Pora kończyć cykl moichrefleksji pourlopowych, aby skupić się na tematyce bliższej Irlandii. Zanim dotego dojdzie, chciałam jednak spisać kilka luźnych myśli na temat mojej polskiejwsi. A potem porzucę już tę smętną tematykę Polski i jej realiów. Obiecuję.
Jadąc do ojczyzny, wiozłamze sobą nie tylko ciężkie bagaże, ale przede wszystkim duże nadzieje, żezobaczę pozytywny obraz mojej wsi i ludzi w niej mieszkających. Niestety trochęsię rozczarowałam.
Od kilku dobrych lat niemieszkam już w miejscu, w którym spędziłam większą część mojego życia. Powrót wrodzinne strony chyba zawsze będzie miał dla mnie głęboki wymiar duchowy. Chybazawsze będzie nasycony sporą dawką sentymentu, bo z tym miejscem wiąże sięwiele moich wspomnień - jakaś część mnie. Jednak coraz częściej utwierdzam sięw przekonaniu, że nie chciałabym i nie potrafiłabym żyć w tej mojej wsi. Powodytakiego stanu rzeczy są różne, a wśród nich jest jeden - mentalność, jakąprezentuje spora część tamtejszej wspólnoty wiejskiej.
Generalnie mówiąc, nie mamnic przeciwko ludziom na wsi. Nie jestem do nich uprzedzona. Nie wstydzę sięswoich korzeni i tego, że sporą część mojego życia spędziłam właśnie napolskiej wsi. Co więcej - właśnie dlatego, że mam takie, a nie innedoświadczenia, zawsze uważałam, że człowiek ze wsi nie jest absolutnie gorszyod człowieka z miasta. Środowisko wiejskie było moim domem, a obserwacje jakiewtedy poczyniłam, wpłynęły na moje późniejsze poglądy. Wykształcenie innychnigdy nie było dla mnie wyznacznikiem cudzej inteligencji i mądrości życiowej.Choć sama mam wykształcenie wyższe, nigdy nie gardziłam tymi, którzy go nieposiadają. Chociażby dlatego, że w swoim życiu poznałam wielu ludzi dumnieobnoszących się uzyskanym dyplomem studiów wyższych - ludzi, którzyteoretycznie powinni sobą coś reprezentować, a niestety byli potwornieniezaradni i zwyczajnie "głupi życiowo". Znam też takich ludzi,którzy pomimo, iż nie poszli na studia - i na przeszkodzie nie leżał tutaj ichpotencjał intelektualny, lecz inne czynniki - wykazują się nieraz wielkąmądrością życiową i dojrzałymi poglądami, których mógłby im pozazdrościćniejeden absolwent uczelni wyższej. Ci ludzie często nie posiadają żadnegodyplomu dokumentującego ich wiedzę i zdolności, mają za to coś innego -praktyczne umiejętności, które pozwolą im wiele dokonać w życiu. I równie dużozyskać w oczach innych.
Prawdą jest jednak, żewieś w jakiś tam sposób ogranicza jej mieszkańców. Na wsi wszystko jest jakbyutrudnione, a mieszkańcy już na samym starcie mają pod górkę. Dlatego niedziwię się, że coraz więcej ludzi młodych, ludzi mojego i nie tylko mojegopokolenia, decyduje się wyjechać za granicę, by szukać szczęścia w miastach.
Wieś jest w wieluprzypadkach taką klatką, która nie pozwala ptakom rozwinąć skrzydeł, któraogranicza je fizycznie, a także w pewnym sensie intelektualnie. I najczęściejjest tak, że ptak po wydostaniu się na wolność, zrobi wszystko, by do tejklatki nie wrócić.
Kiedyś nie przeszkadzałymi wiejskie realia - byłam do nich przyzwyczajona. Wydawało mi się to normalne.Teraz jednak patrzę na to z innego punktu widzenia. I nie podoba mi sięmentalność, jaką prezentuje wielu mieszkańców mojej wsi. Od mojego wyjazdustamtąd upłynęło wiele lat. W teorii należałoby oczekiwać zmian, bo ludzie zczasem się zmieniają - nie tylko fizycznie. Ale tych zmian nie było - nie jeślichodzi o zachowanie moich sąsiadów. I to właśnie dlatego w czasie mojego pobytuw Polsce często towarzyszyły mi słowa jednej z piosenek Radiohead: "I'm acreep. I'm a weirdo. Whatthe hell am I doing here? I don't belong here"* - znaciskiem na dwa końcowe zdania. Ja tam po prostu już nie przynależałam izwyczajnie czułam się jak, powiedzmy, gołąb w stadzie wróbli. Nawet gdybymprzyodziała się we wróble pióra, coś byłoby ze mną nie tak.
Te wszystkie wiejskiemaniery: interesowanie się życiem innych, doszukiwanie się sensacji i plugawychhistorii, brak pewnych zasad grzecznościowych, brak tematów tabu, a przedewszystkim wyczucia i dobrego smaku, to nie jest moja bajka. Ja potrzebuję prywatnościi swobody, a wieś mi tego niestety nie zapewnia. Najwidoczniej za bardzoprzyzwyczaiłam się do anonimowości w mieście i do tego, że tu nikogo nieinteresują moje poglądy religijne, preferencje seksualne i inne upodobania [well, as long as it doesn't hurtanyone else]. I to jest fajne.
Mam wrażenie, że mojapolska wieś ciągle jest za mało otwarta na świat i na miejski styl życia.Często zbyt konserwatywna i narzucająca pewne zasady i normy. Jeśli od nichodstajesz, jesteś dziwakiem. Krótka piłka.
A jakie są Wy maciespostrzeżenia w tym temacie? Są tu jacyś czytelnicy ze wsi?
______
*) w wolnym tłumaczeniu:"Jestem dziwakiem. Co ja tu do cholery robię? Nie należę tutaj"