poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Walijski road trip (1)

Criccieth


Ach, gdybyście tylko wiedzieli, co ja robiłam w czasie mojego brytyjskiego road tripa! Szturmowałam wszystkie interesujące mnie zamki, sprawnie przemierzałam Walię z północy na południe, stałam na szczycie majestatycznego Snowdona, najwyższego szczytu w Walii, płynęłam barką po wąziutkim, ale za to cholernie wysokim akwedukcie Pontcysyllte i sikałam ze strachu w majtki, no i podziwiałam tajemniczy Stonehenge w sąsiedniej Anglii. Zazdrościsz? Nie masz czego! Bo problem polega na tym, że ja to wszystko robiłam tylko w myślach!


Harlech Castle


Plany miałam zacne. Doprawdy sam Krzysztof Kolumb wespół z Amerigo Vespuccim, Vasco Da Gamą i Ferdynandem Magellanem mogliby mi pozazdrościć kreatywności, chęci i wyobraźni.


Llanddwyn Beach 


Śmiać mi się teraz chce, kiedy pomyślę o tym, jak ekstremalnie naiwna byłam, myśląc, że uda mi się to wszystko zrealizować w tak krótkim czasie. Mawiają, że człowiek uczy się całe życie, a i tak umiera głupi. To zdecydowanie o mnie. Z drugiej zaś strony, mawiają też: DREAM BIG. I ja tak właśnie robiłam.


Beaumaris


Zabawna rzecz z tą wyobraźnią, wiesz? Bo to niesamowicie potężne narzędzie, ale jednocześnie stosunkowo niegroźne. Większej krzywdy tym nikomu nie zrobisz. Co najwyżej nieco się potłuczesz, kiedy spadniesz z tej mięciutkiej i puchatej chmurki, na której tak fajnie Ci się podróżowało w myślach.


latarnia morska South Stack


Ten dwuwymiarowy świat, który rysował się przede mną, kiedy będąc w Irlandii patrzyłam na mapę Walii w moim przewodniku, był taki fajny i uproszczony. Interesujących mnie atrakcji w sam raz, nie za dużo i nie za mało, bo to w końcu mały kraj jest. Jak takie małe państewko może stanąć na przeszkodzie tak dużym chęciom, jakie miałam?


Conwy Castle


Pewnie doskonale wiesz, że w prawdziwym życiu nic nie jest takie łatwe i przyjemne. Ja o tym chwilowo zapomniałam. Trójwymiarowy świat z tym całym swoim dobrodziejstwem, z prawdziwymi kolorami, zapachami, ludźmi i miejscami jest obłędnie fascynujący. I skrywa w sobie mnóstwo skarbów, o których masz prawo nie wiedzieć, bo Twój przewodnik nie śmiał Cię poinformować.


Caernarfon


Nigdy nie zapomnę tego uczucia, kiedy będąc już na walijskiej ziemi, wzięłam do rąk jakąś szczegółową mapę Walii z wszystkimi jej atrakcjami. Boże najsłodszy, tam był zamek na zamku w samym tylko północnym regionie, do którego to przybiłam dzięki uprzejmości Irish Ferries. Masz może za sobą moment, w którym cały Twój światopogląd legł w gruzach? Jeśli tak, to już wiesz, co ja wtedy odczuwałam. Nogi się pode mną ugięły. Poczułam się niczym kolos na glinianych nogach. W jednej sekundzie uleciała moja buta, a buńczuczność z podkulonym ogonem schowała się w pobliskich krzakach. Do tamtego momentu na moim niewidocznym sztandarze było wyryte "Mogę wszystko!". Od tamtej chwili: "Mogę niewiele!".



Jest w tym dużo mojej winy, wiesz? Bo oryginalny plan zakładał czterodniowy wyjazd. Nie jest to cała wieczność, ale kiedy masz swój pojazd, ogromne chęci,  Twój prom dobija do brzegu po piątej rano, a odpływa późnym wieczorem dwa dni później, to jest to całkiem dużo czasu. Problemem była jednak moja własna opieszałość w rezerwowaniu biletów na interesujące mnie daty. Zrobiłam to zaledwie na parę dni przed rejsem, kiedy po fajnych i okazyjnych cenach nie było już śladu. A jako że miałam mocne postanowienie nieprzekraczania budżetu w wysokości 360 euro [dlaczego tak a nie inaczej, o tym być może innym razem], miałam też ograniczone pole manewru. Skrócenie pobytu do trzech dni okazało się koniecznością, ale jakoś szczególnie nad tym wtedy nie ubolewałam. Ciągle naiwnie wierzyłam, że trzy całe dni wystarczą mi do zrobienia tego, co chcę...


Bodelwyddan Castle


Powiadam Ci, nieświadomość jest doprawdy błogosławieństwem!


Feeria barw w Criccieth

24 komentarze:

  1. ho ho ho widzę, że przygody mieliście podobne jak my z urlopem, nagłe skrócenie czasu, obostrzenie co do wydatków i za wiele rzeczy do obejrzenia w za krótkim czasie ... czekam co z tego wyszło :D

    OdpowiedzUsuń
  2. A wiesz, że nie myślałam o tym w takich kategoriach? Masz rację, różnica polega jednak na tym, że w Waszym przypadku zawiniła trzecia osoba. Gdybym zarezerwowała bilety wcześniej, zostalibyśmy w Walii dłużej. No, ale nic straconego. Lesson learned, wnioski wyciągnięte. Za rok nie popełnię tego samego błędu.

    OdpowiedzUsuń
  3. :)
    Nowa forma wpisu... Jakbyś zwracała się konkretnie do czytającego. Każdy może poczuć się adresatem. Podoba mi się.
    Nie doczekam się już pewnie odpowiedzi na maila sprzed pół roku, więc przerywam milczenie.
    Fajny wyjazd. Aż kusi mnie aby wybrać się w podróż "Śladami Taity". Jednak nie w tym roku i raczej nie w przyszłym. Ale za to pochwalę się, że w tym roku na tygodniowy urlop pojechaliśmy do Irlandii. ;) A konkretnie do Kerry. Twoje ulubione county, czyż nie? Ale o tym i parę zdjęć będzie w mailu.
    Na razie pozdrawiam i czekam na kolejne wpisy pasące oczy i duszę. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. zapomniałam oczywiście wspomnieć, że świetne jest to zdjęcie "odjechanej" pary. Lubię takich ludzi nie martwiących się o wiek i ubierających tak jak lubią i jak im się podoba. Mało kto ma odwagę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja bardzo lubię fotografować innych, szczególnie wtedy, kiedy czymś się wyróżniają. Tak właśnie było z tą parą. Zdecydowanie rzucali się w oczy i zdecydowanie nie brakowało im odwagi, by wyrazić siebie swoim ubiorem. Mężczyzny nie pamiętam, ale kobieta na pewno nie była nastolatką, mimo że zdjęcie mogłoby sugerować co innego. A zauważyłaś, jaką torbę mają? Wydaje mi się, że mają na niej swoje zdjęcie.

    Co do osób wykazujących się dużą swobodą w ubiorze, to mnie osobiście nie podobają się "dzidzie-piernik" w podeszłym wieku noszące wyzywające stroje [nie moja estetyka] i na siłę próbujące się odmłodzić, ale nikogo z tego powodu nigdy nie szykanowałam i nie mam zamiaru. Po prostu uważam, że kobieta nie musi być roznegliżowana, by być seksowną. Może być elegancką i powabną bez zakładania mini i noszenia dekoltów po pas. To taka uwaga na marginesie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zielaku, Zielaku, człowieku małej wiary! ;) Jasne, że się doczekasz, uwierz! Już tydzień temu miałam napisać do Ciebie maila, tylko jak zwykle czas minął mi jak z bicza strzelił... Dostałbyś maila, nawet gdybyś się nie odezwał pod tym postem. Może brzmi to jak tania wymówka, ale taka jest prawda.

    Przepraszam Cię za to haniebne opóźnienie i proszę o wykrzesanie z siebie jeszcze odrobiny cierpliwości.

    Dziękuję Ci bardzo za te wszystkie miłe słowa, cieszę się ogromnie, że post przypadł Ci do gustu, a Walię zdecydowanie polecam. Tak bardzo mi się spodobał ten brytyjski road trip, że za rok znów tam wracam. Mądrzejsza o popełnione błędy.

    Aaaa! Kerry! No to teraz dałeś mi ogromną motywację do jak najszybszego napisania maila. Już nie mogę się doczekać opowieści i fotek z The Kingdom :) Mnie też się udało odwiedzić boskie Kerry i spędzić tam cudowne chwile, ale to był tylko weekendowy wyjazd nad ocean. Krótki, ale niesamowicie uskrzydlający - poznałam fajnych ludzi i odwiedziłam piękne miejsca. Pewnie w swoim czasie pojawi się tutaj odpowiednia relacja, mam jednak takie zaległości, że głowa mała...

    Do poczytania wkrótce :) I wielkie dzięki za to, że się odezwałeś!

    OdpowiedzUsuń
  7. na siatkę nie zwróciłam uwagi dopiero teraz jak napisałaś. Chyba faktycznie jest tam nadrukowane ich wspólne zdjęcie. Fajny pomysł :)
    Nie miałam na myśli aż takiej skrajności jak opisałaś ale w tym sensie, że jak ma się 60 kilka lat to można nadal nosić jeansy i t-shirt a nie koniecznie jakieś babciowe wdzianka w starym stylu :) np. moja mama często się stawiała, że coś tam jest już nie dla niej, że spódnica 2cm przed kolano to już jej nie przystoi. Ale na szczęście dała się naprowadzić na normalne tory i teraz chodzi w legginsach czasem na sportowo i w jeansach rurkach i w ogóle ubiera się normalnie nie jak moja własna prababcia :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja to zdjęcie zdążyłam już przeanalizować na powiększeniu, więc nic nie umknęło mojej uwadze ;)

    A, tak, tak! Ja bardziej o takich skrajnych przypadkach pisałam. Absolutnie nie uważam, że w wieku 60 czy nawet 70 lat trzeba nosić chustkę na głowie, worki pokutne i inne elementy babcinej garderoby ;)

    Jasne, że powinna nosić legginsy i spódnice o takiej długości - zgrabna jest, niech więc korzysta :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nooo ciekawe co z tego wyszło. Bo zdjęcia, jak rozumiem, Twojego autorstwa? To by wskazywało, że nie było aż tak źle.

    OdpowiedzUsuń
  10. Hexe, wyszło super! Było inaczej niż myślałam, że będzie - nie spodziewałam się, że Północna Walia będzie taka fascynująca i nie będzie chciała nas wypuścić - ale i tak fantastycznie :) To jeden z moich lepszych wyjazdów zagranicznych.

    Przywieźliśmy mnóstwo zdjęć, więc wszystkie fotki, które będą ilustrować moje wpisy, wyszły spod naszych palców ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ekhm. Ekhm.

    Witaj Taito,

    Zamki, zamki? Ktoś tu pisał coś o zamkach?

    Chyba Cię rozumiem. Ja podobnie podróżowałam w myślach przed moją wyprawą do Portugalii. Wydawało mi się, że stolica to nic ciekawego. Ot stolica, jakże się pomyliłam! W ile miejsc nie zdążyłam pojechać. Jakich najpiękniejszych plaż na świecie nie odwiedziłam.

    Z mojego doświadczenia wynika, że najlepsze jest snucie się i pozwolenie sobie na poznanie danego miejsca po swojemu. Nie czytam przewodników. Ostatni, jakiego nie doczytałam to przewodnik po Irlandii. Przed swoimi wyjazdami posiłkuję się blogami podróżniczymi. Tym sposobem trafiam do cudownych i tanich sklepików (w takim właśnie kupiłam wina) czy do miejsc, o których właśnie w przewodnikach nie wspominają.

    Na jakiej trasie się przeprawiałaś z pomocą Irish Ferries?

    Cóż, pocieszające jest, że to zupełnie niedaleko i zawsze możesz tam wrócić.

    O życiu w błogosławionej nieświadomości prawiły nawet komiksy o kocie Garfieldzie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Witaj, Rose! Long time no see ;)

    Tak, dobrze, przeczytałaś - ZAMKI! I to takie z prawdziwego zdarzenia. To właśnie dla nich tam pojechaliśmy. Ale o tym jeszcze będzie, wszystko w swoim czasie. Powoli, ale systematycznie pracuję nad spisywaniem swoich wrażeń z Walii. Cztery posty już napisane, chyba drugie tyle przede mną. Śmiem twierdzić, że walijska tematyka jeszcze wyjdzie Ci bokiem ;) Nie zdecydowałam jeszcze, czy posty z UK powinny być publikowane jeden po drugim, czy też może przeplatane z tymi irlandzkimi. Mam już swój typ, ale wszelkie sugestie są mile widziane. Czego nie robi się dla swoich czytelników?

    Znam ten ból. Czas nie chce się wydłużyć, a atrakcji przybywa.

    Dla mnie przewodniki to podstawa. Tak się składa, że nie czytam blogów stricte podróżniczych [pomijając kilka tych "irlandzkich" pisanych przez znajomych blogowych], a te moje ulubione są o zupełnie innej tematyce. Co za tym idzie, nie czerpię z nich wiedzy. Jeśli mam dany przewodnik w domu, to oczywiście ma on pierwszeństwo w dostarczaniu mi potrzebnych informacji. Jestem wzrokowcem, więc im więcej zdjęć w bedekerze, tym lepiej. Przeglądam i wyłapuję miejsca, które wpadły mi w oko. Jeśli nie mam przewodnika, to wtedy szukam informacji w sieci. A w międzyczasie zaś... przeważnie kupuję przewodnik ;) Ja po prostu kocham książki. Co zrobić? ;) Prawdą jednak jest, że na blogach często można natrafić na perełki, o których nie wspomina żaden przewodnik.

    Moja trasa to Dublin-Holyhead. Z jednej strony kusi mnie, by w następnym roku wybrać inną, z drugiej zaś - tak fajnie byłoby wrócić w znane strony, czyli do Północnej Walii. Cel będzie taki sam - zamki.

    Tego to ja nie wiem, bo jakoś nigdy nie byłam wielką miłośniczką komiksów, choć Połówek dzielnie nad tym pracuje i pilnuje, bym chociaż oglądała wszystkie seriale bazujące na komiksach Marvela. Ale Garfielda lubię. Pewnie dlatego, że jest kotem :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Not such a long time;)

    Zamki to coś, co tygrysy lubią zdecydowanie najbardziej. A mogę wybrać sobie inną część ciała niż bok?;) Wiesz, mnie tu głównie do Ciebie przywiodła Irlandia, więc jestem tych postów spragniona. Zwłaszcza, że Twój blog jest jedynym, odwiedzanym przeze mnie irlandzkim blogiem.

    Taki ból to najgorszy ból!

    Nie czytam ich regularnie. Szukam informacji przed podróżą. Ja też wolę książki. Wolę je tak bardzo, że zwykle podróżują na próżno ze mną. Każdą z nich zabieram ze sobą i wracam z nieprzeczytaną. Na ostatni urlop zagraniczny w ramach niepoczytalności wzięłam nawet dwie. O ja naiwna. Gdzie bym tam miała czas czytać jeszcze przewodnik? Niech zgadnę, Ty podobnie jak ja zwykle nigdy nie kończysz na jednej książce w księgarni? Wszelkie miejsca, gdzie jest dużo książek sprawiają, że zachowuję się jak obłąkana i mam rozbiegany wzrok. Koleżanka zabrała mnie raz na kawę do literackiej knajpy. Szybko odkryła, że to nie był dobry pomysł, ponieważ nie skupiałam się na niej i na rozmowie.

    Miejsce to jest mi znane, przynajmniej ze słyszenia. Masz te same dylematy co ja. Mnie też kusi, aby w przyszłym roku wybrać się w znane, ukochane miejsca, a z drugiej strony wiadomo, że nowe lądy same proszą o podbicie ich. Co wygra? I co się do tego czasu zdarzy? Życie pokaże.

    Niedawno oglądałam Dr. Strange, zdaje się, że to film również na podstawie komiksu Marvelowskiego. Rozbudziłaś moją ciekawość tymi serialami, ponieważ od czasu Poldarka i Peaky Blinders (cudowny Murphy!) nie znalazłam serialu, który by mnie zainteresował równie mocno.

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie chcę za bardzo spoilerować, bo już niedługo dostaniesz próbkę tego, co udało mi się zobaczyć, ale zamki to mają naprawdę zacne. Myślę, że przypadłyby Ci do gustu.

    Hahaha! Jakbym czytała o sobie! Pod tym względem jestem naprawdę niereformowalna! Nigdy się nie uczę. Wyobraź sobie, że do Walii zabrałam ze sobą "Ostatniego Mohikanina" i "Lolitę". Owszem, ten pierwszy przydał mi się nieco, ale tylko na promie, gdzie i tak nie miałam nic innego do robienia oprócz czytania, ale "Lolity" to nawet nie ruszyłam. Oprócz tego miałam ze sobą dwa ciężkie przewodniki, no bo przecież limit na bagaż mnie nie obowiązywał, więc po co miałam sobie odmawiać? ;) Powiem Ci więcej: chciałam wziąć ze sobą laptopa, by na bieżąco spisywać swoje wrażenia [hahaha! O naiwności!], ale na szczęście Połówek wyperswadował mi ten szalony pomysł. Udało mi się za to, w każdej wolnej chwili, uzupełniać dziennik podróżny.

    Dla mnie nie istnieje coś takiego jak "jedna książka" w bibliotece albo księgarni. Ja się zawsze z takich miejsc wyczołguję przygnieciona ciężarem moich łupów ;)

    Holyhead polecam! Widziałaś tę piękną latarnię South Stack? To niedaleko Holyhead właśnie. Mój pierwszy punkt programu. Gdzieś kiedyś trafiłam na jej zdjęcie w sieci i zakochałam się w niej od pierwszego wrażenia. Na żywo jest równie piękna. Uwielbiam latarnie. Chyba w poprzednim życiu byłam żoną latarnika ;) Albo nawet samym latarnikiem.

    Nie znam tego filmu, ale podpytałam Połówka i mówi, że wie, o co chodzi. Co więcej, oglądał go ostatnio w telewizji! Tzn. połowę tylko, bo na tyle się załapał.
    Jeśli chodzi o wspomniane seriale, to oglądaliśmy "Daredevila", "Jessicę Jones", "Luke'a Cage'a", 'Iron Fist", a w niedzielę skończyliśmy "The Defenders". Całkiem fajne seriale, ale dla mnie i tak nie pobiją "Suits". To ten ostatni wypełnił u mnie pustkę po "Poldarku" [ach, ta cudna Kornwalia! Kiedyś tam pojadę, bo ostatnim razem niestety nie wystarczyło mi na nią czasu..]

    OdpowiedzUsuń
  15. ale się uśmiałam!!! choć wiem, że dla Ciebie to nie było śmieszne.po zdjęciach widzę jednak, że odrobinę Walii zobaczyłaś, czyż nie? tym to komentarzem daję Ci znać, że wróciłam :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Dobrze wiedzieć, że żyjesz i masz się dobrze :)

    Walia okazała się ciekawsza, niż myślałam. Trzeba było na bieżąco modyfikować plany. Nie dotarliśmy ani na południe, ani do Stonehenge, ani do wiaduktu... Inne atrakcje częściowo nam to zrekompensowały, ale i tak odczuwam wielki głód Walii ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja zabrałam do Portugalii Szepty kamieni i Życie pasterza. Dodaj do tego trzy butelki wina i inne rzeczy, które musiałam taszczyć we walizce:P Laptopa zabieram ze sobą i u mnie to się akurat sprawdza. Mam tak, że jak czegoś nie zapiszę to już potem przepada. Wielokrotnie mam jakieś myśli, refleksje, które mi uciekają.

    Mam podobnie! Nawet jak idę do biblioteki po jedną książkę to i tak z jedną nie wyjdę.

    Tak! Właśnie kojarzę to miejsce głównie przez tą latarnię. I ja ogromną miłością darzę latarnie, chętnie bym jakąś sobie przywłaszczyła. Byłaś kiedyś w Skerries? Widziałaś Światło między oceanami?
    Mogłabym tak mieszkać z falami rozbijającymi się nieustannie. Rozmarzyłam się. Czy istnieją jeszcze w ogóle latarnicy? Jak myślisz?

    Słyszałam o Suits, ale jakoś nic mnie nie zmotywowało do oglądania tego serialu. Czekam na nowy sezon Poldarka i Peaky Blinders.

    OdpowiedzUsuń
  18. Umknął mi ten komentarz i dopiero teraz odpowiadam, wybacz.

    Ciekawe tytuły tych Twoich książek. Przeczytałaś je już? Warto się za nimi rozejrzeć? Co prawda, ja nadal siedzę po uszach w książkach i próbuję skończyć te kilka sztuk, które zaczęłam, problem polega jednak na tym, że trzy z nich to straszne cegły [ponad 1000 stron, druga ma prawie 700, a trzecia to nawet nie wiem, z czterysta co najmniej]. To mi jednak wcale nie przeszkadza rozglądać się za innymi.

    Nigdy nie przewoziłam ze sobą alkoholu i raczej nie będę. Na pewno nie będę tego robić w czasie podróży samolotem, bo dla mnie zwyczajnie gra nie jest warta świeczki. Raz, że nie przepadam za alkoholem, dwa - znajomej, która zawsze hurtowo przywozi z zagranicy wino, rozbiła się niedawno jedna butelka i całe wino szlag trafił. Torba i ubrania przesiąknięte smrodem i poplamione...

    Laptop jest rzadkim towarzyszem naszych wycieczek. Jeśli już, to tylko tych lokalnych, na które nie obowiązuje limit wagowy bagażu. Z doświadczenia wiem, że to niepotrzebne obciążenie, bo i tak przeważnie nie mam czasu/chęci by z niego korzystać. W dzisiejszych czasach coraz częściej rolę laptopa pełni telefon z Internetem. Wiem za to doskonale, jak to jest z tymi niezapisanymi spostrzeżeniami i refleksjami. Sama bardzo lubię spisywać je na gorąco, kiedy jestem nabuzowana podróżniczymi emocjami, ale do tego wystarcza mi tradycyjny notatniki. Jakiś czas temu kupiłam sobie specjalny zeszyt, który to uczyniłam moim osobistym dziennikiem podróżnym. To właśnie on towarzyszył mi w Walii, gdzie w miarę na bieżąco zapisywałam swoje obserwacje.

    W samym Skerries byłam, lubię je, ale Rockabill Lighthouse jeszcze nie zwiedziłam. Na razie nie mam jej w planach. łatwiej mi dotrzeć do tych mniej wymagających i bardziej dostępnych. Ta latarnia wymaga większego trudu, ale domyślam się, że jest tego warta.

    "Światła między oceanami" ani nie widziałam, ani nie czytałam, za to dużo o nim/niej słyszałam. Jeśli trafi się okazja, to bardzo chętnie przeczytam książkę i obejrzę film. To musi być uczta dla oczu!

    Myślę, że latarnicy jeszcze istnieją, choć niezaprzeczalnie jest to wymierający zawód w tym naszym nowoczesnym, zautomatyzowanych świecie, gdzie coraz częściej wyższa technologia wypiera człowieka. Chciałabym kiedyś przeżyć taką przygodę jako "latarnica" :) Pewnie nie byłoby tak łatwo, przyjemnie i sielankowo, jak się wydaje, ale na pewno ciekawie!

    OdpowiedzUsuń
  19. Zastanowię się.

    Pewnie, że skończyłam. Szepty kamieni to książka blogerów o Islandii. Zmieniła sporo mój pogląd na krainę lodu i ognia. Wyobrażałam ją sobie jako drugą Irlandię, tymczasem okazuje się dużo bardziej groźna i niebezpieczna.

    Życie pastrza to książka hodowcy owiec z Krainy Wielkich Jezior. Opisuje częściowo dysonans pomiędzy turystami, miastowymi, a swoim życiem hodowcy owiec.

    Tak się składa, że ja często przewożę-z dwóch powodów-Guiness nigdy w Polsce nie jest taki jak w Irlandii. Bailey's jest dużo tańszy niż w Polsce. O porto nie wspomnę. Takie porto, jakie przywiozłam jest tu nie do kupienia.

    Na mnie to tak działa, że z notatnikiem często nie byłam na bieżąco. No i podwójnie traciłam czas-raz na notatnik, potem na laptop. Do laptopa wpisuję od razu, a potem tylko szybko edytuję i dodaję zdjęcia.

    To chyba jedyna latarnia morska, jaką widziałam w Irlandii poza ą w Howth.

    Zdjęcia piękne! Nie wiem jak Ty, ale ja też bardzo lubię Alę Vikaander (nie wiem czy dobrze zapisałam).

    W życiu nigdy nie jest łatwo, sielankowo i przyjemnie Taito;)

    OdpowiedzUsuń
  20. Tylko za bardzo się nie spiesz, żebyś czasem nie podjęła pochopnej decyzji ;)

    Zaciekawiłaś mnie tymi książkami, a już w szczególności tą nie taką znowu bezpieczną Islandią, którą od dawna mam w swoich podróżniczych planach na najbliższe dziesięciolecie. Zaczęłam ich nawet szukać w sieci i ku mojemu utrapieniu trafiłam do jakiegoś dyskontu książkowego, Aros, gdzie z kolei wpadło mi w oko wiele innych ciekawych, w miarę tanich pozycji... Musiałam stamtąd szybko uciekać, bo naszła mnie ogromna ochota na nabycie kilkunastu POLSKOJĘZYCZNYCH książek. Od czasu do czasu mam głód na polskie słowo pisane - koniecznie w tradycyjny sposób, na papierze. To chyba ten okres :) Poza tym pogoda się popsuła, wieczory robią się zimne i nieprzyjemne, a co za tym idzie, popychają w stronę fotela/łóżka, gorącej herbaty, koca i książki.

    Może faktycznie coś jest na rzeczy. Nieraz dochodziły do mnie głosy o gorszej jakości produktów przeznaczonych na rynek Wschodniej i Środkowej Europy. Rzadko piję alkohol, ale ostatnio mam coraz większą ochotę na rozgrzewającą lampkę wina, a w kuchennych zakamarkach mam tylko resztę amaretto po tiramisu sprzed kilku lat ;) Coś mi mówi, że z następnych zakupów wrócę do domu z butelką czerwonego wina albo chociaż różowego Pinot Grigio Barefoot ;)

    Zazdroszczę, bo u mnie niestety by to nie przeszło. Posty zabierają mi za dużo czasu, nie potrafię ich pisać byle gdzie, w byle jakich warunkach. Najlepiej pracuje mi się nad nimi w domu, przy biurku, z filiżanką kawy/herbaty, czasem z ulubioną muzyką w tle. Muszę sobie stworzyć odpowiednie warunki. Dla mnie notatnik ma tę przewagę, że w nim zapisuję luźne myśli, bez tworzenia całych postów. Wiesz, tak ku pamięci ;) Żeby potem pamiętać jak najwięcej szczegółów.

    Howth! Tak dawno mnie tam nie było! :(

    Dzięki za uznanie :) Nie znałam tej osoby, musiałam ją wyszukać. Czemu akurat o niej wspominasz? Ma jakiś związek z Walią? Jest coś o czym nie wiem, a powinnam? :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Jestem w trakcie procesowania;)

    Fiu, fiu. A myślisz, że dlaczego ja tą książkę kupiłam? Islandia jest na mojej podróżniczej top liście, ale dopóki nie zrobię prawa jazdy mogę o niej zapomnieć. Ja ostatnio kupuję książki głownie w Świecie Książki, ponieważ tam je mogę odebrać za darmo. Kupowałam w Arosie, Bonito, Nieprzeczytane. Wszystkie te dobroci są mi znane i wiem jak trudne są Twoje dylematy.

    Ja w tym miesiącu kupiłam Traktat o łuskaniu fasoli, ale jeszcze się za niego nie zabrałam. Mam inną książkę, którą nam przyniosła Lufthansa i tą bym chciała przeczytać w pierwszej kolejności.

    Rozumiem Cię Taito. O ile dobrze pamiętasz to była jedna z rzeczy, których najbardziej się obawiałam na obczyźnie-brak polskich książek. Nie żadne tam ebooki.

    Wpadnij do mnie. Mam amaretto (zwykle wykorzystuję to tiramisu), kilkuletnie, czerwone porto i portugalską wiśniówkę. Ostatnio dopiłam w końcu wino przywiezione z Czech, zrobiłam sobie grzańca z goździkami, miodem i pomarańczą. Białe porto stoi w lodówce i wietrzeje, więc jak jesteś chętna to zapraszam;) A! Zapomniałam o whiskey w szafie! To dopiero działo. Mam Bushmillsa i smakuje mi lepiej niż Jameson.

    Ale ja je właśnie w takich warunkach, o jakich piszesz tworzę:)

    Koniecznie się tam wybierz!

    Nie zrozumiałaś mnie Kochana. Piękne zdjęcia w Światło pomiędzy oceanami, tam gra Ala Vikaander, z którą filmy bardzo lubię:P

    OdpowiedzUsuń
  22. Aż tak łatwo się poddajesz? Wiem, że samochód to spore udogodnienie, ale na pewno można znaleźć jakieś firmy oferujące zorganizowane wycieczki np. busem.

    Aros? Bonito? Nieprzeczytane? Pierwsze słyszę. No dobra, o Arosie dowiedziałam się niedawno, więc nie powinnam go umieszczać w tym zestawieniu. Widzę, że internetowe księgarnie i sklepy mają się dobrze, i wyrastają niczym grzyby po deszczu. Ja akurat najczęściej zaopatrywałam się w Taniej Książce, Matrasie i Empiku. Możliwe, że coś pominęłam. W Polsce zaś w Klubie Książki Księgarni Krajowej i Świecie Książki. Uwielbiałam te momenty, kiedy przychodził nowy katalog i mama pozwalała mi wybrać sobie z niego jakieś książki. Nigdy nie ingerowała w tematykę, którą wybierałam i to było super słodkie z jej strony! Zawsze kultywowała moje zamiłowanie do słowa pisanego i za to jestem jej ogromnie wdzięczna.

    "Traktat o łuskaniu fasoli"? Haha, co za tytuł! Ja to chyba mogę sobie darować tę książkę, bo w dzieciństwie nałuskałam się tyle fasoli, że do końca życia mi wystarczy ;)

    Dziękuję za taką hojną ofertę! Jaki wybór trunków w barku! Niczym w monopolowym ;)

    Zaryzykuję stwierdzenie, że Twoje wpisy są jednak inne od moich, takie właśnie bardziej "pamiętnikowe", na zasadzie: poszłam tam, zobaczyłam to. Łatwiej spisać swoje wrażenia w takiej formie. Ja niestety nie umiem pisać postów w takim stylu. Poza tym często wplątuję w nie elementy historyczne/informacyjne, a to też wymaga pracochłonnego "researchu".

    Haha, głodnemu chleb na myśli! Byłam tak łasa na pochwały, że nawet jednej dopatrzyłam się w Twoim komentarzu ;) Teraz już wiem, że to o film chodziło :) Rozumiem nawet, po co w tym zdaniu znalazła się Alicia Vikander. Wcześniej jej nie kojarzyłam, chyba nie oglądałam żadnego filmu z jej udziałem.

    OdpowiedzUsuń
  23. Próbuję sobie przypomnieć, kiedy ja byłam w północnej Walii...spojrzałam na mojego bloga i był to również 2017 rok. 6 lat temu? Aż wierzyć mi się nie chce! Byłam we wszystkich tych miejscach, które pokazałaś i w jeszcze kilku. Jak gdzieś jadę, czy to na 2, 3 dni, czy tydzień to staram się wycisnąć jak najwięcej. Lubię się "atakować" wrażeniami, chcę zobaczyć i zapamietać jak najwiecej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A zatem widzę, że masz podobnie jak ja :) Mam słabość do Walii, podobnie zresztą jak do Szkocji. Bardzo przypominają mi ukochaną Irlandię, ale są dla niej takim fajnym uzupełnieniem, bo tu na przykład nie mamy tylu majestatycznych zamków, raczej dominują tzw. "tower houses", zamki wieże, a te jednak nie są tak imponujące.

      Po tym wyjeździe byliśmy ponownie w Walii, tym razem na jej południu. Sama nie wiem, które strony piękniejsze - mały kraj, ale niesamowicie interesujący.

      Usuń