piątek, 8 października 2010

Mission Impossible, czyli poszukiwanie plusów Scandic Sjølyst

Było już o tym, czego nasz hotel powinien był sięwstydzić. Dziś ciąg dalszy opowieści. Jednak tym razem będzie o tym, co byłopozytywne.

 

Na korzyść hotelu SS na pewno przemawia bardzo dobralokalizacja. Zaledwie 2-3 minuty spacerkiem dzieliły nas od Skøyen Stasjon,dworca, skąd bezproblemowo mogliśmy wyruszać czystymi, wygodnymi i dośćprzyjemnymi pociągami w różne strony Oslo.

 

W niewielkiej odległości od hotelu znajdują się też inne,ciekawe obiekty odgrywające ważną rolę w życiu turysty: sklep spożywczy,centrum handlowe, restauracje i kawiarenki. Szczególnie polecam jedną z nich,włoską spaghetterię „Santino’s”, która od razu przypadła nam do gustu. I to nietylko za sprawą dobrej kuchni i stosunkowo przyjaznej cenowo oferty, lecz takżekelnera – rodowitego, przystojnego Włocha, który od razu delikatnie zasugerowałnam, że zmodyfikowałby nasze zamówienie. Z planowanej zupy „di pollo e verdure”i sałatki z kurczaka, zgodnie z sugestią Sympatycznego Włocha zamówiliśmy tylkosałatkę, wierząc mu na słowo, że wspomniana porcja jest naprawdę duża. Była nietylko duża, ale i pyszna. Po sałatce złożyliśmy zamówienie na cappuccino,popełniając tym samym chyba jakiś niewybaczalny grzech dla Włochów. Kelnerpowtórzył głosem pełnym zdziwienia – jakbym mu co najmniej zaproponowała skok zsamolotu bez spadochronu – „Dwa cappuccino??”, ale zamówienie przyjął i chwilępotem mogliśmy delektować się tym magicznym napojem. Zatem serdecznie polecamzarówno tamtejsze cappuccino, jak i wspomnianą „insalata di pollo”. Kelner zaśokazał się ciekawym partnerem do pogawędki, a rozmowa z nim niebywałą szansą doużycia języka włoskiego. Okazało się, że dwa lata temu mieszkał w IrlandiiPółnocnej, a konkretnie w Belfaście. Chodził z Irlandką i generalnie bardzopodobała mu się Irlandia. Rozstaliśmy się z żalem, wymieniając uściski dłoni iuśmiechy – w ciągu następnych dni nie mieliśmy szansy na spotkanie z „naszym”Włochem. Po całym tygodniu pracy miał mieć zasłużony urlop. Jego powrót dopracy zbiegł się niefortunnie z dniem naszego wyjazdu.  

 

Wizyty w lokalach gastronomicznych były w naszym przypadkuczęściowo koniecznością. Hotel gwarantował nam śniadanie, lecz w lunch ikolację musieliśmy sami się zaopatrzyć. Restauracja hotelowa była zamknięta naczas weekendu [jak dla mnie absurd], a po jego zakończeniu już nie mieliśmyochoty do niej zaglądać.

 

Skoro już jestem w temacie kuchni, muszę wymienić chybajedyny, naprawdę ważny plus Scandic Sjølyst. Nasze codzienne śniadania [nazasadzie bufetu] zjadaliśmy w hotelowej restauracji. Jadłodajnia była miła dlaoka, czysta, raczej nowocześnie urządzona, a wybór produktów naprawdę duży. Zpewnością zadowoliłby nawet najbardziej wymagających smakoszy. Chyba każdyznalazłby tam coś dla siebie, zarówno wegetarianie, jak i miłośnicy bardziejsycących posiłków typu Full Irish Brekkie. Co ważne, zasoby produktów znajdowałysię pod ciągłą kontrolą pracowników kuchni. Szanse na to, że jakiś hotelowygość, lubiący dłużej pospać, znajdzie puste półmiski, były naprawdę niewielkie.Bo wierzcie mi, to się naprawdę czasami zdarza. Mieliśmy kiedyś doskonałąokazję doświadczyć tego w pewnym hotelu w Mediolanie.

 

Z innych pomieszczeń równie miłych dla oka należy wymienićhotelowe lobby. Niewielkie, ale dość ładne. Tuż obok znajduje się mały sklepik,gdzie można nabyć gorące napoje, coś na przekąskę, a także niektóre kosmetyki,jednak jego zasoby były niezbyt bogate, a wybór produktów kiepski.

 

A skoro już mowa o miłych dla oka obiektach, to możepowinnam wspomnieć o czymś jeszcze, co pewnie mogłoby mieć znaczenie dlaniektórych panów. Mowa oczywiście o dwóch blond paniach recepcjonistkach, zktórych to jedna była naprawdę urodziwa. Smakowitych kąsków w męskim wydaniunie odnotowano. Niestety.

 

Aby sprawiedliwości stało się zadość, powinnam wspomnieć,że hotelowy serwis działał na całkiem przyzwoitym poziomie. Codziennie znajdowaliśmyw łazience czysty komplet ręczników, nawet jeśli nie było potrzeby ich zmiany. Apewnego szczęśliwego dnia znaleźliśmy także na biurku kilka dodatkowych torebekherbaty. Czajnika jednak do końca naszej wizyty się nie doczekaliśmy, zatemtrzeba było biegać na parter, skąd można było zaczerpnąć z automatu gorącejwody na herbatę bądź kawę.

 

Reasumując, chyba jasno widać, że hotel ma swoje zalety,jak i wady. Pytanie tylko, co dla kogo jest istotne? Smakowały mi oferowaneśniadania, bardzo podobał mi się szeroki wybór produktów żywnościowych, ale jużzdecydowanie mniej niski standard pokoju i zalegający w nim kurz. Uczucia co dotego obiektu sieci Scandic mam mieszane. Bo ładna blondynka w recepcji ianglojęzyczna obsługa to nie wszystko. Nie wiem, czy bym tam powróciła. Wiemjednak, że w mojej prywatnej klasyfikacji nie przyznałabym temu hotelowiczterech gwiazdek. Wybaczcie, ale jakość pokoju miałam czasami dużo lepszą wniektórych irlandzkich Bed & Breakfast.

 

Chcecie jechać do Oslo? Wybór hoteli będziecie mieć duży.Ale czy to będzie Scandic Sjølyst, czy coś innego, to już Wasza decyzja.