piątek, 21 stycznia 2011

Edynburg Starym Kopciuchem zwany

  


Wiedziałam,że Szkocja jest piękna. Wiedziałam, że ma mnóstwo dzikichzakątków i ciekawych miast, ale jednego się niespodziewałam. Nie sądziłam, że ma tak uroczą stolicę zniesamowicie klimatyczną starówką! Nie przypuszczałam, żeEdynburg jest tak wspaniałym miastem.


  


Wielokrotnieprzeglądałam jego zdjęcia w przewodnikach i mniej więcejwiedziałam, czego się spodziewać. Nie raz bez emocji spoglądałamna fotografie edynburskich budowli. Wydawało mi się wtedy, żemiasto jest troszkę szare i nijakie. Jakże się myliłam! Po razkolejny dobitnie przekonałam się o tym, że poznać dane miasto, toznaczy pojawić się w nim, poczuć jego atmosferę, a przedewszystkim na własne oczy zobaczyć to, co się wcześniej oglądałojedynie na zdjęciach. Wierzcie mi, różnica jest. I to K O LO S A L N A!


  


Edynburgma w sobie coś, co mnie urzekło już w zasadzie od pierwszy minut.Chciałabym wiedzieć, co to jest, ale nie potrafię tego określić.Nie wiem, czy to zasługa wspaniałej architektury, malowniczegopołożenia, czy majestatycznych zabytków. Może to drzemiącyduch przeszłości? A może wszystkie te składniki razem wziętespowodowały, że kiedy spacerowałam jego ulicami, czułam sięniesłychanie dobrze. A rzadko mi się to zdarza, przebywając wwielkim miastach.


  


Poraz pierwszy od dość długiego czasu – chyba od powrotu z Paryża– byłam tak rozentuzjazmowana odbytą wycieczką do metropolii.Paryż to już klasyk. Pomimo swej ciemnej strony, jest szalenieromantycznym i widowiskowym miastem. Ale, że Edynburg jest takuroczy, tego naprawdę nie oczekiwałam. Zatem posypuję głowępopiołem i z szacunkiem powtarzam mea culpa, mea culpa, mea maximaculpa.


  


Generalnienie przepadam za aglomeracjami, bo jestem dzieckiem natury i niechciałabym na co dzień oddychać brudnym powietrzem. Małymustępstwem na jakie mogę sobie pozwolić, taką alternatywą dlażycia na wsi, jest mieszkanie w małym miasteczku, ale nie wmetropolii.


  


Rzadkoktóre duże miasto robi na mnie wrażenie wprostproporcjonalne do swej wielkości. Edynburg zrobił. Nie wiem jak,ale mu się to udało. Spacerowałam tu z niekłamaną przyjemnością.Było coś niesamowitego w tej jego atmosferze – jakiś podniosłynastrój, który sprawiał, że przechodnie na ulicywydawali się być wyjątkowo przyjaźni, a samo miasto bardzogościnne i otwarte dla turystów.


  

  


Każdykażdemu robił zdjęcia. Kilkukrotnie poproszono mnie o zrobieniefotografii, samej też zaproponowano mi to parę razy i bynajmniejnie po to, by ukraść mi aparat ;) Całą sobą byłam turystką idobrze się z tym czułam. A już wyjątkowo sympatycznie wtedy,kiedy mijający nas Szkot, wchodząc mi przez przypadek w kadr,zaproponował zrobienie nam fotografii na tle zamku, świeżo poznanaAzjatka dała parę rad, a młody turysta - Polak! - zainicjował zemną rozmowę, kiedy z podziwem wpatrywałam się w edynburskąpanoramę.


  


Tomiasto miało na mnie niesłychanie pozytywny wpływ, co doskonaleprzekładało się na mój hurraoptymistyczny nastrój.Moje wrażenia były tym intensywniejsze, iż nie oczekiwałam tego,co zobaczyłam.


  

  


StolicaSzkocji okazała się dla mnie bardzo pozytywną niespodzianką. Naulicach jakoś nie widziałam tych brzydkich i grubych „szkocic”,o których czytałam na blogu pewnego Polaka, a i samo miastonie było takie brzydkie, jak można by było tego oczekiwać,słuchając opowieści niektórych rodaków tammieszkających.


  


Oczywiściedoskonale zdaję sobie sprawę, że moje wrażenia są w dużejmierze zasługą pięknej pogody. Na tle lazurowego nieba i pięknychbiałych chmur każde miasto prezentuje się dużo korzystniej.


  


Domyślamsię jednak, że w szare i deszczowe dni, Edynburg faktycznie możesprawiać nieco pesymistyczne wrażenia. Co nie zmienia faktu, żemiasto ma naprawdę dostojną architekturę i bardzo, ale to bardzoklimatyczne centrum, w którym aż chce się przysiąść wjednej z kawiarenek, albo na jednej z ławek opatrzonych tabliczkąupamiętniającą prywatnego sponsora, często mieszkańcazauroczonego tym miastem.


  


Cotu dużo mówić, Auld Reekie, Stary Kopciuch, jak dawniejnazywano Edynburg [ze względu na brud, smog i nieczystości]naprawdę mnie zauroczył. Czasami tylko nieco smutno mi się robiło,kiedy uświadamiałam sobie, że w porównaniu z nim Dublinwypada strasznie marnie. Tak prowincjonalnie i – nie bójmysię tego słowa – brzydko. Już wiem, że jeszcze odwiedzęstolicę Szkocji, bo pozostawiła we mnie niedosyt i potrzebębliższego kontaktu z nią.


  


Jeśliwięc macie dylemat: Edynburg czy Dublin, ja Wam zdecydowanie polecamto pierwsze miasto. Stolica Irlandii nigdy nie podbiła mojego serca,choć od czasu do czasu staram się spojrzeć na nią naprawdęłaskawym okiem - niczym matka na najbardziej niesforne ze swoichdzieci.