Pora kończyć cykl moichrefleksji pourlopowych, aby skupić się na tematyce bliższej Irlandii. Zanim dotego dojdzie, chciałam jednak spisać kilka luźnych myśli na temat mojej polskiejwsi. A potem porzucę już tę smętną tematykę Polski i jej realiów. Obiecuję.
Jadąc do ojczyzny, wiozłamze sobą nie tylko ciężkie bagaże, ale przede wszystkim duże nadzieje, żezobaczę pozytywny obraz mojej wsi i ludzi w niej mieszkających. Niestety trochęsię rozczarowałam.
Od kilku dobrych lat niemieszkam już w miejscu, w którym spędziłam większą część mojego życia. Powrót wrodzinne strony chyba zawsze będzie miał dla mnie głęboki wymiar duchowy. Chybazawsze będzie nasycony sporą dawką sentymentu, bo z tym miejscem wiąże sięwiele moich wspomnień - jakaś część mnie. Jednak coraz częściej utwierdzam sięw przekonaniu, że nie chciałabym i nie potrafiłabym żyć w tej mojej wsi. Powodytakiego stanu rzeczy są różne, a wśród nich jest jeden - mentalność, jakąprezentuje spora część tamtejszej wspólnoty wiejskiej.
Generalnie mówiąc, nie mamnic przeciwko ludziom na wsi. Nie jestem do nich uprzedzona. Nie wstydzę sięswoich korzeni i tego, że sporą część mojego życia spędziłam właśnie napolskiej wsi. Co więcej - właśnie dlatego, że mam takie, a nie innedoświadczenia, zawsze uważałam, że człowiek ze wsi nie jest absolutnie gorszyod człowieka z miasta. Środowisko wiejskie było moim domem, a obserwacje jakiewtedy poczyniłam, wpłynęły na moje późniejsze poglądy. Wykształcenie innychnigdy nie było dla mnie wyznacznikiem cudzej inteligencji i mądrości życiowej.Choć sama mam wykształcenie wyższe, nigdy nie gardziłam tymi, którzy go nieposiadają. Chociażby dlatego, że w swoim życiu poznałam wielu ludzi dumnieobnoszących się uzyskanym dyplomem studiów wyższych - ludzi, którzyteoretycznie powinni sobą coś reprezentować, a niestety byli potwornieniezaradni i zwyczajnie "głupi życiowo". Znam też takich ludzi,którzy pomimo, iż nie poszli na studia - i na przeszkodzie nie leżał tutaj ichpotencjał intelektualny, lecz inne czynniki - wykazują się nieraz wielkąmądrością życiową i dojrzałymi poglądami, których mógłby im pozazdrościćniejeden absolwent uczelni wyższej. Ci ludzie często nie posiadają żadnegodyplomu dokumentującego ich wiedzę i zdolności, mają za to coś innego -praktyczne umiejętności, które pozwolą im wiele dokonać w życiu. I równie dużozyskać w oczach innych.
Prawdą jest jednak, żewieś w jakiś tam sposób ogranicza jej mieszkańców. Na wsi wszystko jest jakbyutrudnione, a mieszkańcy już na samym starcie mają pod górkę. Dlatego niedziwię się, że coraz więcej ludzi młodych, ludzi mojego i nie tylko mojegopokolenia, decyduje się wyjechać za granicę, by szukać szczęścia w miastach.
Wieś jest w wieluprzypadkach taką klatką, która nie pozwala ptakom rozwinąć skrzydeł, któraogranicza je fizycznie, a także w pewnym sensie intelektualnie. I najczęściejjest tak, że ptak po wydostaniu się na wolność, zrobi wszystko, by do tejklatki nie wrócić.
Kiedyś nie przeszkadzałymi wiejskie realia - byłam do nich przyzwyczajona. Wydawało mi się to normalne.Teraz jednak patrzę na to z innego punktu widzenia. I nie podoba mi sięmentalność, jaką prezentuje wielu mieszkańców mojej wsi. Od mojego wyjazdustamtąd upłynęło wiele lat. W teorii należałoby oczekiwać zmian, bo ludzie zczasem się zmieniają - nie tylko fizycznie. Ale tych zmian nie było - nie jeślichodzi o zachowanie moich sąsiadów. I to właśnie dlatego w czasie mojego pobytuw Polsce często towarzyszyły mi słowa jednej z piosenek Radiohead: "I'm acreep. I'm a weirdo. Whatthe hell am I doing here? I don't belong here"* - znaciskiem na dwa końcowe zdania. Ja tam po prostu już nie przynależałam izwyczajnie czułam się jak, powiedzmy, gołąb w stadzie wróbli. Nawet gdybymprzyodziała się we wróble pióra, coś byłoby ze mną nie tak.
Te wszystkie wiejskiemaniery: interesowanie się życiem innych, doszukiwanie się sensacji i plugawychhistorii, brak pewnych zasad grzecznościowych, brak tematów tabu, a przedewszystkim wyczucia i dobrego smaku, to nie jest moja bajka. Ja potrzebuję prywatnościi swobody, a wieś mi tego niestety nie zapewnia. Najwidoczniej za bardzoprzyzwyczaiłam się do anonimowości w mieście i do tego, że tu nikogo nieinteresują moje poglądy religijne, preferencje seksualne i inne upodobania [well, as long as it doesn't hurtanyone else]. I to jest fajne.
Mam wrażenie, że mojapolska wieś ciągle jest za mało otwarta na świat i na miejski styl życia.Często zbyt konserwatywna i narzucająca pewne zasady i normy. Jeśli od nichodstajesz, jesteś dziwakiem. Krótka piłka.
A jakie są Wy maciespostrzeżenia w tym temacie? Są tu jacyś czytelnicy ze wsi?
______
*) w wolnym tłumaczeniu:"Jestem dziwakiem. Co ja tu do cholery robię? Nie należę tutaj"
Tak jest nie tylko na wsiach . Powiem Ci, że na wsi wg mnie ludzie są mniej konserwatywni - to z moich obserwacji , bo tam bardzo wiele się dzieje. Ale mentalność nasza polska chyba nigdy się nie zmieni :) Trzeba po prostu nie słuchać a zadawane nietaktowne pytania obracać w żart i tyle :)
OdpowiedzUsuńHe,he Taitko, jakbys o mnie napisala! Ja tez pochodze ze wsi, roznica jest taka ze cale zycie czulam sie tam inna, ale mimo to na wsi bedzie moj dom. O prywatniosc zadbam sama:)Mam nadzieje ze nie bedzie zle, choc zwazywszy na fakt ze bedzie to nowa wies i dla mnie i dla M i nikogo tam nie znamy to moze byc "ciekawie"Ale faktycznie- mentalnosc ludzi ze wsi jest zupelnie inna.
OdpowiedzUsuńVi, moim zdaniem będzie dobrze! Nowa wieś, nowe otoczenie to nie tylko wielka niewiadoma, ale przede wszystkim ogromna szansa na nowy start :) Ułożycie sobie życie i Wasze relacje z sąsiadami tak, jak będziecie chcieć. Popatrz na to z tej strony :)Pozdrawiam serdecznie i cieszę się, że rozumiesz moje odczucia :)
OdpowiedzUsuńPromyczku, są wsie i są... wsie :) Wieś wsi nierówna. Ludzie w moich rodzinnych stronach są dość konserwatywni - już nieraz zdążyłam się o tym przekonać. I już nawet nie chodzi o mnie, bo ja nie robiłam nic takiego, co mogłoby wywołać skandal ;) Były jednak takie osoby, którym ich sąsiedzi potrafili "umilić" życie - tylko dlatego, że robili coś, co wykraczało poza normy przyjęte przez to środowisko.Cieszy mnie, że masz nieco inne spostrzeżenia :) To znaczy, że są wsie, gdzie można jeszcze normalnie żyć ;) Ciepłe pozdrowienia przesyłam :)
OdpowiedzUsuńZapewniam Cię, że w mieście bywa podobnie jak na wsi. Ludzie są zawistni, ciekawscy i interesują się życiem sąsiadów w sposób niemal patologiczny :) Uwiera mnie to jak kolec w bucie!Mimo tego co piszesz mieszkańcy wsi, przynajmniej Ci których znam a mam rodzinę na wsi w trzech województwach to najmilsi i najsympatyczniejsi ludzie z jakimi miałam do czynienia. Gościnni, żyjący w wolniejszym tempie przez to wpływający pozytywnie na rozedrganych mieszczuchów :) Nawet z tymi wadami są dla mnie do strawienia :)Kocham wieś i tak jak moja mama rozważam na starość taką miejscówkę :)Podobnie jak u Pendragona korzystam z okazji żeby się świątecznie pościskać :)Wszystkiego najlepszego Taitko dla Ciebie i Połówka oraz Twoich blogowych gości.
OdpowiedzUsuńZgadza się, Ewo. Ja sobie doskonale zdaję sprawę, że takie wzorce postępowania można zaobserwować nie tylko na wsi, lecz także w miastach - szczególnie tych małych. I absolutnie nie twierdzę, że mieszkańcy wsi są gorsi od "mieszczuchów". Znam tak wiele inteligentnych, mądrych i dobrych osób wiejskiego pochodzenia, że takie stwierdzenie nigdy nie przeszłoby mi przez usta. Dziękuję Ci bardzo za pamięć o mnie i o Połówku :) Ja również życzę Ci Ewo wszystkiego, co najlepsze :)
OdpowiedzUsuńMieszkam w wielkim mieście w elitarnej jak się uważa dzielnicy i podobne zachowania obserwuję także i tutaj. Z pewnością o nieco łagodniejszej formie z wiadomych względów ale wszechobecne.Ja, która nie interesuję się stanem majątkowym, rodzinnym, nie wiem kto czym jeździ i gdzie pracuje jestem uważana za nieszkodliwego dziwaka:)Pozdrawiam i też dziękuję :)
OdpowiedzUsuńWitaj, dałaś temat dający olbrzymie pole do popisu w dyskusji albo na jakąś pracę magisterską z socjologii, więc postaram się być maksymalnie zwięzły.Po pierwsze, zgadzam się że nie trzeba być wykształconym, by być mądrym życiowo, a samo wykształcenie można znakomicie zastąpić innymi umiejętnościami i pracowitością (swoją drogą, co warte jest wykształcenie bez pracowitości). To widać świetnie w Irlandii, nie trzeba być absolwentem Harvardu, by mieć ładny domek i jeździć Porsche. A co najważniejsze, szczęście to nie tylko stan posiadania i zależy od wielu innych czynników niż wykształcenie, czy kasa.Po drugie zaś, co do tego, że już tam nie przynależysz: Wydaje mi się, że jest coś takiego, że na ogół ludzie wychowani na polskiej wsi, chcą się z niej wyrwać, właśnie ze względu na atmosferę wzajemnego szpiegowania. Żyjąc na wsi od urodzenia, byli tej atmosfery ofiarami, nie potrafili jej się przeciwstawić. Ja, wychowany w mieście, przeniosłem się na irlandzką wieś i żyje mi się tu świetnie, choć plotki i wścibskość krążą tu z nie mniejszą prędkością niż w Polsce, a ja, jako obcy, jestem na widelcu. Z tym, że mam dokładnie w d.upie, co sobie mieszkańcy mojej wsi o mnie opowiadają, mało mnie obchodzą ich teorie na tematy dowolne, od zdrowia po kochanki, po prostu nie robi to na mnie najmniejszego wrażenia. Dopóki potrafię sam planować swoje życie, żaden tutejszy mieszkaniec nic mi nie może zrobić. Stać mnie na godne życie i potrafię przypilnować swojej godności. Przyjaźnię się z kim chcę, jeśli ktoś nie chce, wolna droga i nie odczuwam z tego powodu dyskomfortu. Myślę, że równie dobrze potrafiłbym żyć na polskiej wsi (oczywiście pod warunkiem tego, że mieszkanie tam dawałoby mi szansę na godne utrzymanie, w końcu to jest powód, dla którego żyję w irlandzkiej, nie polskiej wsi). I powiem Ci, że zupełnie nie chcę przenosić się do miasta, choć nie wykluczam, że sprawy ekonomiczne mogą się potoczyć tak, że będzie to wskazane, a wtedy to zrobię. dr Woland.
OdpowiedzUsuńniestety j nie pomogę. Jestem wielko miastowa :) urodziłam się i mieszkam w dużym mieście nigdy nie miałam nic wspólnego z wsią ;/ na takiej prawdziwej byłam 3 razy w życiu ;]
OdpowiedzUsuńTo ja się zgłaszam do odpowiedzi.Mieszkam na wsi od 8 lat, wcześniej mieszkałam w małym mieście wiec moje spostrzeżenia będą z punktu widzenia "wieśniaczki napływowej" :)))No cóż, na pewno poniekąd w pewnych sprawach jest tak jak piszesz, nie ma na wsi miejsca na ekscentryzm, bycie innym , ciekawym, też mam takie odczucia. Ale ja właściwie nie za bardzo się tym przejmuję, gdyż wizualnie nie mam za bardzo potrzeby ubierania czy przedstawiania w jakiś ekscentryczny sposób, mój wygląd zewnętrzny jest taki jaki byłby i w Nowym Yorku czy w Londynie :) Druga rzecz ta zaściankowość, poglądy, plotkarstwo w tym też masz racje. Ale to też jest trochę jakby poza mną gdyż tu kolejna cecha mojego charakteru jakby mnie eliminuje w plotkarskim życiu wsi.Jakoś niespecjalnie mam potrzebę nawiązywania rozległych znajomości sąsiedzkich gdyż z natury jestem samotnikiem. Kurtuazyjna rozmowa o pogodzie przy płocie owszem, ale plotki, że Lucyna jest znowu w ciąży to już niespecjalnie.Żyję i mieszkam na wsi ale rozpatruję ją głównie jako miejsce geograficzno-administracyjne niż społeczne, że się tak wyrażę :)jako "napływowa" nie mam tej potrzeby wyrwania się, nie wiem być może dopiero moje dzieci to odczują. Pomimo tego, że w całej rozciągłości potwierdzam Twoja opinię to jednak muszę powiedzieć, że ja mieszkanie na wsi odbieram jednak pozytywnie. Ale odnoszę się do mojej konkretnej sytuacji. Moje życie raczej nie różni się w niczym od życia mieszkańców miast. Nie mamy gospodarstwa rolnego wiec nie muszę wstawać o 4:30 żeby wydoić krowy :))) Ufff, na szczęście :))) Najbardziej jednak cieszę się z tego, że mogę na wsi wychowywać dzieci. Kiedy patrze na to jak moja córka biega całe lato boso to myślę sobie, że dzieciństwo na wsi to jednak coś fantastycznego.Pozdrawiam światecznie
OdpowiedzUsuńJuz wszystko prawie zostalo powiedziane wczesniej w zamieszczonych komentarzach. "Prawie", i zostalo jeszcze cos dla mnie. Pisze jako emigrantka z wlasnej woli i taki bedzie charakter mojej wypowiedzi. Wiem, ze nie musze tego pisac ale temat jest mi bliski i dlatego z wielka checia podziele sie z Toba/Wami moimi uwagami na ten temat. Moj wyjazd z Polski nie byl latwy ale po kilku latach na obczyznie znalazlam swoje miejsce. To byc moze brzmi idiotycznie ale slowo ojczyzna przez duze "O" to wymysl komunizmu aby stawic czola kapitalistycznemu swiatu otaczajacemu mala garstke swirow w Ukladzie Warszawskim. Taka postawa prawego obywatela pokutuje niestety jeszcze do dzis w Polsce. Kilkadziesiat lat prania mozgu daje znac jeszcze dzis. Jeszce tylko piec pokolen i juz Polska bedzie w roku 2011. Tak, tak Europa juz dawno konczyla sie na granicy Niemiec i Polski i tak zostalo. Jestem Polka i pozostane nia do konca mojego marnego zycia. To wcale nie znaczy, ze musze mieszkac w Polsce. Nie jestem wykladnikiem terazniejszosci polskiej wsi ani miasta. Pamietam, ze ludzie az tak bardzo sie nie roznili pod wzgledem inteligencji. Jak pamietam ze studiow wiesniaki i miastowi mieli takie same problemy z chemia organiczna czy geometria wykreslna. Bylo kilku madrych na roku ale nikt nie zwracal uwagi na pochodzenie spoleczne. Tak powinno byc w zyciu doroslym i ja tak dzialam. Biore czlowieka takim jaki jest. Oceniam jego umysl a nie pochodzenie. Teraz kolej na nasze polskie przywary (zalety pomijam w tym komentarzu), mamy ich wiele ale bardzo trudno przyznac sie do nich. Jestesmy malostkowi, zawistni i butni. Megalomania to chyba najwieksza wada nas Polakow. Plotkowanie to "maly pryszcz" bo moi sasiedzi o mnie wiedza wiecej o mnie niz ja sama o sobie a nie mieszkam w Polsce. Czyli z tym nie jest tak zle w naszej ojczyznie. Teraz moje takie krotkie kontra miasu. Otoz jak wszyscy wiemy wiele mieszczuchow ma dosc miasta i niby wielkomiejskiej wolnosci i ucieka na wies aby tam znalezc siebie z dala od wscibskich sasiadow. Sadze, ze wszedzie jest tak samo a tylko od nas zalezy jak postrzegamy otaczajacy nas swiat.
OdpowiedzUsuńJa z kolei mam więcej szczęścia. Mieszkam w dość małym mieście, a moi sąsiedzi nie interesują się życiem innych. Ja również się nie zagłębiam w prywatne sprawy innych osób i nikomu nie narzucam swojego towarzystwa. Znam po imieniu tylko jedną rodzinę. Jeśli chodzi o drugich naszych najbliższych sąsiadów, to nawet nie mam pojęcia kim są i jak się nazywają. I nawet mi to odpowiada. Dopóki nie uprzykrzają nam życia, to nic do nich nie mam :) Życie wielu moich sąsiadów toczy się w podobnym rytmie, przyjmując podobny schemat. W ciągu dnia w domach zazwyczaj nikogo nie ma, a parkingi są puste. Dopiero wieczorem się zapełniają, ale nawet wtedy - podobnie jak w weekendy - jest tu cicho, bezpiecznie i spokojnie. Dobre osiedle to naprawdę skarb :) Serdeczne pozdrowienia, Ewo :)
OdpowiedzUsuńWitaj, Wolandzie :) Zgadza się, jest to temat rzeka i ciężko w tym przypadku przedstawić swoje zdanie w krótki i zwięzły sposób. Nawet mój Połówek skrytykował tego posta, twierdząc, że zbyt chaotycznie wszystko opisałam, przez co zatraca się sens tego, co chciałam przekazać. Może faktycznie tak jest - miałam wiele myśli w głowie, a poza tym czasem ciężko jest mi spisać swoje refleksje. Bo widzisz: język giętki nie zawsze chce powiedzieć wszystko, co pomyśli głowa i nie zawsze jest jak piorun jasny i prędki, no i nie zawsze tak piękny jak aniołów mowa ;) Prawdą jest, że tu w Irlandii, doskonale widać, że nie trzeba mieć wyższego wykształcenia, by "ustawić się w życiu". Co więcej, analizując sytuacje moich znajomych, widzę, że czasami bardziej opłaca się mieć fach w ręku [być na przykład murarzem, hydraulikiem, mechanikiem] niż dyplom wyższej uczelni. Ja bardzo lubię wieś, bo jestem miłośniczką przyrody, ale męczy mnie niekiedy mentalność niektórych mieszkańców. Wiesz, kiedy otaczają Cię ludzie pozbawieni głębszych zainteresowań, karmiący się tylko skandalami i prymitywnymi plotkami, to w pewnym momencie można mieć dość. Jako alternatywę do życia we wsi polecam małe, irlandzkie miasteczko. Ja właśnie w takim żyję i z tego co mi wiadomo, nikt się tu mną nie interesuje :)
OdpowiedzUsuńZ tego, co kojarzę, to chyba Ci się tam podobało [szczególnie w tej górskiej chatce] :) Wiem, wiem, na dłuższą metę nie chciałabyś tam żyć, bo to taka niecywilizowana "puszcza" ;)
OdpowiedzUsuńMonique, ale mi tu elaborat spłodziłaś :) Doceniam Twoje zaangażowanie w dyskusję, bo co tu dużo mówić, koleżanka przyzwyczaiła mnie raczej do oszczędności słów :) Oj, zgadzam się, bo doskonale wiem, o czym mówisz :) Jako osoba, która spędziła dzieciństwo na wsi, powiem, że to była świetna sprawa :) To bogactwo aromatów, bodźców dotykowych i przeżyć, których na pewno nie doświadczyłabym mieszkając w mieście.. Te kąpiele w rzece, bieganie po polanach, lesie, te nocne ogniska... ach! :) No i te świeże warzywka i owoce z własnego ogródka - to było coś fantastycznego :) Wieś ma swoje plusy i minusy. Jednak dzieciństwo na wsi to nie tylko same superlatywy. Tam też czyhają na dzieci przeróżne niebezpieczeństwa. Serdeczne pozdrowienia przesyłam i życzę wspaniałych świat wielkanocnych :)
OdpowiedzUsuńto chyba tez jeszcze zalezy jakie region. Moj mąż pochodzi ze wsi koło Darłowa, ja z Koszalina,to ziemie odzyskane, tam każdy z innego regionu i części Europy się znalazł, mieszają się kultury, mentalnosci, ale jest dużo tolerancji, bo ianczej nie dali by rady życ. A że plotki, a ża wszystko chcą wiedzieć, hmm, takie są małe społeczności niezależnie do tego, gdzie. tu, w Irlandii też. W dużych miastach społeczność polska też się tak zachowuje, jakby byli na wsi, są wścibscy i zaglądają ludziom do lodówki.
OdpowiedzUsuńAtaner, dzięki za rzeczowy i długi komentarz :) To, co piszesz nigdy nie brzmi idiotycznie i nie jest to z mojej strony tani komplement, a zwykłe stwierdzenie prawdy :) Generalnie zgadzam się z tym, co napisałaś. Od siebie dodam tylko tyle, że ocenianie ludzi wyłącznie pod względem ich pochodzenia jest dla mnie prymitywne i świadczy o zawężonych horyzontach myślowych takiego osobnika. Z plotkarskimi środowiskami różnie bywa - ja mieszkam w małym miasteczku i mam wrażenie [może się mylę], że tu nikt nie interesuje się cudzym życiem. Irlandczycy są generalnie narodem otwartym na nowości i dość tolerancyjnym. Inna sprawa, że ja nie wyróżniam się z tłumu, więc tym samym nie dostarczam powodów do plotek: nie urządzamy głośnych imprez, jesteśmy spokojnymi i wzorowymi sąsiadami. Tak to właśnie wygląda.
OdpowiedzUsuńO, nie wiedziałam, że jesteś z Koszalina, Kasiu! Mam do tego miasta duży sentyment i być może jeszcze w tym roku się tam pojawię :) Fajnie by było. Dawno tam nie byłam, więc tym bardziej jestem ciekawa, jakie byłyby moje spostrzeżenia. Krótko mówiąc: plotkarstwo nie jest domeną tylko i wyłącznie wiejskiej ludności. Powiedzmy, że to stan umysłu. Albo się jest plotkarą (plotkarzem), albo się nie jest. Znam ludzi ze wsi, których kompletnie nie interesuje prywatne życie innych [doskonałym przykładem takiej osoby jest moja mama], a także takich, którzy mieszkają w miastach i z chorobliwym zainteresowaniem "monitorują" życie w swoim bloku. Wesołych i pogodnych świąt wielkanocnych życzę :)
OdpowiedzUsuńtka na wsi u rodziców Lu mi się podoba ale tylko tak na wakacje bo nic tam nie ma nawet sklepów z ubraniami poza jedzeniowymi ;] ale miałam na myśli taką mega prawdziwą wieś gdzie nie było kanalizacji i tylko wychodek za stodołą ... to był koszmar oby więcej na taką nie trafić ;/
OdpowiedzUsuńCieszę się, że masz sentyment, to moje miasto rodzinne, ale gdybym tam się nie urodziła, też pewnie bym je lubiła. Ja nie jestem obiektywna, tam są przyjaciele, tam rodziły się moje dzieci, tam się wszystko zaczęło. Pozdrów ode mnie Koszalin, kiedy tam będziesz
OdpowiedzUsuńCzłowiek szybko przyzwyczaja się do luksusów i dobrodziejstw współczesnej cywilizacji. Ja choć bardzo lubię wiejskie pejzaże, tamtejszy powolny tryb życia i naturę, to jednak po paru dniach przebywania na jakimś irlandzkim odludziu, odczuwam głęboką potrzebę powrotu do swojego hrabstwa i domu. Wesołych świąt Wam życzę :)
OdpowiedzUsuńJasne, że pozdrowię, Kasiu. Co więcej - podejrzewam, że automatycznie pomyślę o Tobie, przechadzając się jego uliczkami. To nie są moje rodzinne strony, ale mam wiele pięknych wspomnień związanych z tym miastem. Lubię je. Kasiu, relaksu, odpoczynku i miłej atmosfery na ten świąteczny okres :)
OdpowiedzUsuńRadosnych i pogodnych Swiat Wielkanocnych zyczy Ataner.
OdpowiedzUsuń