Będąc w Polsce, dośćszybko poczułam się wyobcowana. Uważam zresztą, że ciężko byłoby się tak niepoczuć, kiedy z własnej ojczyzny wyjechało się dobre kilka lat temu i rzadkosię w niej pojawia. Te sporadyczne wizyty w kraju sprawiają, że pewnego dnia przychodzitaki moment, kiedy emigrant czuje się wyalienowany: bo już nie należy do światapolskiego. Bo już przestał być częścią życia, które się tam toczy. Wypadł zobiegu, że tak powiem. Został odsunięty na plan dalszy.
Wyalienowana czułam siętakże z innego powodu - za każdym razem, kiedy mieszałam się z tłumem ludzi whipermarkecie. To właśnie tam objawiała się zasadnicza różnica między nami -Polakami, a Irlandczykami. Wiem, zabrzmi to okropnie arogancko, ale pod pewnymiwzględami wyspiarze wypadają przy nas dużo, dużo kulturalniej. Tutejsza ludnośćprezentuje zupełnie inną postawę - bardzo asekuracyjną, powiedziałabym. Bardzoprzepraszającą. Uprzejmą. I chociażby dlatego tutaj żyje się po prostuprzyjemniej.
Prosty przykład ze sklepu.Wchodzimy do hipermarketu w Polsce. Dużo ludzi, więc "bliższekontakty" z innymi są w zasadzie nieuniknione. Co mnie irytowało?Wchodzenie na kogoś, szturchanie, potrącanie i udawanie, że nic się nie stało.Żyjąc w Polsce, pewnie nie dostrzega się tego. Wierzcie mi, kiedy mieszka siępoza granicami kraju - na przykład w Irlandii, gdzie ludność prezentuje w tejkwestii zupełnie inną postawę - to jest się przyzwyczajonym do nieco innego,bardziej kulturalnego zachowania. Nic zatem dziwnego, że po powrocie do krajutakie zachowanie naprawdę rzuca się w oczy. I przeszkadza.
Tutaj każdy każdegoprzeprasza. Nawet jeśli wina nie leżała po jego stronie. W minioną sobotęrobiłam zakupy w jednym z tutejszych marketów. W Dunnes Stores. Spakowałamtorby do bagażnika, po czym żwawym krokiem ruszyłam z wózkiem, aby odstawić gow odpowiednie miejsce. Idąc zapatrzyłam się w lewym kierunku, przez co niezauważyłam, że z mojej prawej strony nadchodziła starsza Irlandka z wózkiem.Prawie się zderzyłyśmy i "kolizja" byłaby ewidentnie z mojej winy.Kobieta mogłaby mnie spokojnie ochrzanić. Mogłaby wylać na mnie kubeł pomyj. Iwiecie co? Miałaby do tego święte prawo. Gdybym miała ogon, to bym go podkuliłai w geście przeproszenia podała jej łapę, jak zwykł czynić mój pies, kiedynabroił. Zamiast tego sympatyczna Pani dotknęła mnie lekko ręką, zatrzymującmnie. Uśmiechając się powiedziała "I beg your pardon". Cozrobiła? Zastosowała bardzo ugrzecznionąwersję przepraszającą, którą dosłownie tłumaczy się jako "proszę owybaczenie". Rozładowała tym samym "napięcie", przez cooddaliłam się z uśmiechem na twarzy. Gdyby mnie ochrzaniła, nie byłoby takmiło. Pozostałby niesmak - właśnie taki, jaki pozostawał mi po szturchnięciachw polskich sklepach. Tak ciężko powiedzieć "przepraszam"? Tak ciężkouśmiechnąć się do nieznajomego?
Inny przykład. W niedzielębyłam w Tesco. I znów podobna historia. Przy kasie zostawiłam Połówkawykładającego towar na taśmę. Sama zaś pobiegłam w kierunku skanera, bo niebyłam pewna ceny pewnego produktu. Na końcu działu, tuż przed zakrętem doskanera, natrafiłam na mężczyznę w średnim wieku, idącego z dzieckiem. Jużnawet nie wiem, czy to była dziewczynka, czy chłopiec, ale to nie ma żadnegoznaczenia dla naszej historii. Jak to czasami się zdarza, stanęliśmynaprzeciwko siebie: on w prawo, ja w prawo. On w lewo, ja w lewo. Po czym PanIrlandczyk uśmiechnął się i rzekł "Sorry, Miss". Przepraszam,Panienko. I od razu człowiekowi wychodzi uśmiech na twarz.
Tyle małych rzeczy możemycodziennie zrobić, by umilić życie sobie i innym. Możemy rozładować kłopotliwąsytuację i ciężką atmosferę, a tymczasem rzadko kiedy czynimy jakikolwiekwysiłek, by sprawić, że na cudzym obliczu pojawi się uśmiech. Smutne, że wolimyz ponurym wyrazem twarzy spacerować po ulicy i to samo smutne obliczeprezentować przypadkowym, spotykanym na naszej drodze ludziom. A wystarczyłobytylko trochę dobrej woli. Uśmiech nic nie kosztuje - dosłownie i w przenośni.Dlaczego więc nie dzielimy się nim z innymi?
Ta uprzejmość to chyba cecha bardziej dojrzałych ludzi, ale uśmiech zawsze działa :) Za to 2 dni temu zostawiłam auto na parkingu, stojąc na linii po stronie kierowcy ale za moim autem było ze 20 miejsc wolnych. Wraca po 10 minutach, a obok zaparkowane auto dosłownie 10 cm od mojego. Ledwo się wcisnęłam żeby otworzyć zamek i weszłam od strony pasażera. I co? Wraca właścicielka auta, młoda, pobrzękując butelkami, i otwiera auto, w tym lusterko, blokując mnie. Coś jej wkurzona krzyknęłam, zamknęła, wyjechałam. Czy to była złośliwość, czy głupota, nie wiem.... Więc zdarzają się i takie przypadki ;)
OdpowiedzUsuńCo prawda tytul troche mnie zmylil ale nie chodzilo przeciez o samo kupowanie. Usmiech na codzien to dewiza codziennosci np w USA. Wsrodkach komunikacji, sklepach i urzedach. Usmiech na ustach jest wizytowka umyslu i w sytuacjach konfliktowych inteligencja podpowiada, ze latwiej porozmawiac niz krzyczec. Zatem usmiechajmy sie wszyscy nawet gdy pada i jest ponuro, moze wtedy zaswieci slonce. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam te ich "how r ya?", "how u keepin?" do obcych na ulicy:)usmiech zawsze i wszedzie:) przepraszam, nawet jesli to moja wina:) zreszta tez tak wlasnie postepuje, nawet bedac w PL. Moze jakos nie zwrocilam tam szczegolnej uwagi na chamstwo czy zwykly brak uprzejmosci, ale tutaj ta zyczliwosc faktycznie rzuca sie w oczy. Kilka dni opiekowalam sie dzieckiem kolezanki. Na spacerach kazdy sie do mnie usmiechal, przepuszczal na ulicy czy na chodniku ustepowal miejsca widzac mnie z wozkiem:) tak sie sympatycznie czulam, ze kazdy spacer chodzilam usmiechnieta od ucha do ucha:)
OdpowiedzUsuńNa pewno jest to cecha ludzi zaznajomionych z tajnikami savoir-vivre :) Jasne, że tego typu sytuacje zdarzają się, ale ja raczej nie dopatrywałabym się tutaj złośliwości, a raczej lekkomyślności. Swoją drogą, dziwnie zachowała się ta kobieta. Z tego co zauważyłam, wielu tutejszych kierowców, wjeżdżając na pustawy parking, wybierze miejsce z dala od innych samochodów. Dotyczy to głównie kobiet, bo co tu dużo ukrywać, wiele z nich ma spore problemy z parkowaniem. Widziałam parę takich agentek.
OdpowiedzUsuńChodziło o postawę w czasie zakupów :)Ataner, zdecydowanie przyłączam się do Twoich postulatów :) Uśmiech działa cuda. A do tego nic nie kosztuje.
OdpowiedzUsuńLusin, pozytywne nastawienie, życzliwa postawa i uśmiech u innych - to wszystko wywołuje najczęściej bardzo sympatyczne reakcje. I ja to bardzo cenię u tubylców. Naprawdę rzadko kiedy spotykam się z gburowatością i brakiem kultury w urzędach, sklepach i przeróżnych instytucjach. Ja również przepraszam bez względu na to, czy jest to Irlandia, Polska, czy Francja. To jest po prostu oznaka dobrego wychowania. Pozdrawiam serdecznie i życzę Ci miłego weekendu :)
OdpowiedzUsuńech polska rzeczywistość, nie lubię jej już... jednakze kultura osobista a wlasciwie jej brak przejawia się polakach i brytyjczykach na dwa rozne sposobypolacy sa gburowaci, nie przepraszaja, nabzdyczone miny, zero usmiechu, wymuszone "dzien dobry" u kasjerek, nieuprzejme odpowiedzi, wszystko jakby "z łaski"brytole - nie przepuszczą cie pierwszej w drzwiach no bo po co, w autobusie miejsca młodzi nie ustepują, niech babki sobie stoją, niektóre brytyjki tez potrafią sie rozwalić jak krowy na samym srodku marketu z wózkiem pełnym zakupów i nadawać o pierdołach i nie obchodzi ich, że ktoś nie może przecisnąć się obok...brakowało mi tego typu postów :P przeczytałam z zainteresowaniem.Wesołych Świąt życzę!obie nacje przeklinaja okrutnie...
OdpowiedzUsuńBrytyjki tamujące ruch na środku marketu to pryszcz :) U nas powszechny jest inny zwyczaj, jeszcze lepszy powiedziałabym :) Na wsiach ludzie lubią sobie podyskutować z sąsiadem, wszak rozmowa utrzymuje przy życiu ducha wspólnoty :) Doskonałą okazją do tego jest... jazda samochodem. Jadą sobie dwa auta w przeciwnym kierunku, a kiedy dojeżdżają do tego samego punktu, nie mijają się tylko zatrzymują. Szyby zjeżdżają na dół i rozpoczyna się gadka. Bla, bla, bla, a inni kierowcy stoją za gadułami blokującymi ruch i czekają. Irlandczycy zawsze mają czas :) Titanio, jak Ci brakuje jakichś postów, to protestuj :) Od tego masz wolność słowa i dar mowy :) Sugestie czytelników zawsze mile widziane. Naprawdę :)
OdpowiedzUsuńWcale nie brzmi to arogancko, bo taka jest prawda. To inna kultura i normy społeczne. Dużo lepiej można się czuć w jakimkolwiek sklepie w Irlandii niż w Polsce. Mili i wyrozumiali dla siebie ludzie, co ciekawe przyjezdni też tacy szybko się stają. I nie trzeba już chodzić do teatru, żeby się "ukulturalnić" tylko zwyczajnie - na przedstawienie.
OdpowiedzUsuńNo ej, nie jest tak źle. W dużych centrach handlowych można spotkać różnych ludzi, na ogół śpieszących się i poddenerwowanych. Ja sama nie za bardzo lubię robić zakupów w dyskontach. Z tym uśmiechem, grzecznością i ogólną kulturą też nie jest tak źle. Na ogół spotykam się z uśmiechem, często zabawnymi sytuacjami. Moja Mamuśka ma w ogóle taki zwyczaj, że stara się o uśmiech osoby, która ją obsługuje- czy to kasjerka czy ekspedientka czy kelnerka. A nawet kanar w tramwaju :) Teraz jest już wiosna, więcej słońca i pogody więc może i radochy wśród ludzi. I tego należy się trzymać.Pozdrawiam i witam z powrotem :)
OdpowiedzUsuńTa uprzejmość najwidoczniej udziela się innym, choć oczywiście zawsze znajdą się wyjątki od reguły. Są tacy, którzy nawet po kilku latach mieszkania tutaj nie nauczyli się podstawowych zasad i zwrotów grzecznościowych. Muszę przyznać, ze ja właśnie tutaj nauczyłam się uśmiechać do ludzi: do tych nieznajomych, których mijam na ulicy, czy w sklepie. Uśmiech naprawdę działa cuda! Najświeższy przykład: wracaliśmy do domu, a ja w pewnym momencie zapatrzyłam się na kierowcę samochodu jadącego sąsiednim pasem. On to spostrzegł i posłał mi tak serdeczny i ciepły uśmiech, że aż mi się ciepło na duszy zrobiło :) Pomachał mi ręką, a ja odwdzięczyłam mu się tym samym. A potem każde z nas pojechało w swoją stroną. Wierz mi, tak drobny gest, spowodował, że uśmiech nie schodził z mojej twarzy :)
OdpowiedzUsuńRóżnie bywa, Verito. Nie twierdzę, że w Polsce każda ekspedientka jest zła i nieuprzejma, a każdy robiący zakupy jest antypatyczny. Jednak mimo wszystko widać tą różnicę w mentalności i zachowaniu Polaków i Irlandczyków. Gdybyś tutaj pomieszkała przez dłuższy czas, pewnie i Ty dostrzegłabyś tę różnicę. A wczoraj dla równowagi spotkałam wyjątkowo antypatyczną młodą dziewczynę pracująca na stacji paliw. Wepchała się na Połówka, oczywiście nie przeprosiła. W dodatku miała wyjątkowo zły wyraz twarzy.
OdpowiedzUsuńTeż mi się podoba, że w razie 'kolizji' na chodniku, czy w sklepie Irlandczycy nie kręcą głową, nie cmokają, nie złorzeczą, nie szukają winnego, tylko obie strony się przepraszają i jest git.Za to szewskiej pasji doprowadza koszmarna bezmyślność irlandzkich zakupowiczów. Miałem nawet notkę kiedyś o tym napisać, czekałem tylko by skompletować kilka zdjęć, na poparcie tezy. Jak pani grzebie po półkach, nie postawi koszyka na brzegu, tylko na środku i do tego w poprzek, resztę alejki tarasując własną osobą. Mamusia człapie powoli, z pociechami po obu stronach, znów skutecznie blokując całą szerokość przejścia. Choć z drugiej strony Irlandczycy z wielkim, pełnym koszykiem mają miły zwyczaj przepuszczać osoby, które płacą tylko za kilka produktów.
OdpowiedzUsuńMichałku, dawaj posta nawet bez zdjęć :) Zapowiada się ciekawie :) Ja w sumie rzadko kiedy spotykam się z tego typu problemem, może dlatego, że zazwyczaj robię zakupy w sklepach, gdzie nie ma tłumu i jest dużo wolnej przestrzeni :)Muszę się pochwalić, że też przepuszczam innych, kiedy mam pełno rzeczy w wózku. I to jest właśnie coś, czego nauczyłam się dopiero w Irlandii. Miło mi było, gdy parę razy spotkała mnie odwrotna sytuacja, więc postanowiłam, że będę się w ten sam sposób odwdzięczać. A wszystko to w myśl zasady "what goes around comes around" - działa :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, że uśmiech i miłe słowo nic nie kosztuje, a jakże przyjemniej się żyje :)Pozdrawiam ciepło i dziękuję za kartkę :))
OdpowiedzUsuńWłaśnie z takiego założenia wychodzę, Miledo. Ostatnio zresztą miałam doskonałą okazję przekonać się o tym, jak pozytywnie wpłynął na mnie serdeczny uśmiech zupełnie obcego mi mężczyzny :)Ja również dziękuję za kartkę, Miledo. Przesyłam ciepłe pozdrowienia z wiosennej Irlandii :)
OdpowiedzUsuńDlatego ostatni raz stojąc w kolejce do odprawy w Dublinie ryczałam jak głupia, ściągając na siebie zdziwione spojrzenia. Tak strasznie tęsknię w Polsce za tym luzem, kulturą osobistą i najzwyklejszą życzliwością popartą uśmiechem, który pozwala rozładować wszystkie trudne sytuacje. Polsce taki uśmiech od nieznajomego odbierany jest jak psychiczna choroba bądź ukryte, złe zamiary. Ileż to razy w tramwaju czy autobusie ludzie na widok wesołego, gadatliwego człowieka mocniej ściskali torebki i podejrzliwie się rozglądali...Na szczęście można znaleźć i takie osoby, które pozwalają zachować poczucie, że to właśnie ja jestem normalna, że tak trzeba, tak dobrze....Kiedy w Polsce była socjalistyczna bieda myślałam o zakupach w kategoriach raju i nigdy bym nie przypuszczała, że znienawidzę zakupy.Powodem jest właśnie ta "wyższa kultura zakupowości". Dodałabym polska kultura. Przykre ale niestety to fakty.Pozdrawiam Taitko :)
OdpowiedzUsuńWitaj, Ewo :) Całkowicie zgadzam się z tym, co napisałaś. W Polsce zazwyczaj jest tak, że kiedy uśmiechasz się do obcych Ci ludzi, w ich głowach rodzi się jedno z dwóch pytań: "czy ja znam tę osobę?" i "czy ten ktoś dobrze się czuje?". To tak delikatnie rzecz ujmując :) Wielu Polaków mieszkających w Irlandii przyznaje, że na początku ich pobytu na wyspie dziwnie reagowali na uśmiechy i na pozdrawianie, którymi raczyli ich tubylcy. Uważam, że wymiana uśmiechów [szczerych i serdecznych] między dwoma obcymi osobami to coś naprawdę pięknego. Czasem to takie lekarstwo na całe zło. Ostatnio miałam doskonałą okazję przekonać się o tym, o czym wspomniałam w odpowiedzi na komentarz Pendragona. Dzięki temu uśmiechowi posłanemu mi przez nieznajomego mi kierowcę, miałam naprawdę dobry humor, a "banan" nie schodził mi z twarzy. Wesołych świąt, Ewo :) Mam nadzieję, że spędzisz je na luzie i że nie zabraknie Ci czasu na chwilę relaksu i luzu.
OdpowiedzUsuńJa też mam taką nadzieję i jeszcze życzyłabym sobie żeby ludzie w tym kraju zrozumieli jak ważna jest życzliwość, bezinteresowne ludzkie odruchy które czasem potrafią umilić trudne chwile ,a czasem nawet uratować życie.Ja mam i łatwiej i trudniej jednocześnie, bo lubię ludzi i nie ma we mnie cienia zawiści. Mam tak zwany biały kolor radiestezyjny i mam to na piśmie:)))! Z drugiej strony często boli mnie, że tak rzadko można się tu cieszyć życiem i prawdziwą przyjaźnią innych ludzi. Żałuję, że tyle tu zawiści niemal o wszystko......Tak czy inaczej jestem dziwadło :)))Wszystkiego dobrego!
OdpowiedzUsuńNo jeśli już, to tylko dziwadło w pozytywnym znaczeniu tego słowa :) Granica wyznaczająca to, co "normalne", a to, co jest "dziwactwem" bardzo się zatarła w naszych czasach, ale o tym doskonale wiesz. Gdyby ludzie w Polsce zaczęli się bezinteresownie uśmiechać do innych i być bardziej uprzejmi, życie stałoby się tam dużo łatwiejsze. Kiedyś nie zdawałam sobie sprawy, jak takie drobne i przyjazne gesty potrafią wpłynąć na samopoczucie innych. Tu nauczyłam się uśmiechać do obcych i jest z mi z tym wyjątkowo dobrze.
OdpowiedzUsuńNie trzeba daleko szukać innej postawy, wystarczy chociażby Austria .po powrocie do Polski ,przez tydzień się aklimatyzowałem do rodzimego deptania ludzi w autobusach bez zwracania uwagi, do najeżdżania wózkami z dziećmi ludzi w marketach itd . Abyło tak pięknie, tak normalnie .....
OdpowiedzUsuńnie wiem czy byliby tacy mili gdyby im brakowało tak jak ludziom w Polsce. poza tym t sztucznosc maja wpisana w kod genetyczny a jacy sa naprawde to sie okazuje potem u psychoanalityka. ja nie mam potrzeby wiecznie cieszyc sie do obcych ludzi i nic mnie nie obchodzi co u nich słychac. Juz nasza klasa pokazał prawdziwe oblicze ludzi, jak na portalu to znajomi jak w realu to nigdy w zyciu sie nie widzielismy.
OdpowiedzUsuńracja! tak jest fajniej, a nie tak gburowato jak w Polsce i np. w Niemczech. Tam tez ludzie potrafia ci stanac na butach i ni przeprosza!
OdpowiedzUsuńWłaśnie: było pięknie i tak normalnie. Dlaczego w Polsce nie może tak być? Po dłuższym pobycie za granicą powrót do polskiej rzeczywistości może być czasami niezłym szokiem dla człowieka. Zdarza się, że to właśnie wtedy dostrzegamy to, czego wcześniej nie widzieliśmy, czyli nasze polskie przywary i bolączki. Miłych, pogodnych i nastrojowych świąt życzę :)
OdpowiedzUsuńKokola: nie trzeba być bogatym, by być uśmiechniętym i pozytywnie nastawionym do innych. Wystarczy dobre serce. Aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że wiele osób borykających się z problemami finansowymi, traci całą chęć do życia, a to z kolei przekłada się na ich smutny wyraz twarzy. Wszyscy pięknie powtarzają, że pieniądze nie są najważniejsze, ale niestety prawda jest taka, że są naprawdę istotne. Mają ogromny wpływ na komfort psychiczny i psychiczną kondycję człowieka. Sztuczność, czy też nie - nie doszukiwałabym się w ludziach najgorszych cech. Ważny jest rezultat, a prawda jest taka - czy się z tym zgadzasz, czy nie - że w Irlandii żyje się przyjemniej.
OdpowiedzUsuńPaulo, nigdy nie miałam bliższej styczności z Niemcami, nie znam więc tego narodu i nie mogę się wypowiadać na ich temat. Niestety sytuacja w Polsce pozostawia wiele do życzenia. Pozdrawiam ze słonecznej Irlandii.
OdpowiedzUsuńJa mieszkam bardzo dlugo poza Polska i wydaje mi sie ze Twoje obserwacje sa prawdziwe ale zyczliwosc u innych narodow jest bardzo , bardzo powierzchowna, sprobuj odwiedzic ich bez zapowiedzi, sprobuj poprosic o rade pomoc ktora bedzie dla nich NIEWYGODNA . moja teoria : to latwo jest byc dobrym jak sie mialo cale zycie dobrobyt- nawet podstawowe potrzeby zapewnione, jak daje sie gdy mi nie brakuje. Polacy sa bardzo szczerzy - niestety brakuje usmiechu ale czesto nie ma sil, ja tez nie za czesto bywam w Polsce i narzekalam ze narzekaja ale tak naprawde to pomimo zdecydowanej poprawy sytulacji politycznej jest na co narzekac. Wielu ludzi szczegolnie starszych ma trudne zycie. jedynie dostep do lekarzy jest znacznie lepszy w niz w innych krajach i tanszy,Serce i prawdziwa przyjazn znajdziesz tylko wsrod swoich, i wierz mi ze nawet jak myslisz ze Cie akceptuja w nowym kraju to po latach sie przekonasz ze do pewnych srodowisk nie masz wstepu i juz. Nigdy o tym nie slyszalam w Polsce. Pozdrawiam Cie serdecznie
OdpowiedzUsuńtak najlepiej pisac takie bzdury jak piszesz ze w polsce to wszyscy niekulturalni a w irlandii czy gdzie tam indziej to wszystko cacy, w Polsce na codzien spotykam sie z takimi sytuacjami co opisujesz i jakos nie jest to dla mnie nic nadzwyczajnego
OdpowiedzUsuń