poniedziałek, 22 lipca 2024

Niebieska księga z Nebo


Jako robal żyjący pod irlandzką skałką, a w dodatku żyjątko niezbyt śledzące nowinki literackie, aż do lipca tego roku nie miałam pojęcia, że dwa lata temu literacki świat został wzbogacony o "Niebieską księgę z Nebo".

Jako zatwardziały mol książkowy rzadko korzystam z cudzych rekomendacji. Za taki stan rzeczy w 10% odpowiada moja arogancja, a w 90% moja niesłabnąca bolączka zwana "rogiem obfitości". Odkąd pamiętam, moje półki zawsze uginały się pod ciężarem ksiąg: tych przeczytanych i tych cierpliwie czekających na swoją kolej. Jeśli jestem czegoś w życiu pewna, to tego, że to się raczej nigdy nie zmieni, choćby producenci czytników e-booków rozdawali je za darmo, a sponsorzy zasypywali mnie najnowszymi i najdroższymi modelami.

Jak na boomera przystało, elektroniczny gadżet wzbudza we mnie wstręt, a tradycyjna książka niezdrową ekscytację (i ślinotok!).  

Kiedy więc w sobotni poranek Połówek ‒ powróciwszy z miasta i odłożywszy ciężkie siaty na podłogę ‒ rzekł: "zobacz, co dla ciebie mam!", i zamachał mi przed oczami dwiema książkami, niemal rzuciłam się na niego jak Reksio na szynkę. Gdybym miała ogon, to bym nim wesoło zamerdała, wydając z siebie serię krótkich "woof, woof!".

Już po chwili oczy świeciły mi się z zadowolenia jak dwie niebieskie asteroidy, kiedy mokrą chusteczką antybakteryjną przecierałam moje nowe zdobycze, wodząc palcami po ich okładkach, i wdychając zapach papieru.

Pewnie nadal żyłabym w nieświadomości, gdyby nie to, że jedna z moich ulubionych blogerek serdecznie zarekomendowała "Niebieską księgę z Nebo". A jako że jest to kobieta o dużej wrażliwości i mądrości, piękna zarówno wewnętrznie i zewnętrznie, od razu wiedziałam, że warto się tą książką zainteresować.

Tylko nie bardzo wiem, co Wam tutaj napisać. Czuję się bowiem w tym momencie niczym ekwilibrysta balansujący na cieniutkiej linie. Jeśli przechylę się w prawo, to mogę zdradzić za dużo treści. Jeśli w lewo, to mogę Was wystraszyć. Zresztą, już czuję, jak część Was wzdryga się na widok haseł "dystopijny świat" i "postapokaliptyczne realia".

Po trosze się temu nie dziwię, bo te słowa niosą ze sobą niechciany przez nikogo ciężar. Wierzcie mi jednak, to tylko pozory. Nawet sam tytuł "księga" sugeruje ciężkie i niezgrabne tomisko, podczas gdy mój egzemplarz jest niemal lekki jak piórko, cała fabuła zaś zamyka się w niecałych 150 stronach. Nie przeczytasz jej może w przerwie na lunch, ale w jeden wieczór ‒ już tak.

Paradoksalnie, mimo że ta nowela przywołuje na myśl ciężki klimat "The Walking Dead" albo "Fallout", jest zaskakująco lekkostrawna. Do tego uboga w ozdobniki i rozpraszacze. Mamy tu raczej skromny pod względem obsady utwór, niczym w sztuce Becketta. Tylko dwoje głównych bohaterów, matka i syn, gdzieś tam w tle przewijają się poboczni bohaterowie, są jednak niczym cienie. Pojawiają się i znikają tak szybko, jak pojawili.

Nie dajcie się zwieść pozorom. Manon Steffan Ros to stuprocentowa kobieta, Walijka, a nie żaden Stefan. W dodatku bardzo płodna pod względem twórczości. Ma na swoim koncie więcej utworów niż ja lat na karku, a do tego sporo, mniej lub bardziej prestiżowych, nagród.

Z przyjemnością odkryłam, że akcja noweli toczy się w Walii, która jest bliska mojemu sercu, a nawet w okolicach, które znam i lubię, choć w tytułowej wiosce Nebo jeszcze nie byłam. To takie drobne, i tak naprawdę nieistotne, szczegóły, lubię jednak tego typu smaczki ‒ czy to w literackim świecie, czy też na szklanym ekranie. Wówczas czytanie/oglądanie nabiera dla mnie zupełnie innego wymiaru. Jakiegoś takiego bardziej osobistego.  

Nieco się zdziwiłam, kiedy na odwrocie książki ujrzałam zdanie: "A multi-award-winning YA novel", co oznacza, że jest to "wielokrotnie nagradzana nowela dla młodych czytelników". To YA mnie zaskoczyło, nie nagrody. Ale to też dobitnie pokazuje, że tematyka wcale nie jest taka ciężka, jak mogłoby się wydawać, skoro książkę zaklasyfikowano do kategorii "młodych odbiorców" (12-18 lat).

Moim skromnym zdaniem, większy efekt wywrze jednak na dorosłym i dojrzałym czytelniku, który z definicji jest bardziej skłonny do autorefleksji niż dziecko. A książka jest właśnie taka: refleksyjna, pobudzająca do rozmyślań nad kondycją naszego świata i fantazjowania "co by było gdyby?". Może odrobinę zahaczająca o moralitet, aczkolwiek w moim odczuciu nie ma tu nachalnej krytyki współczesnego społeczeństwa, jest raczej taktowna i subtelna zachęta do zajrzenia we własną duszę, wzięcia pod lupę swojego stylu życia, priorytetów, do przeprowadzenia swojej prywatnej wiwisekcji.

Plusem "Niebieskiej księgi z Nebo" jest to, że dość mocno angażuje. W zasadzie od pierwszych stron. Autorka nie bawiła się w grę wstępną, dość szybko przeszła do konkretów, trzeba jej jednak przyznać, że skutecznie wabiła i kusiła czytelnika, umiejętnie odkrywając kolejne kawałki układanki.

Mała, ale mocarna. Po skończeniu lektury długo  jeszcze o niej rozmyślałam, leżąc sobie w łóżku i czekając na sen. Jednocześnie czułam, że jakoś tak nie na miejscu byłoby natychmiastowe sięgnięcie po drugą z moich wypożyczonych książek. "The Road" Cormaca McCarthy'ego musiała grzecznie poczekać na mnie aż do niedzieli.

Czytaliście "Niebieską księgę z Nebo"?

36 komentarzy:

  1. Nie czytałam i mam podobnie jak Ty, to znaczy całe półki zawalone książkami na kolejne dni.
    Poza tym jestem takim dziwolągiem, że co jakiś czas lubię wracać do przeczytanych już kiedyś tam pozycji, więc książki papierowe muszą być, nie ma innej opcji. I przecież nic nie pachnie tak pięknie, jak świeża, nieprzeczytana jeszcze pozycja :)
    Dlatego rozumiem, popieram i przyklepuję Twoje dziwactwa (dziwactwa? dlaczego dziwactwa?) haha

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak miło, że wiesz, o czym mówię :) Zdarza mi się wracać do jakiejś przeczytanej pozycji, nawet po kilkunastu latach, wtedy często okazuje się, że już inaczej odbieram i oceniam taką książkę. Ale bywa też tak, że jestem nią nadal oczarowana. Czasami z kolei boję się sięgnąć po coś, co dawno temu zrobiło na mnie ogromne wrażenie, właśnie z tej obawy, że po ponownej lekturze mocno się rozczaruję. Generalnie jednak cały czas staram się sięgać po nieznane mi książki, bo przecież świat jest pełen doskonałej literatury, a życie zbyt krótkie, by wszystko przeczytać :)
      Otóż to - czytnik to tylko czytnik, jest taki bezosobowy i kompletnie pozbawiony walorów, które mają książki. Nie daje żadnej przyjemności!
      Miłego tygodnia, Iwonko :) Dzięki za komentarz!

      Usuń
  2. Wygląda na to, że trzeba poszukać. Może jest gdzieś audiobook? Co myślisz o audiobookach? Można coś robić i słuchać sobie. Bardzo praktyczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno jest, bo książka cieszyła się dużą popularnością i została przetłumaczona na wiele języków, w tym nawet na polski i arabski. Skoro przetłumaczyli ją na polski, to na pewno pojawi się też audiobook :)

      Zatwardziały ze mnie boomer i nie przepadam za nimi. Kiedyś zdarzało mi się słuchać podcastów, teraz już nawet tego nie robię - bardzo, bardzo rzadko mi się to zdarza. Chyba bardziej od audiobooków lubię ciszę :) Wiem, że niektórzy lubią sobie je włączyć do sprzątania czy innych obowiązków domowych, ale moje są na tyle krótkie, że nie opłaca mi się tego robić.

      Usuń
    2. Tak, myślę, że literaturę dla młodzieży można spokojnie czytać I słuchać w oryginale.🤭
      Pozdrawiam serdecznie 🤗

      Usuń
    3. Przyznam Ci się, że od czasu do czasu lubię sięgać po literaturę przeznaczoną dla młodych :) Niekoniecznie, żeby się odmłodzić ;)
      Dzięki i wzajemnie :)

      Usuń
  3. Ja wiecej slucham niz czytam, wlasnie podczas prac domowych, spacerow z Toyka, czy jazdy samochodem, zawsze mam sluchawke w uchu. Mam bardzo duzo ksiazek, przywiozlam sobie z Polski, ale mam swiadomosc, ze po mojej smierci wyladuja wszystkie w kontenerach z makulatura, bo moje dzieci niespecjalnie czytaja po polsku, a nie bedzie im sie chcialo bujac i szukac amatora na te moja biblioteke.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bardzo cenię sobie kontakt z papierową książką, te dotykowe bodźce naprawdę pozytywnie na mnie wpływają, dlatego właśnie jestem taka oporna na wszelkie udogodnienia typu audiobooki i e-booki.
      Na spacerach wolę mieć oczy i uszy dookoła głowy, chyba za dużo naoglądałam się sytuacji, w których czasem ułamek sekundy decydował o czyimś życiu albo uszczerbku na zdrowiu. Poza tym tak zwyczajnie lubię słuchać naturalnych odgłosów: szumu liści, morza, śpiewu ptaków... No, ale nie zawsze można cieszyć się takimi przyjemnymi warunkami do spacerów.

      Oj, to byłaby niepowetowana strata! Z pewnością można to inaczej rozegrać. Może się mylę, ale wydaje mi się, że gdybyś wydała odpowiednie rozporządzenia (np. oddanie książek do biblioteki, o ile oczywiście przyjmują donacje), to córki z pewnością uszanowałyby Twoją ostatnią wolę. Ja mam, kurcze, problem, bo moja lokalna biblioteka nie chce już przyjmować donacji, a mam wiele takich, które mogłabym oddać, i są w bardzo dobrym stanie, bo ja książki kocham i szanuję.

      Usuń
    2. Obawiam sie, ze niemieckie biblioteki nie beda zainteresowane polskimi uzywanymi ksiazkami. Ale przynajmniej zagospodarowalam ksiazki dla dzieci, mialam cala dziecieca klasyke, wlacznie z bajkami Andersena wydanymi w roku urodzenia mojej mamy (1932). Wyslalam je znajomej za koszty przesylki, a byly niemale, bo ksiazki sa ciezkie. Swoich nie chce sie pozbywac, a kiedy umre, moje dzieci nie beda sie certolic, najlatwiej bedzie im wyrzucic, one nie maja sentymentow.

      Usuń
    3. Trochę jestem tym faktem zaskoczona, bo przecież to taki nowoczesny i gościnny kraj w stosunku do przyjezdnych, więc w bibliotekach powinna być też dostępna literatura w innych językach. A może po prostu to ja jestem rozpieszczona pod tym względem, bo u nas znajdziesz w bibliotekach książki w przeróżnych językach. Wielokrotnie wypożyczałam te po polsku, bo choć z powodzeniem czytam po angielsku, to jednak kocham naszą rodzimą mowę, i największą frajdę daje mi właśnie obcowanie z polskim słowem pisanym.

      W takim układzie dobrze, że chociaż te cenne egzemplarze trafiły do właściwych rąk.

      Usuń
  4. Powiem Ci, że ja to lubię te nowoczesne książki. Zwłaszcza do słuchania :) Jak byłam w ciąży super mi się sprawdzały. Miałam mdłości od wszystkiego, również od patrzenia w dół na książkę, audiobooka sobie włączałam, kładłam się do łóżka, zamykałam oczy i słuchałam, odpływając w świat, który akurat tworzyła historia. Zgodzę się, że nic nie zastąpi papierowej książki, ale jednak są sytuacje wyjątkowe, z pewnością nie każda kobieta miała podobną przypadłość, ja akurat strasznie cierpiałam. Tego tytułu niestety nie znam, niewiele mogę o nim powiedzieć. Trzeba poznać bliżej, by wyrobić sobie jakąkolwiek opinię :) Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Absolutnie nie kwestionuję zalet audiobooków czy e-booków, wiem, że mają rzesze zwolenników, ale niestety ja do nich nie należę - kto wie, może jeszcze kiedyś się przekonam, w innych okolicznościach przyrody ;)
      Przypomniało mi się, jak kiedyś odsłuchiwałam pewien audiobook na YT - włączałam go za każdym razem, jak szłam się kąpać, ale nie robiłam jakichś wielkich postępów w słuchaniu, haha, a potem zaś całkowicie o nim zapomniałam, teraz nawet tytułu nie pamiętam ;)
      Przykro mi, że Piotruś dał Ci w ten sposób popalić ;)

      Usuń
    2. Gdyby nie te mdłości, pewnie nie doceniłabym audiobooków. Naprawdę super mi się sprawdziły w tym, nie będę owijać w bawełnę, trudnym okresie. Problem był jeden, czasem zasypiałam a później trzeba było szukać na której minucie skończyłam słuchać :D Ciążę miałam ciężką, za to poród pierwsza klasa. Piotrek ani na chwilę nie dał zapomnieć, że jest w brzuszku, jednak dzięki temu wytworzyła się między nami niesamowita więź :)

      Usuń
    3. Haha, tak, ten problem jest mi doskonale znany, bo też tak miałam, kiedy odpalałam sobie audiobooka do kąpieli :))
      Jak dobrze, że chociaż porodu nie wspominasz traumatycznie :) Swoją drogą, to z tego, co zauważyłam, to kobiety przeważnie narzekają na niego właśnie, samą ciążę zaś wspominają całkiem fajnie. No, ale ile kobiet, tyle przypadków i opinii.

      Usuń
  5. nie czytałam bo jak wiemy ja gustuję głównie w krwawych kryminałach i aktualnie wracam znów do Tess Gerritsen. Natomiast co do tego co w życiu ważne to aktualnie sama do tego doszłam i już mi takie poradniki chwilowo nie potrzebne :)

    Jestem na bieżąco brawo ja !!! teraz wypierdykam z 20 części urlopu i znów będę na prowadzeniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem, ale mimo to zdarza Ci się czasem przeczytać coś innego. Już nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio czytałam coś, co wyszło spod jej pióra. Wszystko, co było tutaj dostępne w bibliotekach, już przeczytałam - tak przynajmniej mi się wydaje.
      To nie poradnik, bardziej pod pamiętnik podchodzi, ale zaciekawiłaś mnie tym stwierdzeniem - czyżbyś miała jakieś urlopowe refleksje w tym temacie?

      Zobaczymy ;) Pamiętaj, że ja mam do opisania dwa zagraniczne urlopy i... nie wiem nawet, ile irlandzkich wyjazdów! Tak że miej się na baczności ;)

      Usuń
    2. zdarza się ale baaaaardzo sporadycznie co widać po moich spisach ;) No ja też przeklepałam całą Tess z biblioteki ale okazało się, że ona nadal pisze i mają kilka nowości wiec nadrobię :D

      Nieeee urlopowe nie raczej życiowe.

      Pamiętam i ani trochę się nie obawiam :D

      Usuń
    3. Podziel się mailowo z koleżanką tym, do czego doszłaś ;)
      A ja znowu nie wyrabiam z książkami - kilkanaście zamówionych w bibliotece, czekają na realizację, a w domu stos na stosie. Bardzo ładna pogoda dzisiaj, planuję coś poczytać w ogródku, jeśli sąsiedzi łaskawie będą w miarę cisi.

      A powinnaś ;)

      Usuń
    4. ja wracam do Gerritsen po kilku latach bo wydała nowe pozycje :)

      Usuń
  6. Your review of *The Blue Book of Nebo* is refreshingly honest and insightful. It’s interesting how the novella manages to be both engaging and thought-provoking despite its seemingly bleak premise. The focus on a minimal cast and a reflective narrative is a bold choice that evidently pays off. It’s also great to see how the book’s setting in Wales adds a personal touch to your reading experience. I’m intrigued by your mention of its YA classification and how it might resonate more with mature readers. This sounds like a compelling read indeed.

    READ MY NEW BLOG POST> THANK YOU>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. It's a good read, Melody, give it a try, if you have a chance. Have a nice day.

      Usuń
    2. I will. Thank you for sharing.

      Usuń
    3. No problem at all. My pleasure :)

      Usuń
  7. Ja zdecydowanie też wolę papier niż e-booki, choć jak jadę gdzieś daleko, to e-book jest praktyczniejszy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tradycyjna książka jest zdecydowanie królową i rządzi w literackim świecie :) Dla wielu osób pewnie jest praktyczniejszy, aczkolwiek ja zawsze znajdę miejsce na książkę w moich bagażach, a że od dłuższego czasu podróżuję głównie drogą lądową i morską, to żadne lotnicze ograniczenia mnie nie dotyczą.

      Usuń
  8. Mała ale mocarna to najlepsza rekomendacja :) chociaż szczerze mówiąc zdecydowanie wolę dłuższe powieści, ale może kiedyś przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również wolę nieco dłuższe, ale mimo wszystko to treść jest najważniejsza, a nie liczba stron :)

      Usuń
  9. Ja bardzo lubię takie książki z refleksjami, a także świat postapokaliptyczny. :) Tak ładnie ją polecasz, że od razu zapisałam tytuł i zaczęłam jej szukać w internecie. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli lubisz takie klimaty, to są duże szanse, że przypadnie Ci do gustu :)

      Usuń
  10. Ciekawa recenzja, zawsze cenię sobie książki, które pobudzają do refleksji. Wygląda na to, że Niebieska księga z Nebo jest właśnie taka. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja też jestem zdecydowanie książkowym boomerem. Jak książka to tylko w wersji papierowej! Mam w domu jeden czytnik, który wygrałem jeszcze w gimnazjum za jakiś konkurs, ale taka forma w ogóle do mnie nie przemówiła. Zapach druku, wertowanie szorstkich kartek... to coś co uwielbiam!
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, Maks, miło mi Cię tutaj widzieć :) A zatem doskonale mnie rozumiesz, nic nie może zastąpić prawdziwej książki :)

      Usuń
  12. Pierwszy raz słyszę o tej książce, ale na pewno po nią sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń