :)

      Usuń
    3. Można, ale i ona po pewnym czasie się nudzi.

      Pamiętam, że "Sweeney Todd" nie do końca mi odpowiadał, chyba był zbyt makabryczny i krwawy. Poza tym nie przepadam za Johnnym Deppem.

      No widzisz ;) Czyli nie było tak źle, skoro można było oko zawiesić na jego muskułach :)

      Usuń
    4. Zdecydowanie wolę oczy zawieszać na innych filmach z nim. ;)

      Usuń
    5. "The Wolverine" (2013) i X-Men Origins: Wolverine (2009) i ogólnie chyba muszę sobie wszystkich X-manów pooglądać, bo nabrałam apetytu. O_o
      Aquaman'a też lubię oglądać...

      Usuń
    6. Też je lubię! A wiesz, że i ja nabrałam? :D Może w weekend któryś z nich odpalę :)
      "Aquamana" akurat nie widziałam. Chyba nawet wiem, dlaczego lubisz go oglądać. Khal Drogo pewnie nie jest tam bez znaczenia ;)

      Usuń
    7. Te oczy i te brwi... Lubię wikingów itp. 🤣

      Usuń
  2. widziałam ten poprzedni film i był na tyle mocny, że chyba ten nowszy jednak sobie daruję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że nic się nie stanie, jak go sobie darujesz ;) Jakoś tak nie do końca mi on do Ciebie pasuje. Bardzo specyficzny, może być nużący i trudny w odbiorze. Lubię jednak od czasu do czasu obejrzeć coś ambitniejszego, jako że mam słabość do pięknych kadrów i zdjęć.

      Usuń
    2. No właśnie podaruje sobie 😉

      Usuń
    3. A oglądałaś ostatnio coś, co wyjątkowo przykuło Twoją uwagę bądź skradło serce? Wspominałaś jakiś czas temu, że do szydełkowania włączasz różne seriale.
      Ciekawa jestem, czy trafi się tu choć jedna osoba, która widziała ten film i miała podobne przemyślenia do moich.

      Usuń
    4. spis obejrzanych seriali mam na blogu w zakładce :)

      Usuń
  3. Jakos tak od zawsze wiem ze to nie sa filmy dla mnie. A ostatnio dodatkowo unikam filmow trudnych, ciezkich. Ale ciekawie piszesz i z przyjemnoscia przeczytalam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy najlepiej wie, co przemawia do niego najbardziej :) Dlatego nigdy tutaj nikogo nie próbuję "nawrócić" ani przekonać do omawianego dzieła literackiego czy filmowego - ja tylko sygnalizuję :) Osobiście mam dość dużą tolerancję i preferencje filmowe - lubię ambitne kino, ale nie zawsze mam na nie ochotę, zatem czasami sięgam po "odmóżdżające" pozycje. Takie też są potrzebne :)

      Usuń
  4. It’s fascinating how your perception of *Joker: Folie à deux* shifted after the second viewing. It shows just how complex and layered films can be, and how initial reactions might cloud the deeper themes. I can understand your initial discomfort, especially with the mix of genres and the brutal visuals. But it seems that by removing your previous expectations, you were able to appreciate the film's nuances more. Sometimes, films need that second or third viewing to fully digest, and your reflection on the Joker's tragic journey is poignant. It’s definitely one of those films that stays with you.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I guess I just debunked the myth "third time lucky" ;) Despite my initial mixed feelings, I really enjoyed this film, and I am glad that I gave it a second chance.

      Usuń
  5. Ja chyba nie jestem fanką Jokera, więc to nie dla mnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nie doczekam się tu żadnego komentarza od kogoś, kto widział i chciałby podzielić się swoimi spostrzeżeniami ;)

      Usuń
  6. Boje się takich filmów, więc nawet nie myślę o Jokerze. Dla mnie odpowiedniejszy jest Żwirek i Muchomorek ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nowy Joker ma dużo negatywnych opinii właśnie, dlatego że zaskoczył widzów czymś innym, niż się spodziewali. Sama jeszcze nie oglądałam, na początku właśnie tymi opiniami zniechęcona ale ostatnio nabieram właśnie chęci, bo już w sumie wiem czego się spodziewać i też jestem trochę ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam w moich skromnych progach, zdaje się, że widzę Cię tutaj po raz pierwszy :)
      To prawda. Wielu widzów chciało też, tak jak Harley Quinn, Jokera, nie zaś Arthura Flecka. Ciekawa jestem, czy przypadnie Ci do gustu!
      Może nie do końca był to taki film, jaki bym chciała, ale ostatecznie przypadł mi do gustu. Tylko trochę czasu mi to zabrało ;)

      Usuń
  8. Jeszcze nie miałam okazji go obejrzeć :) Od czasu do czasu też lubię tego typu filmy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daj znać, jak już będziesz po - ciekawa jestem Twoich obserwacji!

      Usuń
  9. Pierwszą część Jokera oglądałam, chyba bardziej dlatego, że na coś wtedy chciałam iść do kina, nic lepszego nie było. Ale i owszem, zrobił na mnie wrażenie.
    Drugiej nie widziałam, ale jak zaczęłam czytać Twój wpis, pomyślałam sobie, że podobną opinię na temat tego filmu czytałam już w kilku miejscach i że potwierdza się nieciekawy odbiór tego dzieła.
    Jednak widzę, że w dalszej części zweryfikowałaś tę opinię... to ciekawe. W
    Czyżby wniosek z tego był taki, że czasem warto wejść dwa razy do tej samej rzeki? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak milo czytać, że pierwsza część zrobiła na Tobie wrażenie! Na mnie również, nie mogłam później przestać o nim myśleć, miałam mnóstwo spostrzeżeń i innych nieujarzmionych myśli ;) Dwója ciut gorsza według mnie, ale jak wspominałam, nie przepadam za musicalami, więc seans już z automatu musiał być okupiony małym cierpieniem ;)
      Cieszę się, że doczytałaś mój wpis do końca, bo jego początek faktycznie wskazuje na co innego - ktoś mógłby sobie pomyśleć, że to negatywna opinia, a tak wcale nie jest :)
      Mądrala z Efezu, Heraklit, twierdził, że nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki, bo już inne wody do niej napłynęły, ale nie do końca się z nim zgadzam - to nadal ta same rzeka ;) To samo koryto, ta sama nazwa, a że wody trochę inne? Cóż, ta woda jest integralną częścią rzeki... Ale mnie wzięło na niedzielne filozofowanie ;) Tym stwierdzeniem niechcący otworzyłaś puszkę Pandory, Iwonko, haha ;) Pięknej niedzieli, jak i całego lutego :) U nas już czuć wiosnę! Dużo słońca ostatnio mamy.

      Usuń
  10. Obejrzałam nową ekranizację Jokera i nie byłam zadowolona. Ciężko się go oglądało i w połowie filmu musiałam wyłączyć 😐

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, bo i mnie dość źle się go oglądało za pierwszym razem. Na szczęście za drugim było już znacznie lepiej. Dzięki za wizytę i komentarz, Madeleine.

      Usuń
  11. Podziwiam Cię, że obejrzałaś dwa razy film, który za pierwszym razem nie bardzo Ci się spodobał. Skoro o sobie piszesz, że jesteś upartą kozą to ja jestem upartym osłem bo jak mi się nie spodoba film albo książka to nic mnie nie zmusi do obejrzenia/przeczytania. A co dopiero dwa razy.
    W kinematografii to mam takie tyły, że nawet pierwszego Jockera nie widziałam a co do drugiego, to zielonego pojęcia nie miałam, że nakręcili 🙈. Tak że ten 🙄.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam w sobie coś takiego, że nie lubię porzucać rozpoczętych książek, zawsze się łudzę, że akcja się rozkręci, że może później będzie jednak ciekawiej i lektura okaże się warta uwagi. Szkoda mi też czasu, który już na nią poświęciłam - jeśli przerwę lekturę np. w połowie, to ani nie będę mogła ocenić tej książki na żadnym portalu, ani zapisać jej na liście przeczytanych. Nie mam osobnej listy dla porzuconych książek ;)
      Mam filmy, do których lubię wracać więcej niż jeden raz :) Ja też nie jestem na czasie z nowinkami kinowymi.
      Miłej i ciepłej końcówki tygodnia :)

      Usuń
    2. Z książkami mam tak samo, długo daję im szansę licząc na to, że mnie zainteresuje. A jak już jestem w połowie, to żal mi tego co już przeczytałam i brnę dalej 😊. Ale jest kilka książek, które porzuciłam po kilkudziesięciu stronach bo tego naprawdę nie dało się czytać 🙈

      Usuń
    3. Otóż to :) Żal porzucać, dlatego naprawdę rzadko to robię. W sumie to nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio coś takiego zrobiłam!

      Usuń
  12. Moja droga, dla mnie Joker z 2019 to było ważne kinowe przeżycie! To nie jest film dla każdego, dlatego poszłam wówczas na seans sama, bo wiedziałam, że mąż nie dotrwa do końca ;-)) Dodam, że bardzo mi się podobał (również umieściłam wzmiankę na blogu) właśnie przez wzgląd na studium bohatera - jego emocje i psychikę - wzgardzanego, wyszydzanego, wyrzuconego na margines społeczeństwa.
    Niestety opinie nie tylko krytyków filmowych o drugiej części były miażdżące (tej recenzji Raczka nie znam) dlatego odpuściłam sobie sequel... Nawet wśród znajomych nie znalazłam nikogo, kto po oglądnięciu poleciłby mi seans kontynuujący opowieść o Arturze...
    Wspomniałaś też słowo o "Pachnidle" - równie mocny film, który głęboko zapada w pamięć!
    Dobrze, że podzieliłaś się własną refleksją, ale jak to w życiu - ile ludzi, tyle opinii ;-))
    Moc serdeczności posyłam!
    Anita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, najważniejsze to to, że dobrze przygotowałaś się do wizyty w kinie, no i że znasz już swojego męża na tyle dobrze, by wiedzieć, co mu się spodoba, a co nie :) Cieszę się bardzo, że po seansie wyszłaś z kina zadowolona :)
      "Pachnidła" akurat nie oglądałam, choć słyszałam o nim dobre opinie, za to książkę czytałam dwukrotnie, lubię do niej wracać. Pewnie jeszcze kiedyś to zrobię. Nie mam prywatnego egzemplarza, ale mam polski przekład w mojej irlandzkiej bibliotece, więc robię z niego użytek ;)
      Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i dziękuję za podzielenie się swoją opinią :)

      Usuń
  13. To znowu ja ;- Otóż mój powyższy komentarz już jest nieaktualny! Wyobraź sobie, że wczoraj na HBO wyświetlali drugą część Jokera, a dzięki Twojej opinii ciekawość wzięła górę! Pomyślałam, że trzeba się zmierzyć z tym filmem, mimo jego miażdżącej krytyki. I... witaj w klubie, bo dla mnie wszystko ułożyło się w spójną całość. Dla nieznających meandrów ludzkiej psychiki, dokładnie wytłumaczono na jaką chorobą cierpi Artur, co był jej genezą, a jej tragiczne skutki są przedmiotem rozprawy sądowej, na której ważą się losy bohatera. Cieszę się, że film ma swój finał (Joaquin Phoenix w jednym z wywiadów tłumaczył, że kolejnej części nie będzie, bo drastyczna dieta, jakiej musiał się poddać do obu części, zagraża jego zdrowiu). Najtrudniej oglądało mi się właśnie te fragmenty, w których Artur był dehumanizowany, bity, poniżany, torturowany, lecz mimo to nie żałuję. Film mi się spodobał!!! Kreacje aktorskie Phoenixa i Gagi na najwyższym poziomie. I nawet jeśli w swej opinii jestem odosobniona, nie przeszkadza mi to. Już taki mój osobliwy gust ;-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojejku, kochana! Lepszego komentarza nie mogłam sobie wymarzyć! Nawet nie wiesz, jaką radość mi nim sprawiłaś - gdybyś miała zainstalowaną ukrytą kamerkę w moim pokoju, to zobaczyłabyś, że mam teraz na twarzy szeroki uśmiech Jokera :)
      W poprzednim komentarzu miałam pisać, że trochę szkoda, iż nie planujesz oglądania tego najnowszego, nie chciałam jednak wywierać na Tobie żadnej presji. Cieszę się więc ogromnie, że zrobiłaś to z własnej, nieprzymuszonej woli, no i że Twój odbiór był taki pozytywny.
      Nie dziwi mnie, że trzeciej części nie będzie.
      Tak, pamiętam te sceny przemocy, przykro się je oglądało, ale równie mocno pamiętam też te kolorowe parasolki w deszczu, kiedy prowadzono Arthura, albo tę deszczową scenę, w której sam jest. Było tam całkiem sporo przyjemnych kadrów.
      Mam wrażenie, że dużo osób po prostu przejęło opinię innych - krytyka spływała niemal ze wszystkich stron, więc niektórzy poddali się temu nurtowi. Na szczęście są też tacy, którzy dostrzegli w tym filmie coś więcej, i bardzo mi miło, że Ty jesteś właśnie w tym gronie. To też świadczy o Twojej mądrej postawie - nie wzięłaś opinii krytykantów za pewnik, sama wyrobiłaś sobie swoje zdanie.
      Mnie też bardzo podobała się rola Brendana Gleesona, ale nie jestem do końca obiektywna, bo mam do niego słabość. Mówiłam już, że kiedyś po przedstawieniu teatralnym poznałam go osobiście i że śmiał się z żartów Połówka? (pewnie ze sto razy już się chwaliłam) :))

      Usuń
  14. Naprawdę to Ty mnie zainspirowałaś, by dać drugiej części szansę! I za to Ci dziękuję :-)) Tylko wtedy można mieć własne zdanie, a nie sugerować się opiniami innych, nawet jeśli w większości są one nieprzychylne. I choć wolałabym raczej kwestie mówione, niż śpiewane, to na tyle się to w scenariuszu równoważy, że film dobrze się ogląda... a spotkania z Brendanem Gleesonem zazdroszczę ;-)) Aktor wielkiego formatu !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ nie ma za co - cała przyjemność po mojej stronie :) Jeśli przyczyniłam się do tego, że byłaś skłonna dać drugiej części szansę, to jest mi ogromnie miło czytać te słowa <3 Najbardziej jednak cieszy mnie fakt, że się nie rozczarowałaś :)
      Wspaniałego weekendu życzę, jak również nadchodzącego tygodnia, i do pogadania wkrótce :)

      Usuń
  15. Oglądałam pierwszą część filmu i byłam zdruzgotana ze względu na drastyczną przemoc. Widzieliśmy zapowiedz drugiej części Jokera na HBO, jednak sobie odpuściłam.
    Serdecznie Cię pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, co wrażliwsze dusze mogą mieć problem z filmami tego typu. Ja również nie lubię oglądać przemocy, czy to w życiu czy nawet na ekranie.
      Ciepłe myśli zasyłam, droga Łucjo :)

      Usuń
  16. Jedynka była mega a ta druga wygląda przy niej blado jak parodia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedynka lepsza w moim odczuciu, dwójka ciut gorsza, ale jak już pewnie wiesz z mojego wpisu, oswoiłam się z nią i nawet polubiłam.
      Dzięki za Twoją opinię!

      Usuń
  17. Bardzo chciałam zobaczyć drugą część Jokera, ale tak wyszło, że jednak nie poszliśmy do kina…czytałam różne recenzje, w większości negatywne i cieszyłam się w duchu, że może jednak sobie oszczędziłam porażki drugiej części.
    Zabiłaś mi jednak teraz ćwieka. Jestem w szoku, że Pan Raczek chociaż raz dał pozytywną recenzję. Nie trawię tego pana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nic straconego ;) Jest tylko jeden sposób, by dowiedzieć się, czy to film w Twoim guście. A co do Raczka, to jego nazwisko czasami obijało mi się o uszy, ale nigdy nie czytałam jego recenzji, nie wiedziałam nawet, że ma swój kanał na YT i tam też recenzuje. Po raz pierwszy do niego wpadłam, ale od tamtej pory nie wróciłam. To raczej nic osobistego, po prostu nie sugeruję się zdaniem krytyków i żadnego nie śledzę.

      Usuń
    2. Niby nie, ale ciężko się zmobilizować ;-) Przez ostatnie lata porzuciłam sporą ilość oglądanych filmów na rzecz książek, aktywności na zewnątrz czy gier planszowych. Tak wyszło. Jedynie seriale jakoś tak wchodzą lepiej.
      Nie czytam recenzji, na filmwebie rzucam okiem i widzę, że niemal zawsze jego recenzje są negatywne, nie wiedziałam, że ma kanał na youtubie.

      Usuń
    3. Ja już od dawna mało filmów oglądam, nie wiem czy w ciągu roku uzbierałoby się ich choćby 20. W okresie świąt Bożego Narodzenia lubię sobie obejrzeć jakieś nastrojowe produkcje - popatrzeć na te piękne i idealne obrazy, kochające się rodziny, śnieg... Tak, seriale zdecydowanie częściej mnie kuszą.
      Ja też nie wiedziałam, ale po seansie szukałam w sieci wrażeń innych osób i YT podesłał mi jego filmik.

      Usuń