wtorek, 19 kwietnia 2011

Myśli nieuczesane na temat wsi

Pora kończyć cykl moichrefleksji pourlopowych, aby skupić się na tematyce bliższej Irlandii. Zanim dotego dojdzie, chciałam jednak spisać kilka luźnych myśli na temat mojej polskiejwsi. A potem porzucę już tę smętną tematykę Polski i jej realiów. Obiecuję.


Jadąc do ojczyzny, wiozłamze sobą nie tylko ciężkie bagaże, ale przede wszystkim duże nadzieje, żezobaczę pozytywny obraz mojej wsi i ludzi w niej mieszkających. Niestety trochęsię rozczarowałam.


Od kilku dobrych lat niemieszkam już w miejscu, w którym spędziłam większą część mojego życia. Powrót wrodzinne strony chyba zawsze będzie miał dla mnie głęboki wymiar duchowy. Chybazawsze będzie nasycony sporą dawką sentymentu, bo z tym miejscem wiąże sięwiele moich wspomnień - jakaś część mnie. Jednak coraz częściej utwierdzam sięw przekonaniu, że nie chciałabym i nie potrafiłabym żyć w tej mojej wsi. Powodytakiego stanu rzeczy są różne, a wśród nich jest jeden - mentalność, jakąprezentuje spora część tamtejszej wspólnoty wiejskiej.


Generalnie mówiąc, nie mamnic przeciwko ludziom na wsi. Nie jestem do nich uprzedzona. Nie wstydzę sięswoich korzeni i tego, że sporą część mojego życia spędziłam właśnie napolskiej wsi. Co więcej - właśnie dlatego, że mam takie, a nie innedoświadczenia, zawsze uważałam, że człowiek ze wsi nie jest absolutnie gorszyod człowieka z miasta. Środowisko wiejskie było moim domem, a obserwacje jakiewtedy poczyniłam, wpłynęły na moje późniejsze poglądy. Wykształcenie innychnigdy nie było dla mnie wyznacznikiem cudzej inteligencji i mądrości życiowej.Choć sama mam wykształcenie wyższe, nigdy nie gardziłam tymi, którzy go nieposiadają. Chociażby dlatego, że w swoim życiu poznałam wielu ludzi dumnieobnoszących się uzyskanym dyplomem studiów wyższych - ludzi, którzyteoretycznie powinni sobą coś reprezentować, a niestety byli potwornieniezaradni i zwyczajnie "głupi życiowo". Znam też takich ludzi,którzy pomimo, iż nie poszli na studia - i na przeszkodzie nie leżał tutaj ichpotencjał intelektualny, lecz inne czynniki - wykazują się nieraz wielkąmądrością życiową i dojrzałymi poglądami, których mógłby im pozazdrościćniejeden absolwent uczelni wyższej. Ci ludzie często nie posiadają żadnegodyplomu dokumentującego ich wiedzę i zdolności, mają za to coś innego -praktyczne umiejętności, które pozwolą im wiele dokonać w życiu. I równie dużozyskać w oczach innych.


Prawdą jest jednak, żewieś w jakiś tam sposób ogranicza jej mieszkańców. Na wsi wszystko jest jakbyutrudnione, a mieszkańcy już na samym starcie mają pod górkę. Dlatego niedziwię się, że coraz więcej ludzi młodych, ludzi mojego i nie tylko mojegopokolenia, decyduje się wyjechać za granicę, by szukać szczęścia w miastach.


Wieś jest w wieluprzypadkach taką klatką, która nie pozwala ptakom rozwinąć skrzydeł, któraogranicza je fizycznie, a także w pewnym sensie intelektualnie. I najczęściejjest tak, że ptak po wydostaniu się na wolność, zrobi wszystko, by do tejklatki nie wrócić.


Kiedyś nie przeszkadzałymi wiejskie realia - byłam do nich przyzwyczajona. Wydawało mi się to normalne.Teraz jednak patrzę na to z innego punktu widzenia. I nie podoba mi sięmentalność, jaką prezentuje wielu mieszkańców mojej wsi. Od mojego wyjazdustamtąd upłynęło wiele lat. W teorii należałoby oczekiwać zmian, bo ludzie zczasem się zmieniają - nie tylko fizycznie. Ale tych zmian nie było - nie jeślichodzi o zachowanie moich sąsiadów. I to właśnie dlatego w czasie mojego pobytuw Polsce często towarzyszyły mi słowa jednej z piosenek Radiohead: "I'm acreep. I'm a weirdo. Whatthe hell am I doing here? I don't belong here"* - znaciskiem na dwa końcowe zdania. Ja tam po prostu już nie przynależałam izwyczajnie czułam się jak, powiedzmy, gołąb w stadzie wróbli. Nawet gdybymprzyodziała się we wróble pióra, coś byłoby ze mną nie tak.


Te wszystkie wiejskiemaniery: interesowanie się życiem innych, doszukiwanie się sensacji i plugawychhistorii, brak pewnych zasad grzecznościowych, brak tematów tabu, a przedewszystkim wyczucia i dobrego smaku, to nie jest moja bajka. Ja potrzebuję prywatnościi swobody, a wieś mi tego niestety nie zapewnia. Najwidoczniej za bardzoprzyzwyczaiłam się do anonimowości w mieście i do tego, że tu nikogo nieinteresują moje poglądy religijne, preferencje seksualne i inne upodobania [well, as long as it doesn't hurtanyone else]. I to jest fajne.


Mam wrażenie, że mojapolska wieś ciągle jest za mało otwarta na świat i na miejski styl życia.Często zbyt konserwatywna i narzucająca pewne zasady i normy. Jeśli od nichodstajesz, jesteś dziwakiem. Krótka piłka.


A jakie są Wy maciespostrzeżenia w tym temacie? Są tu jacyś czytelnicy ze wsi?

______

*) w wolnym tłumaczeniu:"Jestem dziwakiem. Co ja tu do cholery robię? Nie należę tutaj"