poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Walijski road trip (1)

Criccieth


Ach, gdybyście tylko wiedzieli, co ja robiłam w czasie mojego brytyjskiego road tripa! Szturmowałam wszystkie interesujące mnie zamki, sprawnie przemierzałam Walię z północy na południe, stałam na szczycie majestatycznego Snowdona, najwyższego szczytu w Walii, płynęłam barką po wąziutkim, ale za to cholernie wysokim akwedukcie Pontcysyllte i sikałam ze strachu w majtki, no i podziwiałam tajemniczy Stonehenge w sąsiedniej Anglii. Zazdrościsz? Nie masz czego! Bo problem polega na tym, że ja to wszystko robiłam tylko w myślach!


Harlech Castle


Plany miałam zacne. Doprawdy sam Krzysztof Kolumb wespół z Amerigo Vespuccim, Vasco Da Gamą i Ferdynandem Magellanem mogliby mi pozazdrościć kreatywności, chęci i wyobraźni.


Llanddwyn Beach 


Śmiać mi się teraz chce, kiedy pomyślę o tym, jak ekstremalnie naiwna byłam, myśląc, że uda mi się to wszystko zrealizować w tak krótkim czasie. Mawiają, że człowiek uczy się całe życie, a i tak umiera głupi. To zdecydowanie o mnie. Z drugiej zaś strony, mawiają też: DREAM BIG. I ja tak właśnie robiłam.


Beaumaris


Zabawna rzecz z tą wyobraźnią, wiesz? Bo to niesamowicie potężne narzędzie, ale jednocześnie stosunkowo niegroźne. Większej krzywdy tym nikomu nie zrobisz. Co najwyżej nieco się potłuczesz, kiedy spadniesz z tej mięciutkiej i puchatej chmurki, na której tak fajnie Ci się podróżowało w myślach.


latarnia morska South Stack


Ten dwuwymiarowy świat, który rysował się przede mną, kiedy będąc w Irlandii patrzyłam na mapę Walii w moim przewodniku, był taki fajny i uproszczony. Interesujących mnie atrakcji w sam raz, nie za dużo i nie za mało, bo to w końcu mały kraj jest. Jak takie małe państewko może stanąć na przeszkodzie tak dużym chęciom, jakie miałam?


Conwy Castle


Pewnie doskonale wiesz, że w prawdziwym życiu nic nie jest takie łatwe i przyjemne. Ja o tym chwilowo zapomniałam. Trójwymiarowy świat z tym całym swoim dobrodziejstwem, z prawdziwymi kolorami, zapachami, ludźmi i miejscami jest obłędnie fascynujący. I skrywa w sobie mnóstwo skarbów, o których masz prawo nie wiedzieć, bo Twój przewodnik nie śmiał Cię poinformować.


Caernarfon


Nigdy nie zapomnę tego uczucia, kiedy będąc już na walijskiej ziemi, wzięłam do rąk jakąś szczegółową mapę Walii z wszystkimi jej atrakcjami. Boże najsłodszy, tam był zamek na zamku w samym tylko północnym regionie, do którego to przybiłam dzięki uprzejmości Irish Ferries. Masz może za sobą moment, w którym cały Twój światopogląd legł w gruzach? Jeśli tak, to już wiesz, co ja wtedy odczuwałam. Nogi się pode mną ugięły. Poczułam się niczym kolos na glinianych nogach. W jednej sekundzie uleciała moja buta, a buńczuczność z podkulonym ogonem schowała się w pobliskich krzakach. Do tamtego momentu na moim niewidocznym sztandarze było wyryte "Mogę wszystko!". Od tamtej chwili: "Mogę niewiele!".



Jest w tym dużo mojej winy, wiesz? Bo oryginalny plan zakładał czterodniowy wyjazd. Nie jest to cała wieczność, ale kiedy masz swój pojazd, ogromne chęci,  Twój prom dobija do brzegu po piątej rano, a odpływa późnym wieczorem dwa dni później, to jest to całkiem dużo czasu. Problemem była jednak moja własna opieszałość w rezerwowaniu biletów na interesujące mnie daty. Zrobiłam to zaledwie na parę dni przed rejsem, kiedy po fajnych i okazyjnych cenach nie było już śladu. A jako że miałam mocne postanowienie nieprzekraczania budżetu w wysokości 360 euro [dlaczego tak a nie inaczej, o tym być może innym razem], miałam też ograniczone pole manewru. Skrócenie pobytu do trzech dni okazało się koniecznością, ale jakoś szczególnie nad tym wtedy nie ubolewałam. Ciągle naiwnie wierzyłam, że trzy całe dni wystarczą mi do zrobienia tego, co chcę...


Bodelwyddan Castle


Powiadam Ci, nieświadomość jest doprawdy błogosławieństwem!


Feeria barw w Criccieth