sobota, 4 października 2008

Powrót na blogowe łono :)

Wycierpiawszy nieopisane katusze,powracam do świata wirtualnego. Znów byłam na przymusowej kuracji odwykowej –te kilka dni bez dostępu do internetowego świata  to było prawdziwe piekło! Ręce same się rwałydo klawiatury, oczy do czytania blogów, a nogi automatycznie prowadziły do stanowiskakomputerowego ;) Po latach korzystania z tego cudownego wynalazku wyrobiłam jużsobie pewne nawyki. Głód internetowy z dnia na dzień stawał się coraz większy icoraz częściej dawał o sobie znać. Co prawda w nocy nie śniły mi się komputery,ale nie jestem pewna, co nastąpiłoby za parę dni, gdybym dziś nie powróciła dointernetowej rzeczywistości.

To wręcz niesłychane, jakczłowiek potrafi się uzależnić od dobrodziejstw współczesnego świata. Nasiprzodkowie doskonale funkcjonowali bez GPSów, laptopów, DVD, iPodów, aparatówcyfrowych i innych bajerów. Nie wysyłali SMSów, nie robili zakupów on line, a mimo to byli szczęśliwi i świetnie sobieradzili. Dobierali się w pary bez pomocy portali randkowych, a miłosne wyznaniawysyłali tradycyjnym listem, nie zaś superszybkim mailem. Dziś mało kto potrafisobie wyobrazić życie bez tych wszystkich cudownych wynalazków.

Z bólemprzyznaję, że wśród tych osób jestem też ja. Poszłam śladami milionów innych użytkowników internetowych, którzy wpadli w macki uzależnienia od sieci. I choć ten nawyk nie do końca jest typowym nałogiem, od czasu do czasu odczuwam jego negatywne skutki. Choć niezwykle cenię sobie słowopisane zawarte w książkach, a mój świat nie kręci się wyłącznie wokółInternetu, nie mając do niego dostępu, czuję się tak, jakby brakowało mijakiejś istotnej części mnie – kończyny lub członka [ciała], jak kto woli ;)

Dziękując Wszechmogącemu za Internet,nadrabiam zaległości, jakie zrodziły się w ciągu tych kilku dni, a – wierzcie mi- jest co nadrabiać. Wasze blogi leżą i kwiczą, maile czekają na wysłanie, wspomnieniaz wycieczki do Francji również wołają o pomstę do nieba… Najwyższa pora uciszyćich nawoływania :)

Do poczytania wkrótce!