sobota, 5 marca 2011

Tullynally Castle

 

Wieczór poprzedzający naszą wizytę w zamkuTullynally był dżdżysty i chłodny. Jeszcze na drugi dzień można było dostrzecśladu obfitego deszczu, który zrosił irlandzką ziemię. Zamkowe mury były ciemnei ponure, za to powietrze było rześkie i lekkie.


 


Mały parking leżący tuż obok rezydencjimiał już tylko kilka wolnych miejsc. Pomyślałam sobie wtedy, że wybraliśmy małoodpowiednią porę i że w czasie naszych wędrówek po zamkowych gruntach niebędzie nam dane zaznać ciszy.

  

Moje obawy okazały się zbyteczne. Niewiedziałam, że teren należący do zamku jest tak rozległy. Turyści rozpierzchlisię w różne strony, a ja jestem przekonana, że każdy z nich mógł się wtedypoczuć tak, jakby był jedyną osobą spacerującą w ogrodach. Nikt nie wchodziłnam w obiektyw, nikt nikomu nie zakłócał ciszy. Każdy na swój sposób obcował ztym, co oferowała mu posiadłość Tullynally. I było fajnie.

  

Kiedy patrzy się na zamek Tullynally, widzisię przede wszystkim jego imponującą sylwetkę zajmującą ponad dwa akry ziemi.Strzeliste wieżyczki przebijają linię nieba i nadają posiadłości dostojnywygląd. To jeden z największych irlandzkich zamków od kilku stulecinieprzerwanie pełniący funkcję domu rodziny Pakenhamów. To właśnie ten faktsprawia, że posiadłość nie zawsze jest dostępna dla zwiedzających, a ogrodypodziwiać można tylko przez kilka godzin w określonym czasie.

  

Thomas i Valerie, właściciele zamku, odczasu do czasu urządzają w nim wieczorki muzyczne wykorzystując do nichwspaniałą akustyczność sali bankietowej. Dbają także o atrakcyjnośćposiadłości. To dzięki nim rozpoczęto ponad 40 lat temu odrestaurowywaniezamkowych ogrodów. To, co możemy oglądać współcześnie, to ciekawa mieszankaprzeróżnych roślin. Wśród tych pospolitych znajdziemy też te egzotyczne irzadko spotykane. Wiele z nich wyrosło z nasion przywiezionych przez właścicieliz dalekich eskapad do Tybetu czy chociażby Yunnan.

 

   

Dumą Pakenhamów jest nie tylko rezydencja,lecz przylegające do niej ogrody. Nie wiem, jaką powierzchnię ziemi zajmują,wiem za to, że są ogromne, a na ich terenie można spokojnie spędzić dwiegodziny, a może nawet więcej czasu. Ścieżki wiodą wśród bujnej roślinności,jezior, pagody, sfinksów zakupionych przez jednego z lordów w XVIII w, czychociażby domu letniskowego królowej Victorii stworzonego na wzór oryginałuznajdującego się w jej ogrodzie w angielskiej posiadłości Frogmore.

  

Ogrody kuchenne wchodzące w skład kompleksunależą do największych w Irlandii i już w XIX wieku zostały nazwane przez ichówczesnego właściciela jako „niemożliwie duże jak na te czasy”.

  

Na znajdującym się nieopodal wybiegu pasłasię grupka lam. Nasza wizyta zbiegła się w czasie z pierwszymi dniami życianajmłodszego członka tej czworonożnej familii. W lewym dolnym narożniku pastwiskależał maleńki "albinos", najmłodszy potomek. Przez cały czasasystowała mu co najmniej jedna lama, prawdopodobnie senior dumnego rodu.

  prawda, że się uśmiecha?


 

Jeden z dorosłych osobników przebywałzupełnie na uboczu i nie zaszczycił nas nawet swoim spojrzeniem. Dwa pozostałesprawiały komiczne wrażenie. Przechadzały się dumnie wzdłuż ogrodzenia, jakgdyby broniąc dostępu do małej, białej lamy. Sprawiały wrażenie strażników nasłużbie. Co ciekawe, każde z nich dochodziło tylko do połowy długościogrodzenia po czym zawracało, by po chwili znów powtórzyć manewr. I tak wkółko.

  

Tullynally oznacza w języku irlandzkim„Hill of the Swan”. Łabędzie wzgórze. Skąd taka nazwa? Być może związana jestona z pobliskim Lough Derravaragh, jeziorem znanym z legendy o Dzieciach Lira. Wskrócie wyglądało to następująco: Aoife była drugą żoną Lira, która zastąpiłamiejsce swojej zmarłej siostry. Była też macochą jego czwórki dzieci. Kobietąniezwykle zazdrosną o miłość, jaką dzieci darzyły ojca, a on ich. W swojejzawiści uknuła plan pozbycia się niewygodnej czwórki. W drodze do domu dziadkadzieci rozkazała swemu słudze zabić swą pasierbicę i jej trójkę braci.Mężczyzna jednak nie wywiązał się z zadania, co zmusiło Aoifę do wzięcia sprawyw swoje ręce. I tym razem próba się nie powiodła, jako że krewka żona Lirastchórzyła. Nie będąc w stanie zabić dzieci, postanowiła skorzystać ze swojejmocy i zamienić je w łabędzie. Dzieci przybrały formę ptaków i musiały spędzić900 lat w ptasiej niewoli – w tym 300 mieszkając na jeziorze Derravaragh - bypo tym czasie ponownie przybrać ludzką postać.

  forfiter ;)


Ileż ciekawych wydarzeń z historii ianegdot skrywają w sobie mury tego zamku liczącego jakieś 120 pokoi? Niestetynie byłam w stanie się przekonać. W dniu naszej wizyty posiadłość byłazamknięta dla zwiedzających. Przez jedno z wielu okien udało mi się dojrzećwiszące na sznurku barchanowe gacie z epoki. To wszystko. Reszta skarbówrodziny Pakenhamów pozostała poza moim zasięgiem. Jest trochę tych perełek. Przezsetki lat każda z mieszkających tam generacji pozostawiała po sobie jakiś ślad.Ślady w różnej postaci: mebli, obrazów, nowych drzew. To dzięki jednemu zprzodków zamek podwoił swój rozmiar w XIX wieku. Wcześniej był tylko skromną,prostokątną wieżą mieszkalną skrytą wśród rozłożystych drzew.