Niecałe 10 km na południe od zamku Peel, który Wam tutaj niedawno pokazywałam, znajduje się zatoka Niarbyl, a nad nią kawiarenka, w której mieliśmy nadzieję przysiąść i wypić kawę z widokiem na Morze Irlandzkie.
Nasze zezowate szczęście dało się nam jednak we znaki, bo lokal okazał się zamknięty na cztery spusty, chyba z powodu renowacji. Zamiast ciasta na osłodę mieliśmy widoki, a te, zaprawdę powiadam Wam, były piękne. Wyszło nam to przy okazji na zdrowie, bo zamiast dostarczyć organizmowi kilkuset kalorii, wzięliśmy się za ich spalanie.
Przy lokalu znajduje się dość szeroki parking, i choć można zjechać z górki do samego morza (autem, nie na tyłku, choć to drugie technicznie też jest możliwe), polecam pozostawić pojazd właśnie przy nim. Dróżka prowadząca do zatoki jest dość wąska i stroma, przez co ci mniej doświadczeni kierowcy mogą tutaj doznać nieprzyjemnych palpitacji serca. Zwłaszcza wtedy, kiedy będą musieli wyminąć się z pojazdem jadącym naprzeciwko.
Po drugie, parking przy samym morzu ma niewielkie rozmiary, a Niarbyl to dość popularne miejsce, może się więc zdarzyć, że zjazd z górki całkowicie poszedł na marne, bo teraz trzeba z powrotem na nią wjechać. Strata czasu i energii ‒ moim skromnym zdaniem ten krótki spacer od kawiarenki do zatoki najlepiej oddaje urok tego miejsca. Wyłania się ono bowiem powoli, powolutku, z tym całym swoim bogactwem: bujną roślinnością, miniaturowymi domkami, łagodnymi pagórkami w oddali.
Wielokrotnie czułam się na Wyspie Man jak w domu, tu jednak to uczucie było spotęgowane. Zatoka bowiem mocno przypominała mi inne, bliskie mojemu sercu zakątki, a mianowicie irlandzką wyspę Achill w hrabstwie Mayo.
Zatoka Niarbyl jest mała, ale ma w sobie mnóstwo uroku. Nie dziwi zatem fakt, że wielokrotnie inspirowała artystów, i że jej piękno uwieczniano także na taśmie filmowej. Widoki są tutaj iście pocztówkowe, a tradycyjna mańska chata kryta strzechą, która znajduje się zaraz po prawej stronie, była filmowym domkiem Neda Divine, bohatera lekkiej i zabawnej komedii (polecam!) "Waking Ned Devine" (1998). Akcja filmu toczy się w Irlandii, jednak zdjęcia do niej powstawały właśnie tu, na Wyspie Man. Wcale jednak nie zdziwiłabym się, gdyby wielu nieświadomych widzów uwierzyło, że faktycznie widziało w filmie Irlandię.
Tutaj niestety po raz drugi umarłam w środku podczas tej krótkiej wizyty w zatoce. Najpierw bowiem okazało się, że nici z kawy z widokiem, później zaś ‒ nici ze zdjęć urokliwej chatki. Domek akurat był remontowany i szpeciło go wielkie rusztowanie! Może znalazłby się jakiś fanatyczny budowlaniec, który byłby w stanie dojrzeć w tym rusztowaniu kunszt i piękno, dla mnie jednak było ono wielkim zawodem, tak chętnie witanym jak korki na drodze.
Niarbyl to też takie miejsce, w którym można "jedną nogą stać w Europie, a drugą w Ameryce". Piszę to trochę z przymrużeniem oka, aczkolwiek prawdą jest, że ten zakątek jest wyjątkowy z geologicznego punktu widzenia, bo to właśnie tu istnieje widoczny gołym okiem tak zwany "szew Japeta", powstały dawno, dawno temu, kiedy nie było na świecie ani Was, ani mnie. Był za to Ocean Japet, który zaniknął po kolizji kontynentów. Dziś szew Japeta jest tą prehistoryczną pamiątką geologiczną, dla której niektórzy turyści specjalnie tu przybywają. Sam Japet zaś był greckim tytanem, ojcem między innymi Prometeusza i Atlasa.
Nie ma tu piaszczystej plaży, na której można by było budować zamki z piasku, można się za to uczyć arytmetyki za pomocą wszechobecnych kamyczków. A jeśli komuś niestraszny spacer klifami, to prowadząca nimi ścieżka zabierze nas do znacznie bardziej imponującej "białej plaży" ‒ White Beach.
Cały film można obejrzeć tutaj: