wtorek, 12 kwietnia 2011

No country for poor men

Mój wyjazd do Polskiciężko nazwać urlopem. Urlop jest dla mnie pojęciem, pod którym kryją sięprzede wszystkim trzy hasła: relaks, podróże, zwiedzanie. Tego mi brakowało wczasie mojej wizyty w kraju. Relaks owszem był, ale nieco okrojony. Bo prawdajest taka, że te kilka dni, które spędziłam na ojczystej ziemi, strasznie mniezmęczyły. Nie fizycznie, ale mentalnie.


Przybiła mnie polska,wiejska rzeczywistość i to o niej będę pisać. Nic, ale to nic się nie zmieniłow moich rodzinnych stronach. Województwo ciągle ma znaczny procent bezrobocia.Ciągle panuje tu bieda. Zmian na lepsze nie widać, bo te na gorsze są - ajakże. Odczułam je dość szybko w czasie przemieszczania się po drogach w mojejwsi.


Trasa z lotniska do mojegodomu przebiegła bezproblemowo. Uśmiech z twarzy znikał mi tylko wtedy, gdy mójwzrok spoczywał na dziesiątkach [autentycznie dziesiątkach...] pamiątkowychkrzyżyków stojących przy drogach. Boże, ile ludzi zginęło nastukilkudziesięciokilometrowym odcinku drogi. Ile ludzkich tragedii musiało siętam rozegrać...


Droga w mojej wsitragiczna. Nigdy nie była bez zarzutu, ale to, co zobaczyłam i odczułam nawłasnej skórze przypominało jakiś hardcorowy tor przeszkód. Odcinki, które niedało się inaczej przejechać, jak tylko slalomem wcale nie należały dorzadkości. Głębokie dziury, poniszczona i krzywa powierzchnia, osuwiska -gorzej niż w afrykańskim buszu.


Po szoku związanym zestanem dróg przyszła pora na szok cenowy. Weszłam do jednego sklepu, dodrugiego, trzeciego i za każdym razem miałam wysoce zniesmaczoną minę. Do tejpory tylko słyszałam od bliskich w Polsce, że ceny wielu produktów zaczynająsię ocierać o absurd. Ale to, co zobaczyłam przeszło moje najśmielszeoczekiwania. I już nawet nie mówię o tym opłakanym cukrze. Kawa rozpuszczalna -ponad 20 zł. Paczka papierosów - 9 zł. Płyn do płukania jamy ustnej - 15 zł.Pięciokilogramowy worek proszku do prania - 30 zł. Środki do czyszczeniapotwornie drogie. Detergenty znanych firm, które w Irlandii używam w swoimdomu, i które nabywam za naprawdę przyzwoite kwoty, w Polsce mają kolosalneceny. Z niedowierzaniem brałam do ręki kolejne płyny i mleczka do czyszczenia,po czym zapoznawszy się z ceną odkładałam szybko na swoje miejsce, dodając wmyślach, krótki, ale rzeczowy komentarz: what the fuck?! Inaczej nie da siętego podsumować. Naprawdę.


Podziwiam Was.Autentycznie podziwiam Was rodacy żyjący w Polsce za minimalną pensję. Niewiem, jak to robicie, że zarabiając tak marne pieniądze [za nieraz solidną,odpowiedzialną i męczącą pracę], jesteście w stanie związać koniec z końcem.Szacunek ode mnie. Nawet nie chcę wiedzieć, jakim kosztem to się odbywa i najaką wegetację skazuje Was polskie państwo. Jesteście dla mnie bohaterami. Ja,po standardowej wizycie w sklepie [bez szaleństw] po napełnieniu wózka dojakiejś 1/3, zostawiałam przy kasie średnio 150-200 zł. Po pięciu takichnumerach nie miałabym za co opłat zrobić.


Współczuję wszystkim tym,którzy zmagają się z szarą, polską rzeczywistością. Widzę te zmagania przedewszystkim u mojej rodziny. I zawsze wtedy mam w głowie jedną myśl: nie ma tu poco wracać. Bo te realia są jak bagno. A jeszcze dokładniej jak ruchome piaski:pochłaniają, niszczą, zabijają. Polska to nie jest niestety kraj dla biednychludzi. Paradoksalnie jednak tych ludzi jest tam ogrom. I oni muszą jakoś żyć.Wegetują, odmawiają sobie przyjemności, egzystują. Ale co to za życie, kiedy wkwestii finansów muszą dokonywać czegoś, co porównać można do ekwilibrystyki.Jak nie nauczysz się żyć oszczędnie, spadniesz z liny. Prosto w to bagno, októrym pisałam wyżej. A stamtąd już nie ma powrotu.


Polsce świetnie wychodzijedno: wyrównywanie cen z cenami produktów w krajach zachodniej Europy. Szkodatylko, że nie wyrównuje się pensji.