Było już o tym, czego nasz hotel powinien był sięwstydzić. Dziś ciąg dalszy opowieści. Jednak tym razem będzie o tym, co byłopozytywne.
Na korzyść hotelu SS na pewno przemawia bardzo dobralokalizacja. Zaledwie 2-3 minuty spacerkiem dzieliły nas od Skøyen Stasjon,dworca, skąd bezproblemowo mogliśmy wyruszać czystymi, wygodnymi i dośćprzyjemnymi pociągami w różne strony Oslo.
W niewielkiej odległości od hotelu znajdują się też inne,ciekawe obiekty odgrywające ważną rolę w życiu turysty: sklep spożywczy,centrum handlowe, restauracje i kawiarenki. Szczególnie polecam jedną z nich,włoską spaghetterię „Santino’s”, która od razu przypadła nam do gustu. I to nietylko za sprawą dobrej kuchni i stosunkowo przyjaznej cenowo oferty, lecz takżekelnera – rodowitego, przystojnego Włocha, który od razu delikatnie zasugerowałnam, że zmodyfikowałby nasze zamówienie. Z planowanej zupy „di pollo e verdure”i sałatki z kurczaka, zgodnie z sugestią Sympatycznego Włocha zamówiliśmy tylkosałatkę, wierząc mu na słowo, że wspomniana porcja jest naprawdę duża. Była nietylko duża, ale i pyszna. Po sałatce złożyliśmy zamówienie na cappuccino,popełniając tym samym chyba jakiś niewybaczalny grzech dla Włochów. Kelnerpowtórzył głosem pełnym zdziwienia – jakbym mu co najmniej zaproponowała skok zsamolotu bez spadochronu – „Dwa cappuccino??”, ale zamówienie przyjął i chwilępotem mogliśmy delektować się tym magicznym napojem. Zatem serdecznie polecamzarówno tamtejsze cappuccino, jak i wspomnianą „insalata di pollo”. Kelner zaśokazał się ciekawym partnerem do pogawędki, a rozmowa z nim niebywałą szansą doużycia języka włoskiego. Okazało się, że dwa lata temu mieszkał w IrlandiiPółnocnej, a konkretnie w Belfaście. Chodził z Irlandką i generalnie bardzopodobała mu się Irlandia. Rozstaliśmy się z żalem, wymieniając uściski dłoni iuśmiechy – w ciągu następnych dni nie mieliśmy szansy na spotkanie z „naszym”Włochem. Po całym tygodniu pracy miał mieć zasłużony urlop. Jego powrót dopracy zbiegł się niefortunnie z dniem naszego wyjazdu.
Wizyty w lokalach gastronomicznych były w naszym przypadkuczęściowo koniecznością. Hotel gwarantował nam śniadanie, lecz w lunch ikolację musieliśmy sami się zaopatrzyć. Restauracja hotelowa była zamknięta naczas weekendu [jak dla mnie absurd], a po jego zakończeniu już nie mieliśmyochoty do niej zaglądać.
Skoro już jestem w temacie kuchni, muszę wymienić chybajedyny, naprawdę ważny plus Scandic Sjølyst. Nasze codzienne śniadania [nazasadzie bufetu] zjadaliśmy w hotelowej restauracji. Jadłodajnia była miła dlaoka, czysta, raczej nowocześnie urządzona, a wybór produktów naprawdę duży. Zpewnością zadowoliłby nawet najbardziej wymagających smakoszy. Chyba każdyznalazłby tam coś dla siebie, zarówno wegetarianie, jak i miłośnicy bardziejsycących posiłków typu Full Irish Brekkie. Co ważne, zasoby produktów znajdowałysię pod ciągłą kontrolą pracowników kuchni. Szanse na to, że jakiś hotelowygość, lubiący dłużej pospać, znajdzie puste półmiski, były naprawdę niewielkie.Bo wierzcie mi, to się naprawdę czasami zdarza. Mieliśmy kiedyś doskonałąokazję doświadczyć tego w pewnym hotelu w Mediolanie.
Z innych pomieszczeń równie miłych dla oka należy wymienićhotelowe lobby. Niewielkie, ale dość ładne. Tuż obok znajduje się mały sklepik,gdzie można nabyć gorące napoje, coś na przekąskę, a także niektóre kosmetyki,jednak jego zasoby były niezbyt bogate, a wybór produktów kiepski.
A skoro już mowa o miłych dla oka obiektach, to możepowinnam wspomnieć o czymś jeszcze, co pewnie mogłoby mieć znaczenie dlaniektórych panów. Mowa oczywiście o dwóch blond paniach recepcjonistkach, zktórych to jedna była naprawdę urodziwa. Smakowitych kąsków w męskim wydaniunie odnotowano. Niestety.
Aby sprawiedliwości stało się zadość, powinnam wspomnieć,że hotelowy serwis działał na całkiem przyzwoitym poziomie. Codziennie znajdowaliśmyw łazience czysty komplet ręczników, nawet jeśli nie było potrzeby ich zmiany. Apewnego szczęśliwego dnia znaleźliśmy także na biurku kilka dodatkowych torebekherbaty. Czajnika jednak do końca naszej wizyty się nie doczekaliśmy, zatemtrzeba było biegać na parter, skąd można było zaczerpnąć z automatu gorącejwody na herbatę bądź kawę.
Reasumując, chyba jasno widać, że hotel ma swoje zalety,jak i wady. Pytanie tylko, co dla kogo jest istotne? Smakowały mi oferowaneśniadania, bardzo podobał mi się szeroki wybór produktów żywnościowych, ale jużzdecydowanie mniej niski standard pokoju i zalegający w nim kurz. Uczucia co dotego obiektu sieci Scandic mam mieszane. Bo ładna blondynka w recepcji ianglojęzyczna obsługa to nie wszystko. Nie wiem, czy bym tam powróciła. Wiemjednak, że w mojej prywatnej klasyfikacji nie przyznałabym temu hotelowiczterech gwiazdek. Wybaczcie, ale jakość pokoju miałam czasami dużo lepszą wniektórych irlandzkich Bed & Breakfast.
Chcecie jechać do Oslo? Wybór hoteli będziecie mieć duży.Ale czy to będzie Scandic Sjølyst, czy coś innego, to już Wasza decyzja.
Taitko - jestem jako pierwsza komentujaca, ale mi sie fuksnelo :)No coz, z hotelami juz tak jest dopoki sami nie sprawdzimy jakie warunki oferuje dany hotel to nie wiemy co nas w nim czeka. Czasami jestesmy oczarowani a czasami niestety zdegustowani i ilosc gwiazdek w nazwie wcale nie swiadczy o jakosci danego hotelu. Dlatego ja wyznaje taka zasade, nie spodziewam sie cudow. i jesli jest taka mozliwosc prosze o pokazanie pokoju.Serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJak zobaczyłam długość posta to myślałam, że tych plusów będzie więcej. Jednak dobre śniadanie i super lokalizacja to też bardzo ważne. Co do zdziwienia i oburzenia Włocha co do cappuccino po obiedzie to wcale się nie dziwię !!! We Włoszech po posiłku pije się espresso i dla każdego Włocha to jest świętość i każde odstępstwo od ich "normy" traktowane jest jak świętokradztwo ! Do śniadania i w godzinach przedpołudniowych do różnych dolce może być cappuccino albo latte, ale po obiedzie i kolacji obowiązkowo espresso !!! Buźka
OdpowiedzUsuńU mnie nie jest aż tak ciężko załapać się na pierwszy komentarz :)Ja również staram się nie nastawiać na nie wiadomo co. Tym bardziej, że nie jestem osobą, która ma ogromne wymagania odnośnie hotelu. Dla mnie ważne jest głównie to, by było czysto i ładnie, a obsługa miła i pomocna. A co do możliwości zobaczenia pokoju, to u nas nie wchodzi to w grę, bo nocleg zawsze rezerwujemy przez internet z dość dużym wyprzedzeniem. Pokoje zatem możemy oglądać jedynie na stronie hotelu, a i to nie gwarantuje zadowolenia.Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że popełniliśmy jakieś kulinarne faux pas, bo kelner się skrzywił, jak to usłyszał :) Z drugiej strony, aż tak bardzo o to nie dbam, bo obydwoje uwielbiamy cappuccino i dość często je pijemy - o różnych porach dnia i wieczoru :) Za espresso nie przepadam niestety. Kiedyś na zajęciach z włoskiego tłumaczono nam te zawiłości związane z włoskimi zwyczajami picia kawy, ale to było dawno temu i nie pamiętałam co i jak ;) Dzięki za przypomnienie :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie, Włosi są dość ortodoksyjni w tych sprawach :-)Ale widzisz, włoski sam wrócił, i to w jakim nieoczekiwanym miejscu! Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńZamowienie cappuccino do obiadu czy kolacji do blad niedopuszczalny ;))))) Cappuccino pije sie tylko do sniadania maksymalnie do poludnia, pozniej mozna zamawiac wszystkie inne kawy. Tutaj Wlosi sie juz przyzwyczaili do Niemcow, Anglikow czy innych turystow, ze oni zamawiaja cappuccio o kazdej porze, wiec sie juz nie krzywia :)pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńA wiesz, Oliwko, że w Norwegii bardzo często słyszałam włoski? Przyznam, że trochę mnie to dziwiło - nie wiem, czy byli to Włosi na stałe mieszkające w tym kraju, czy tylko turyści, w każdym razie był to chyba najczęściej słyszany przeze mnie język obcy, oczywiście nie wliczając norweskiego, którego nie znam ;) A polską mowę słyszałam zaledwie dwa czy trzy razy.
OdpowiedzUsuńOj, domyślam się, że dla Włochów jest to kulinarna profanacja ;) Tak właśnie przypuszczałam - nie tylko Polacy zamawiają cappuccino o obojętnie jakiej porze dnia. Ja za espresso nie przepadam, więc rzadko je piję. Jeśli już miałabym zrezygnować z cappuccino, to pewnie zastąpiłabym je latte albo macchiato. Nie słodzę kawy, więc espresso jest dla mnie zbyt "surowe", zbyt mocne. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńKurz odstraszyłby mnie skutecznie. Mam dystans do opłaconych posiłków, ponieważ lubię wychodzić na cały dzień i nie zastanawiać się, że przepadnie mi obiad albo na obiad muszę wrócić. Ciekawa jestem-potrafisz zmieścić całe full irish breakfast??;)))
OdpowiedzUsuńHaha, to zależy jakiej wielkości jest to śniadanie :) Spotkałam się z naprawdę gargantuicznymi porcjami, jak również z tymi uboższymi. W większości przypadków zostawiałam coś na talerzu - najczęściej smażony bekon, bo nie cierpię tłuszczu. Full Irish Breakfast jest wysoce energetyczny, ale trzeba przyznać, zapełnia prawie na cały dzień ;) Generalnie preferuję lżejsze posiłki, a jeśli mam wybierać między FIB a owsianką, to wybieram to drugie chociażby dlatego, że owsianka jest zdrowsza. A tak na marginesie to uwielbiam ją i praktycznie codziennie jem na śniadanie Scotish Porridge :) Yummy, yummy :)A Ty miałaś okazję jeść Full Irish Breakfast? :) Dałaś mu radę? ;)
OdpowiedzUsuńWymienię się linkiem.
OdpowiedzUsuńŹle trafiłeś, bo ja nie wymieniam się linkami, ani nie handluję komciami.
OdpowiedzUsuńno faktycznie znalazłaś plusy ale jak dla mnie to mało. Ja bym wolała ten czajnik i trochę bardziej sympatyczny pokój. No i restauracja zamknięta w weekendy to jakiś zonk.
OdpowiedzUsuńJa tez nie z reguly nie slodze kawy, a espresso pije z cieplym mleczkiem, albo z lodem szczegolnie latem.Lubie rowniez marocchino, tzn espresso z czekolada i bita smietana, ktora sie pije w specjalnej przezroczystej malej filizance. Polecam :) Wypada zamowic ja po poludniu i po posilkach ;)
OdpowiedzUsuńNie odważyłam się;)) Dwa bajgle z czymkolwiek plus kawa przyprawiały mój przepełniony żołądek o mdłości. Z ciekawością jedynie czasami się przyglądałam, gdy ktoś obok mnie próbował zmieścić w siebie full irish breakfast;) Wystarczało mi to do popołudnia. Bekon jadłam w Irlandii pierwszy raz razem z pieczoną bułką, wszystko na ciepło i bardzo mi smakowało. Nie smakowało mi przyrządzenie ryby, była zbyt tłusta i niedoprawiona. Zupy i kanapki też przepyszne, jogurty, czekoladki, piwo ehhh;)) I kawa, nie piję kawy zbyt często, ale tam piłam ją codziennie, jest wyśmienita!
OdpowiedzUsuńMoże chcą zobaczyć jak wyglada prawdziwa pólnoc? Albo szukają pięknych blondynek? To jedyne logiczne wyjasnienie, jakie przychodzi mi do głowy:-)
OdpowiedzUsuńehhh Norwegia.. moje marzenie... no może hotel nie taki do końca idealny, ale co tam... ważne, że w Norwegii :D
OdpowiedzUsuńJa to pewien niepokój czuje na myśl o wysokich i atletycznych skandynawskich blondynkach. To tak jak trzymać w domu węża. Z pewnością piękny, ale spróbuj go rozdrażnić...
OdpowiedzUsuńNo nie? Iście absurdalny pomysł. Nie wiem, może zamykają ją po zakończeniu ścisłego sezonu? Dla mnie też za mało. Dlatego nie sądzę, bym znów się tam pojawiła.
OdpowiedzUsuńOj, pewnie zmieniłabyś zdanie, gdybyś tam pomieszkała ;)
OdpowiedzUsuńCzyżby Irish coffee? Ja też uwielbiam irlandzkie zupy podawane z brązowym chlebem i generalnie w każdej restauracji, w której jadłam, serwowano mi naprawdę pyszną zupę. Raz tylko się zawiodłam - paradoksalnie miało to miejsce w Kinsale, miasteczku na południu Irlandii, słynącym z wielu bardzo dobrej jakości restauracji. Zbyt tłustą rybę też kiedyś mi podano, ale jej nie zjadłam ;)
OdpowiedzUsuńNiesłusznie :) Nie takie Norweżki straszne, jak je malują ;) Ja widziałam na ulicach wiele ładnych dziewcząt o ciekawym typie urody. Fakt, były blondynkami, ale nie atletycznymi ;)
OdpowiedzUsuńW glownej mierze zapewne turysci jak tu w Sztokholmie. PS. Co do tej restauracji, wydaje mi sie, ze Scandic ogolnie jest dla ludzi z branzy biznesowej, a wiec bardziej oblegany na tygodniu niz w weekendy. Stad moze zamkniecie restauracji hotelowej w soboty i niedziele.
OdpowiedzUsuń