piątek, 19 lipca 2024

Odetchnij pełną piersią w Lahinch


W moim oryginalnym planie miał być tutaj ciąg dalszy mańskich opowieści, chciałam po znajomości wpuścić Was do środka uroczego domku latarnika na półwyspie Langness, ale to będzie musiało jeszcze trochę poczekać.


Do napisania tego dzisiejszego natchnęło mnie wczorajsze przeglądanie mojej pokaźnej galerii zdjęć na dysku. To właśnie wtedy natrafiłam na fotki z Lahinch, bardzo przyjemnego miasteczka na zachodzie kraju, którego nigdy Wam tutaj jeszcze nie zaprezentowałam, a szkoda, bo uważam, że jest ciekawe i grzechem byłoby zachować te zdjęcia tylko dla siebie.


Co prawda, jest to trochę niefortunny okres na publikację, bo akurat panuje sezon ogórkowy, lato w pełni, wielu z Was woli teraz siedzieć na świeżym powietrzu zamiast kisić się w domu przed komputerem, albo też robi sobie na urlopie detoks od komputera i Internetu, ale może akurat komuś spragnionemu Irlandii przypadnie do gustu taki post na blogu? 



Trochę niechętnie odstąpiłam od mojego oryginalnego planu publikacji wpisów, wczoraj jednak uświadomiłam sobie, że mój blog stał się w ostatnim czasie mało irlandzki, mimo że w adresie mam szumne "Taita w Irlandii". To z kolei skłoniło mnie trochę do refleksji nad tym moim życiem na wyspie, nad tym, jak bardzo ono ewoluowało, i jak ja sama się zmieniłam przez te kilkanaście lat życia tutaj. To jednak temat na inny dzień i inny wpis. 


Ten post to też taka moja pokraczna próba powrotu na właściwe tory, bo choć ostatnio chwaliłam się, że wróciła mi wena, teraz znów jej nie mam. A jakby tego było mało, oprócz braku chęci do pisania pojawiły się jeszcze myśli, czy... już nie czas zejść z tej blogowej sceny? Jakoś tak ostatnio widzę coraz mniej sensu w prowadzeniu tego bloga. 



Trudno ukryć, że nie jestem już tą samą osobą, którą byłam, kiedy rozpoczynałam swoją blogową przygodę. Internetowe pamiętniczki, takie jak mój, odeszły już do lamusa, wielu moich blogowych znajomych już dawno zakończyło swoją twórczość, a ich porzucone strony pokryły grube kłęby kurzu i pajęczyn. Sama się dziwię, że tyle lat udało mi się tutaj wytrwać! 



No nic, kończę z tym marudzeniem, licząc, że te słoneczne i wakacyjne kadry z Lahinch przywrócą mi trochę wiary i chęci w blogowanie, a Wam uprzyjemnią czas przy kawie. 


 

Panie i Panowie, poznajcie Lahinch (czasem też zapisywane jako Lehinch). 


Nie jest to jedno z tych sennych miasteczek zapomnianych przez Boga. Jest w zasadzie ich całkowitym przeciwieństwem. Jesienno-zimową porą jest tu na pewno spokojniej, ale tak naprawdę życie nigdy tu nie zamiera, jako że miasto znajduje się w hrabstwie Clare, niejako na trasie słynnych klifów Moher, do których pielgrzymują tysiące turystów z całego świata, i od których dzieli je zaledwie kilkanaście kilometrów.  



Latem życie w mieście przypomina nieco atmosferę w ulu. Tylko nikt tutaj nie zbiera nektaru i nie wyrabia miodku (ku rozpaczy Kubusia Puchatka). Łapie się tutaj za to idealne fale do surfowania (mekka amatorów sportów wodnych) i wiatr w żagle. 



Buduje zamki z piasku. Biega z latawcem. Gra w golfa. Spaceruje promenadą. Kupuje lody i zjada gdzieś na nabrzeżu z widokiem na majestatyczny Ocean Atlantycki. Tam, gdzie jest morze i plaża, nigdy nie jest pusto, ani nudno. Tam zawsze coś się dzieje. I jak zawsze w kontakcie z wielką wodą trzeba mieć się na baczności ‒ ocean jest bardzo samotny i zrobi wszystko, by człowieka zatrzymać. 


 









48 komentarzy:

  1. Ależ piękne malownicze miasto. Czuć spokój na tych zdjęciach. Zdecydowanie.
    Opowieść o domku latarnika brzmi naprawdę dobrze, ale ta przygoda była również wspaniała do przeczytania oraz do obejrzenia. Osobiście uwielbiam oglądać podróżnicze wpisy w środku lata, więc dla mnie w sam raz :)
    Najważniejsze jest pisać dla siebie. Wiadomo fajnie jak są też czytelnicy. Ale myślę, że dobrze, żeby to nam samym przede wszystkim sprawiało radość. To o czym piszemy, jak i kiedy. Więc nic na siłę. Ja może jeszcze aż takim dinozaurem nie jestem, ale 9 lat minęło. Wiele blogów, które czytałam już dawno nie istnieją. Ale nie demotywuje mnie to. Wciąż gdzieś ten magnes przyciąga do tego miejsca. I choć nie zawsze jestem sympatyczna. To lubię wracać do swojego wirtualnego pamiętniczka :)
    Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miało być, że choć nie zawsze jestem systematyczna*

      Usuń
    2. A kto z nas jest zawsze sympatyczny? ;) Nie ufam ludziom, którzy są zawsze uśmiechnięci i sympatyczni ;) Na pewno jesteś wystarczająco sympatyczna, by chcieć przebywać w Twoim towarzystwie, Olimpio :)

      Usuń
    3. To prawda, bardzo przyjemne, lubię je, ale ja lubię niemal wszystkie nadmorskie miasteczka, mają swój niepowtarzalny klimat. Jako że nie mieszkam nad morzem, to marzy mi się kiedyś życie w takim miejscu - sama wiesz, po drugiej stronie płotu trawa zawsze wydaje się bardziej smaczna i zielona :) Ponadto cenię Lahinch za barwne i ciekawe elewacje. Puszka farby, taka mała rzecz, a tak wiele potrafi zdziałać. Życzyłabym sobie, by więcej ludzi malowało swoje domy w ten sposób - świat byłby znacznie piękniejszy :)

      Pisanie dla samej siebie, sobie a muzom, nie bardzo mnie bawi. Blogowanie zajmuje sporo czasu, wymaga też pewnej dyscypliny i konsekwencji. Nigdy nie ukrywałam, że ważna jest dla mnie interakcja z czytelnikami. Ja tych wpisów nie muszę publikować w sieci - zdjęcia mam na dyskach, a wspomnienia zapisane w dzienniku podróżniczym. Dopóki będzie mi to sprawiało jakąś tam radość, to będę się tym zajmować, ale dopuszczam też rezygnację z tej "działalności", co jest jednak naturalne, bo człowiek przez całe życie ewoluuje, rozpoczyna i zamyka pewne rozdziały.

      Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę miłego weekendu :)

      Usuń
  2. Pfff... psow zabraniaja... nie jade tam! A szkoda, bo miasteczko urocze, szczegolnie te kwietniki w pokrowcach na kije golfowe. Bardzo lubie takie nadmorskie klimaty.
    Nie mam szans przez najblizsze lata na jakikolwiek wyjazd, chocby najkrotszy, wiec chociaz sobie popatrze na zdjecia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale tylko przez parę miesięcy i parę godzin, w sezonie turystycznym, wszak nikt nie chce lepić zamków z piasku pośród psich odchodów. Niestety psiarze nie zawsze są odpowiedzialnymi ludźmi, wielokrotnie sama byłam tego świadkiem. Spuszczanie psów ze smyczy ("on nie gryzie!") w publicznych miejscach, niesprzątanie po nich, albo... podrzucanie woreczków z psimi odchodami do cudzych kubłów/wrzucanie w krzaki - to tylko część grzechów właścicieli psów. Szkoda, że miłość do zwierzęcia nie przekłada się na miłość do środowiska.

      Jak się dobrze przyjrzysz, to zobaczysz pana z pieskiem na smyczy. On właśnie paradował po promenadzie, a potem po schodkach zszedł z tym psem na plażę, tak że nikt tutaj nikogo za to nie odstrzeli, możesz śmiało przyjeżdżać :)

      Dzięki za opinię na temat tych nietypowych kwietników. Byłam ciekawa, czy uznacie je za fajny czy też za poroniony pomysł :) Pewnie ilu ludzie, tyle opinii.

      Usuń
  3. Urocze miasteczko, ale szkoda z tymi psami :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kingo, psy są tam dozwolone, nikt nikogo nie odstrzeli za spacer z nimi po chodniku, a zakaz znajdował się przy zejściu na plażę. Niestety właściciele psów mogą mieć pod tym względem pretensje do samych siebie o to, że bezmyślnie spuszczają je ze smyczy (wielu ludzi ma traumę związaną z psami, dopiero niedawno mieliśmy tutaj przypadek, w którym kobieta została zagryziona przez SWOJE psy), i że nie zawsze sprzątają po swoich czworonogach.

      Usuń
  4. Oczywiście, że przypadł mi taki post na Twoim blogu. W ogóle uważam, że oprócz ogrodowych (ups, ale to skrzywienie związane z pasją), to właśnie takie blogi podróżnicze są najbardziej interesujące, przynajmniej dla mnie. Przecież, gdyby nie Twój wpis, nie widziałabym, że takie urocze miasteczko istnieje w kraju, w którym obecnie mieszkasz, a nawet gdybym jakimś cudem o nim usłyszała, to nie wiedziałabym jak wygląda i ile skrywa w sobie ciekawych rzeczy. Akurat z Twoich fotek najbardziej zauroczyły mnie te widoki plaży z falami muskającymi piasek. To zawsze jest dla mnie najpiękniejszy widok... kocham morza wszelakie. A samo miasteczko jest niezwykle urokliwe, bardzo podobają mi się niebieskie akcenty, które w niektórych miejscach rzucają się w oczy.
    Co do Twojego braku zapału... czy mogę nie wyrazić zgody na Twoje ewentualne zejście z blogowej sceny??? Nie zgadzam się!!! Nie i kropka.
    I ostatnia rzecz... czy to Ty jesteś tyłem na ostatnim zdjęciu? Jeśli nie, to jest to ktoś o pięknych włosach w cudownym kolorze, kto budzi we mnie wiele ciepłych odczuć... chciałabym podejść i przytulić od tyłu tego ktosia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iwonko, na Ciebie zawsze można liczyć, wiesz, jak człowieka pokrzepić i podtrzymać na duchu :)

      Jak być może pamiętasz, ja również uwielbiam morskie klimaty, choć nie zawsze tak było, a moja miłość do oceanu narodziła się dopiero tutaj w Irlandii. Tak sobie myślę, że ta moja chęć i potrzeba przebywania w pobliżu morza oznacza, iż w poprzednim życiu byłam jakąś syrenką, albo chociaż piratem, jednak znając życie, to byłam, ale... meduzą albo jakimś glonem ;)

      Haha, to cała Ty, Iwonko! :) Bardzo chwalebne odczucia, ale może jednak powstrzymaj się przed takimi śmiałymi gestami, bo nie chciałabym, abyś trafiła za kratki i musiała się gęsto tłumaczyć z obłapiania obcych ludzi ;) Przepiękne, gęste i grube włosiska, także pod względem koloru, ale nie moje.

      Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę Ci wspaniałej niedzieli :)

      Usuń
    2. Ale ja bym tego ktosia przytuliła bez żadnych podtekstów hahaha :) :) :)

      Usuń
    3. Już chyba się nie uda ;)

      Usuń
  5. Absolutnie się nie zgadzam! Ja się przywiązuję i lubię wiedzieć co u kogo słychać. Nie wyobrażam sobie, żeby Cię zabrakło, bo cenię sobie Twój punkt widzenia.
    Zdjęcia przepiękne! Nawet nie wiedziałam, że tam tak kolorowo! Dobrego weekendu! 🤗

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kurczę, z takim kategorycznym sprzeciwem trudno polemizować, ale mam dobrą wiadomość: Wasz ruch oporu (Ty i Pani Ogrodowa) powolutku rośnie w siłę, może coś zdziałacie swoimi protestami :)

      Bardzo dziękuję Ci za ten komentarz, sprawiłaś mi nim radość, bo do tej pory myślałam, że masz raczej obojętny stosunek do mojego bloga, jako że jesteś tutaj "świeżakiem" ;)

      Irlandia to całkiem kolorowy kraj wbrew pozorom :) Sporo tutaj takich ciekawych i barwnych miasteczek. Może jeszcze kiedyś uda mi się pokazać Wam te inne, w których byłam, i które mnie urzekły.
      Dobrej niedzieli :)

      Usuń
    2. Ja z Panią Ogrodową jak najbardziej "trzymamy sztamę". 😉 Całkiem miło jest być świeżakiem. Ostatnio ogladałam komedię romantyczną pt. "Irlandzkie życzenie" i tak sobie pomyślałam, że fajnie sobie mieszkasz. Zobaczyć sobie kiedyś Cliffs of Moher 😍
      Ech...Trzeba marzyć...

      Usuń
    3. Gdybyśmy były w szkole, to Pani Ogrodowa byłaby "cool girl" - każdy chciałby się z nią przyjaźnić :)
      Irlandia nie jest już niestety tym krajem, do którego wprowadziłam się ponad 18 lat temu, przeszła sporo negatywnych zmian, ale nadal mi tu dobrze. Aczkolwiek staram się też mieć plan B, bo nie wykluczam wyprowadzki, jeśli zrobi się tu naprawdę nieciekawie. A w "Irlandzkim życzeniu" chyba najlepsze były pejzaże :)

      Usuń
    4. To prawda, najlepsze były pejzaże i jeszcze zamek był fajny. 😁

      Usuń
    5. Pamiętam, że gdzieś w połowie filmu przysnęłam ;) Można obejrzeć dla pięknych kadrów, ale film zdecydowanie z serii tych głupiutkich :) No, ale i takie są potrzebne, bo nie każdy lubuje się w ambitnym kinie.

      Usuń
  6. Jakie piękne kadry :) I jakie cudne te kolorowe domki na tle szarego oceanu! Pięknie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potwierdzam :) Miasteczko wyglądałoby znacznie mniej atrakcyjnie, gdyby wszystkie elewacje były szare i ponure. Tutaj na szczęście ludzie nie boją się kolorów :)

      Usuń
  7. Wspaniałe zdjęcia, same piękne kadry :) Miasteczko niesamowite, widać ma swój klimat, swoje kolory, swoją energię :) Super! Cóż, chyba każdy, kto prowadzi tradycyjnego bloga, przeżywa od czasu do czasu wzloty i upadki swojej weny. Mam jednak przeczucie, że moda na blogi powróci. Jakoś te instagramy i tik toki wydają mi się mniej ciekawe niż prawdziwy blog. Najważniejsze to pisać dla siebie, czerpać radość i spełniać się w tym. Ja twoje wpisy uwielbiam, w każdym widzę masę inspiracji i pasji! Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo lubię takie kolorowe i klimatyczne miasteczka, działają na mnie energetyzująco ;) Nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę, ale kolory mają duży wpływ na nas. Ostatnio na przykład zmieniłam zasłony w domu. Koło biurka miałam takie ciemne, niebiesko-zielone, przez co cały pokój wydawał się być ponury i ciemny. Zamieniłam je na musztardowe i od razu poczułam się lepiej :)
      Blogi wymagają czytania i więcej czasu, a ludzie są leniwi. Chcą łatwo i szybko. Nikomu nie chce się czytać długich wpisów. Wolą bezmyślnie "skrolować".

      Bardzo Ci dziękuję za miłe słowa i komentarz :)

      Usuń
  8. Beautiful photos. I invite you to read my blog

    OdpowiedzUsuń
  9. Fajnie, że podzieliłaś się zdjęciami :) miasteczko wygląda ciekawie i klimatycznie, szkoda tylko, że cały czas było pochmurnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo takie właśnie jest :) Trochę się zagalopowałam w tekście nazywając te kadry słonecznymi, to bardziej dotyczy kolorów niż widoków. Chmury mi nie przeszkadzały, najważniejsze, że nie padało, ale to prawda - w słońcu pejzaże byłyby bardziej spektakularne.
      Miłego tygodnia, Magdo :)

      Usuń
  10. Wspaniałe zdjęcia i opisy, które naprawdę przyciągają uwagę! Lahinch wygląda na miejsce pełne życia i uroku, idealne na letni relaks. Cieszę się, że zdecydowałaś się podzielić tymi pięknymi kadrami, mimo sezonu ogórkowego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście okazało się, że nawet w sezon ogórkowy zaglądają tu letnicy. Tfu, czytelnicy! ;)
      Pozdrawiam i dziękuję za wpis.

      Usuń
  11. Moje klimaty, takie miejsca ogromnie mi się podobają. Ja z tych, co latem wolą kisić się w domu, unikają słońca, walczą o przetrwanie, byle dotrwać do jesieni. hahaha  Też tak mam, wena powróciła i jakoś znikła. Ja Ci dam schodzenie z blogowej sceny, czy ty sobie zdajesz sprawę, jakby mi Ciebie brakowało???? Nieco, że spotykam na swojej drodze zdrajców, pustaków, jak jakąś plagę, to akurat osoba, która mega mnie cieszy sobą, miałaby zniknąć, o nie Proszę Pani, nie pozwalam! No będzie mnie tu denerwować, kiedy mi tak smarki lecą. Nie i jeszcze raz nie, Oczywiście uszanuję decyzję, ale nie...jednak piszę nie. Będę tak naparzać, aż myśli twe nie znikną na ten temat!!!!!! Cudne to miasteczko, barwne, a jednocześnie tajemnicze, bardzo relaksujące zdjęcia!!! Mogłabym tam połazić, posiedzieć, zdecydowanie.
    Miej niły dzionek.
    Ps. Nie ma odchodzenia, jesteś częścią blogowej rodziny, nie opuszczamy jej, zakazuję.
    Ps. kolejne.    Zbyt cennych skarbów się nie wypuszcza, zostajesz. :D <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aga, jesteś pewna, że jesteś Polką? ;) Jakieś badania genealogiczne by się przydały w celu wyjaśnienia tej sprawy, bo coś mi się wydaje, że w Twoich żyłach może płynąć irlandzka bądź skandynawska krew ;) Tegoroczne lato w Irlandii nie jest na szczęście upalne, żar nie leje się z nieba, są jednak na tyle przyjemne temperatury, że można z powodzeniem przebywać na świeżym powietrzu, suszyć pranie i cieszyć się tą porą roku. Gdyby było tak gorąco jak w Polsce, to pewnie bym tu umierała w męczarniach!

      Z weną już tak jest - zmienna i humorzasta, jak na kobietę przystało. Z nią jak z łaską pańską, na pstrym koniu jeździ :) Ważne, żeby zawsze wracała.

      Rozbawiłaś mnie tym komentarzem - dziękuję za ten wpis :) No i wybacz, że podniosłam Ci ciśnienie głupim pisaniem i pomysłami ;)

      Bardzo miło zaskoczył mnie odbiór tego wpisu, spodziewałam się raczej ciszy, postaram się więc częściej wrzucać Wam tutaj jakieś nadmorskie zdjęcia i relaksujące kadry :)

      Usuń
  12. No też żeś wymyśliła! Ja Ci skończę bloga! Nie teraz, kiedy właśnie na niego trafiłam! No way!
    Uwielbiam te Twoje zdjęcia pięknych miejsc o oszczędnego krajobrazu, bo mi cudownie wyciszają fale mózgowe. Zatem poproszę więcej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, ha, wyobraziłam sobie, jak mi wygrażasz palcem :)) Wnioskując po tonie głosu, to nie są żadne przelewki - skutecznie wybiłaś mi głupie pomysły z głowy :)
      Serdeczne podziękowania za pozostawiony ślad i bardzo miłe słowa - ogromnie je doceniam :)

      Usuń
  13. Lahinch odwiedziłem 22 lipca 2007 roku. Wtedy nie było jeszcze tak uczęszczanym miasteczkiem, za to posiadało małe oceanarium Seaworld. A jedenastego maja bieżącego roku przejeżdżałem przez nie w drodze na klify. Muszę jednak przyznać, że dopiero na Twoich zdjęciach widzę czego nie widziałem wcześniej. To rzeczywiście przyjemne miasteczko nad brzegiem oceanu. Podobnie ładne, być może z powodu słonecznej pogody, wydało mi się Strandhill, dwa lata temu. Ale z siodła motocykla cały świat wydaje się piękniejszy, więc może to takie subiektywne wrażenie. ;)
    Ale te rude włosy... no, bajka normalnie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawie udało mi się opublikować ten wpis w Twoją rocznicę odwiedzin Lahinch :) Zaraz... jak to w 2007 roku? To jesteś tu już tyle lat co ja?! A może nawet nieco dłużej? :) Nie wiem, jak Ty, ale ja tęsknię za tamtą Irlandią!

      Rosynant chyba nie ma tu jednak nic do rzeczy, bo ja nie wożę się na motocyklu, a mimo to nieustannie zachwycam się pięknem i urokiem nadmorskich miasteczek :) Strandhill też bardzo przyjemne, a jakże :)

      Usuń
    2. Veni, vidi et mansi. W Irlandii jestem od maja 2006 roku a pierwszy raz odwiedziłem Twojego bloga chyba w 2010 roku. Ale wtedy zostawiłem wpis w nieistniejącej już "Księdze gości". Pamiętasz? Bo moje komentarze pod wpisami pojawiły się dopiero w styczniu 2012r.
      Czyli jestem w Irlandii dłużej czy krócej? ;)
      Także tęsknię za "tamtą" Irlandią. Wtedy byliśmy raczej nowością, a obecnie, w większości jesteśmy lokalsami. A i nowe pokolenie Irlandczyków nastało i nie jest ono już tak samo przyjazne dla wszystkich wokół. I ludzie spotykani nad rzeką czy w górach rzadziej skłonni są do zwyczajowych small talków.
      Oj, ma do rzeczy. Ma. :)

      Usuń
    3. No niestety, moja cudowna księga gości z Twoim historycznym i debiutanckim wpisem przepadła :( Wszystko dzięki Onetowi!
      Ja właśnie parę tygodni temu świętowałam swoją 18. rocznicę nawiedzenia Irlandii - lipiec 2006! Nie pytaj, kiedy to zleciało, bo mam wrażenie, jakby to było zaledwie parę lat temu.
      Cieszę się, że rozumiesz moje odczucia i również tęsknisz za tamtą Irlandią. Niestety, polityka imigracyjna (nie)rządu wszystkim odbija się czkawką, nie tylko Irlandczykom. Mam wrażenie, że wielu z nich zaczęło bardziej niechętnie patrzeć na wszystkich obcych, nie tylko tych ciemnoskórych. Rozumiem to jednak i całym sercem jestem z Irlandczykami, mam nadzieję, że uda im się ocalić kraj i swoją kulturę.

      Usuń
  14. przez tyle lat ile my piszemy to blogowanie się zmieniło no i my się zmieniamy. Inne mamy potrzeby. Ale choć też mi się już nie chce to jednak uważam, że warto bo to fajna pamiątka. Można sobie wrócić do opisu urlopu sprzed lat i przypomnieć ciekawostki i przygody. Same zdjęcia tego nie oddadzą a opis już tak.

    Miasteczko piękne choć zawsze wzdrygam się jak widzę osoby kąpiące się w tej temperaturze i pogodzie. Wiem, że dla tubylców to normalne ale jednak mnie się kąpiel w morzu zgoła inaczej kojarzy :)

    I ten różowo fioletowy domek mnie zainteresował bo mam crocsy w idealnie tych kolorach a co ciekawe wiele lat myślałam że fiolet się gryzie z różem tak jak róż z pomarańczowym. A tu jednak nie. I do tego krzyk mody :)

    Sezon ogórkowy trwa na blogach cały rok ha ha ha. No a ja zawsze nadrabiam stare wpisy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to, trudno oczekiwać, by człowiek przez prawie 20 lat życia w ogóle się nie zmienił - nadal miał te same priorytety, poglądy, etc. Nasz styl życia ewoluował, a my wraz z nim. Nie wiem, jak Ty, ale ja nie mogę powiedzieć, że teraz jestem tą samą osobą co kiedyś.

      Fajna pamiątka, to prawda, zwłaszcza, że ludzka pamięć jest zawodna i ulotna, ale sama doskonale wiesz, ile czasu pożera blogowanie. Bilans zysków i strat musi jednak być na korzyść tych pierwszych.

      Najwyraźniej im to nie przeszkadza, poza tym, gdyby chcieli czekać na idealne warunki, wysoką temperaturę i bardzo słoneczny dzień, to zwyczajnie mogliby się nie doczekać ;) W tym wypadku trzeba zadowalać się tym, co jest :) Też mi się kiedyś zdarzyło we wrześniu przy kilkunastu stopniach "siedzieć" w Atlantyku, podczas gdy po plaży przechodzili piechurzy w kurtkach i patrzyli na nas jak na UFO :)) To tak jak z zimnym prysznicem - pierwsze sekundy są najgorsze, później można się przyzwyczaić :)

      Szkoda, że nie możesz zrobić sobie w nich zdjęcia przed tym budynkiem :) Bardzo ładna kompozycja - raczej nie ubrałabym się w takie kolory, ale na elewacji jak najbardziej mi się podoba, no ale ja uwielbiam takie kolorowe domy.

      Usuń
    2. no jasne, że nie jesteśmy. Ja w ogóle pierwszą metamorfozę wyraźnie przeszłam po rozwodzie. A teraz po chorobie drugą taką dosyć widoczną a pewnie jeszcze było wiele mniejszych po drodze.

      Ano fajna. I mówiąc szczerze, po śmierci Eris fajnie, że coś po niej zostało dla rodziny do poczytania. Jak kiedyś wykorkujemy może ktoś z bliskich o tym poczyta ;)

      No wiadomo, że u Was to trzeba korzystać z tego co jest. Nie da się porównać z ciepłymi krajami. Ja to nawet z Bałtykiem porównać nie moge bo średnio tam trafiałam w pogode plażową jak wpadałam.

      Ano szkoda ale Ci zaraz pośle bo mam foto zobaczysz że identyczne kolory.

      Usuń
    3. O tak, takie duże zmiany życiowe nie przechodzą bez echa, ludzie często przewartościowują wówczas swoje życie i poglądy. Wielu też rozwija skrzydła i zaczyna pełnymi garściami czerpać z życia.

      Ja nigdy nikomu nie chwaliłam się swoim blogiem, wie o nim jedynie Połówek, ale on sentymentalny nie jest, więc nie podejrzewam, by po mojej śmierci wchodził tu i czytał. Zresztą, jeśli będę wiedziała, że zbliża się koniec, to pewnie zamknę tego bloga, żeby mi go nie zaspamowali ;)

      Dzięki za fotkę, faktycznie identyczna kombinacja, no i fajna pamiątka z wyjazdu :)

      Usuń
    4. teraz sobie myślę, że takie szokujące wydarzenia zmieniające nasze myślenie są dobre :)

      A no u mnie też wie Łukasz i koleżanka z pracy Mleczkowa. Rodzina nie nawet ściemniałyśmy z Eris że poznałyśmy się w necie ale nie mówiłyśmy, że przez blogi.

      Nie ma za co :)

      Usuń
    5. O moich starych blogach niewiele osób wiedziało, teraz jak mam te dwa tematyczne to nawet mój Tomek promuje mnie swoim znajomym ;)

      Usuń
    6. no ja się nie mogę znajomym tym chwalić :) nie mam bloga podróżniczego ani kulinarnego :)

      Usuń
    7. Ja tam nawet nie chcę, by jacyś znajomi czy rodzina mnie czytali :) Tak jest po prostu lepiej :)

      Usuń
  15. Ojej, jak pięknie i kolorowo, cudowne miejsce :O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak miło! :) Cieszę się, że miasteczko wpadło Ci w oko :)

      Usuń
  16. Mieszkalam kiedys na poludniu Irlandii , na klifach Moherow bylam ale miasteczka o ktorym piszesz niestety nie odwiedzilam. Ogolnie mam sentyment do tego kraju i lubie od czasu do czasu sprawdzac wiadomosci z Irlandii. Bardzo fajna relacja z wycieczki :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O proszę, jaki świat mały :) Na klifach Moher byłam kilka razy, ale - jeśli dobrze pamiętam - nigdy nie zrobiłam porządnej relacji z tego miejsca. Kiedyś tylko mimochodem wspomniałam. To taka ikona Irlandii, ale jakoś nie powoduje u mnie szybszego bicia serca. Pewnie dlatego, że nie przepadam za takimi komercyjnymi i bardzo turystycznymi atrakcjami.
      A z klifów spadło/skoczyło ostatnio parę osób... :(

      Usuń