środa, 7 sierpnia 2024

Morskie opowieści z latarni Langness


W Irlandii chwilowa przerwa w dostawie lata, to jednak nie przeszkadza mi pozostać w wakacyjnym klimacie. W dzisiejszym odcinku przenosimy się więc z powrotem do przytulnego domku latarnika na uroczej Wyspie Man, gdzie miałam przyjemność spędzić swój poprzedni zagraniczny urlop. 


Nasza noclegownia znajdowała się na samym końcu półwyspu Langness, na południowym wschodzie kraju. Od samego początku bardzo spodobała mi się ta lokalizacja. Tak naprawdę to nie było tu żadnych spektakularnych widoków, które powalałyby na kolana. Domki latarnika, jak i sama latarnia, znajdują się na terenie płaskim jak klata małolata. Nie ma tu niebotycznych klifów, nie ma gór, nie ma nawet zbyt wielu drzew, ale nie ma też miejskiego zgiełku ani uciążliwych sąsiadów. 


Nocą kojąco migoczą światełka dawnej stolicy, Castletown, rozłożonej po drugiej stronie zatoki. Nie ma więc tutaj tego dojmującego poczucia samotności ‒ poczucia bycia banitą żyjącym poza murami miasta, z dala od społeczeństwa. 


Cywilizacja jest, ale w bezpiecznej odległości. Tu natomiast, na tym dwukilometrowym przylądku wcinającym się w Morze Irlandzkie, jest prawdziwy rezerwat przyrody. Końcowy odcinek drogi prowadzącej do latarni wyłączony jest z ruchu. Wstęp mają tu tylko uprzywilejowane pojazdy, do których zaliczają się samochody gości wynajmujących domki, jak i samej właścicielki ‒ Frances, byłej żony Jeremy'ego Clarksona ‒ popularnej osobowości telewizyjnej.  


Chyba nigdy wcześniej nie byłam tak wdzięczna za tę drewnianą bramę, którą trzeba było każdorazowo otwierać i zamykać, żeby wyjechać do miasta. Za nią było prawdziwe królicze królestwo ‒ koszmar biskupa Lena Brennana z sitcomu "Father Ted" (serdecznie polecam). Aż miałam ochotę zacytować Dougala ‒ "God, it's like a big rabbit rock festival!" 


Ze wszystkich stron wybiegały króliki, duże, średnie i maciupkie! Beztrosko kicały po drodze, całkowicie nieświadome ryzyka, jakie to wybieganie z gęstych zarośli ze sobą niesie! Gdyby nie ta drewniana bramka, drogę do latarni pewnie wyściełałyby ich truchła. Z czystym sumieniem mogę wyznać, że nie przejechaliśmy ani jednego, choć te futrzane skubańce wcale nie pomagały ‒ któregoś dnia drogę przebiegło nam ponad trzydzieści sztuk! 


Pomimo tej prostoty pejzażu, widoki wyzwalały moje niezliczone odgłosy zachwytu. Nigdy się tu nie nudziłam, bo też niebo nigdy nie było takie samo. A że odpowiada ono za sporą część tej naturalnej scenografii, miałam wrażenie, że to miejsce zmienia się wraz z nim. Wręcz czerpałam ogromną przyjemność z tych subtelnych zmian, jakie udawało mi się odnotować. 



Czasami zachwycało ciepłymi barwami zachodzącego słońca, innym razem zdobiły je wielkie i puchate "baranki", które chciało się dosiąść i podryfować na nich po nieboskłonie, a jeszcze innym ‒ zdobiły je chmury tak cienkie i precyzyjne, jak kreski wyrysowane wprawną ręką matematyka, albo pociągnięte malarskim pędzlem. 

 


Widoki były sielskie, a najpiękniejszy w tym wszystkim był ten kontakt z naturą. Nie spotkaliśmy tu co prawda morświnów ani delfinów, choć te ssaki są tu często widywane, ale za to... fiordy to nam z ręki jadły! 



Któregoś razu wybraliśmy się na mały spacer do miejsca, w którym znajduje się róg mgłowy wyłączony z użytku od 1987 roku. Znajduje się on na małej wysepce skalnej, już poza obrębem latarni, a prowadzi do niego drewniany mostek. W zależności od pory dnia i pływów, jest tu mniej lub więcej wody. Zawsze za to są skały ‒ ostre jak brzytwa, a do tego zdradliwe. 


W niemałą konsternację wprawiła nas mała szara spiczasta skała, która z dala rzucała się w oczy, jako że znajdowała się niemal na środku tej małej zatoki. 


‒ "Dlaczego ta skała się rusza?"

‒ "Dlaczego ta skała... ziewa?!"


I już po chwili wszystko było jasne. To nie skała, to tylko relaksująca się foka! Beztrosko unosiła się na wodzie niczym boja, zupełnie niezrażona podglądającymi ją gapiami. Mogłabym przysiąc, że nawet uśmiechała się pod nosem w czasie zażywania kąpieli słonecznych. 


Wkrótce okazało się, że ta "ziewająca skała" była tylko zapowiedzią do "Animal Planet", zoologicznego programu, który na żywo rozgrywał się przed naszymi oczami. 


Po prawej stronie, kilkanaście metrów od dryfującej foki, znajdowało się całe ich stado. Niektóre wylegiwały się na skałach, jednak większość z nich unosiła się na wodzie i bacznie nas obserwowała, co było dość osobliwym doświadczeniem. Wyglądały jak płetwonurkowie w czasie morskiego desantu. 


 

Wiele się tutaj zmieniło na przestrzeni tych ostatnich wieków. Przede wszystkim półwysep Langness przestał być "cmentarzyskiem statków", jak dawniej zwykli go określać miejscowi. Te kilkaset lat temu morze regularnie atakowało, przeżuwało i wypluwało na brzeg rozbitków, roztrzaskiwało ich łodzie.   


Zaledwie o rzut beretem od latarni znajduje się masowa mogiła Irlandczyków, którzy przepadli tu w latach 30. XIX wieku. Jak wielu im podobnych rodaków wyruszyli z kraju trawionego biedą ‒ mieli znaleźć tu zatrudnienie przy zbieraniu ziemniaków, a znaleźli śmierć. 


Takich jak oni było tu wielu, bo morze nie było wybredne. Nikt, żaden statek rybacki, kupiecki, pasażerski, czy slup wojenny, nie miał taryfy ulgowej. Miejscowi robili, co mogli. W mgliste dni dęli w krowi róg, bo prawdziwej syreny przeciwmgielnej jeszcze wtedy tu nie było. Tych, co dało się uratować, ratowali. Innych, zimnych i sztywnych, chowali ‒ jak wspomnianych Irlandczyków ‒ w jakimś bezimiennym grobie, nieopodal brzegu. Wzniesiono tu nawet wieżę ostrzegawczą, Herring Tower, ale jako że nie była ona oświetlona, to i rezultaty były opłakane ‒ ponad 40 wraków. Równie dobrze mogło by jej nie być. 


Mimo to władzom nie spieszyło się do wybudowania latarni z prawdziwego zdarzenia. Bo ta powstała tu dopiero w 1880 roku, zresztą po niemałych perypetiach, a morze do samego końca jej budowy nie odpuszczało. 


Podczas pewnej zimowej nocy, w marcu 1880 roku, o skały rozbiły się aż trzy łodzie. Kiedy więc parę miesięcy później, w grudniu tego samego roku, oficjalnie zainaugurowano latarnię Langness, radościom i wiwatom nie było końca. Płonęło ognisko, były fajerwerki, oklaski i orkiestra dęta. W morskiej historii Wyspy Man rozpoczął się tym samym nowy okres dziejów: spokojniejszy i bezpieczniejszy.  


Ponieważ jednak nie wszystkim nieszczęściom można zapobiec, sporadycznie zdarzały się inne tragedie. W 1928 roku w nieszczęśliwym wypadku stracił życie główny latarnik, kiedy uruchamiał aparaturę syreny mgielnej. Pięć lat później zniszczeniu uległa z kolei lampa, kiedy w latarni wybuchł pożar. 



Ale były też historie ze szczęśliwym zakończeniem. W 1941 roku dwóch rezydujących tu latarników uratowało dwuosobową załogę samolotu Królewskich Sił Powietrznych (RAF), kiedy maszyna runęła do wody jakieś 400 metrów od brzegu. Latarnicy byli we właściwym miejscu, we właściwym czasie. Tego trzynastego listopada 1941 roku zaryzykowali własne życie. Wsiedli do łodzi wiosłowej i wypłynęli w morze ratować rozbitków. Za swoją odwagę zostali później odpowiednio nagrodzeni. 



W 1996 roku latarnię Langness całkowicie zautomatyzowano, jako ostatnią na wyspie, i to też, na swój sposób, była dla niektórych latarników tragedia. Byli bowiem tacy, którzy swoją służbę traktowali śmiertelnie poważnie, jako życiową misję, a postęp technologiczny przyniósł im jedynie rozczarowanie i pozbawił sensu życia. 






 


39 komentarzy:

  1. Świetnie się Ciebie czyta, jak już skończyłam, to zauważyłam, że nie dość, że zastygłam nieruchomo w jednej pozycji, to jeszcze od razu ogarnął mnie żal, że to już koniec opowieści.
    Rzeczywiście niesamowite miejsce... surowe, ale piękne i klimatyczne. Świetna kolorystyka otoczenia, bo widać tylko biel, zieleń i błękit, a te kolory są niesamowicie uspokajające.
    No i te foki... cudowne i rozkoszne. Na tym jednym zbliżeniu mam wrażenie, że ta foka się po prostu uśmiecha. Zresztą w ogóle wyglądają na bardzo szczęśliwe.
    Dziękuję Ci za tę historię, dzięki niej uśmiechałam się cały czas w czasie jej czytania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli dobrze Ci się to czytało, to jestem naprawdę zadowolona :) Nie uwierzysz, ale to jest niesamowicie wymęczony wpis - od minionego piątku zabierałam się za jego napisanie. Każdego dnia otwierałam Worda z myślą, że "dziś to już na pewno napiszę!", i każdego dnia wyłączałam komputer z tą białą niezapisaną kartką! Niby wiedziałam, co chcę napisać, miałam tę historię w głowie, ale nie miałam niestety głowy do pisania :( Cieszę się, że mam to już za sobą. Kilka kolejnych odcinków już napisanych, czekają grzecznie na publikację :) Nadal jednak nie skończyłam opisywać tego urlopu. Zima mnie zastanie!

      O tak - nie było tam żadnych szkaradnych rozpraszaczy, budynków oblepionych reklamami, czy budynków w ogóle ;) Tylko natura, flora i fauna. Żyć, nie umierać :) A nocą fajnie było zamknąć okiennice (tak jak na jednym zdjęciu) od środka i zaszyć się w tym przytulnym wnętrzu... Tęsknię za tym miejscem, ale ze względu na swoje perypetie życiowe już raczej nie wrócę tam w tym roku :(
      Na miejscu tej foki też bym się uśmiechała :)
      Pozdrawiam Cię serdecznie, Iwonko, i razem z Tobą cieszę się na myśl o Twoim urlopie :) Na pewno będzie super!

      Usuń
  2. Niesamowite miejsce! Bardzo, bardzo klimatyczne. Mogę się tylko domyślać, jak wspaniale wygląda na żywo. Chciałabym je kiedyś odwiedzić, zobaczyć, poznać i poczuć :) Dziękuję za twoją wspaniałą relację i te magiczne zdjęcia, tak oto odnalazłam kolejny cel, do jakiego chciałabym dotrzeć :) I te króliki! Tylko kilka razy w życiu widziałam takie dzikie zające. I foczki, ależ niesamowite :) Z tymi zwierzakami wycieczka musi być niesamowita i niezapomniana :) Wspaniały wpis!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niesamowite i klimatyczne to bardzo dobre określenia - taka właśnie była latarnia Langness i tamtejsze domki latarnika. Ja to mam wrażenie, że mogłabym tam spędzić nawet miesiąc, a i tak by mi się nie nudziło, i każdego dnia po przebudzeniu patrzyłabym na to miejsce z takim samym zachwytem w oczach. Niektórzy mają niesamowite szczęście - wiesz, jak fajnie by było być właścicielem takiego pięknego i historycznego miejsca?
      Wielkie dzięki za odwiedziny i za komentarz, Klaudio :) Ściskam Cię serdecznie :)

      Usuń
  3. Niezwykłe są Twoje opowieści. Mogłabym ich słuchać i słuchać w tak przemiłej scenerii, przy kominku, popijając herbatę albo grzańca. Jest historia, jest klimat. Zwierzaki się śmieją. Natura się chyba zmówiła i wybrała odpowiednią dla tych terenów kolorystykę. Żółć przebija się na skałach, na latarnii, w dzbanku na stole. W takim miejscu mogłabym odpocząć. Mam nadzieję, że słoneczko do Was zawita ponownie. Dopiero połowa lata minęła, więc jest szansa. Pozdrawiam serdecznie 🤗

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tak przemiły komentarz, MaB :) To miejsce zostało wprost stworzone do odpoczywania :) Cudownie jest się tam zaszyć na jakiś czas i zapomnieć o wszystkich problemach tego świata. Tam można z powodzeniem uwierzyć, że człowiek żyje w raju :)

      U nas to tak nie działa ;) Sierpień jest mało wakacyjnym i letnim miesiącem, to już prawie jesień. Zresztą, niektórzy twierdzą, że irlandzka jesień właśnie wtedy się zaczyna - pierwszego sierpnia :)

      Usuń
    2. No to ja Ci napiszę, że u nas dzieci i młodzież wraca do szkół mniej więcej w połowie sierpnia. W zależności od dystryktu ta data może być różna. Zgodnie z tradycją po żniwach dzieci nie były już w tak potrzebne w gospodarstwie i mogły zacząć naukę w szkole. Wszystkie w jednej klasie, ale uczyły się przedmiotów o różnym stopniu trudności. Prawie tak jak w "Ani z Zielonego Wzgórza". Teraz szkoła wygląda zupełnie inaczej, alet przyzwyczajenie pozostało.😉 Czyli zbiory i dzieciaki wracają do szkoły.
      Wreszcie rodzice sobie odetchną 😆🙏 i stanie się wolność. Jeszcze chwilę...

      Usuń
    3. Niesamowite są te różnice, u nas chyba jednak większość szkół wznawia naukę we wrześniu, ewentualnie na parę dni przed nim, ale raczej nie w środku sierpnia czy na jego początku.

      Usuń
    4. To dlatego, że mamy zakorzenione w naszej świadomości, że szkoła zaczyna się we wrześniu. Mi szkoda tej ćwiartki wakacji, ale tutaj wcześniej się też zaczynają - od końca maja lub początku września.
      Dla mnie osobiście ciekawe są takie niuanse. 👍

      Usuń
    5. Tak właśnie sobie myślę, że trochę szkoda - nie każdy rodzic może wziąć urlop w lipcu. Zresztą, czasami ciężko się zsynchronizować urlopami. W sierpniu można by było jeszcze gdzieś wybyć na wakacje, ale skoro dzieci wracają do szkoły, to raczej się nie da. Moja ulubiona Irlandka wraca do szkoły już 26. sierpnia. Jej rodzeństwo niedługo później.

      Usuń
  4. ten czerwony samochodzik to Wasz ?

    Już się miałam zachwycać hordą króliczą ale doszłam do foki i króliczy czar prysł. Foki porwały bardziej :D

    Patrzę na tą latarnię i nie widzę śladowych zacieków rdzy czy innych zmian klimatycznych. Wygląda jakby ją regularnie malowano. No jak nówka.

    Ten obiad ? fryteczki to sami robiliście czy przywiezione i zjedzone na miejscu ?

    I w zasadzie to sie zastanawiam dlaczego czasem tyle tragedii się musi zdarzyć żeby latarnię np. wybudowano. Nie wiem na co czekali tyle czasu skoro skały brały niezłe żniwo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, to sąsiadów z domu obok. Tam są dwa domki do wynajęcia. Trzeci, ten najlepszy, jest niestety zarezerwowany tylko dla właścicielki i jej rodziny. A szkoda, bo jest najbliżej morza, ma najlepsze widoki i standard.

      Króliki były naprawdę urocze, całe rodziny sobie tam kicały, ale trzeba było się trochę namęczyć, żeby żadnego przez przypadek nie ustrzelić. Chyba serce by mi pękło, gdybyśmy je przejechali!

      Tak, aż żałowałam, że nie jestem taką "czilującą" foką ;)

      Bardzo dobre spostrzeżenie, latarnia prosto z salonu, tzw. funkiel nówka nieśmigana ;) Świeżo odmalowana przed naszym przyjazdem :) Widziałam fotki z przeszłości - nie zawsze to wszystko tak pięknie wygląda, bo jednak to bezlitosny morski klimat i sól morska wszystko wyżre.

      Obiad to słynne wyspiarskie danie: ryba z frytkami :)) Upolowane na mieście z przydrożnej budki u pani, która powiedziała Połówkowi, że ma "silly t-shirt", bo się latem wystroił w halloweenową koszulkę z czachą, haha :) A jako że pogoda sprzyjała, to postanowiliśmy wykorzystać stolik ogrodowy i zjeść na zewnątrz :) Trzeba było tylko skombinować sobie do niego krzesła z salonu, bo nigdzie nie było tych ogrodowych ;) Takie wspomnienia są najlepsze, po co komu pięciogwiazdkowa restauracja Michelin, kiedy można w ogrodzie wszamać? ;)

      Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze!

      Usuń
    2. aaaa 3 domki obok siebie ok.

      Wiadomo, że właścicielka najlepszy zostawiła dla siebie :)

      A widzisz. Czułam, że to nie jest normalne że ona taka piękna bez zacieków, odpadającego tynku i tak dalej. Czyli jednak świeżo po remoncie no pięknie trafiliście bo taka zadbana pięknie się prezentuje.

      Aha czyli szybko jechaliście żeby nie wystygło :D nie chciałam komentować krzeseł ale widać, że nie ogrodowe :D

      Usuń
    3. Kiedyś, zdaje się, można było wynająć ten najlepszy i największy, bo widziałam w sieci komentarz kogoś, kto tam kiedyś nocował na urlopie. Nie wiem, ile dni w roku właścicielka tam mieszka, czy to stałe jej lokum, czy tylko dom wakacyjny, ale była obecna podczas naszego pobytu.

      Dobrze czułaś :) Przeważnie nie są takie olśniewająco białe.

      Nie dało się zbyt szybko jechać, bo króliki ;) Na szczęście ta budka była tylko kilka kilometrów od latarni, w sąsiednim mieście. Jedzenie nie zdążyło wystygnąć, ale przez to, że wieźliśmy je przez jakieś 10 minut w aucie, straciło na chrupkości.
      Komentuj, co chcesz, i ile chcesz :) Im więcej rzeczy skomentujesz, tym lepiej :)

      Usuń
    4. Ha !!! no więc się powtórzę mieliście fart.

      Przez chwilę się bałam, że sama gotowałaś :D

      Ciężko się zmobilizować do pisania o mamo ... poczyniłam kolejną część ale z takim tempem do wiosny nie dam rady.

      Usuń
    5. Kiedy ja lubię gotować w domkach latarnika :) Zawsze wyobrażam sobie, że to mój prywatny dom i dzień jak co dzień :) W takich odludnych miejscach przeważnie robimy większe zakupy, zapychamy lodówkę, a potem sami robimy sobie posiłki - niesamowita wygoda! Nie trzeba szukać lokalu, czekać na zamówienie, etc. No i mamy gwarancję, że będzie smacznie. W jadłodajniach zaś różnie z tym bywa.

      Jak ja Cię doskonale rozumiem! Cały czas ze sobą walczę, aby częściej pisać. Na ten moment to chyba rywalizacją z Tobą o palmę pierwszeństwa najbardziej mnie mobilizuje, ha ha ha :)

      Usuń
    6. to ja mam inaczej. Nie znoszę gotować więc czekam na urlopy bo wtedy mam wakacje też od gotowania i wymyślania obiadów :D

      No i dobrze Ci to idzie. Jestem nadal w plecy ...

      Usuń
    7. Po prostu mamy inne oczekiwania co do naszych urlopów i inne upodobania - Ty wolisz przejeść pieniądze w restauracjach, a ja wolę wydać je na lepszy nocleg :) Inna sprawa, że ja często nocuję w odludnych miejscach, więc ciężko tam o jakiekolwiek jadłodajnie, po prostu wygodniej jest mieć prowiant ze sobą i być niezależnym podróżnikiem :)

      Spokojnie, już dostaję zadyszki, jeszcze możesz mnie dogonić :) Pewnie zbierasz siły i wyprzedzisz mnie na ostatniej prostej - lata biegania i doświadczenia ;)

      Usuń
    8. Taaaa na pewno ilością części przebiję ale kiedy to nie wiem 🤣

      Usuń
  5. Cudowne miejsce, jaki spokój bije z tych Twoich zdjęć, że od samego patrzenia człowiek może się zrelaksować :)
    A ta foka cudnie wygląda, już sobie wyobrażam, jak musiałaś się zdziwić, jak skała zaczęła ziewać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo, że przypadło Ci do gustu :)

      Oj tak - byłam święcie przekonana, że to kolejna skała wystająca z wody, dopóki właśnie ta "skałka" nie zaczęła rozkosznie ziewać :) Dobrze jej tam było - unosiła się na wodzie i ziewała od czasu do czasu. Taka to pożyje ;)

      Usuń
  6. Uwielbiam takie widoki... są niesamowicie relaksujące, jak na urlopowy czas: zieleń wyspy, bezkres morza, błękit nieba, zwierzęta wokół, latarnia, a wszystko z dala od miejskiego zgiełku. Czego chcieć więcej! Kojące, sielskie widoki! To tak jakbyście wypoczywali w rezerwacie! Dreszczyku emocji dostarcza ciekawie opowiedziana przez Ciebie historia tej wyspy i dramatyczne losy tylu nieszczęśników, którzy w swych statkach rozbili się o zdradzieckie skały... O ile łatwiej nam w czasach, w których technologia przychodzi z pomocą i nikt nie musi ryzykować życia, by dotrzeć w najbardziej nawet odległe, morskie zakątki ;-))
    Kochana, to świetnie, że jesteś w wakacyjnym klimacie! Tym bardziej życzę Ci, by lato i rozgrzewające promienie słońca powróciły do Irlandii! Dołączam uściski i pozdrowienia!
    Anita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również :) Jako człowiek, który całe życie miał daleko do morza, chciałabym kiedyś przekonać się, jak to jest mieszkać nad morzem, i codziennie mieć takie piękne widoki. Póki co, troszkę romantyzuję sobie te fantazje, rzeczywistość niekoniecznie mogłaby być taka różowa ;) Na pewno wszystko ma swoje plusy i minusy.

      Wyspa Man bardzo przypadła mi do gustu, od samego początku czułam się tam jak w domu :)
      Zgadza się - ten przylądek to taki właśnie rezerwat przyrody. Można tam napotkać wiele ciekawych okazów ptaków i ssaków, niektórzy przybywają tam właśnie w celu obserwacyjnym i "naukowym". Co się zaś tyczy żeglugi, to tutaj też masz rację - w dzisiejszych czasach latarnia odgrywa już znacznie mniejszą rolę niż choćby sto lat temu.
      Miejsca takie jak to zawsze mają niesamowicie ciekawą historię. Cieszę się ogromnie, że nie wyburzono domków latarnika (jak to miało miejsce w wielu innych miejscowościach na świecie), bo są fantastycznymi pamiątkami czasów, które już nigdy nie wrócą.

      Wygląda na to, że Twoje życzenia niedługo się ziszczą, bo choć teraz siąpi, to ponoć weekend ma być bardzo ładny. Słońce i 24 stopnie - nie pogardzę ;)

      Pozdrawiam Cię serdecznie, Anitko :) Wielkie dzięki za pozostawiony ślad :)

      Usuń
  7. Kochana ! Cóż to za niezwykłe miejsce !? Podziwiam krajobraz i już wyobrażam tam siebie, jak siedzę na brzegu i piszę lub maluję... Wymarzone miejsce dla artystów, wymarzony spokój, by tworzyć. Bardzo mi się podoba i aż trochę Tobie zazdroszczę, że mogłaś wypoczywać w tym domku. Cudnie tam ! Kocham takie miejsca ! Bardzo dziękuję za opowieść o historii tego terenu, którą przeczytałam z niemałym zainteresowaniem. Buziaki posyłam :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W istocie - bardzo niezwykłe :) Wspominam je w bardzo ciepły sposób i trochę ubolewam, że już tam raczej nie wrócę w tym roku, a miałam malutką nadzieję, że jednak się uda i że w rocznicę swojego pobytu znów tam będziemy. Niestety, ze względu na moje życiowe perypetie muszę odłożyć ten pomysł na bliżej nieokreśloną przyszłość.
      O tak, takie piękne miejsca zawsze przyciągały artystyczne dusze. Kto jak kto, ale one zawsze potrafią je odpowiednio docenić.
      Dziękuję za wizytę i komentarz, Ula :)

      Usuń
  8. Miło było poczytać historię związaną z latarnią. Aż dziw bierze że tak długo trwało podjęcie decyzji o jej budowie. Nie widziałam nigdy foki w naturalnym środowisku, jesteś szczęściarą że miałaś okazję to zobaczyć na własne oczy :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomimo tego, że widziałam je już wcześniej, i to kilka razy, to jednak ich widok na Wyspie Man nadal mnie zachwycał :) Pocieszne stworzenia :)
      Dziękuję za wizytę i komentarz, Alice :)

      Usuń
  9. Niezwykłe miejsce, podziwiam przyrodę i spokój :) gratuluję widowiska jakie zaprezentowały dla Was foki:) zawsze praca latarnika wydawała mi się taka romantyczna, pewnie taka nie była, ale automatyczne latarnie to już nie to samo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Praca latarnika, jak chyba wszystkie zawody, miała swoje plusy i minusy. Dużo zależało od tego, na jaką stację został przydzielony latarnik. Te na skalnych wyspach wyrastających prosto z oceanu były najgorsze - tam też umieszczano wielu latarników za karę, kiedy coś przeskrobali ;) Dla wielu latarników zautomatyzowanie latarń było prawdziwą katastrofą. Inni z kolei przyjęli tę wiadomość z niejaką ulgą.
      To prawda, w dodatku wielu latarniom zmienia się teraz aparat optyczny, wymienia soczewki Fresnela na LED-y, aby były bardziej "eco" i wydajne, a to już kompletnie odbiera im uroku.

      Usuń
  10. Czy tam rzeczywiscie jest tak bezludnie, czy staralas sie tak kadrowac, zeby ludzi nie bylo? Ja mam tak dosc ludzi, ze najchetniej spedzalabym czas na bezludnej wyspie, oby tylko moje futra ze mna byly. Biel tych zabudowan jest zachwycajaca na tle wyspy i nieba. Wszystko emanuje spokojem, miejsce w sam raz do odbudowania rownowagi duchowej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prywatny teren obwarowany murem, więc nikt niepowołany nie ma prawa tam przebywać, poza właścicielami i gośćmi wynajmującymi domki. Nie spotkasz tam też żadnych wycieczek autokarowych, bo półwysep jest dość odludny. Poza terenem latarni są piechurzy, bo półwysep sprzyja wędrówkom, głównie ludzie wyprowadzający psy na spacer, ale nie ma ich tam w setkach.
      Latarnia i syrena zostały świeżo odmalowane przed naszym przyjazdem, dlatego tak zachwycająco się prezentują :)
      Byłabyś tam zachwycona: mało ludzi, zero tłumów, brak nielegalnych emigrantów (przynajmniej wtedy nie było, oby tam nigdy nie dotarli, bo zniszczyliby ten kraj bezpowrotnie), bezpiecznie i pięknie. Myślę o tym kraju często i wracam do niego wspomnieniami. Było mi tam tak dobrze... Szkoda, że nie możesz tam pobyć nawet przez tydzień.

      Usuń
    2. No szkoda, bo teraz nie moge nawet wyskoczyc na dwa dni weekendu.

      Usuń
    3. Wszystko kiedyś mija, nawet najdłuższa żmija ;) Trzymam kciuki, aby Twoje okoliczności jak najszybciej zmieniły się na lepsze, Pantero :)

      Usuń
  11. Your visit to the lighthouse keeper’s cottage on the Isle of Man sounds absolutely charming and serene, despite the cold and the occasional rabbit obstacle! The way you describe the landscape and your experiences, from the soothing lights of Castletown to the lively seals, paints a vivid picture of the island's natural beauty and its historical significance. The contrast between the peaceful setting and the rich maritime history adds depth to your adventure.

    I’ve just shared a new blog post that you might find interesting. I’d love for you to take a look whenever you get a chance!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, no, no, something got lost in translation - it wasn't cold at all, Melody. The weather gods were extremely generous, I can't complain. The weather definitely exceeded my expectations! The Isle of Man is an island and its weather can be unpredictable, however, it was great :) I love this country!

      Usuń
  12. Ale niesamowite miejsce! Morze uwielbiam w każdym wydaniu, zarówno tym cieplejszym, jak i bardziej surowym. Przepiękne zdjęcia- nie mogę się na nie napatrzeć :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Jak tam pięknie! Ja zobaczę nasze polskie morze dopiero we wrześniu. Po raz pierwszy od nastu lat. Nie mogę się doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nie mogę doczekać się Twojego wpisu! Mam nadzieję, że znajdziesz czas i wrzucisz na bloga choćby kilka fotek :) Ładnie proszę :) Ja już nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam nad Bałtykiem... chyba z 20 lat temu! (jejku, to ja taka stara jestem?!)

      A półwysep Langness, jak zresztą całą Wyspę Man, UWIELBIAM :)

      Usuń