środa, 6 lipca 2011

Przy drodze: Peace For All

Zwróciliście kiedyś uwagę na to, co najczęściej można spotkać przy drogach? Moje wspomnienia z Polski podsuwają mi głównie obrazy kapliczek, często spotykanych na wsiach. Z ostatniej wizyty w ojczyźnie i pokonaniu 150 km trasy łączącej moje rodzinne strony z lotniskiem pamiętam głównie przerażającą liczbę krzyżyków. Krzyżyków ustawionych tam ku przestrodze innym i ku pamięci tragicznie zmarłych użytkowników dróg.




Zaryzykowałabym stwierdzenie, że w Irlandii przy drogach najczęściej można spotkać owce. Te sympatyczne stworzenia są ruchomym, a jednocześnie stałym elementem tutejszego pejzażu. Oprócz owiec zobaczyć można także różnego rodzaju rzeźby. Irlandzkie przydrożne monumenty podziwiałam już wcześniej, ale dopiero po swojej ostatniej podróży wpadłam na pomysł zgrupowania ich i przedstawienia ich na blogu. Dziś pierwsza z serii przydrożnych rzeźb. Czasem po prostu nie sposób przejechać koło nich obojętnie.




W Belturbet w hrabstwie Cavan, leżącym praktycznie na granicy dzielącej Republikę od Irlandii Północnej, natrafiłam na niepozorny monument. Posąg, który na pierwszy rzut oka wydaje się być sceną ilustrującą zwyczajne pożegnanie. Wyryty na nim napis mówi jednak co innego: PEACE FOR ALL. Pokój dla wszystkich - tu nie może być mowy o jakimś tam pożegnaniu pary kochanków. Tu chodzi o głębszy sens.


Bliższe oględziny monumentu ukazują jego przejmujący charakter. W lewej ręce nagiego mężczyzny tkwi tarcza, z prawej zwisa miecz. Waleczny wojownik, ma się rozumieć. Jednak patrząc na tę rzeźbę mam wątpliwości dotyczące tego kto spośród tej dwójki jest opoką - tą silną płcią. To kobieta z twarzą zwróconą ku niebu wydaje się podtrzymywać mężczyznę. Postać kobiety reprezentuje Matkę Irlandię i pokój. Mężczyzna jest umęczonym walką bojownikiem o pokój. Jego nagość jest tutaj celowa. Obrazuje równość wszystkich ludzi: katolików jak i protestantów, rasy białej i czarnej. Przekaz rzeźby sprowadza się do podstawowego pytania: "Do we want to continue the way we are going or look at ourselves and try to resolve the situation?" - czy nadal chcemy podążać tą drogą (czyli kontynuować walkę między protestantami i katolikami), czy też może spojrzymy na siebie i znajdziemy jakieś sensowne wyjście z tej sytuacji?




Rzeźbę, której autorem jest Derek A Fitzsimons z Newbridge, zaprezentowano 1 kwietnia 1999 roku z okazji ponownego otwarcia Enniskillen Bridge, mostu łączącego hrabstwo Cavan (Republika) z Fermanagh (Irlandia Północna), wysadzonego kilka lat wcześniej.




"Peace For All" jest monumentem z brązu wzniesionym na granitowym, wyszlifowanym cokole. Artysta celowo nadał mu formę przywodzącą na myśl nagrobek i wcale bym się nie zdziwiła, gdyby sugerowała ona pogrzebanie w nim topora wojennego.



Dziwna sprawa. Kamienie nie potrafią mówić, a mimo to często umieją przemówić do człowieka. W moim przypadku temu monumentowi udało się tego dokonać.

czwartek, 30 czerwca 2011

Ross Castle - zamek w bajkowej scenerii

 

Ross Castle jest w moim odczuciu jednym z najbardziej malowniczo usytuowanych irlandzkich zamków. Patrząc na niego, można odnieść wrażenie, że jest to budowla wyjęta z bajek zaczynających się od "za siedmioma górami, za siedmioma lasami...". I to stwierdzenie wcale nie byłoby zbyt dalekie od prawdy. W Narodowym Parku Killarney, gdzie leży zamek, nie brakuje jezior, gór i drzew. Twierdzę okalają spokojne wody Lough Leane, a porośnięte drzewami pagórki majaczą w oddali i emanują tajemniczością.

  

Nazwa "Ross Castle" oznacza w języku irlandzkim "zamek na cyplu". Nikomu nie trzeba uzasadniać wyboru właśnie takiego nazewnictwa. Warto jednak nieco wspomnieć o historii zamku i jego specyfice.

  

Sylwetka zamku Ross ewidentnie wskazuje na to, że budowla powstała w niespokojnych średniowiecznych czasach i pełniła funkcje obronne. Twierdzę wzniósł pod koniec XV wieku ówczesny klan rządzący Killarney - ród O'Donoghue. Zamek nie pozostał jednak w rękach jednej i tej samej rodziny. Z biegiem czasu przechodził w posiadanie innych klanów, został poddawany różnym modyfikacjom architektonicznym, a w pewnym okresie pełnił nawet funkcję koszar wojskowych.

  

To właśnie wyżej wspomniane modyfikacje, przeprowadzone pod koniec XVII wieku w celu dobudowy dodatkowego pomieszczenia, pozbawiły twierdzę dwóch z czterech narożnych wież obronnych umiejscowionych w murze otaczającym zamek.


  


Warto również wspomnieć, że zamek był ostatnią twierdzą w prowincji Munster, zdobytą przez wojska Cromwella. To właśnie z tym wydarzeniem wiąże się pewna historia. Otóż przepowiednia dotycząca Ross Castle mówiła, że twierdza nigdy nie zostanie zdobyta od lądu. Obrońcy zamku mogli obawiać się tylko jednego - ataku od strony jeziora.

  

Kiedy w 1652 roku trwające kilka miesięcy oblężenie zamku nie przynosiło pożądanych rezultatów, generał Ludlow zarządził atak drogą wodną. Kiedy obrońcy Ross Castle zobaczyli na jeziorze łodzie wrogich wojsk, uwierzyli, że oto właśnie sprawdza się przepowiednia. Poddali się. Niektórzy twierdzą jednak, że Lord Muskerry już wcześniej podjął decyzję o kapitulacji, a atak od wody był tylko pretekstem do poddania się.

  

Mogłoby się zdawać, że zamek bez nawiedzającego go ducha, albo chociaż ciekawej legendy to zamek mało intrygujący. Z Ross Castle wiąże się i jedno i drugie. Z pokolenia na pokolenie ludność przekazywała sobie legendę o członku rodu O'Donoghue. Wedle lokalnych podań nieszczęśnik wypadł z okna swojej komnaty znajdującej się u samej góry zamku. Został pochłonięty przez jezioro, a wraz z nim przepadł także jego dobytek: koń, stolik i biblioteczka. Jego duch ma zamieszkiwać teraz w pałacu na dnie jeziora. Co siedem lat zaś ma się on wyłaniać z jeziora - zawsze w pierwszy poranek maja, aby na swym dostojnym rumaku okrążać wody Lough Leane. Mówi się, że ten komu uda się go dostrzec, będzie miał zagwarantowane szczęście do końca swego życia.


  


Choć bryła zamku jest raczej przeciętna, twierdza jest naprawdę urocza. Jest to głównie zasługa wyjątkowo malowniczego pejzażu. Przybywają tu nie tylko miłośnicy średniowiecznych budowli i ich tajemnic, lecz także zwolennicy piękna natury: amatorzy wycieczek pieszych i rejsów. Tuż koło zamku cumują łodzie. Chętni mogą wybrać się na ich pokładzie na pobliską Innisfallen Island, by z bliska przyjrzeć się wysepce i tamtejszym ruinom.

  

Ross Castle warto odwiedzić nie tylko dla atrakcji, które oferuje na zewnątrz, lecz także dla jego wnętrza. Różnej wysokości spiralne schodki zaprowadzą nas do komnat, gdzie będziemy mogli podziwiać zabytkowe meble pochodzące z XVI i XVII wieku. W sali bankietowej będziemy mogli natomiast zobaczyć imponujący dębowy dach zrekonstruowany według oryginalnej metody, a duże okno umożliwi nam podziwianie panoramy jeziora i gór.

  

Choć z reguły nie przepadam za grupowym zwiedzaniem w towarzystwie przewodnika, tutaj absolutnie mi to nie przeszkadzało. Grupa była stosunkowo niewielka, a żywiołowa i sympatyczna Pani Przewodnik w ciekawy sposób przybliżyła mi historię zamku. Wizyta zdecydowanie godna polecenia. Jedynym minusem był zakaz robienia fotografii wewnątrz zamku.

  

Polecam.